„Półkowniki” TVP - film Macieja Gawlikowskiego „Pod prąd”

Przez Bernard , 09/03/2010 [08:20]

W TVP przybywa „półkowników”. Nie dane jest widzom obejrzeć „Kerna” Grzegorza Królikiewicza, filmu poświęconemu historii życia marszałka Andrzeja Kerna, człowieka niszczonego gwałtowną nagonką polityczną i medialną, pierwszą taką po roku 89. Widzowie nie obejrzą też (na razie) „Teatru Wojny” Jerzego Zalewskiego, filmu o Stefanie Brzozie, poecie, pieśniarzu, którego emisja została wstrzymana i odłożona na „święte nigdy” zaraz po tym, jak wybuchła „afera” w TVP po projekcji „Towarzysza Generała” Grzegorza Brauna. Niektóre filmy mają nieco więcej szczęścia i są pokazywane w niszowych kanałach, lub o bardzo późnych porach. „Półkowników” przybywa, jednym z nich jest film Macieja Gawlikowskiego „Pod prąd”. Film o historii KPNu, której trzydziesta rocznica powstania przypadła właśnie w zeszłym roku. Film zamówiła Telewizja Polska jeszcze za czasów poprzedniej ekipy, reżyserem i scenarzystą jest Maciej Gawlikowski, producentem Robert Kaczmarek (który był też producentem „Towarzysza Generała”). Ostatnio pozytywnie przeszedł kolaudację, jednak data emisji nie została wyznaczona. Film Gawlikowskiego jednym może się podobać, innym nie, można mieć do niego uwagi, czy krytykować wypowiedzi występujących w nim bohaterów, ale przede wszystkim powinna być możliwość jego obejrzenia. Bo jak inaczej zgłaszać uwagi do filmu czy prowadzić polemikę skoro prawie nikt go nie widział? Film przedstawia historię KPNu od jej powstania w końcu lat siedemdziesiątych jako jawnej, opozycyjnej partii politycznej w PRL po upadek rządu Olszewskiego i „nocną zmianę”, co było początkiem końca Konfederacji. Jako postscriptum pokazana jest rocznicowa manifestacja byłych działaczy KPN przy Grobie Nieznanego Żołnierza w 2009, gdzie deklaracja powstania KPN została ogłoszona 30 lat wcześniej. W filmie wypowiadają się przede wszystkim członkowie KPN: Leszek Moczulski, Dariusz Wójcik, Krzysztof Król, Mirosław Lewandowski, Maria Moczulska, Teresa Baranowska, Romuald Szeremietiew (w KPN aż do rozłamu w 1985 roku, a w czasie rządu Olszewskiego wiceminister i p.o. ministra Obrony Narodowej). Spoza KPN Aleksander Hall (Komitet Obywatelski), Jan Lityński (KSS „KOR”), Krzysztof Wyszkowski (doradca premiera Olszewskiego), Tomasz Tywonek (rzecznik ministra Antoniego Macierewicza). Oraz historyk Antoni Dudek. Trudno streszczać niemal godzinny film, ale o kilku ważnych wątkach w nim poruszonych chciałbym wspomnieć mniej więcej tak jak prezentowane są w filmie. Jeśli chodzi o działalność Moczulskiego i KPN przed 89 rokiem to ważne są publikacje analityczno-programowe. „Rewolucja bez rewolucji” o pokojowej drodze dochodzenia do niepodległości za pomocą m. in. powszechnych strajków okupacyjnych, ta publikacja stanowiła manifest programowy KPNu, a zaczęła się realizować już rok później. Drugą z ważnych publikacji o której mowa w filmie to „Krajobraz przed bitwą” z roku 1987 będący odpowiedzią na tekst Jacka Kuronia „Krajobraz po bitwie”. I znowu to wizja Moczulskiego, a nie Kuronia okazała się trafna i zaczęła się spełniać już w roku 88. Analitykiem Moczulski okazał się przewidującym. Film porusza kwestię wzajemnych stosunków KORu i KPN. Cytowany jest tekst Jana Walca atakujący KPN i zarzucający Moczulskiemu m. in. „moczaryzm” i antysemityzm („Drogą podłości do niepodległości”), oraz fakt, że KOR publikując listy osób represjonowanych przy nazwiskach KPNowców pomijał ich przynależność. Mówi o tym Lityński dodając, że wstydzi się za takie „orwellowskie” postępowanie KORu. Kolejnym wątkiem poruszonym w filmie są procesy KPNu. Czołówka KPN spędziła w więzieniu po kilka lat, Moczulski w sumie sześć. Miejscem odosobnienia było chyba najcięższe wówczas więzienie w Barczewie. KPNowcy z krótkimi przerwami siedzą też w czasie tzw. karnawału Solidarności. „Ekstremiści” dzielą się więc na dwie grupy - ekstremistów z KORu o których Solidarność się upomniała, i ci „chodzą po wolności”, są m. in. doradcami Związku i „ekstremistów” z KPN, którzy prawie cały ten czas spędzają w więzieniach. Antoni Dudek cytuje rozmowę Breżniewa z Kanią, gdy sowiecki sekretarz dopytuje Kanię, kiedy ten wreszcie zrobi porządek z Moczulskim. Kania obiecuje poprawę i niebawem Moczulski trafia ponownie do więzienia. Głodówka protestacyjna i marsze z żądaniami uwolnienia więźniów politycznych (również braci Kowalczyków). Dwa procesy KPNu. Krzysztof Król opowiadając o procesie i wspominając sędziego nadzorującego proces Andrzeja Kryże nie odmówił sobie komentarza, że sędzia Kryże był wiele lat później wiceministrem w rządzie Jarosława Kaczyńskiego i zastępcą Zbigniewa Ziobry. Wspomniany jest pierwszy znaczący rozłam w KPNie, czyli odejście Romualda Szeremietiewa, po którym jednak do KPNu przyłączyła się radykalizująca się młodzież, nadając Konfederacji nowego rozpędu. Końcówka lat osiemdziesiątych - dokumentalne zdjęcia z manifestacji brutalnie rozbijanych przez milicję, ZOMO i tajniaków. Wreszcie obrady Okrągłego Stołu i przygotowanie do wyborów. W wypowiedziach członków KPNu, Konfederacja jawi się jako niemal jedyna pozaestablishmentowa partia sprzeciwiająca się Okrągłemu Stołowi, jednak biorąca samodzielnie udział w wyborach. Rządy Tadeusza Mazowieckiego to z kolei manifestacje i blokady komitetów PZPR (urocze wystąpienie młodego sekretarza krakowskiego komitetu PZPR Jerzego Hausnera), domaganie się pozbawienia PZPR majątku. W filmie wypowiada się Aleksander Hall, którzy bierze na siebie odpowiedzialność za wysyłanie ZOMO i pacyfikacje tych wystąpień. Kolejne pole działania to manifestacje przeciw wyborowi Jaruzelskiego na prezydenta Polski, oraz blokady wojskowych baz sowieckich. KPN choć poza parlamentem jest na fali i ma niezłe pomysły. Wreszcie pierwsze wolne wybory w Polsce po IIWŚ i duży sukces KPN. Próba uchwalenia ustawy konstytucyjnej o restytucji niepodległości Polski której przeciwstawiły się wszystkie główne siły polityczne w Sejmie, głównym zarzutem jest wadliwość prawna tej ustawy. Ale po jej odrzuceniu Sejm nie zdobył się na uchwalenie jakiejkolwiek innej. Dzisiaj więc Jaruzelski jest sądzony nie za to, że wprowadził stan wojenny, a za to, że wprowadził go niezgodnie z prawem PRL... I słynne wystąpienie Moczulskiego w którym rozszyfrowuje skrót PZPR. Wreszcie obalenie rządu Olszewskiego, sprawa agenturalnej przeszłości Moczulskiego. Moczulski cytuje wypowiedź Piłsudskiego o paniczykach i wsadzaniu rąk w gówno dla Polski. Zaprzecza by był agentem a tych którzy tak sądzą nazywa szujami lub idiotami i w ten sposób chce zamknąć dyskusję na ten temat. Moczulskiego broni Szeremietiew, który twierdzi, że Moczulski mógł prowadzić jakąś grę i że wiedział o próbach kontaktowania się Moczulskiego z władzami PRL w przeszłości i że po prostu mogli być to UBecy. Wypowiedzi bohaterów filmu odzierają rząd Jana Olszewskiego z „politury”, przedstawiają go jako rząd nieudolny, który i tak zostałby odwołany. Według członków KPN Antoni Macierewicz zaszantażował partię prowadząc rozmowy z Wójcikiem i Słomką, a sam nie przeprowadził zmian personalnych w swoim otoczeniu. Lewandowski mówi wprost – „wy chcieliście nas rozbić, to my pomożemy was obalić”. Pojawia się skrócona scena z „Nocnej zmiany” gdy Moczulski mówi „Pawlak i koniec”. Jest też wypowiedź Antoniego Dudka, który nie neguje orzeczenia sądu lustracyjnego, a wręcz przeciwnie, mówi, że sprawa agenturalna jest częścią biografii Moczulskiego i że nie da się jej z niej wykreślić, ale że jest ona wtórna, bo nie ma dowodów na to, że Moczulski był agentem bezpieki jako lider KPNu i jako agent bezpieki siedział kilka lat w więzieniu i w związku z tym źle zapisał się w historii Polski. Czego zabrakło w filmie? Przede wszystkim merytorycznych wypowiedzi „drugiej strony” czyli Jana Olszewskiego lub Antoniego Macierewicza, lub choćby autorów „Lewego czerwcowego”, czy „Nocnej zmiany”. Wypowiedzi Tywonka, czy Wyszkowskiego są niewystarczające. Autor prześlizguje się też nad kluczowym tematem teczki Moczulskiego. Nie ma w filmie nawet informacji w jakich latach miał on współpracować, ani jakiegoś skrótu toku rozumowania sądu lustracyjnego, który uznał, że Leszek Moczulski to TW „Lech”. Są tylko komentarze osób które uważają, że to nieprawda i wypowiedź Antoniego Dudka. Brakuje również zakończenia - czyli co przyniosła politycznie „noc teczek” dla Moczulskiego i Konfederacji, oraz co stało się dalej z KPNem. W filmie po przyklepaniu Pawlaka na premiera od razu następuje przeskok do roku 2009 i smutnej, nieco nostalgicznej wypowiedzi Moczulskiego przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Tymczasem KPN popadał w coraz większą degrengoladę. Następuje po sobie kilka rozłamów, odchodzą kolejni członkowie partii. W następnych wyborach KPN jeszcze wchodzi do Sejmu (w przeciwieństwie do PC, czy RdR) ale gwiazda KPNu szybko gaśnie. Po „nocnej zmianie” Moczulski nie odegrał już żadnej roli w polityce. Nie odegrali jej tez inni członkowie KPNu w przeciwieństwie do środowiska byłego PC, czy ZChN (a ZChN znalazł się w nieco podobnej sytuacji). Brakuje również więcej informacji na temat samej biografii Leszka Moczulskiego. Mało kto pewnie wie, że Leszek Moczulski był członkiem PPR i PZPR, z której został usunięty. Nie ma to bezpośredniego związku z KPNem, ale chyba powinno być dopowiedziane. Kilka uwag Początkowo planowałem napisać sążnistą polemikę z wypowiedziami bohaterów filmu (z którymi czasem się zgadzam, a czasem nie). Jednak wymagałoby to ścisłego przytoczenia wypowiedzi bohaterów filmu, bo jak inaczej można dyskutować z wypowiedziami których czytelnik nie zna. Ponieważ nie ma to sensu i nie bardzo jest możliwe, dlatego postanowiłem na razie to zostawić - może jednak telewizja zdecyduje się na emisję filmu? A może po prostu napiszę całkiem osobny tekst tylko zainspirowany filmem. Ale ponieważ przejrzałem kilkanaście książek dotyczących tego okresu chciałbym zamieścić chociaż kilka krótkich uwag. Jestem gotów zgodzić się Antonim Dudkiem, że Leszek Moczulski był świetnym analitykiem, lecz marnym politykiem. Świadczą o tym nie tylko liczne rozłamy w KPNie, ale też nieskuteczność w politycznych działaniach już po 89 roku. Poza tym antyestablismentowość KPNu wynikała nie tylko z przekonań przywódców, ale też z przebiegu zdarzeń. Do Okrągłego Stołu nikt Moczulskiego nie zapraszał. W wyborach kontraktowych KPN chętnie by wystartował wspólnie z drużyną Lecha, jeśliby tylko dostał lepszą propozycję. Na trzy mandaty poselskie Moczulski nie chciał się zgodzić, a to może tych głosów zabrakło by nie wybrać Jaruzelskiego na prezydenta... Oficjalnie KPN dystansował się od Okrągłego Stółu, a komunistów potępiał, jednak gdy Kiszczak próbował formować rząd w 89 roku sięgając po partie pozaparlamentarne, Leszek Moczulski spotkał się z Kiszczakiem w cztery oczy i próbował wprząc w to inne organizacje pozaparlamentarne. Nic z tego nie wyszło, bo Kiszczak podał się do dymisji. KPN wywierał nacisk na odebranie majątku PZPR, ale to Andrzej Kern był sprawozdawcą stosownej ustawy, za co został zaliczony przez Michnika do jaskiniowych antykomunistów, to Andrzej Kern przygotowywał postawienie przed Trybunałem Mieczysława Rakowskiego. Za to wszystko zapłacił bardzo wysoką cenę. Kern nie był członkiem KPNu, tylko Porozumienia Centrum. Negocjacje KPN z Olszewskim nie powiodły się. Częściowo z winy Jana Olszewskiego, ale częściowo również z winy samego Moczulskiego. W ten sposób Leszek Moczulski na trwałe pozbawił się jakiegokolwiek wpływu na polską politykę. Poza tym KPN zachował się trochę jak zaściankowa szlachta robiąca zajazd na znienawidzonego sąsiada i gotowa sprzymierzyć się z najgorszym wrogiem. Bo jak inaczej można potraktować wspólne działania nie tylko z Unią Demokratyczną, ale również z postkomunistami od których tak oficjalnie odcinał się Moczulski? Zablokowało to na długie lata lustrację i umożliwiło szybki powrót komunistów do władzy. Miał w tym swój niechlubny moim zdaniem udział Leszek Moczulski. Z innych ciekawostek - jeśli chodzi o rywalizację KOR i KPN, a jeszcze wcześniej KOR i ROPCiO bardzo ciekawe informacje można znaleźć z ostatniej publikacji IPNu „Kryptonim Gracze” (wybór dokumentów dot. KOR). Okazuje się, że nienawiść do Moczulskiego była ogromna. Aktyw KOR uznawał go nie tylko za „moczarowca”, ale też rozsiewał plotki że jest agentem bezpieki, endekiem itd. Gdy np. do KORu dotarła informacja o tym, że Moczulski planuje spotkanie z biskupem Tokarczukiem, KORowcy starali się uprzedzić działania Moczulskiego i przestrzec biskupa. Nie był to jedyny taki przypadek. Usuwano z KOR członków ROPCiO, sygnatariuszy deklaracji „naprostowywano” (Antoni Pajdak), rozsiewano pełne nienawiści plotki, odmawiano współpracy z Moczulskim. Z kolei w książce „Śladami bezpieki i partii” Cenckiewicza przytoczona jest relacja TW „Maksym”, który opisuje rozmowę z Moczulskim w której ten wspomina o zaprzestaniu swoich stałych kontaktów z „władzami”. W książce „Widziane z Kremla” Kostikow lekceważy Moczulskiego jako opozycjonistę powołując się na dobrą znajomość z czasów współpracy prasowej. Ciekawe są książki Moczulskiego „Bez wahania” (wywiad rzeka przeprowadzony przez A. Dudka i M. Gawlikowskiego) i „Lustracja” (samego Moczulskiego), w których Moczulski przedstawia swoją biografię i swoją wersję wydarzeń lustracyjnych. Odniosłem wrażenie, że Leszek Moczulski czasem trochę fantazjował opowiadając o przeszłości, a i interlokutorzy chyba też nie zawsze byli przekonani. W „Lustracji” Moczulski powołuje się na przykład Wałęsy i Jurczyka jako niesłusznie pomówionych. Tu chyba jednak chybił... W filme Romulad Szeremietiew broni Leszka Moczulskiego przed nazywaniem go agentem, w ogóle jest dość wyrozumiały. W książce „W prawo marsz!” z roku 1993 był jednak bardzo krytyczny dla przywódcy KPN - zarówno jeśli chodzi o kierowanie partią, jak i nawet co do postawy Moczulskiego w więzieniu. Nie nazywa Moczulskiego agentem wprost ale wyraża zaufanie do Macierewicza, a cytowana w książce odezwa do członków KPN jest dość jednoznaczna w tej kwestii. W książce Szeremietiew jest oburzony, że Moczulski zataił swoje członkostwo w PPRze i PZPRze, cytowane są też publikacje Moczulskiego z tamtych czasów. Jak widać czas złagodził ostrze krytyki Szeremietiewa. I jeszcze słowo polemiki z wypowiedzią Antoniego Dudka w której bagatelizuje on konsekwencje ewentualnej współpracy Leszka Moczulskiego z SB. Myślę, że w jakimś stopniu można porównać sytuację Moczulskiego i Lecha Wałęsy. Współpraca Wałęsy z SB w latach siedemdziesiątych miała ograniczony charakter i dotyczyła kręgu znajomych. Według opublikowanych książek została w pewnym momencie zerwana. Jednak najpoważniejsze konsekwencje tej sytuacji miały miejsce znacznie później, w czasie fatalnej prezydentury Lecha Wałęsy. Widzę analogię z sytuacją Leszka Moczulskiego. Jeśli nawet przyjąć korzystną dla Moczulskiego, a sprzeczną z orzeczeniem sądu lustracyjnego interpretację, że kontakty Moczulskiego były tylko jakąś grą niewłaściwie zinterpretowaną przez interlokutorów, to poważne ich konsekwencje miały miejsce znacznie później – podczas pamiętnej „nocnej zmiany” i zdeterminowały postępowanie Moczulskiego a w konsekwencji zepchnęły go na polityczny margines, a Polskę wepchnęły w objęcia postkomunizmu i zablokowały lustrację na długie lata. Nie można więc tego bagatelizować. Film trwa prawie godzinę, więc nowe wątki można by wpleść pewnie tylko kosztem skrócenia pozostałych, co pewnie nie byłoby łatwe. Chętnie obejrzałbym po projekcji tego filmu dyskusję uczestników tamtych wydarzeń, może też historyków, bo członkowie KPN też mają prawo do swojej wersji wydarzeń.

Bernard

Film Macieja Gawlikowskiego o KPN "Pod prąd" spotkał dziwny los - zamówiony przez TVP 2, skolaudowany niedawno z ocenami wyłącznie pozytywnymi, zaraz potem trafił na półkę pod głupawym pretekstem, że w ramówce nie ma miejsca na tego rodzaju filmy dokumentalne. Prawdziwa przyczyna paracenzorskiego zapisu, co sobie właśnie uświadomiłem, jest zaś zapewne bardzo przyziemna. Otóż autor użył znalezionego w archiwach fragmentu dziennika telewizyjnego ze stanu wojennego. A ściślej – nadawanego wówczas w DTV programu "Z archiwum solidarności". Były to, kto jeszcze pamięta, najbardziej gadzinowe, propagandowe paskudztwa, nawet na tle tych czasów wyjątkowo odrażające, redagowane bardziej przez SB niż przez telewizję. "Demaskowano" tam zbrodnicze plany podziemia, pokazując zarekwirowane magazyny broni, listy członków partii do egzekucji i wachlarze dolarów przysłanych "Solidarności" i KPN na wywrotową działalność przez CIA. Taki właśnie esbecki bloczek przytoczył w swym filmie autor i, zgodnie z wymogami prawa, odnotował cytat w końcowych napisach, podając, za archiwalną metką, autorów wykorzystanego programu. I zapewne nawet nie wiedział, że wychodzi mu "arka przymierza między dawnymi i nowymi laty". Komisja kolaudacyjna też zresztą nie zauważyła, musiał się ktoś w Dwójce zreflektować: autorem tej ubeckiej propagandy, cedzącym spoza kadru obelgi i kłamstwa pod adresem "pachołków amerykańskiego imperializmu", był niejaki Jacek Skorus. A Jacek Skorus to dziś, ho, ho, poważany dziennikarz, od niedawna piastujący z rekomendacji SLD odpowiedzialne stanowisko szefa telewizyjnej "Panoramy". Tylko czego się dziś lewica wstydzi? Towarzysz Skorus "pracował dla Polski, bo innej Polski wtedy nie było". Dajcie mu jeszcze medal. http://www.rp.pl/artykul/2439…
Domyślny avatar

Oczywiście jestem oburzony aktem barbarzyńskiego piractwa! Proszę się chwilę wraz ze mną pooburzać (maksimum 3 minuty)... ... i gorąco zachęcam do oglądania! P.S. Też nie wiem, kto go umieścił, ale przeciez dostali go bohaterowie, telewizja, organizatorzy pokazów... Nie takie tajemnice wyciekają w III RP :-)
Rzepka

Rzepka

15 years 7 months temu

Teraz żałuję, że tyle się o nim naczytałem, bo trudno jakoś ugryźć, żeby nie być wtórnym ;) Ale jak pomyślę, to też może coś skrobnę. Wygląda na to, że "Pod prąd" obrasta powoli legendą ;)
Domyślny avatar

Do boju ruszyły hufce obrońców mitu założycielskiego obozu IV RP. Akcja jest spora - moi znajomi dostają maile i telefony o moim bolszewizmie, manipulacjach, sprzedaniu się wrogom, kradzieży tytułu programu Zalewskiemu, itp. Do tego dochodzą naciski na kolejne osoby, które mogłyby poświadczyć moją rzekomą nierzetelność. I jeszcze takie naciski na producenta filmu: "Uczulam Cię także na możliwość zmiany niekorzystnej dla tych dwóch polityków (Macierewicza i Olszewskiego - przyp. mg) wymowy filmu, co także leży twojej gestii jako producenta" (cytat z listu do Roberta Kaczmarka). Fajne? Producent miałby zmieniać mój film, bo się nie spodobał autorowi listu. Reżyserowi, a prywatnie przyjacielowi Macierewicza :-) Takich to mamy szermierzy wolności słowa. Którzy lepsi - ci od Skorusa, czy ci "nasi"? ;-)
Czarek Czerwiński

Moim zdaniem "mit założycielski IV RP" jest nam tak samo potrzebny jak mit założycielski III RP jest potrzebny polityczno-medialnemu salonowi. Ja stoję w opozycji do tej symbolicznej III RP, czyli Polski według mnie wynaturzonej - Polski kapusiów, korupcji u władzy, monopolu światopoglądowego itd. Walka z mitem założycielskim IV RP jest niestety wodą na młyn Platformy i wąskich elit, także tych wprost postkomunistycznych, które się dzięki niej umacniają.
Domyślny avatar

A ja walczę z każdym fałszywym mitem. Trudno mnie posądzić o sprzyjanie wynaturzeniom III RP, ale u podstaw budowania czegoś uczciwego nie może być kłamstwa. Poza tym uważam, że zawsze można o tym dyskutować, spierać się, przekonywać. Tak jak tu, w blogpressie. A jeśli ktoś w imieniu IV RP, budowanej ostatnio ze Skorusem i jego towarzyszami, próbuje pchac mi w gębę knebel, to nie czuję się z tym najlepiej. Dyskomfort jest podwójny - wolę walczyć z esbecją niż z niedawnymi kolegami z prawicy, nawet jeśli ten ich antykomunizm i prawicowość są dość świeżej daty :-)
Rzepka

Rzepka

15 years 7 months temu

"Do boju ruszyły hufce obrońców mitu założycielskiego obozu IV RP." Panie Macieju, niech Pan się nie dziwi. Miał Pan w filmie świetnego eksperta jakim jest Antoni Dudek. W pierwszych minutach pomyślałem nawet, że to jemu powierzył Pan rolę głównego narratora, przewodnika dla widza. Gdyby Pan poprowadził film tą ścieżką, nie naraziłby się Pan na zarzuty nierzetelności. Ale Pan poddał się bezkrytycznie emocjom i wersji wydarzeń Konfederatów ( czemu w końcu aż tak bardzo się nie dziwię, bo przecież był Pan jednym z nich) i starał się to, o czym mówią jak najpełniej w filmie zmaterializować i uwiarygodnić. I poszedł Pan trochę w jeżyny - stąd teraz te kolce. Przyznam, że są w filmie takie momenty, że mnie samemu - zwykłemu szaraczkowi - szczęka opadła. Miałem coś o tym napisać, ale wobec takiego rozwoju wypadków chyba sobie daruję. Jak już nie raz pisałem, bardzo cenię Pana i Pański dorobek...
Domyślny avatar

"Antoni Dudek. W pierwszych minutach pomyślałem nawet, że to jemu powierzył Pan rolę głównego narratora, przewodnika dla widza. Gdyby Pan poprowadził film tą ścieżką, nie naraziłby się Pan na zarzuty nierzetelności" I taka właśnie rolę Dudek pełni. Tyle, że nie lubię filmów, w których "pan od historii" ciągnie w nieskonczoność opowieść, przetykaną czasem jakąś wypowiedzią. Stąd obecność rozmówców z różnych obozów, różnych ugrupowań, stąd ilość archiwaliów. Na dodatek to wszystko nie jest sprzeczne z tezami Dudka. Bo niby z którymi? "Pan poddał się bezkrytycznie emocjom i wersji wydarzeń Konfederatów ( czemu w końcu aż tak bardzo się nie dziwię, bo przecież był Pan jednym z nich) i starał się to, o czym mówią jak najpełniej w filmie zmaterializować i uwiarygodnić" Ależ nie. To nie jest film oświatowy ani podręcznik historii. Kiedy robi się pierwszy w naszych dziejach film o KPN-ie, to pokazuje się ich wizję historii. Czy ktoś postawił zarzuty np. twórcom kilku filmów o SW, że przedstawiają wizję Polski, wersję wydarzeń właśnie z pozycji SW, że na tej organizacji się skupiają? Nie. Czy ktoś postawił im zarzut jednostronności, bo nie dali wypowiedzi wrogów SW (żadnych!!! a ja pokazałem i to niejedną)? Nie. Czy oczekiwano od filmów o SW, że będą osądem tej organizacji, gdzie prokurator i obrońca będą mieli po 50% czasu? Nie. Napisałem o SW, ale dotyczy to także filmów o ROPCiO, KOR-ze, itp. Nie wspomnę już nawet o "Dwóch kolorach" Jurka Zalewskiego, filmie pokazującym jak Kaczynscy, Macierewicz, Olszewski i Gwiazdowie, przy małej pomocy Borusewicza, Dymarskiego i Rokity, wywalczyli nam wolność. Skąd więc takie oczekiwania akurat od filmu o KPN-ie? Może ta filmowa wizja jest tak przekonująca, że budzi wściekłość, ale co ja na to poradzę? :-) "Przyznam, że są w filmie takie momenty, że mnie samemu - zwykłemu szaraczkowi - szczęka opadła" Dziękuję za komplement. Po to właśnie robię filmy. Chodzi o emocje. Nie interesuje mnie letnie, miałkie pitolenie, o którym widz zapomina szybciej, niż przeleci końcowa lista napisów. "Miałem coś o tym napisać, ale wobec takiego rozwoju wypadków chyba sobie daruję. Jak już nieraz pisałem, bardzo cenię Pana i Pański dorobek..." Wal Pan śmiało, że pozwolę sobie na taki kolokwialny żarcik :-) Powoli się uodparniam, choć skala ataku jest zadziwiająca.
Bernard

O filmie (o jego plusach i minusach, o prawie do publikacji własnej wersji wydarzeń zreszta również) już się rozpisałem wyżej i nie chcę się powtarzać. Myślę że jednak nie należy łączyć Skorusa z "mitem założycielskim IV RP". IV RP to temat na osobną dyskusję. Nie lekceważyłbym go i nie wyśmiewał, ponieważ jest to symboliczna kontra do tego wszystkiego co negatywnego przyniosła RP numer III. Jakiś udział w tym ma również pamiętna noc teczek, i cokolwiek o tym powiedzieć, rząd został obalony w przyspieszonym trybie, choć mógł być obalany w trybie "normalnym". Przyspieszenie spowodowane było lękiem i ujął to Wałęsa "wy nie wiecie, jak daleko oni zaszli". I bez względu na kontekst bezpośrednich przepychanek politycznych i pod- i nad- skórnych walk był to pierwszy i na wiele lat jedyny krok który naprawdę mógł zmienić oblicze kraju odsuwając agenturę od bezpośredniego wpływu na politykę. IMHO mówienie o Skorusie i IV RP to mniej więcej tak, jakby mówić o dzisiejszych losach KPNowców i na tej podstawie krytykować działanie KPN z przeszłości. pozdrawiam
Domyślny avatar

"Myślę że jednak nie należy łączyć Skorusa z "mitem założycielskim IV RP"" To był żart, wyraźnie opatrzony emoticonem ";-)". Choć akurat obie te grupy mają tu ochotę na "zatykanie trąby", jak śpiewał Klas Mittfoch. "IV RP to temat na osobną dyskusję. Nie lekceważyłbym go i nie wyśmiewał, ponieważ jest to symboliczna kontra do tego wszystkiego co negatywnego przyniosła RP numer III" To dla mnie symbol straconych nadziei, symbol roztrwonienia ogromnego ludzkiego zaufania, symbol szumnych zapowiedzi, które skończyły się paktem z "ludźmi o marnej reputacji". Na dodatek denerwuje mnie samo określenie. W polskiej tradycji kolejne "numery" Rzeczypospolitej następowały po odrodzeniu się państwa po utracie niepodległości. "był to pierwszy i na wiele lat jedyny krok który naprawdę mógł zmienić oblicze kraju odsuwając agenturę od bezpośredniego wpływu na politykę" Nie zgadzam się. Z bardzo wielu powodów. Jeden z nich jest taki, że na "liście Macierewicza" nie było agentów przewerbowanych przez UOP czy kilku co najmniej ludzi usuniętych z niewiadomych przyczyn. Nie było tam agentury innej niż SB. I na dodatek wiele osób z listy agentami nigdy nie było. Chcieli odsuwac agentów? Mogli zacząć od siebie - mieli w szerokim składzie rządu 9 osób rejestrowanych jako TW bezpieki, w tym szefa doradców premiera. I mieli o tym wiedzę od początku. Bądź co bądź doradzał im taki fachowiec jak Anklewicz, a nie był on jedynym wysokiej rangi esbekiem w MSW, blisko współpracującym przy lustracji. "IMHO mówienie o Skorusie i IV RP to mniej więcej tak, jakby mówić o dzisiejszych losach KPNowców i na tej podstawie krytykować działanie KPN z przeszłości" Nie ma tu analogii. Żartobliwie zestawiłem dwie grupy, które najchętniej - oczywiście w imię wolności słowa - ocenzurowałyby ten film. Która walczy ostrzej? Proszę zgadnąć? :-)))
Bernard

„To był żart, wyraźnie opatrzony emoticonem” Aaaa, to przeoczyłem ;) „które skończyły się paktem z "ludźmi o marnej reputacji".” Być może prezydent powinien zaryzykować i rozwiązać parlament narażając się na zarzuty łamania demokracji, poprzez wybory (kuriozum na skalę światową), Tusk zapowiadał Trybunał i „marsz na Belweder”. Może PiS powinien zagrać va bank, ale to wiemy dzisiaj. „Na dodatek denerwuje mnie samo określenie” o faktycznie patetyczny zwrot, ale w sferze idei, położenia cezury, czegoś w rodzaju „grubej kreski”. W sferze praktyki nie było chyba nawet prób zmiany konstytucji, bo było to niemożliwe. I jeszcze o lustracji i rządzie Olszewskiego. Napisałem że był to pierwszy krok. Kolejnych po prostu nie było i nie było ich przez długie lata. Warto pamiętać, że rząd Olszewskiego trwał raptem jakieś pół roku. Rząd Tuska trwa jakieś pięć razy dłużej! Był to pierwszy rząd powołany po pierwszych wolnych wyborach w szalenie rozdrobnionym parlamencie. Dlatego nie można patrzeć na ten rząd jako na zamknięty projekt od początku do końca. PS A filmu o SW i ROPCiO nie oglądałem. Są gdzieś dostępne? pozdrawiam b.
Domyślny avatar

"faktycznie patetyczny zwrot, ale w sferze idei, położenia cezury, czegoś w rodzaju „grubej kreski”. W sferze praktyki nie było chyba nawet prób zmiany konstytucji, bo było to niemożliwe" Z dużej chmury mały deszcz. Jeśli każda partia po wygranych wyborach zmieniałaby "numer" Rzeczypospolitej, to w samym XX-leciu międzywojennym ile ich mielibyśmy? A kilka zwrotów było w tym czasie znacznie bardziej radykalnych, niż zmiana jednej partii okrągłostołowej, na inną :-) "Dlatego nie można patrzeć na ten rząd jako na zamknięty projekt od początku do końca" Niewiele zrobili, ale intencje mieli, że ho, ho! ;-) "A filmu o SW i ROPCiO nie oglądałem. Są gdzieś dostępne?" Wątpię. Niestety, nie mam nagranych. O SW były ze trzy co najmniej.
Rzepka

Rzepka

15 years 7 months temu

>"I taka właśnie rolę Dudek pełni. Tyle, że nie lubię filmów, w których "pan od historii" ciągnie w nieskonczoność opowieść, przetykaną czasem jakąś wypowiedzią. Stąd obecność rozmówców z różnych obozów, różnych ugrupowań, stąd ilość archiwaliów."< Nie chodziło mi o to, że w filmie wystąpił szeroki krąg rozmówców - to bardzo dobrze. Ale o to, że niektórych ich wypowiedzi Pan nie weryfikował ( jakaś kontra z drugiej strony ) lub, co gorsze, operował nieprawdziwym obrazem żeby je uwiarygodnić. > Napisałem o SW, ale dotyczy to także filmów o ROPCiO, KOR-ze, itp. Nie wspomnę już nawet o "Dwóch kolorach" Jurka Zalewskiego, filmie pokazującym jak Kaczynscy, Macierewicz, Olszewski i Gwiazdowie, przy małej pomocy Borusewicza, Dymarskiego i Rokity, wywalczyli nam wolność.< Przepraszam, ale żeby porównać teraz poszczególne filmy musiałbym sobie odświeżyć pamięć, czyli obejrzeć je jeszcze raz, a te których nie oglądałem w ogóle obejrzeć. >Wal Pan śmiało, że pozwolę sobie na taki kolokwialny żarcik :-)< No cóż, jak Pan sobie winszuje ;-) Na przykład we fragmencie, w którym jest mowa o powołaniu przez Antoniego Macierewicza wydziału studiów do badania akt MSW, Krzysztof Król zaczyna opowiadać o mrocznej postaci Andrzeja Anklewicza, który rzekomo nagle pojawia się wtedy w sejmie i widziany jest w towarzystwie ministra. A co widzimy na ekranie? Anklewicza obok …Marka Ungiera, który ani wtedy, ani też później nie miał nic wspólnego z Sejmem, a w 1992 r. był bodajże szefem Juventuru. Wykorzystano więc w filmie materiał nie z tego okresu, o którym mówiono. Zdjęcia pochodziły prawdopodobnie z czasów, kiedy Ungier pracował już w URM lub w Kancelarii Prezydenta, a więc zrobiono je dwa, a nawet trzy lata później. Ale do widza idzie przekaz, jak to Macierewicz spiskował z Anklewiczem. To jedno. Postać byłego oficera SB, Anklewicza kojarzona jest przede wszystkim z lewicą, właśnie z takimi ludźmi jak Ungier, Siemiątkowski (koledzy ze studiów) i inni. Można też i trzeba kojarzyć tego człowieka z Andrzejem Milczanowskim, z którym w 1990 roku zaczynał pracę w UOP (do 1992). Z Krzysztofem Kozłowskim na polecenie którego wcześniej jako esbek weryfikował innych esbeków i przeprowadzał rekrutację do UOP-u właśnie. Ale z Macierewiczem?? Przecież Anklewicz nie pełnił przy rządzie Olszewskiego żadnych funkcji, ani oficjalnych, ani doradczych – jakie są na to dowody w filmie, słowa Krzysztofa Króla i Jana Lityńskiego? Owszem, pełnił je u wcześniejszych i późniejszych ministrów, doradzał Oleksemu, był nawet wiceministrem. Czy naprawdę wierzy Pan w to, że Antoni Macierewicz spiskowałby z esbekiem, który za komuny dręczył Z. Romaszewskiego i jego żonę, działaczy KOR, a także gnębił członków KPN? Niebywałe! A jaki na to dowód w filmie – kadry Anklewicza z Ungierem? I jeszcze Tomasz Tywonek, który mówi, że ten człowiek ma krew na rękach… Tak rzekł były rzecznik Macierewicza. Jego były szef miał za doradcę esbeka, który ma krew na rękach. Ciekaw jestem, czy Tywonek wiedział, że w takim kontekście użyta zostanie jego wypowiedź… Panie Macieju, proszę pomyśleć : czy gdyby rzeczywiście Anklewicz prowadzał się po Sejmie z Macierewiczem, to po obaleniu rządu Olszewskiego zostałby wiceszefem gabinetu Milczanowskiego? A z jakiego powodu? Czy może w nagrodę za to, że mógł potencjalnie podsunąć Macierewiczowi materiały „Bolka”? Może za to, że wraz z Macierewiczem i Piotrem Naimskim szykowali zamach stanu, porwanie Wałęsy? ;) Przecież to wszystko jest nielogiczne. Albo jeszcze inny obraz: ogólnikową wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, że w tym rządzie (Olszewskiego przyp. mój) są również osoby w doświadczeniem administracyjnym i politycznym celowo zderza się z kadrem, w którym ukazuje się Andrzej Olechowski. To nie fair, bo Kaczyński nic wtedy nie wiedział o przeszłości Olechowskiego, który przyznał się do współpracy z wywiadem znacznie później, w oświadczeniu lustracyjnym. Ale w tym i powyższym przypadku poszedł przekaz do widza: chcą zniszczyć Moczulskiego, a sami mają w swoich szeregach esbeków i agentów. I doskonale o tym wiedzą. Ja tego po prostu nie kupuję. To na razie tyle, choć to zaledwie część krytycznych uwag, ale by nie przynudzać starałem się wybrać takie wątki, które w dotychczasowej dyskusji były mało (lub w ogóle nie były) poruszane. Mam nadzieję, że Pana nie uraziłem. A mam również i pozytywne wrażenia z filmu, napiszę więcej jeśli czas pozwoli. Zdania nie zmieniam, nadal uważam, że ten film powinien być pokazywany publicznie w TVP. Podpiszę się pod każdym protestem w tej sprawie. W imię wolności słowa, właśnie. Nie stać nas na "półkowniki". Pozdrawiam
Domyślny avatar

Przepraszam, że teraz tylko kilka słów. Napisze później obszernie. "Mam nadzieję, że Pana nie uraziłem" Wręcz przeciwnie! Bardzo dziękuję za te krytyczne uwagi. Skąd mam wiedzieć, które fragmenty filmu są w odbiorze widza np. słabo udokumentowane. Np. Anklewicz... Moja wiedza o nim nie pochodzi od Króla czy Lityńskiego. Poznałem go w 1992 i dwukrotnie z nim wtedy rozmawiałem. Był współpracownikiem Macierewicza jako ministra MSW. mówię to stanowczo. Pełnił wysoką funkcję. Tomasz Tywonek miał pełną świadomość tego, w jakim kontekscie wykorzystam tę jego wypowiedź. Powiedział mi do kamery, że Anklewicz był blisko Macierewicza, miał jako jedna z niewielu osób w MSW stały dostęp do niego, że uczestniczył w opracowywaniu zasób archiwalnych pod kątem lustracji. Co więcej, że nie wyklucza, że miał wpływa na kształt listy! Czemu tego wszystkiego nie dałem? Z braku czasu, oraz dlatego, że nie jest to film o Anklewiczu. Pokazałem jedyne zdjęcia z Anklewiczem jakie miałem. Z późniejszego okresu, ale pokazywałem jego osobę i to normalny zabieg, nie żadna manipulacja. Alternatywą było nie pokazanie jego szlachetnego esbeckiego oblicza. Pozdrawiam
Domyślny avatar

"Nie chodziło mi o to, że w filmie wystąpił szeroki krąg rozmówców - to bardzo dobrze. Ale o to, że niektórych ich wypowiedzi Pan nie weryfikował ( jakaś kontra z drugiej strony ) lub, co gorsze, operował nieprawdziwym obrazem żeby je uwiarygodnić" Nie każdą wypowiedź mogę i muszę weryfikować. Każdy rozmówca występuje pod nazwiskiem i gębą ręczy za to, co mówi. Jeśli opowieść jest wiarygodna, zgodna z moją wiedzą na ten temat, puszczam ją, nawet nie szukając na siłę jakiejś kontry. Poniżej świetny przykład. "Król zaczyna opowiadać o mrocznej postaci Andrzeja Anklewicza, który rzekomo nagle pojawia się wtedy w sejmie i widziany jest w towarzystwie ministra" Nie ma słowa, że pojawia się "nagle", tylko że przechadza się z ministrem sejmowymi korytarzami. Pojawianie się wtedy Anklewicza w sejmie jest faktem. Wiem coś o tym :-) I pozostaje tylko kwestia czy "przechadzał się" wraz z Macierewiczem korytarzami. Jest to wielce prawdopodobne. Anklewicz był wysokim rangą funkcjonariuszem MSW, Macierewicz jego szefem. Współpracowali bezpośrednio (poniżej napiszę skąd to wiem). Nie miałem obowiązku szukać na siłę kogoś, kto będzie temu zaprzeczał, bo byłoby to głupie i sprzeczne z zasadami dziennikarstwa. "A co widzimy na ekranie? Anklewicza obok …Marka Ungiera (...) Wykorzystano więc w filmie materiał nie z tego okresu, o którym mówiono. Zdjęcia pochodziły prawdopodobnie z czasów, kiedy Ungier pracował już w URM lub w Kancelarii Prezydenta" To były trzy różne ujęcia Anklewicza z różnych miejsc i różnych dat. Jedyne, jakie miałem. Pokazywały widzowi jego osobę i tylko taka była ich funkcja. Nie ma żadnego znaczenia, że były robione wcześniej, czy później. "Ja sobie pomyślałem, iż jak się w jakiejś publikacji zamieszcza zdjęcie Kowalskiego z Malinowskim, to nie daje się podpisu, że jest to Kowalski z Wiśniewskim" Bingo! Dlatego nie dawałem podpisu, że to Macierewicz z Anklewiczem :-) I najważniejsze - zdjęcia nie pojawiły się wtedy, kiedy Król mówił o konkretnym zdarzeniu, lecz chwilę później, więc oczywiste jest, że nie służą zilustrowaniu tej opowieści. Pomijając to, że są z 3 różnych miejsc. "Przecież Anklewicz nie pełnił przy rządzie Olszewskiego żadnych funkcji, ani oficjalnych, ani doradczych – jakie są na to dowody w filmie, słowa Krzysztofa Króla i Jana Lityńskiego?" Myli się Pan. Pełnił. Mam tę wiedzę jeszcze z tamtych czasów. Jak już pisałem, rozmawiałem z Anklewiczem w 1992 roku. Jedna z tych rozmów dotyczyła jego pracy w SB. Nie muszę dowodzić w filmie każdej informacji o czyjejs pracy. To byłby obłęd. Zresztą o wysokiej pozycji Anklewicza w MSW i jego bliskiej współpracy z Macierewiczem, także przy esbeckich papierach, opowiedział mi ówczesny rzecznik Macierewicza. Sam Macierewicz odmówił wypowiedzi. W sposób dość szczególny, nawiasem mówiąc. Umówił się ze mną w lokalu swojej partii, której nazwy nie pamiętam (coś z narodem?) i ... wystawił mnie do wiatru. Nawet dosłownie do wiatru, bo spędziłem 3 kwadranse w przeciągu, w jakiejś zasikanej bramie... "Czy naprawdę wierzy Pan w to, że Antoni Macierewicz spiskowałby z esbekiem, który za komuny dręczył Z. Romaszewskiego i jego żonę, działaczy KOR, a także gnębił członków KPN? Niebywałe!" Bywałe, bywałe... Chciałoby się zaśpiewać za kabaretem Elta: "Oj naiwny, naiwny..." :-) "I jeszcze Tomasz Tywonek, który mówi, że ten człowiek ma krew na rękach… Tak rzekł były rzecznik Macierewicza. Jego były szef miał za doradcę esbeka, który ma krew na rękach. Ciekaw jestem, czy Tywonek wiedział, że w takim kontekście użyta zostanie jego wypowiedź…" Już o tym pisałem, ale powtórzę. Wiedział. O Anklewiczu rozmawialiśmy dość długo. Mam nagranie (na wszelki wypadek też 2 kopie :-)). "czy gdyby rzeczywiście Anklewicz prowadzał się po Sejmie z Macierewiczem, to po obaleniu rządu Olszewskiego zostałby wiceszefem gabinetu Milczanowskiego? A z jakiego powodu?" Bardzo prostego. To on witał w MSW ludzi Milczanowskiego, wystawiał im poprzednią ekipę jak na widelcu, pracował dla Komisji Ciemniewskiego i wręczał jej posłom do wglądu materiały na osoby z "listy". Już Pan rozumie? Mądrzy dowódcy nie zabijają pojmanych do niewoli żołnierzy najemnych. "ogólnikową wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, że w tym rządzie (Olszewskiego przyp. mój) są również osoby w doświadczeniem administracyjnym i politycznym celowo zderza się z kadrem, w którym ukazuje się Andrzej Olechowski" Bo ta wypowiedź właśnie dotyczyła Olechowskiego i chyba Lutomskiego. Po gromkich zapowiedziach przełomu i zerwania z polityką gospodarczą poprzednich rządów, dziennikarze cisnęli Kaczyńskiego o to, że na kluczowych stanowiskach pojawili się ci sami ludzie, co poprzednio. A czyj obraz miałby lepiej ilustrować te sprzeczność rządu Olszewskiego, który co innego głosił, a co innego realizował w praktyce? "To nie fair, bo Kaczyński nic wtedy nie wiedział o przeszłości Olechowskiego, który przyznał się do współpracy z wywiadem znacznie później, w oświadczeniu lustracyjnym" Proszę mnie nie rozśmieszać. Premier i jego współpracownicy mieli pełny dostęp do archiwów MSW, mieli procedury sprawdzające, mieli nawet gotową "listę Milczanowskiego". Świetnie wiedzieli o przeszłości Olechowskiego, Skubiszewskiego, Najdera i 6 innych osób z szerokiego składu rządu rejestrowanych przez SB jako tajni współpracownicy. Wtedy działały jeszcze esbeckie kartoteki komputerowe i podstawowe sprawdzenie trwało kwadrans. "w tym i powyższym przypadku poszedł przekaz do widza: chcą zniszczyć Moczulskiego, a sami mają w swoich szeregach esbeków i agentów. I doskonale o tym wiedzą" Akurat w przypadku Olechowskiego nie chodziło o agenturalność, lecz o kontynuację polityki Balcerowicza, na dodatek nie mnie, lecz dziennikarzowi, który w 1991 roku rozmawiał z Kaczyńskim. A że mieli i esbeków, i agentów, to inna sprawa. I oczywiste jest, że o tym wiedzieli. Pozdrawiam serdecznie P.S. Więcej wiedzy na temat Anklewicza i jego pracy w resorcie nie chcę ujawniać, bo czeka mnie jakaś kanonada prasowa (takie mam przynajmniej zapowiedzi) dziennikarzy i historyków z otoczenia Macierewicza. Muszę więc mieć mocne karty w garści.
Rzepka

Rzepka

15 years 7 months temu

>"Np. Anklewicz...(...)Był współpracownikiem Macierewicza jako ministra MSW. mówię to stanowczo. Pełnił wysoką funkcję."< Czyli Macierewicz po zmianach w UOP i przyjściu tam Naimskiego (chyba w lutym 1992) przydzielił Anklewiczowi nową funkcję? Jaką? W jakich źródłach - oprócz filmu - można to znaleźć? >"Pokazałem jedyne zdjęcia z Anklewiczem jakie miałem. Z późniejszego okresu, ale pokazywałem jego osobę i to normalny zabieg, nie żadna manipulacja."< Ja sobie pomyślałem, iż jak się w jakiejś publikacji zamieszcza zdjęcie Kowalskiego z Malinowskim, to nie daje się podpisu, że jest to Kowalski z Wiśniewskim. Choć domyślam się, że Anklewicz jest osobą bardzo chroniącą swój wizerunek. Swoją drogą film o tej nieciekawej postaci też mógłby być ciekawy...;) Dziękuję za odpowiedzi Pozdrawiam
Rzepka

Rzepka

15 years 7 months temu

No, nieźle Pan sobie radzi z amatorską krytyką :) Mam nadzieję, że z fachowcami też da Pan sobie radę. Sądzę, że w tej formie nic Panu nie grozi... Przepraszam, że teraz tak krótko, ale w najbliższym czasie trochę mnie nie będzie. Jak znajdę chwilę, to znów coś popiszę.. Pozdrawiam :)