„Półkowniki” TVP - film Macieja Gawlikowskiego „Pod prąd”

Przez Bernard , 09/03/2010 [08:20]

W TVP przybywa „półkowników”. Nie dane jest widzom obejrzeć „Kerna” Grzegorza Królikiewicza, filmu poświęconemu historii życia marszałka Andrzeja Kerna, człowieka niszczonego gwałtowną nagonką polityczną i medialną, pierwszą taką po roku 89. Widzowie nie obejrzą też (na razie) „Teatru Wojny” Jerzego Zalewskiego, filmu o Stefanie Brzozie, poecie, pieśniarzu, którego emisja została wstrzymana i odłożona na „święte nigdy” zaraz po tym, jak wybuchła „afera” w TVP po projekcji „Towarzysza Generała” Grzegorza Brauna. Niektóre filmy mają nieco więcej szczęścia i są pokazywane w niszowych kanałach, lub o bardzo późnych porach. „Półkowników” przybywa, jednym z nich jest film Macieja Gawlikowskiego „Pod prąd”. Film o historii KPNu, której trzydziesta rocznica powstania przypadła właśnie w zeszłym roku. Film zamówiła Telewizja Polska jeszcze za czasów poprzedniej ekipy, reżyserem i scenarzystą jest Maciej Gawlikowski, producentem Robert Kaczmarek (który był też producentem „Towarzysza Generała”). Ostatnio pozytywnie przeszedł kolaudację, jednak data emisji nie została wyznaczona. Film Gawlikowskiego jednym może się podobać, innym nie, można mieć do niego uwagi, czy krytykować wypowiedzi występujących w nim bohaterów, ale przede wszystkim powinna być możliwość jego obejrzenia. Bo jak inaczej zgłaszać uwagi do filmu czy prowadzić polemikę skoro prawie nikt go nie widział? Film przedstawia historię KPNu od jej powstania w końcu lat siedemdziesiątych jako jawnej, opozycyjnej partii politycznej w PRL po upadek rządu Olszewskiego i „nocną zmianę”, co było początkiem końca Konfederacji. Jako postscriptum pokazana jest rocznicowa manifestacja byłych działaczy KPN przy Grobie Nieznanego Żołnierza w 2009, gdzie deklaracja powstania KPN została ogłoszona 30 lat wcześniej. W filmie wypowiadają się przede wszystkim członkowie KPN: Leszek Moczulski, Dariusz Wójcik, Krzysztof Król, Mirosław Lewandowski, Maria Moczulska, Teresa Baranowska, Romuald Szeremietiew (w KPN aż do rozłamu w 1985 roku, a w czasie rządu Olszewskiego wiceminister i p.o. ministra Obrony Narodowej). Spoza KPN Aleksander Hall (Komitet Obywatelski), Jan Lityński (KSS „KOR”), Krzysztof Wyszkowski (doradca premiera Olszewskiego), Tomasz Tywonek (rzecznik ministra Antoniego Macierewicza). Oraz historyk Antoni Dudek. Trudno streszczać niemal godzinny film, ale o kilku ważnych wątkach w nim poruszonych chciałbym wspomnieć mniej więcej tak jak prezentowane są w filmie. Jeśli chodzi o działalność Moczulskiego i KPN przed 89 rokiem to ważne są publikacje analityczno-programowe. „Rewolucja bez rewolucji” o pokojowej drodze dochodzenia do niepodległości za pomocą m. in. powszechnych strajków okupacyjnych, ta publikacja stanowiła manifest programowy KPNu, a zaczęła się realizować już rok później. Drugą z ważnych publikacji o której mowa w filmie to „Krajobraz przed bitwą” z roku 1987 będący odpowiedzią na tekst Jacka Kuronia „Krajobraz po bitwie”. I znowu to wizja Moczulskiego, a nie Kuronia okazała się trafna i zaczęła się spełniać już w roku 88. Analitykiem Moczulski okazał się przewidującym. Film porusza kwestię wzajemnych stosunków KORu i KPN. Cytowany jest tekst Jana Walca atakujący KPN i zarzucający Moczulskiemu m. in. „moczaryzm” i antysemityzm („Drogą podłości do niepodległości”), oraz fakt, że KOR publikując listy osób represjonowanych przy nazwiskach KPNowców pomijał ich przynależność. Mówi o tym Lityński dodając, że wstydzi się za takie „orwellowskie” postępowanie KORu. Kolejnym wątkiem poruszonym w filmie są procesy KPNu. Czołówka KPN spędziła w więzieniu po kilka lat, Moczulski w sumie sześć. Miejscem odosobnienia było chyba najcięższe wówczas więzienie w Barczewie. KPNowcy z krótkimi przerwami siedzą też w czasie tzw. karnawału Solidarności. „Ekstremiści” dzielą się więc na dwie grupy - ekstremistów z KORu o których Solidarność się upomniała, i ci „chodzą po wolności”, są m. in. doradcami Związku i „ekstremistów” z KPN, którzy prawie cały ten czas spędzają w więzieniach. Antoni Dudek cytuje rozmowę Breżniewa z Kanią, gdy sowiecki sekretarz dopytuje Kanię, kiedy ten wreszcie zrobi porządek z Moczulskim. Kania obiecuje poprawę i niebawem Moczulski trafia ponownie do więzienia. Głodówka protestacyjna i marsze z żądaniami uwolnienia więźniów politycznych (również braci Kowalczyków). Dwa procesy KPNu. Krzysztof Król opowiadając o procesie i wspominając sędziego nadzorującego proces Andrzeja Kryże nie odmówił sobie komentarza, że sędzia Kryże był wiele lat później wiceministrem w rządzie Jarosława Kaczyńskiego i zastępcą Zbigniewa Ziobry. Wspomniany jest pierwszy znaczący rozłam w KPNie, czyli odejście Romualda Szeremietiewa, po którym jednak do KPNu przyłączyła się radykalizująca się młodzież, nadając Konfederacji nowego rozpędu. Końcówka lat osiemdziesiątych - dokumentalne zdjęcia z manifestacji brutalnie rozbijanych przez milicję, ZOMO i tajniaków. Wreszcie obrady Okrągłego Stołu i przygotowanie do wyborów. W wypowiedziach członków KPNu, Konfederacja jawi się jako niemal jedyna pozaestablishmentowa partia sprzeciwiająca się Okrągłemu Stołowi, jednak biorąca samodzielnie udział w wyborach. Rządy Tadeusza Mazowieckiego to z kolei manifestacje i blokady komitetów PZPR (urocze wystąpienie młodego sekretarza krakowskiego komitetu PZPR Jerzego Hausnera), domaganie się pozbawienia PZPR majątku. W filmie wypowiada się Aleksander Hall, którzy bierze na siebie odpowiedzialność za wysyłanie ZOMO i pacyfikacje tych wystąpień. Kolejne pole działania to manifestacje przeciw wyborowi Jaruzelskiego na prezydenta Polski, oraz blokady wojskowych baz sowieckich. KPN choć poza parlamentem jest na fali i ma niezłe pomysły. Wreszcie pierwsze wolne wybory w Polsce po IIWŚ i duży sukces KPN. Próba uchwalenia ustawy konstytucyjnej o restytucji niepodległości Polski której przeciwstawiły się wszystkie główne siły polityczne w Sejmie, głównym zarzutem jest wadliwość prawna tej ustawy. Ale po jej odrzuceniu Sejm nie zdobył się na uchwalenie jakiejkolwiek innej. Dzisiaj więc Jaruzelski jest sądzony nie za to, że wprowadził stan wojenny, a za to, że wprowadził go niezgodnie z prawem PRL... I słynne wystąpienie Moczulskiego w którym rozszyfrowuje skrót PZPR. Wreszcie obalenie rządu Olszewskiego, sprawa agenturalnej przeszłości Moczulskiego. Moczulski cytuje wypowiedź Piłsudskiego o paniczykach i wsadzaniu rąk w gówno dla Polski. Zaprzecza by był agentem a tych którzy tak sądzą nazywa szujami lub idiotami i w ten sposób chce zamknąć dyskusję na ten temat. Moczulskiego broni Szeremietiew, który twierdzi, że Moczulski mógł prowadzić jakąś grę i że wiedział o próbach kontaktowania się Moczulskiego z władzami PRL w przeszłości i że po prostu mogli być to UBecy. Wypowiedzi bohaterów filmu odzierają rząd Jana Olszewskiego z „politury”, przedstawiają go jako rząd nieudolny, który i tak zostałby odwołany. Według członków KPN Antoni Macierewicz zaszantażował partię prowadząc rozmowy z Wójcikiem i Słomką, a sam nie przeprowadził zmian personalnych w swoim otoczeniu. Lewandowski mówi wprost – „wy chcieliście nas rozbić, to my pomożemy was obalić”. Pojawia się skrócona scena z „Nocnej zmiany” gdy Moczulski mówi „Pawlak i koniec”. Jest też wypowiedź Antoniego Dudka, który nie neguje orzeczenia sądu lustracyjnego, a wręcz przeciwnie, mówi, że sprawa agenturalna jest częścią biografii Moczulskiego i że nie da się jej z niej wykreślić, ale że jest ona wtórna, bo nie ma dowodów na to, że Moczulski był agentem bezpieki jako lider KPNu i jako agent bezpieki siedział kilka lat w więzieniu i w związku z tym źle zapisał się w historii Polski. Czego zabrakło w filmie? Przede wszystkim merytorycznych wypowiedzi „drugiej strony” czyli Jana Olszewskiego lub Antoniego Macierewicza, lub choćby autorów „Lewego czerwcowego”, czy „Nocnej zmiany”. Wypowiedzi Tywonka, czy Wyszkowskiego są niewystarczające. Autor prześlizguje się też nad kluczowym tematem teczki Moczulskiego. Nie ma w filmie nawet informacji w jakich latach miał on współpracować, ani jakiegoś skrótu toku rozumowania sądu lustracyjnego, który uznał, że Leszek Moczulski to TW „Lech”. Są tylko komentarze osób które uważają, że to nieprawda i wypowiedź Antoniego Dudka. Brakuje również zakończenia - czyli co przyniosła politycznie „noc teczek” dla Moczulskiego i Konfederacji, oraz co stało się dalej z KPNem. W filmie po przyklepaniu Pawlaka na premiera od razu następuje przeskok do roku 2009 i smutnej, nieco nostalgicznej wypowiedzi Moczulskiego przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Tymczasem KPN popadał w coraz większą degrengoladę. Następuje po sobie kilka rozłamów, odchodzą kolejni członkowie partii. W następnych wyborach KPN jeszcze wchodzi do Sejmu (w przeciwieństwie do PC, czy RdR) ale gwiazda KPNu szybko gaśnie. Po „nocnej zmianie” Moczulski nie odegrał już żadnej roli w polityce. Nie odegrali jej tez inni członkowie KPNu w przeciwieństwie do środowiska byłego PC, czy ZChN (a ZChN znalazł się w nieco podobnej sytuacji). Brakuje również więcej informacji na temat samej biografii Leszka Moczulskiego. Mało kto pewnie wie, że Leszek Moczulski był członkiem PPR i PZPR, z której został usunięty. Nie ma to bezpośredniego związku z KPNem, ale chyba powinno być dopowiedziane. Kilka uwag Początkowo planowałem napisać sążnistą polemikę z wypowiedziami bohaterów filmu (z którymi czasem się zgadzam, a czasem nie). Jednak wymagałoby to ścisłego przytoczenia wypowiedzi bohaterów filmu, bo jak inaczej można dyskutować z wypowiedziami których czytelnik nie zna. Ponieważ nie ma to sensu i nie bardzo jest możliwe, dlatego postanowiłem na razie to zostawić - może jednak telewizja zdecyduje się na emisję filmu? A może po prostu napiszę całkiem osobny tekst tylko zainspirowany filmem. Ale ponieważ przejrzałem kilkanaście książek dotyczących tego okresu chciałbym zamieścić chociaż kilka krótkich uwag. Jestem gotów zgodzić się Antonim Dudkiem, że Leszek Moczulski był świetnym analitykiem, lecz marnym politykiem. Świadczą o tym nie tylko liczne rozłamy w KPNie, ale też nieskuteczność w politycznych działaniach już po 89 roku. Poza tym antyestablismentowość KPNu wynikała nie tylko z przekonań przywódców, ale też z przebiegu zdarzeń. Do Okrągłego Stołu nikt Moczulskiego nie zapraszał. W wyborach kontraktowych KPN chętnie by wystartował wspólnie z drużyną Lecha, jeśliby tylko dostał lepszą propozycję. Na trzy mandaty poselskie Moczulski nie chciał się zgodzić, a to może tych głosów zabrakło by nie wybrać Jaruzelskiego na prezydenta... Oficjalnie KPN dystansował się od Okrągłego Stółu, a komunistów potępiał, jednak gdy Kiszczak próbował formować rząd w 89 roku sięgając po partie pozaparlamentarne, Leszek Moczulski spotkał się z Kiszczakiem w cztery oczy i próbował wprząc w to inne organizacje pozaparlamentarne. Nic z tego nie wyszło, bo Kiszczak podał się do dymisji. KPN wywierał nacisk na odebranie majątku PZPR, ale to Andrzej Kern był sprawozdawcą stosownej ustawy, za co został zaliczony przez Michnika do jaskiniowych antykomunistów, to Andrzej Kern przygotowywał postawienie przed Trybunałem Mieczysława Rakowskiego. Za to wszystko zapłacił bardzo wysoką cenę. Kern nie był członkiem KPNu, tylko Porozumienia Centrum. Negocjacje KPN z Olszewskim nie powiodły się. Częściowo z winy Jana Olszewskiego, ale częściowo również z winy samego Moczulskiego. W ten sposób Leszek Moczulski na trwałe pozbawił się jakiegokolwiek wpływu na polską politykę. Poza tym KPN zachował się trochę jak zaściankowa szlachta robiąca zajazd na znienawidzonego sąsiada i gotowa sprzymierzyć się z najgorszym wrogiem. Bo jak inaczej można potraktować wspólne działania nie tylko z Unią Demokratyczną, ale również z postkomunistami od których tak oficjalnie odcinał się Moczulski? Zablokowało to na długie lata lustrację i umożliwiło szybki powrót komunistów do władzy. Miał w tym swój niechlubny moim zdaniem udział Leszek Moczulski. Z innych ciekawostek - jeśli chodzi o rywalizację KOR i KPN, a jeszcze wcześniej KOR i ROPCiO bardzo ciekawe informacje można znaleźć z ostatniej publikacji IPNu „Kryptonim Gracze” (wybór dokumentów dot. KOR). Okazuje się, że nienawiść do Moczulskiego była ogromna. Aktyw KOR uznawał go nie tylko za „moczarowca”, ale też rozsiewał plotki że jest agentem bezpieki, endekiem itd. Gdy np. do KORu dotarła informacja o tym, że Moczulski planuje spotkanie z biskupem Tokarczukiem, KORowcy starali się uprzedzić działania Moczulskiego i przestrzec biskupa. Nie był to jedyny taki przypadek. Usuwano z KOR członków ROPCiO, sygnatariuszy deklaracji „naprostowywano” (Antoni Pajdak), rozsiewano pełne nienawiści plotki, odmawiano współpracy z Moczulskim. Z kolei w książce „Śladami bezpieki i partii” Cenckiewicza przytoczona jest relacja TW „Maksym”, który opisuje rozmowę z Moczulskim w której ten wspomina o zaprzestaniu swoich stałych kontaktów z „władzami”. W książce „Widziane z Kremla” Kostikow lekceważy Moczulskiego jako opozycjonistę powołując się na dobrą znajomość z czasów współpracy prasowej. Ciekawe są książki Moczulskiego „Bez wahania” (wywiad rzeka przeprowadzony przez A. Dudka i M. Gawlikowskiego) i „Lustracja” (samego Moczulskiego), w których Moczulski przedstawia swoją biografię i swoją wersję wydarzeń lustracyjnych. Odniosłem wrażenie, że Leszek Moczulski czasem trochę fantazjował opowiadając o przeszłości, a i interlokutorzy chyba też nie zawsze byli przekonani. W „Lustracji” Moczulski powołuje się na przykład Wałęsy i Jurczyka jako niesłusznie pomówionych. Tu chyba jednak chybił... W filme Romulad Szeremietiew broni Leszka Moczulskiego przed nazywaniem go agentem, w ogóle jest dość wyrozumiały. W książce „W prawo marsz!” z roku 1993 był jednak bardzo krytyczny dla przywódcy KPN - zarówno jeśli chodzi o kierowanie partią, jak i nawet co do postawy Moczulskiego w więzieniu. Nie nazywa Moczulskiego agentem wprost ale wyraża zaufanie do Macierewicza, a cytowana w książce odezwa do członków KPN jest dość jednoznaczna w tej kwestii. W książce Szeremietiew jest oburzony, że Moczulski zataił swoje członkostwo w PPRze i PZPRze, cytowane są też publikacje Moczulskiego z tamtych czasów. Jak widać czas złagodził ostrze krytyki Szeremietiewa. I jeszcze słowo polemiki z wypowiedzią Antoniego Dudka w której bagatelizuje on konsekwencje ewentualnej współpracy Leszka Moczulskiego z SB. Myślę, że w jakimś stopniu można porównać sytuację Moczulskiego i Lecha Wałęsy. Współpraca Wałęsy z SB w latach siedemdziesiątych miała ograniczony charakter i dotyczyła kręgu znajomych. Według opublikowanych książek została w pewnym momencie zerwana. Jednak najpoważniejsze konsekwencje tej sytuacji miały miejsce znacznie później, w czasie fatalnej prezydentury Lecha Wałęsy. Widzę analogię z sytuacją Leszka Moczulskiego. Jeśli nawet przyjąć korzystną dla Moczulskiego, a sprzeczną z orzeczeniem sądu lustracyjnego interpretację, że kontakty Moczulskiego były tylko jakąś grą niewłaściwie zinterpretowaną przez interlokutorów, to poważne ich konsekwencje miały miejsce znacznie później – podczas pamiętnej „nocnej zmiany” i zdeterminowały postępowanie Moczulskiego a w konsekwencji zepchnęły go na polityczny margines, a Polskę wepchnęły w objęcia postkomunizmu i zablokowały lustrację na długie lata. Nie można więc tego bagatelizować. Film trwa prawie godzinę, więc nowe wątki można by wpleść pewnie tylko kosztem skrócenia pozostałych, co pewnie nie byłoby łatwe. Chętnie obejrzałbym po projekcji tego filmu dyskusję uczestników tamtych wydarzeń, może też historyków, bo członkowie KPN też mają prawo do swojej wersji wydarzeń.

Domyślny avatar

"Znów się mylę? No nie, który to już raz w tej rozmowie? ;)" Nie pierwszy, a zapewne też nie ostatni. Nawet Ojciec Święty nieomylny jest tylko w kwestiach wiary. A co dopiero my... Przepraszam, odpiszę szczegółowo później. Teraz tylko wyrażę zdziwienie tonem Pana komentarza. Czemu zakłada Pan, że miałbym Pana zaliczać do "ujadających ratlerów"? Rozmawiamy nie od dziś, kulturalnie i rzeczowo. Skąd w ogóle taki pomysł? A jeśli chce Pan zobaczyć jak ujadają ratlery, to mogę odnaleźć i zacytować sporo anonimowych komentarzy pod moim adresem z paru forów i blogów. Takich, które zarzucają mi zdradę ojczyzny, analfabetyzm, działanie wyłącznie dla rozgłosu i sławy, pozorowana walkę z komuną w czasach PRL, współpracę z SB, SLD, PO i Bóg wie kim jeszcze... Wśród tych pomyj brakuje tylko oskarżeń o pedofilię i kanibalizm. Uważa Pan, że jeśli na takich ujadaczy podnoszę nogę i olewam to towarzystwo, to "mam monopol na prawdę"? Chce Pan spróbować jak to jest, kiedy jakieś anonimowe szuje wycierają sobie twarze Pana osobą (realną, nie wirtualną!)? P.S. Pytałem o p. Kołakowskiego, bo czy tu bywa, czy nie, to przecież Państwo nie wiedzą. Chyba, że każdego anonimowego użytkownika potraficie namierzyć? :-)
Rzepka

Rzepka

15 years 6 months temu

Panie Macieju, tak, poirytowałem się nieco, bo ja tu w dużej mierze piszę o moich wrażeniach i odczuciach po obejrzeniu filmu, a Pan mi za każdym razem pisze, że się mylę.. :) To mniej więcej tak, jakbym powiedział, iż rażą mnie promienie słoneczne, a ktoś inny stwierdził, że to nieprawda. No, rażą mnie i nic na to nie poradzę :) Ale jeżeli odebrał Pan moje pisanie jako momentami aroganckie, to przepraszam. Nie ma we mnie złej woli :) Pozdrawiam Ad.PS. Miałem na myśli to, że nie pojawia się u nas na portalu osoba o nicku "Gniady" ani występująca pod nazwiskiem Andrzej Kołakowski.
Domyślny avatar

nietoperz (niezweryfikowany)

15 years 6 months temu

bardzo dobry! Gratulacje. Co do przeszłości agenturalnej Moczulskiego nie wierzę. Pamiętam jak za komuny ojciec kupił (wydaną legalnie) książkę o KPN. Tak tak, była takowa, bodajże zielona okładka z kotwicą Polski Walczącej na okładce. W środku bardzo dużo zdjęć. Cała książka utrzymana w duchu fragmentu wiadomości z filmu. Nie chce mi się wierzyć, że wydaliby taką książkę gdyby był agentem - bo i po co? A co do PZPR - ojciec był w PZPR. Nie znam nikogo z moich bliskich którzy by nie byli. Wszyscy zakładający Solidarność w moim mieście (nawet później internowani jak mój ojciec) byli w PZPR. Oczywiście drugorzędnymi członkami... Podsumowując- Panie Macieju - znakomity film, wiele mi wyjaśnił jeśli chodzi o tamte czasy. Pozdrawiam
Bernard

to temat na osobną dyskusję ale niezależnie od tego nie należy wyciągać wniosków dotyczących samej antykomunistycznej działalności członków KPNu (sprzed 4 czerwca). Chyba nikt tego nie robi. Jeszcze jedna uwaga. Według sądu lustracyjnego współpraca została zakończona przed powstaniem KPNu. Było tam też chyba mowa o tym, że współpraca została zerwana ze względu na nielojalność Moczulskiego. To może tłumaczyć brak "lojalności" eSBeków na procesie lustracyjnym (zwykle eSBecy chronili swoich konfidentów tłumacząc, że nie pamiętają, albo zmyślali itd.). pozdrawiam
Bernard

We Frondzie odpowiedź Macieja Gawlikowskiego na wypowiedzi Piotra Gontarczyka: http://fronda.pl/news/czytaj/gawlikowski_odpowiada_gontarczykowi_inwektywy_zamiast_rzeczowej?

„Konfederacja Polski Niepodległej to bardzo ważne ugrupowanie w naszej historii. (…) Konfederatom ten film się należał i szkoda, że powstał on dopiero 20 lat po upadku muru”, „KPN-owcy to naprawdę wspaniali ludzie, którzy zasługiwali, by z ich wierności dla idei niepodległości zbudować przesłanie dla przedstawicieli młodego pokolenia” powiedział w wywiadzie dla portalu Fronda.pl Piotr Gontarczyk, jeden z dyrektorów w Instytucie Pamięci Narodowej.

Dorobek wydawniczy IPN to sporo ponad pół tysiąca książek, regularnie ukazujące się miesięcznik i dwa półroczniki, gry edukacyjne, wielkonakładowe dodatki historyczne do prasy, teki edukacyjne, publikacje internetowe, materiały pomocnicze dla nauczycieli, wiele współtworzonych przez Instytut filmów i programów telewizyjnych, nawet całych ich cykli.

Ile z tych prawie 600 książek opisuje historię KPN dla „zbudowania przesłania dla przedstawicieli młodego pokolenia?

Żadna!

Nie ma nie tylko monografii Konfederacji, ale nawet zbiorów dokumentów programowych, tekstów z prasy podziemnej KPN, jakiejkolwiek edycji źródeł, na podstawie których historycy mogliby pisać opracowania, prace naukowe.

Dopiero w tych dniach krakowski oddział Instytutu opublikuje pierwszą (po 10 latach działania IPN!) taką pracę - zbiór źródeł dotyczących działalności małopolskiego obszaru KPN.

A w ilu pozostałych publikacjach IPN choćby odnotowano 30. rocznicę powstania tego „bardzo ważnego ugrupowania w naszej historii”?

Tylko w „Biuletynie IPN” ukazał się dwa miesiące po rocznicy krótki artykuł. Pisany na kolanie, bez żadnych przypisów (sic!), z błędami merytorycznymi.

To cały dorobek Instytutu w tej dziedzinie, a Gontarczyk ubolewa nad tym, że to telewizje nie dbają o Pamięć Narodową, bo nie zrobiły przez 20 lat żadnego filmu o KPN-ie!

Personalny atak zamiast rzeczowej krytyki

Nie wykluczam, że pisząc na temat historii KPN, czy też robiąc film, mogłem popełnić jakiś błąd merytoryczny. Skoro nie ma monografii, nie ma żadnych opracowań, to jako dziennikarz musiałem zastępować pracę historyków, nie mając ku temu takich kompetencji jak choćby dr Gontarczyk.

I właśnie liczyłem na wytknięcie mi takich błędów przez wybitnego historyka.

Daremnie.

Krytyka filmu nie była w żadnym stopniu merytoryczna. W zamian mogłem przeczytać niezwykle emocjonalne uwagi o tym, że: zakłamałem historię, zmanipulowałem historyczną rzeczywistość, pozwoliłem sobie na wiele niesprawiedliwych ocen działań innych polityków oraz niedopuszczalnych zniekształceń kontekstu historycznego, nie obowiązują mnie żadne zasady, wyrządziłem świństwo nieposzlakowanej czci sędziemu Nizieńskiemu (o którym w filmie ani słowa!), jestem człowiekiem kompletnie zaślepionym, nie dążę do prawdy i nie trzymam się faktów, wybielam Moczulskiego, pokrzykuje na rozmówców i ich atakuję (Gontarczyk nie był świadkiem żadnej z moich rozmów!), jestem intelektualnym oszustem, i wreszcie najgorsze – że przypominam mu… Monikę Olejnik.

Pozostawię te ataki bez komentarza, muszę jednak sprostować kilka podanych przez niego nieprawdziwych informacji.

Zdaniem Gontarczyka: „Z filmu „Pod prąd” wynika, że ich praca to nic. Bo słynną „listę Macierewicza”, miał stworzyć „jakiś esbek”, bodaj płk Anklewicz”.

Takiego stwierdzenia oczywiście w filmie nie ma, to wytwór fantazji Gontarczyka. Wręcz przeciwnie, jest nawet wyraźnie powiedziane, że sporządzający „listę Macierewicza” pracownicy Wydziału Studiów byli młodymi, oddanymi sprawie ludźmi (mówi to Tomasz Tywonek). Jest natomiast wspomniany wysoki rangą oficer SB Andrzej Anklewicz, który blisko współpracował wtedy z Antonim Macierewiczem. Jest mowa o tym, że pełnił w MSW ważne funkcje. I tym faktom oczywiście Gontarczyk zaprzeczyć nie może. Nawet nie próbuje. Wprawdzie dysponuję nagraną wypowiedzią bliskiego współpracownika ówczesnego szefa MSW, który mówi, że nie wyklucza wpływu Anklewicza na kształt „listy”, ale tej akurat wypowiedzi nie umieściłem w filmie, bo wymagała odpowiedzi Macierewicza, który nie zgodził się na nagranie. Wygląda więc na to, że uderzyłem w stół, a nożyce się odezwały…

Pisze Gontarczyk: „Nie obrzuciłem go żadnymi wyzwiskami, tylko ostro skrytykowałem jego film na pokazie zorganizowanym w klubie „Ronin” stawiając mu zarzut fałszowania historii”.

Być może określenia „gnój” i „bolszewik” to dla Gontarczyka nie są wyzwiska… A takimi właśnie słowami dość głośno określał mnie jeszcze w trakcie projekcji, na co jest wielu świadków. Nie czuję się urażony, przytaczam ten fakt wyłącznie po to, żeby uzmysłowić poziom agresji i zacietrzewienia u niektórych wrogów filmu.

Zwolennicy knebla?

Wiem, że jeszcze przed zdjęciami do filmu były naciski na jego producenta. Gontarczyk to potwierdził: „(…) widziałem, że to człowiek kompletnie zaślepiony. Prosiłem więc producenta i jego współpracowników, żeby uważali, bo może wyjść z tego jakieś nieszczęście”.

Zresztą naciski wywierał nie tylko Gontarczyk, ale także inne osoby z kręgu Antoniego Macierewicza. Pewien znany reżyser zapowiedział nawet, że nie dopuści do emisji filmu w TVP. To mówi o stosunku do idei wolnego słowa znacznie więcej niż dziesiątki deklaracji i listów otwartych w obronie „swoich” dzieł i „swoich” kolegów.

Wszystkich przebił Jerzy Zalewski, apelując w liście do producenta „Pod prąd” (zamieszczonym w internecie): „Uczulam Cię także na możliwość zmiany niekorzystnej dla tych dwóch polityków (Jana Olszewskiego i Antoniego Macierewicza – przyp. mg) wymowy filmu, co także leży twojej gestii jako producenta”. Wybitny twórca, wróg cenzury, znany zwolennik wolności słowa uznaje, że producent wbrew autorowi ma prawo ingerować w wymowę filmu?

Wolę innego Jurka Zalewskiego, tego sprzed lat. Wtedy to w jednym z wywiadów powiedział: „Filmowy biznes można świetnie uprawiać tylko wtedy, jeśli autor zgadza się na wszystkie poprawki. Tyle że po jakimś czasie zaczyna się funkcjonować w jakimś takim mitycznym świecie dobrze zrobionego chłamu. Ja na mojej drodze nie spotkałem prawie żadnych osób, które broniłyby swojej wypowiedzi. A uważam, że w sensie artystycznym to jest rzecz święta”. Święta rzecz, święte słowa…

„Co, to też ubek, jak Macierewicz?” – tymi słowami Gontarczyk sugeruje, że kiedykolwiek określiłem Antoniego Macierewicza mianem „ubeka”. To podłość. Nie należę do wielbicieli politycznej działalności Macierewicza ani w wolnej Polsce, ani też wcześniej - w KOR-ze, ale uważam go za bohatera walki z komunistyczną władzą. Obce jest mi opluwanie odważnych opozycjonistów lat 70-tych z powodu ich dzisiejszych politycznych wyborów. Dotyczy to tak Macierewicza, jak Niesiołowskiego, Czumy czy Celińskiego.

Dyrektor Sawicki pisze na nowo historię

„(…) autor filmu udał się – a raczej chyba został do tego zmuszony - na kilkugodzinne nagranie do pracownika Biura Rzecznika Interesu Publicznego Pana Wojciecha Sawickiego” twierdzi Gontarczyk. Kto i dlaczego miałby mnie aż zmuszać do nagrania Sawickiego, tego niestety nie wyjaśnił. Szkoda.

W rzeczywistości rozmowa, przy której nie było Gontarczyka, nie trwała kilka godzin, lecz ponad godzinę. Dodatkowo przez godzinę słuchałem oświadczenia Sawickiego, które sobie wcześniej przygotował i na swoje wyraźne życzenie wygłosił po naszej rozmowie. Stąd też pewnie wynikła jego nerwowość, bo nie chciał rozmawiać, odpowiadać na pytania, lecz jedynie wygłaszać przemówienie.

„(…) w dokumencie nie umieścił nawet 5 sekund wywiadu. Oficjalna wersja brzmiała tak, że Sawicki był tak mało przekonujący, że nie nadawał się do pokazania”.

Nie chciałem tego nagłaśniać, ale skoro Gontarczyk zarzuca mi manipulację, wyraźnie to napiszę - nie pokazałem w filmie wypowiedzi Sawickiego ze względu na ich absurdalność. Chodziło mi też o dobro instytucji, w której pełni on dyrektorską funkcję. Los IPN jest dla mnie ważny i nie chciałem w przededniu planowanych przez polityków zmian, dawać jego wrogom poważnego argumentu przeciwko obecnemu kierownictwu Instytutu. Niestety, wypowiedzi dyrektora Sawickiego łatwo mogą zostać uznane za kompromitujące go jako historyka i jako archiwistę.

Wojciech Sawicki powiedział do kamery w rozmowie ze mną, że w czasach PRL kierownictwo Konfederacji Polski Niepodległej nie działało na rzecz wolnej Polski, było przesycone agenturą, a Leszek Moczulski do końca PRL był szczególnie aktywnym, płatnym agentem Służby Bezpieczeństwa. Na powyższe twierdzenia dyr. Sawicki żadnych dowodów nie miał, a są to tezy stojące w jaskrawej sprzeczności z wiedzą historyczną, a nawet ustaleniami Sądu Lustracyjnego w sprawie Leszka Moczulskiego.

Oto fragmenty wypowiedzi Sawickiego: „Okoliczności zakończenia współpracy w 1977 roku jednoznacznie, bez żadnych wątpliwości wskazują na to, że to nie tyle było to fikcyjne zakończenie współpracy, ale ten agent przeszedł na wyższy etap współpracy”, „Mamy dowody na to, że utrzymywał nieoficjalne kontakty z kierownictwem MSW”.

Dociskany pytaniami o te dowody, Sawicki mówi, że „jest przynajmniej jeden taki dowód, z 1989 roku, bodajże jeszcze z października”. Nie trzeba być historykiem, żeby wiedzieć, że w październiku 1989 rządził już w najlepsze rząd Mazowieckiego i zarzut kontaktów z jego szefostwem MSW mający dowodzić zdrady Polski, jest groteskowy.

Dokumenty SB źródłem wszelkiej wiedzy

Sawicki jako dowody agenturalności Moczulskiego podawał rzekome opinie różnych ludzi, np. Romualda Szeremietiewa. Oto zestawienie zarejestrowanych przeze mnie wypowiedzi obu panów:

Sawicki: „Romuald Szeremietiew również stwierdził, że nie ma wątpliwości, że Leszek Moczulski to agent „Lech”.

Szeremietiew: „Leszek, ja to zresztą powiedziałem (przed sądem – przyp. mg), że Leszek nie był agentem. (…) Nigdy nie uważałem, że Moczulski był TW, który donosił na mnie czy na kogokolwiek. On mógł prowadzić jakąś grę z nimi, i w którymś momencie zerwał ją. Z grą, nie z tym, że na kogokolwiek kablował. Oni mogli go traktować jako swojego informatora, mogli go tak zapisywać. Przecież to, co oni zapisywali, to on na to nie miał wpływu”.

Sawicki jest pewien, że Moczulski z Szeremietiewem znają się od 1977 roku, bo tak wielokrotnie zapisali esbecy. Argumentu, że obaj opozycjoniści twierdzą stanowczo, że w 1977 roku mieli już za sobą 5 lat znajomości i wspólnej konspiracji, nie przyjmuje. Podobnie traktuje zeznania ich współtowarzyszy z tamtych czasów, bo „dawni opozycjoniści różne rzeczy dziś opowiadają”, a dokumenty SB zawierają prawdę.

Zdaniem Sawickiego, Moczulski był „ogólnie znanym gloryfikatorem PPR-u i zwolennikiem Moczara”, co było powszechnie znane, bo pisywał na ten temat artykuły w „Stolicy”. Po serii moich pytań, Sawicki przyznał, że tych rzekomych „promoczarowskich” tekstów nigdy nie czytał, a wie o tym „z akt SB, ale nie tylko z akt „Lecha”, ale przede wszystkim z akt jego wrogów, choćby z akt na KOR”. Tak wygląda warsztat historyka pełniącego funkcję wicedyrektora archiwów IPN.

Czy miałem zamieścić w filmie te kuriozalne wypowiedzi? Po co? Żeby ośmieszyć zarówno jego, jak i instytucję, w której pełni ważną funkcję?

Czy pierwszy film dokumentalny na temat historii Konfederacji jest dobrym miejscem na takie błazeństwa?

Jedno mnie pociesza. Sądząc z tego zdania: „A jak się kończy film Gawlikowskiego? Ano, kończy się planszą, że Leszek Moczulski, w związku z przegraną sprawą lustracyjną zaskarżył Polskę do Trybunału w Strasburgu”, Gontarczyk wcale nie obejrzał mojego filmu!

Film w rzeczywistości kończy się zdjęciami z uroczystości 30. rocznicy KPN, fragmentem przemówienie Moczulskiego, w którym mówi o odzyskanej wolności i o błędach, jakie popełnili Konfederaci oraz podsumowującym komentarzem historyka IPN, prof. Antoniego Dudka.

Mam nadzieję, że Piotr Gontarczyk recenzowany przez siebie film wreszcie obejrzy z uwagą, i będzie mu choć trochę wstyd z powodu słów, które wypowiedział w wywiadzie dla portalu Fronda.pl.

bartek3033

ja wczoraj ogladalem nocna zmiane i jestem wtrzasniety za chwile mam zamiar obejrzec jeszcze raz by wylapac to co mi wczoraj umknelo
Domyślny avatar

waliszewska (niezweryfikowany)

15 years 1 month temu

Na początku lat 90 zetknęłam się bezpośrednio z KPN. Po ok rocznej współpracy miałam mieszane uczucia. Wg mnie ciekawy byłby wątek tzw starego KPN. Byli to głownie ludzie pamiętający gen Abrahama i nieco zbulwersowani ich zadaniem ekscentryczną działalnością L.Moczulskiego. Zostali przez niego odsunięci i zastąpieni "klaskaczami" z których wielu znalazło się na listach IPN jako TW. Wg mnie warto byłoby do nich dotrzeć. Oni doskonale znali przeszłość p. Leszka i początków organizacji.