„Półkowniki” TVP - film Macieja Gawlikowskiego „Pod prąd”

Przez Bernard , 09/03/2010 [08:20]

W TVP przybywa „półkowników”. Nie dane jest widzom obejrzeć „Kerna” Grzegorza Królikiewicza, filmu poświęconemu historii życia marszałka Andrzeja Kerna, człowieka niszczonego gwałtowną nagonką polityczną i medialną, pierwszą taką po roku 89. Widzowie nie obejrzą też (na razie) „Teatru Wojny” Jerzego Zalewskiego, filmu o Stefanie Brzozie, poecie, pieśniarzu, którego emisja została wstrzymana i odłożona na „święte nigdy” zaraz po tym, jak wybuchła „afera” w TVP po projekcji „Towarzysza Generała” Grzegorza Brauna. Niektóre filmy mają nieco więcej szczęścia i są pokazywane w niszowych kanałach, lub o bardzo późnych porach. „Półkowników” przybywa, jednym z nich jest film Macieja Gawlikowskiego „Pod prąd”. Film o historii KPNu, której trzydziesta rocznica powstania przypadła właśnie w zeszłym roku. Film zamówiła Telewizja Polska jeszcze za czasów poprzedniej ekipy, reżyserem i scenarzystą jest Maciej Gawlikowski, producentem Robert Kaczmarek (który był też producentem „Towarzysza Generała”). Ostatnio pozytywnie przeszedł kolaudację, jednak data emisji nie została wyznaczona. Film Gawlikowskiego jednym może się podobać, innym nie, można mieć do niego uwagi, czy krytykować wypowiedzi występujących w nim bohaterów, ale przede wszystkim powinna być możliwość jego obejrzenia. Bo jak inaczej zgłaszać uwagi do filmu czy prowadzić polemikę skoro prawie nikt go nie widział? Film przedstawia historię KPNu od jej powstania w końcu lat siedemdziesiątych jako jawnej, opozycyjnej partii politycznej w PRL po upadek rządu Olszewskiego i „nocną zmianę”, co było początkiem końca Konfederacji. Jako postscriptum pokazana jest rocznicowa manifestacja byłych działaczy KPN przy Grobie Nieznanego Żołnierza w 2009, gdzie deklaracja powstania KPN została ogłoszona 30 lat wcześniej. W filmie wypowiadają się przede wszystkim członkowie KPN: Leszek Moczulski, Dariusz Wójcik, Krzysztof Król, Mirosław Lewandowski, Maria Moczulska, Teresa Baranowska, Romuald Szeremietiew (w KPN aż do rozłamu w 1985 roku, a w czasie rządu Olszewskiego wiceminister i p.o. ministra Obrony Narodowej). Spoza KPN Aleksander Hall (Komitet Obywatelski), Jan Lityński (KSS „KOR”), Krzysztof Wyszkowski (doradca premiera Olszewskiego), Tomasz Tywonek (rzecznik ministra Antoniego Macierewicza). Oraz historyk Antoni Dudek. Trudno streszczać niemal godzinny film, ale o kilku ważnych wątkach w nim poruszonych chciałbym wspomnieć mniej więcej tak jak prezentowane są w filmie. Jeśli chodzi o działalność Moczulskiego i KPN przed 89 rokiem to ważne są publikacje analityczno-programowe. „Rewolucja bez rewolucji” o pokojowej drodze dochodzenia do niepodległości za pomocą m. in. powszechnych strajków okupacyjnych, ta publikacja stanowiła manifest programowy KPNu, a zaczęła się realizować już rok później. Drugą z ważnych publikacji o której mowa w filmie to „Krajobraz przed bitwą” z roku 1987 będący odpowiedzią na tekst Jacka Kuronia „Krajobraz po bitwie”. I znowu to wizja Moczulskiego, a nie Kuronia okazała się trafna i zaczęła się spełniać już w roku 88. Analitykiem Moczulski okazał się przewidującym. Film porusza kwestię wzajemnych stosunków KORu i KPN. Cytowany jest tekst Jana Walca atakujący KPN i zarzucający Moczulskiemu m. in. „moczaryzm” i antysemityzm („Drogą podłości do niepodległości”), oraz fakt, że KOR publikując listy osób represjonowanych przy nazwiskach KPNowców pomijał ich przynależność. Mówi o tym Lityński dodając, że wstydzi się za takie „orwellowskie” postępowanie KORu. Kolejnym wątkiem poruszonym w filmie są procesy KPNu. Czołówka KPN spędziła w więzieniu po kilka lat, Moczulski w sumie sześć. Miejscem odosobnienia było chyba najcięższe wówczas więzienie w Barczewie. KPNowcy z krótkimi przerwami siedzą też w czasie tzw. karnawału Solidarności. „Ekstremiści” dzielą się więc na dwie grupy - ekstremistów z KORu o których Solidarność się upomniała, i ci „chodzą po wolności”, są m. in. doradcami Związku i „ekstremistów” z KPN, którzy prawie cały ten czas spędzają w więzieniach. Antoni Dudek cytuje rozmowę Breżniewa z Kanią, gdy sowiecki sekretarz dopytuje Kanię, kiedy ten wreszcie zrobi porządek z Moczulskim. Kania obiecuje poprawę i niebawem Moczulski trafia ponownie do więzienia. Głodówka protestacyjna i marsze z żądaniami uwolnienia więźniów politycznych (również braci Kowalczyków). Dwa procesy KPNu. Krzysztof Król opowiadając o procesie i wspominając sędziego nadzorującego proces Andrzeja Kryże nie odmówił sobie komentarza, że sędzia Kryże był wiele lat później wiceministrem w rządzie Jarosława Kaczyńskiego i zastępcą Zbigniewa Ziobry. Wspomniany jest pierwszy znaczący rozłam w KPNie, czyli odejście Romualda Szeremietiewa, po którym jednak do KPNu przyłączyła się radykalizująca się młodzież, nadając Konfederacji nowego rozpędu. Końcówka lat osiemdziesiątych - dokumentalne zdjęcia z manifestacji brutalnie rozbijanych przez milicję, ZOMO i tajniaków. Wreszcie obrady Okrągłego Stołu i przygotowanie do wyborów. W wypowiedziach członków KPNu, Konfederacja jawi się jako niemal jedyna pozaestablishmentowa partia sprzeciwiająca się Okrągłemu Stołowi, jednak biorąca samodzielnie udział w wyborach. Rządy Tadeusza Mazowieckiego to z kolei manifestacje i blokady komitetów PZPR (urocze wystąpienie młodego sekretarza krakowskiego komitetu PZPR Jerzego Hausnera), domaganie się pozbawienia PZPR majątku. W filmie wypowiada się Aleksander Hall, którzy bierze na siebie odpowiedzialność za wysyłanie ZOMO i pacyfikacje tych wystąpień. Kolejne pole działania to manifestacje przeciw wyborowi Jaruzelskiego na prezydenta Polski, oraz blokady wojskowych baz sowieckich. KPN choć poza parlamentem jest na fali i ma niezłe pomysły. Wreszcie pierwsze wolne wybory w Polsce po IIWŚ i duży sukces KPN. Próba uchwalenia ustawy konstytucyjnej o restytucji niepodległości Polski której przeciwstawiły się wszystkie główne siły polityczne w Sejmie, głównym zarzutem jest wadliwość prawna tej ustawy. Ale po jej odrzuceniu Sejm nie zdobył się na uchwalenie jakiejkolwiek innej. Dzisiaj więc Jaruzelski jest sądzony nie za to, że wprowadził stan wojenny, a za to, że wprowadził go niezgodnie z prawem PRL... I słynne wystąpienie Moczulskiego w którym rozszyfrowuje skrót PZPR. Wreszcie obalenie rządu Olszewskiego, sprawa agenturalnej przeszłości Moczulskiego. Moczulski cytuje wypowiedź Piłsudskiego o paniczykach i wsadzaniu rąk w gówno dla Polski. Zaprzecza by był agentem a tych którzy tak sądzą nazywa szujami lub idiotami i w ten sposób chce zamknąć dyskusję na ten temat. Moczulskiego broni Szeremietiew, który twierdzi, że Moczulski mógł prowadzić jakąś grę i że wiedział o próbach kontaktowania się Moczulskiego z władzami PRL w przeszłości i że po prostu mogli być to UBecy. Wypowiedzi bohaterów filmu odzierają rząd Jana Olszewskiego z „politury”, przedstawiają go jako rząd nieudolny, który i tak zostałby odwołany. Według członków KPN Antoni Macierewicz zaszantażował partię prowadząc rozmowy z Wójcikiem i Słomką, a sam nie przeprowadził zmian personalnych w swoim otoczeniu. Lewandowski mówi wprost – „wy chcieliście nas rozbić, to my pomożemy was obalić”. Pojawia się skrócona scena z „Nocnej zmiany” gdy Moczulski mówi „Pawlak i koniec”. Jest też wypowiedź Antoniego Dudka, który nie neguje orzeczenia sądu lustracyjnego, a wręcz przeciwnie, mówi, że sprawa agenturalna jest częścią biografii Moczulskiego i że nie da się jej z niej wykreślić, ale że jest ona wtórna, bo nie ma dowodów na to, że Moczulski był agentem bezpieki jako lider KPNu i jako agent bezpieki siedział kilka lat w więzieniu i w związku z tym źle zapisał się w historii Polski. Czego zabrakło w filmie? Przede wszystkim merytorycznych wypowiedzi „drugiej strony” czyli Jana Olszewskiego lub Antoniego Macierewicza, lub choćby autorów „Lewego czerwcowego”, czy „Nocnej zmiany”. Wypowiedzi Tywonka, czy Wyszkowskiego są niewystarczające. Autor prześlizguje się też nad kluczowym tematem teczki Moczulskiego. Nie ma w filmie nawet informacji w jakich latach miał on współpracować, ani jakiegoś skrótu toku rozumowania sądu lustracyjnego, który uznał, że Leszek Moczulski to TW „Lech”. Są tylko komentarze osób które uważają, że to nieprawda i wypowiedź Antoniego Dudka. Brakuje również zakończenia - czyli co przyniosła politycznie „noc teczek” dla Moczulskiego i Konfederacji, oraz co stało się dalej z KPNem. W filmie po przyklepaniu Pawlaka na premiera od razu następuje przeskok do roku 2009 i smutnej, nieco nostalgicznej wypowiedzi Moczulskiego przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Tymczasem KPN popadał w coraz większą degrengoladę. Następuje po sobie kilka rozłamów, odchodzą kolejni członkowie partii. W następnych wyborach KPN jeszcze wchodzi do Sejmu (w przeciwieństwie do PC, czy RdR) ale gwiazda KPNu szybko gaśnie. Po „nocnej zmianie” Moczulski nie odegrał już żadnej roli w polityce. Nie odegrali jej tez inni członkowie KPNu w przeciwieństwie do środowiska byłego PC, czy ZChN (a ZChN znalazł się w nieco podobnej sytuacji). Brakuje również więcej informacji na temat samej biografii Leszka Moczulskiego. Mało kto pewnie wie, że Leszek Moczulski był członkiem PPR i PZPR, z której został usunięty. Nie ma to bezpośredniego związku z KPNem, ale chyba powinno być dopowiedziane. Kilka uwag Początkowo planowałem napisać sążnistą polemikę z wypowiedziami bohaterów filmu (z którymi czasem się zgadzam, a czasem nie). Jednak wymagałoby to ścisłego przytoczenia wypowiedzi bohaterów filmu, bo jak inaczej można dyskutować z wypowiedziami których czytelnik nie zna. Ponieważ nie ma to sensu i nie bardzo jest możliwe, dlatego postanowiłem na razie to zostawić - może jednak telewizja zdecyduje się na emisję filmu? A może po prostu napiszę całkiem osobny tekst tylko zainspirowany filmem. Ale ponieważ przejrzałem kilkanaście książek dotyczących tego okresu chciałbym zamieścić chociaż kilka krótkich uwag. Jestem gotów zgodzić się Antonim Dudkiem, że Leszek Moczulski był świetnym analitykiem, lecz marnym politykiem. Świadczą o tym nie tylko liczne rozłamy w KPNie, ale też nieskuteczność w politycznych działaniach już po 89 roku. Poza tym antyestablismentowość KPNu wynikała nie tylko z przekonań przywódców, ale też z przebiegu zdarzeń. Do Okrągłego Stołu nikt Moczulskiego nie zapraszał. W wyborach kontraktowych KPN chętnie by wystartował wspólnie z drużyną Lecha, jeśliby tylko dostał lepszą propozycję. Na trzy mandaty poselskie Moczulski nie chciał się zgodzić, a to może tych głosów zabrakło by nie wybrać Jaruzelskiego na prezydenta... Oficjalnie KPN dystansował się od Okrągłego Stółu, a komunistów potępiał, jednak gdy Kiszczak próbował formować rząd w 89 roku sięgając po partie pozaparlamentarne, Leszek Moczulski spotkał się z Kiszczakiem w cztery oczy i próbował wprząc w to inne organizacje pozaparlamentarne. Nic z tego nie wyszło, bo Kiszczak podał się do dymisji. KPN wywierał nacisk na odebranie majątku PZPR, ale to Andrzej Kern był sprawozdawcą stosownej ustawy, za co został zaliczony przez Michnika do jaskiniowych antykomunistów, to Andrzej Kern przygotowywał postawienie przed Trybunałem Mieczysława Rakowskiego. Za to wszystko zapłacił bardzo wysoką cenę. Kern nie był członkiem KPNu, tylko Porozumienia Centrum. Negocjacje KPN z Olszewskim nie powiodły się. Częściowo z winy Jana Olszewskiego, ale częściowo również z winy samego Moczulskiego. W ten sposób Leszek Moczulski na trwałe pozbawił się jakiegokolwiek wpływu na polską politykę. Poza tym KPN zachował się trochę jak zaściankowa szlachta robiąca zajazd na znienawidzonego sąsiada i gotowa sprzymierzyć się z najgorszym wrogiem. Bo jak inaczej można potraktować wspólne działania nie tylko z Unią Demokratyczną, ale również z postkomunistami od których tak oficjalnie odcinał się Moczulski? Zablokowało to na długie lata lustrację i umożliwiło szybki powrót komunistów do władzy. Miał w tym swój niechlubny moim zdaniem udział Leszek Moczulski. Z innych ciekawostek - jeśli chodzi o rywalizację KOR i KPN, a jeszcze wcześniej KOR i ROPCiO bardzo ciekawe informacje można znaleźć z ostatniej publikacji IPNu „Kryptonim Gracze” (wybór dokumentów dot. KOR). Okazuje się, że nienawiść do Moczulskiego była ogromna. Aktyw KOR uznawał go nie tylko za „moczarowca”, ale też rozsiewał plotki że jest agentem bezpieki, endekiem itd. Gdy np. do KORu dotarła informacja o tym, że Moczulski planuje spotkanie z biskupem Tokarczukiem, KORowcy starali się uprzedzić działania Moczulskiego i przestrzec biskupa. Nie był to jedyny taki przypadek. Usuwano z KOR członków ROPCiO, sygnatariuszy deklaracji „naprostowywano” (Antoni Pajdak), rozsiewano pełne nienawiści plotki, odmawiano współpracy z Moczulskim. Z kolei w książce „Śladami bezpieki i partii” Cenckiewicza przytoczona jest relacja TW „Maksym”, który opisuje rozmowę z Moczulskim w której ten wspomina o zaprzestaniu swoich stałych kontaktów z „władzami”. W książce „Widziane z Kremla” Kostikow lekceważy Moczulskiego jako opozycjonistę powołując się na dobrą znajomość z czasów współpracy prasowej. Ciekawe są książki Moczulskiego „Bez wahania” (wywiad rzeka przeprowadzony przez A. Dudka i M. Gawlikowskiego) i „Lustracja” (samego Moczulskiego), w których Moczulski przedstawia swoją biografię i swoją wersję wydarzeń lustracyjnych. Odniosłem wrażenie, że Leszek Moczulski czasem trochę fantazjował opowiadając o przeszłości, a i interlokutorzy chyba też nie zawsze byli przekonani. W „Lustracji” Moczulski powołuje się na przykład Wałęsy i Jurczyka jako niesłusznie pomówionych. Tu chyba jednak chybił... W filme Romulad Szeremietiew broni Leszka Moczulskiego przed nazywaniem go agentem, w ogóle jest dość wyrozumiały. W książce „W prawo marsz!” z roku 1993 był jednak bardzo krytyczny dla przywódcy KPN - zarówno jeśli chodzi o kierowanie partią, jak i nawet co do postawy Moczulskiego w więzieniu. Nie nazywa Moczulskiego agentem wprost ale wyraża zaufanie do Macierewicza, a cytowana w książce odezwa do członków KPN jest dość jednoznaczna w tej kwestii. W książce Szeremietiew jest oburzony, że Moczulski zataił swoje członkostwo w PPRze i PZPRze, cytowane są też publikacje Moczulskiego z tamtych czasów. Jak widać czas złagodził ostrze krytyki Szeremietiewa. I jeszcze słowo polemiki z wypowiedzią Antoniego Dudka w której bagatelizuje on konsekwencje ewentualnej współpracy Leszka Moczulskiego z SB. Myślę, że w jakimś stopniu można porównać sytuację Moczulskiego i Lecha Wałęsy. Współpraca Wałęsy z SB w latach siedemdziesiątych miała ograniczony charakter i dotyczyła kręgu znajomych. Według opublikowanych książek została w pewnym momencie zerwana. Jednak najpoważniejsze konsekwencje tej sytuacji miały miejsce znacznie później, w czasie fatalnej prezydentury Lecha Wałęsy. Widzę analogię z sytuacją Leszka Moczulskiego. Jeśli nawet przyjąć korzystną dla Moczulskiego, a sprzeczną z orzeczeniem sądu lustracyjnego interpretację, że kontakty Moczulskiego były tylko jakąś grą niewłaściwie zinterpretowaną przez interlokutorów, to poważne ich konsekwencje miały miejsce znacznie później – podczas pamiętnej „nocnej zmiany” i zdeterminowały postępowanie Moczulskiego a w konsekwencji zepchnęły go na polityczny margines, a Polskę wepchnęły w objęcia postkomunizmu i zablokowały lustrację na długie lata. Nie można więc tego bagatelizować. Film trwa prawie godzinę, więc nowe wątki można by wpleść pewnie tylko kosztem skrócenia pozostałych, co pewnie nie byłoby łatwe. Chętnie obejrzałbym po projekcji tego filmu dyskusję uczestników tamtych wydarzeń, może też historyków, bo członkowie KPN też mają prawo do swojej wersji wydarzeń.

Domyślny avatar

"No, nieźle Pan sobie radzi z amatorską krytyką :) Mam nadzieję, że z fachowcami też da Pan sobie radę. Sądzę, że w tej formie nic Panu nie grozi..." Bardzo dziękuję :-) Za długo pracuję w tym zawodzie, żeby robić rzeczy nieetyczne, niezgodne z prawem. Gdybym tak postępował, biorąc pod uwagę tematykę, którą się zajmuję, dawno zostałbym wykończony procesami sądowymi. Tymczasem wszelkie próby ze strony różnych esbeków i im podobnych indywiduów skazania mnie, skończyły się ich klęską. Jeden za to wylądował na ławie oskarżonych w procesie karnym za groźby karalne i został skazany. Nie jestem amatorem. Mam na wszystko, co trzeba, dowody - dokumenty, relacje świadków. Procesów się nie boję, bo racja jest po mojej stronie. Jedyne czego się spodziewam z rzeczy niekomfortowych, to opluwanie mnie w internecie przez różnych tchórzliwych anonimów, ale już przywykłem i nie przejmuję się tym. Ratlery ujadają, a ja robię swoje. Pozdrawiam
alter

alter

15 years 7 months temu

30 maja 1992 r., sobota Lider Konfederacji Polski Niepodległej Leszek Moszulski przedstawia premierowi Olszewskiemu KPN-owski projekt rekonstrukcji rządu, którego przyjęcie owocowałoby przetrwaniem rządu - KPN deklaruje głosowanie przeciw wnioskowi "małej koalicji". Propozycje kadrowe: minister obrony narodowej - Leszek Moczulski, minister łączności - Adam Sandauer, minister sprawiedliwości - Andrzej Ostoja-Owsiany, wiceminister przekształceń własnościowych - Mirosław Lewandowski. KPN chce też obsadzić stanowiska wiceministrów w następujących resortach: współpraca gospodarcza z zagranicą, finanse, zdrowie, sprawiedliwość, obrona narodowa, oświata. Chroniliśmy Polskę, zostaliśmy obaleni Z Janem Olszewskim, w 1992 r. premierem rządu RP, rozmawia Piotr Jakucki oraz inne artykuły na temat lustracji i obalenia rządu Jana Olszewskiego Nasza Polska Nr 23(344), 05.07.2002 Z Janem Olszewskim, w 1992 r. premierem rządu RP, rozmawia Piotr Jakucki - Panie premierze, rozmawiamy w dziesiątą rocznicę obalenia pańskiego rządu. Tematów do rozmowy starczyłoby na niejedną książkę. Proponuję więc, byśmy sprawę wykonania lustracji potraktowali trochę marginalnie i skupili się na kwestiach gospodarczych i politycznych. Zacznijmy od grudnia 1991 r. Nie był Pan zaskoczony desygnacją? - Było to dla mnie zaskoczenie. Uważałem, że na czele rządu powinien stać człowiek znający się na gospodarce. - Przyjął Pan jednak propozycję. - Nie mogłem się uchylić, dlatego że staliśmy przed dramatem, że pierwszy Sejm Rzeczypospolitej wyłoniony po wojnie w wolnych wyborach nie będzie w stanie zapewnić rządu w Polsce. Byłaby to katastrofa dla państwa i kompromitacja tworzącej się polskiej demokracji. - Pierwszym, ale za to bardzo poważnym sprawdzianem dla rządu była groźba odcięcia przez Rosję dostaw gazu... - Z pewnego punktu widzenia był to fakt trzeźwiący. Jeśli wydawało się nam, że już możemy swobodnie kształtować sytuację w Polsce według własnych przekonań i interesów, to Moskwa pokazała nam ograniczenia, bez przełamania których nie będzie mowy o tym, byśmy mogli prowadzić naprawdę narodową politykę. - Stąd ta determinacja wychodzenia z orbity sowieckiej, zdecydowane "tak" na wejście Polski do NATO, zwieńczone warszawską deklaracją sekretarza generalnego Sojuszu - Manfreda Woernera o otwartych drzwiach dla Polski... I w końcu - na poziomie wewnętrznej walki politycznej - siła rządu została pokazana w maju 1992 r., przed wizytą Wałęsy w Moskwie, w kwestii spółek joint-venture, które - miały powstać na terenie byłych baz sowieckich, i które jak uważał m.in. Wiktor Suworow - mogły się stać bazami rosyjskiej agentury w Polsce... - Była to ta sytuacja, w której trzeba było bardzo mocno zareagować, nawet jeśli rachunek sił był zdecydowanie na naszą niekorzyść. Szło o sprawy dla Polski i Polaków najważniejsze: o bezpieczeństwo i suwerenność państwa. - Był to więc wybór podstawowy: pomiędzy niepodległością a sowiecką agenturą w postsowieckich bazach w Polsce... - ...Albo zgodą co najmniej na długotrwałe uzależnienie od Rosji i praktyczne zamknięcie drogi do wejścia Polski do Paktu Atlantyckiego ze względu na działanie wewnątrz Polski eksterytorialnego systemu rosyjskiej ekspozytury. Sukcesy bez Balcerowicza - Odszedł Pan od polityki gospodarczej Balcerowicza i jego doktryny liberalnej. Obejmując urząd premiera - jaką zastał Pan spuściznę po poprzednikach? - Tworzyliśmy rząd w sytuacji całkowitego rozpadu systemu finansów państwa. Opinia publiczna nie zdawała sobie sprawy, jak tragicznie wyglądał stan kasy państwowej. Nikt tego nie znał. Nawet postawienie miarodajnej diagnozy było niemożliwe. Nie wiedzieliśmy, jaki jest stan deficytu budżetowego na rok 1991, czy nie wypełnione zobowiązania budżetu wynoszą minimum 30 bilionówówczesnych złotych, czy 60 bilionów. Przypomnę, że te 60 bilionów to była wówczas prawie jedna czwarta całego budżetu. Dziś skutecznie zatarto w świadomości społecznej fakt, że ostatnie miesiące rządów wicepremiera Balcerowicza w 1991 r. to był jedyny w ostatnim dwunastoleciu przypadek uruchomienia druku tzw. pustych pieniędzy, uruchomienia emisji złotówek bez pokrycia. - O ile pamiętam, spowodowało to nawet reperkusje zachodnich instytucji finansowych? - Tak. Nawet Międzynarodowy Fundusz Walutowy, tak przecież Balcerowiczowi przychylny, zawiesił swoją współpracę z rządem Bieleckiego w ostatnich tygodniach jego istnienia. My musieliśmy to wszystko odbudowywać. - Czy do 4 czerwca udało się sprecyzować, ile naprawdę wynosił ów deficyt? - Było to zdecydowanie bliżej 60 bilionów. Przyjęte przez nas wyliczenia okazały się widać bardzo zbliżone do rzeczywistości, gdyż opracowany przez nasz rząd projekt budżetu został później przez gabinet Suchockiej, w granicach jego założeń, wykonany. - Po objęciu teki premiera wstrzymał Pan prywatyzację. Dlaczego? - Gdyż ta prywatyzacja była po prostu zaplanowanym marnotrawstwem, mającym pokryć aferową wyprzedaż majątku narodowego, kontynuowanym zresztą po dziś dzień. Przyjęto metodę, że aby bezkarnie ukraść jeden milion, wykonywano operacje, które powodowały utratę dziesięciu milionów. Taki był mniej więcej stosunek mienia zawłaszczonego do mienia zmarnowanego. To prowadzało już wówczas kraj do nieuchronnej ruiny. I właśnie dlatego jedną z pierwszych decyzji zablokowałem wszelkie transakcje prywatyzacyjne. Nakazałem również wprowadzenie kontrolerów Najwyższej Izby Kontroli do resortu przekształceń własnościowych dla sprawdzenia i całościowej oceny procesu prywatyzacji. - Jakie były wyniki kontroli i czy zostały przedstawione na forum publicznym? - Rezultatów tej kontroli nikt nigdy nie przedstawił. I podkreślam jedno: o ile na początku niektóre grupy okrągłostołowe dopuszczały możliwość dogadania się z rządem, to wstrzymanie prywatyzacji, a więc bezpośrednie uderzenie w ich interesy, wprowadziło stan wojny. Stan wojny, którego przyczyną była decyzja rządu o przeciwstawieniu się rozkradaniu państwa. - Po czwartym czerwca wszystko wróciło do starego porządku... - Była to w pewnym sensie data graniczna zamykająca czas porządkowania gospodarki. Rząd Suchockiej przede wszystkim natychmiast odblokował proces prywatyzacji, ale jego podstawową "zasługą" była koncepcja Narodowych Funduszy Inwestycyjnych - kolejny pomysł na "transformację" własności przedsiębiorstw państwowych w ręce nomenklatury politycznej. Był to wspólny pomysł SLD i Unii realizowany przez ministrów Lewandowskiego i Kaczmarka. Później była jeszcze, również wspólna, koncepcja prywatyzacji banków. Ta została przekazana do realizacji rządowi Unii Wolności i Akcji Wyborczej Solidarność. Rząd Buzka to niestety przeprowadził. - Mówiliśmy o wstrzymaniu prywatyzacji, jako elemencie ratunkowym. Ale przecież jednocześnie była sprawa prywatyzacji bielskiej FSM, za której zły przebieg oskarżano Pana rząd... - Stanęliśmy - po wielu miesiącach pertraktacji z Fiatem - przed wyborem: albo zamknięcie zakładu i wysłanie kilkunastu tysięcy ludzi na bezrobocie, albo wyrażenie zgody na faktyczne przejęcie FSM przez Włochów. Było to zdeterminowane podpisaną wcześniej - jeszcze przez władze PRL - umową, w rezultacie której do każdego wyprodukowanego samochodu strona polska dopłacała coraz więcej. Ale nie ukrywam - do dziś zastanawiam się, która decyzja była lepsza... - Mimo wszystko chyba jednak ta, która pozwoliła wtedy uratować ludziom miejsca pracy. Tak jak w Stoczni Szczecińskiej. - Stocznia miała zostać postawiona w stan upadłości ze względu na zaległości finansowe rzędu kilkudziesięciu milionów, w sytuacji, gdy jej majątek wynosił biliony złotych, a perspektywy rynkowe były znakomite. Gdyby wówczas upadłość ogłoszono, sprawa byłaby zamknięta. Zlecenia zostałyby wycofane i przejęte przez konkurencyjne stocznie, przede wszystkim niemieckie. - A obok tego Pana rząd jako jedyny uzyskał miliardowy dodatni bilans w wymianie handlowej z zagranicą. - Osiągnęliśmy ten sukces, gdyż odeszliśmy od odziedziczonej po Balcerowiczu proimportowej polityki gospodarczej, forsowanej przez lobby importerskie ze sprywatyzowanych przedsiębiorstw handlu zagranicznego. Wykorzystaliśmy w tym celu regulowany kurs złotego, który już wówczas był zdecydowanie zawyżony i trzeba go było urealnić. - Jak się kształtowała wymiana z ówczesną EWG? Kto podpisał Traktat Stowarzyszeniowy z UE? Niektórzy bowiem politycy, także ci z tzw. prawej strony, twierdzą, że zrobił to Pan i Pana rząd? - To świadoma kampania dezinformacyjna. Przecież wystarczy spojrzeć na złożone pod tym dokumentem podpisy, by stwierdzić, że podpisał go Leszek Balcerowicz. Muszę jednak przyznać, że wówczas nie mieliśmy świadomości konsekwencji tego kroku. Traktat nie obciążał nas jeszcze swoimi skutkami, ponieważ nie wszedł w życie. Zwolennicy zapewniali, iż kilkuletni okres przejściowy przed wejściem do EWG, pozwoli polską gospodarkę zdynamizować, że to my właśnie będziemy stroną zyskującą na stowarzyszeniu. W rzeczywistości Polska na tym straciła. W okresie, gdy działał mój rząd, traktat nie był ratyfikowany. Dlatego łatwo nam było uruchomić działania, o których już mówiłem, poprawiające konkurencyjność naszej gospodarki. (podkr. moje - WK) - Jak po tych wszystkich doświadczeniach odnosi się Pan dziś do problemu wejścia do UE? - Nasze wejście do UE powinno być oceniane z tego punktu widzenia: czy to przyspiesza, czy opóźnia rozwój polskiej gospodarki, czy wzmaga, czy osłabia jej dynamikę, jej potencjał i możliwość wyrównywania różnic. Przez ostatnie lata Układ Stowarzyszeniowy z krajami UE spełnił jednak rolę wybitnie destrukcyjną wobec polskiej gospodarki. Czy to oznacza, że nasze wejście do Unii w każdych warunkach będzie podobne? Uważam, że nie można a priori wykluczać jakiejś współpracy z Unią. Natomiast należy w sposób jednoznaczny i oparty na polskiej racji stanu nie zgadzać się na dyktat drugiej strony. Ten dyktat dziś istnieje. Polska, zgadzając się na warunki wychodzące z Brukseli, sama realizuje mechanizm destrukcji własnego rolnictwa i wielu innych gałęzi przemysłu. (podkr. moje - WK) - Jeżeli chodzi o politykę społeczną - Pana rząd jako jedyny podpisał z "Solidarnością" ustawę o rozwiązywaniu sporów zbiorowych? - Uważałem, że "Solidarność" jest tą siłą, bez której niemożliwe będzie zbudowanie społecznej gospodarki rynkowej. Uważałem, że nie może być to partner, który będzie jedynie zabezpieczał interesy rządu, tak jak to robiła "Solidarność" wobec rządów Mazowieckiego, Bieleckiego, a tak naprawdę rządów Balcerowicza - ale nasza polityka gospodarcza w tym zakresie musi być realnie uzgadniana. Po prostu musi być zgoda ze strony tych, którzy będą bezpośrednio ponosili konsekwencje prowadzonej przez rząd polityki. Ze strony ludzi pracy i ich autentycznego przedstawicielstwa. Polityka: rząd przeciw wszystkim - Drugim polem walki stało się wojsko i wymiana aparatu państwowego. Tu głównym przeciwnikiem był Wałęsą i jego dwór z Wachowskim na czele... - Naturalnie, gdyż aparat przymusu - ten cywilny i ten wojskowy - są wszak najbardziej newralgicznym składnikiem aparatu państwowego. Gdy więc wprowadziliśmy do MON zasadę cywilnego zwierzchnictwa nad siłami zbrojnymi, natychmiast wywołało to kontrakcję Belwederu. Cywilne kierownictwo MON było przez Belweder tolerowane jedynie do czasu rozpoczęcia w armii dekomunizacji, tzn. próby usunięcia ludzi z nomenklatury Układu Warszawskiego, ze struktur kierowniczych w siłach zbrojnych, a przede wszystkim w służbach specjalnych, wywiadzie i kontrwywiadzie. - O ile jednak służby cywilne w jakiejś mierze zostały poddane oczyszczeniu, to Wojskowe Służby Informacyjne - nie. Dlaczego? - Zabrakło po prostu czasu. Ta sytuacja trwa do dziś, nie ma co do tego wątpliwości. Udało nam się jedynie dokonać - wbrew Belwederowi - zmiany na stanowisku szefa WSI, co natychmiast wywołało kontrakcję w postaci ataku na ministra Parysa. - Równoległe szła walka o wyprowadzenie rosyjskich garnizonów. - Doszło tu do ewidentnego aktu zdrady stanu, nigdy nie wyjaśnionego. Przy braku zgody rządu na rosyjskie postulaty zawarte w projekcie tej umowy, została ona w pewnym momencie parafowana przez przedstawiciela Ministerstwa Spraw Zagranicznych, choć MSZ doskonale wiedział o sprzeciwie rządu wobec tych zapisów układu. - Zadecydował osobiście Skubiszewski, który - jak wykazała lista Macierewicza - znajdował się w ewidencji MSW jako tajny współpracownik i mógł być kierowany bezpośrednio przez Belweder? - Na pewno przeprowadził to ktoś, kto miał wystarczająco mocne zaplecze polityczne dla podjęcia tego typu otwartych działań przeciwko interesom Państwa Polskiemu, a na korzyść Rosji. - Awersja ośrodka prezydenckiego odnośnie zrywania z opcją promoskiewską najwyraźniej wyszła chyba przy tzw. sprawie Parysa, który na odprawie z oficerami Sztabu Generalnego w kwietniu 1992 r. przestrzegał przed wciąganiem wojska do rozgrywek politycznych. - Był to już kwiecień, a więc początek wzmożonej ofensywy Belwederu. Docierały do nas wówczas potwierdzane sygnały, że prezydent i jego otoczenie poza plecami rządu proponują generałowi Tadeuszowi Wileckiemu szefostwo Sztabu Generalnego, co zresztą nastąpiło już po czwartym czerwca. Dochodziły również informacje, że ludzie związani z Belwederem prowadzą rozmowy z oficerami, namawiając do nieposłuszeństwa wobec ministra obrony narodowej - cywilnego zwierzchnika Sił Zbrojnych. - Gdy rozmawialiśmy już po upadku rządu, powiedział Pan, że przy "sprawie Parysa" była alternatywa: albo pozostawić ministra na stanowisku i przyjąć odwołanie - mniejszościowego przecież - gabinetu przez Sejm, albo poświęcić szefa ON w zamian za doprowadzanie do końca pertraktacji w sprawie układu polsko-rosyjskiego i zapewnienia należytych warunków wyprowadzenia wojsk rosyjskich z Polski? - Chcę przypomnieć, że garnizony te bez większych trudności wyszły z Węgier i Czechosłowacji, a w Polsce rokowania toczyły się już dwa lata i nic z nich nie wychodziło. Przez cały ten czas suwerenność Polski była czystą teorią. Nadal podzielam swoje ówczesne przekonanie, że ta sprawa miała charakter zupełnie zasadniczy i w imię tego trzeba było robić nawet bardzo daleko idące poświęcenia. "Koalicja strachu" obala rząd - I na koniec pomówmy o ostatnich dniach rządu. Nadchodzi 4 czerwca, przekazane zostają nazwiska tajnych współpracowników. Nazwisko Wałęsy jako tajnego współpracownika SB było dla Pana zaskoczeniem? - Raczej nie. W okresie pierwszej "Solidarności", potem w podziemiu, dużo się na ten temat mówiło, były rozmowy z samym Wałęsą, były jego oświadczenia złożone w kręgu takich ludzi jak Gwiazdowie czy inni działacze z kręgu Wolnych Związków Zawodowych. Natomiast porażająca była inna rzecz - udokumentowane przy przedstawieniu tej listy okoliczności, że wszystkie te dane znajdowały się w dyspozycji czynników zewnętrznych i mogły być wykorzystane jako sposób szantażu wobec tak wielu naszych polityków. - Dane znajdowały się m.in. w Moskwie... - Ale nie tylko. Handlowano tymi materiałami i w kraju. Akta tajnych współpracowników traktowane bowiem były - i zapewne są nadal, na co wskazują niektóre fakty - jako swoisty kapitał ubezpieczeniowy w rękach ludzi dawnej SB i kierownictwa PZPR. Wskazywało to, jak ogromny był stopień zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa obecnością w życiu publicznym ludzi, którzy w każdej chwili mogli być poddani szantażowi, penetracji wywiadowczej. - 4 czerwca wygłasza Pan wieczorem przemówienie telewizyjne. Czy to prawda, że nie przeczytał Pan wówczas dwóch czy trzech kartek tego wystąpienia? - Rzeczywiście miałem przygotowane na piśmie tezy tego przemówienia, ale nie czytałem go z kartki. - Snuto przypuszczenia, że opuścił Pan fragment zawierający spis komunistycznej agentury ujawnionej przez ministra Macierewicza? - Tak nie było i być nie mogło, gdyż te nazwiska były objęte tajemnicą państwową. - Jednak w czasie, gdy Pan wygłaszał przemówienie, lista krążyła już prawie oficjalnie po Sejmie. - Zostało to zrobione wbrew prawu i intencji rządu. I jeżeli mielibyśmy mówić o moralnym zamachu stanu, to właśnie przez tych ludzi, którzy dopuścili się ujawnienia tych nazwisk w ramach manipulacji politycznej zmierzającej do obalenia rządu. - Pana gabinet był mniejszościowy. O wszystkim miały zadecydować głosy KPN i PSL. - PSL został pozyskany przez Wałęsę obietnicą zapewnienia stanowiska szefa rządu przedstawicielowi ludowców - Waldemarowi Pawlakowi. W KPN zadecydował Moczulski, który ściśle współpracował w tej sprawie z Belwederem. Rząd mógłby jednak nadal funkcjonować bez przeszkód, gdybym wcześniej zgodził się, by weszła do niego Unia Demokratyczna i liberałowie z KLD. Tylko... taki rząd nie mógłby prowadzić żadnej spójnej, odpowiadającej potrzebom kraju, polityki. Byłby to rząd podobny do rządu Suchockiej czy AWS z udziałem Balcerowicza. Taki układ był oczywiście możliwy do pomyślenia. Ale nie ze mną jako premierem! - Dziś mamy recydywę komunizmu. Czy da się to jeszcze odwrócić? - Naturalnie, że tak. Jest wszakże jeden warunek: zepchnięty dziś na margines życia publicznego nurt ugrupowań niepodległościowych musi się na nowo skonsolidować wokół programu odpowiadającego potrzebom dzisiejszej Polski i podjąć wspólne działania. To już ostatnia chwila. - Bardzo dziękuję za rozmowę. --------------------- Jak ocalono głowy PRL-owskich konfidentów i obalono pierwszy niepodległościowy polski rząd po II wojnie światowej. 172 godziny 28 maja 1992 r., godz. 21.00 - Sejm Na wniosek posła Janusza Korwin-Mikkego (Unia Polityki Realnej) Sejm podejmuje uchwałę następującej treści: Niniejszym zobowiązuje się ministra spraw wewnętrznych do podania do dnia 6 czerwca 1992 r. pełnej informacji nt. urzędników państwowych szczebla od wojewody wzwyż, a także senatorów, posłów, a do dwóch miesięcy sędziów, prokuratorów i adwokatów oraz - do sześciu miesięcy - radnych gmin, będących współpracownikami UB i SB w latach 1945-1992. Za uchwałą głosuje 186 posłów, przeciw jest 15, 32 wstrzymuje się od głosu. Kluby poselskie Unii Demokratycznej, Kongresu Liberalno-Demokratycznego, Polskiego Programu Gospodarczego oraz Solidarności Pracy wydają oświadczenie, w którym stwierdzają, że uchwała jest nielegalna, gdyż narusza ustalone i zagwarantowane w konstytucji i kodeksach procedury prawne. 29 maja 1992 r., piątek W imieniu partii tworzących tzw. małą koalicję (UD, KLD, PPG) poseł Jan Maria Rokita składa u Marszałka Sejmu wniosek o włączenie do porządku dziennego obrad najbliższej sesji Sejmu punktu dotyczącego natychmiastowego odwołania rządu premiera Jana Olszewskiego. Komisja MSW pod kierownictwem wiceministra A. Zalewskiego rozpoczyna ostateczne kompletowanie listy nazwisk, wykonując zadania nałożone na MSW uchwałą sejmową. Niezależny, prawicowy i praworządny dziennik "Nowy Świat" ukazuje się pod nowym kierownictwem. Rada Nadzorcza wydającej go spółki odwołuje dzień wcześniej Piotra Wierzbickiego z funkcji członka zarządu Niezależnego Instytutu Wydawniczego (wydawcy gazety). W tej sytuacji Wierzbicki sam rezygnuje z funkcji redaktora naczelnego. W Belwederze prezydent Lech Wałęsa przyjmuje ministra spraw wewnętrznych Antoniego Macierewicza. Wałęsa: - Uchwała o ujawnieniu byłych współpracowników UB i SB z moralnego punktu widzenia i innych jeszcze perspektyw jest bardzo potrzebna i rozsądna. Natomiast, jeżeli uczynimy z tego walkę polityczną, jeżeli pozwolimy na osądzanie, na niesprawdzone wiadomości (...), będzie to największe zwycięstwo SB - martwej, ale czynnej. Macierewicz: - Pracowaliśmy 4 miesiące, by wszelkie możliwe posądzenia, uchybienia, fałszerstwa zostały wyeliminowane. I gwarantuję panu, panie prezydencie,że wszystko, co zostanie ujawnione, będzie absolutnie zgodne z prawdą. Wałęsa: - To pan odważny jest. Cieszę się, że mam tak odważnego ministra. Macierewicz: - Zawsze byłem do dyspozycji. 30 maja 1992 r., sobota Lider Konfederacji Polski Niepodległej Leszek Moszulski przedstawia premierowi Olszewskiemu KPN-owski projekt rekonstrukcji rządu, którego przyjęcie owocowałoby przetrwaniem rządu - KPN deklaruje głosowanie przeciw wnioskowi "małej koalicji". Propozycje kadrowe: minister obrony narodowej - Leszek Moczulski, minister łączności - Adam Sandauer, minister sprawiedliwości - Andrzej Ostoja-Owsiany, wiceminister przekształceń własnościowych - Mirosław Lewandowski. KPN chce też obsadzić stanowiska wiceministrów w następujących resortach: współpraca gospodarcza z zagranicą, finanse, zdrowie, sprawiedliwość, obrona narodowa, oświata. 1 czerwca 1992 r., poniedziałek "Gazeta Wyborcza" drukuje otrzymany z wiarygodnego źródła projekt ustawy dekomunizacyjnej, nad którym rzekomo pracuje się w MSW. Dziennik twierdzi, że projekt eliminuje dożywotnio z życia publicznego, a często i zawodowego, członków kierowniczych gremiów byłych partii komunistycznych (oraz ich sojuszników) i organizacji młodzieżowych. Tomasz Tywonek, rzecznik prasowy MSW: - Chcę wierzyć, że to tylko nieporozumienie. Z listu szefa MSW A. Macierewicza do premiera J. Olszewskiego: (...) zwracam się do Pana Premiera, aby wystąpił Pan do Prezesa Sądu Najwyższego - Pana Profesora Adama Strzembosza. Prezes Sądu Najwyższego jako organ uprawniony do wykładni prawa wydaje się najwłaściwszym urzędem do powołania bezstronnej komisji rozpatrującej wszelkie wątpliwości związane z realizacją uchwały Sejmu (...). 2 czerwca 1992 r., wtorek Po długotrwałych nocnych rozmowach koalicji rządowej z przedstawicielami KPN negocjacje zakończono bez osiągnięcie porozumienia. KPN w oświadczeniu zapowiada poparcie wniosku "małej koalicji" o odwołanie rządu Olszewskiego. 3 czerwca 1992 r., środa Wałęsa wydaje oświadczenie, w którym stwierdza: Jako prezydent z tym rządem dalej prowadzić swojej pracy nie mogę. Prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego Waldemar Pawlak otrzymuje od Wałęsy propozycję objęcia stanowiska premiera w nowym rządzie RP. Z listu prezesa Sądu Najwyższego prof. Adama Strzembosza do premiera Jana Olszewskiego: (...) zgodnie z Pańską prośbą jestem gotów powołać Komisję, której zadaniem byłoby wyjaśnianie indywidualnych zastrzeżeń zainteresowanych osób co do prawidłowości realizacji, w ich wypadku, Uchwały Sejmu RP z dn. 28 maja 1992 r., jeżeli Władze Sejmu nie zgłoszą zastrzeżeń do powołania takiej Komisji. Ustosunkowując się pozytywnie do prośby Pana Premiera, kieruję się przekonaniem o niezbędności stworzenia jakiegoś ciała rozpatrującego zastrzeżenia zgłoszone przez bezpośrednio zainteresowanych (...). 4 czerwca 1992 r., czwartek Godz. 9.05: do Sejmu dostarczone zostają 24 zalakowane koperty, które trafiają niezwłocznie do rąk przewodniczących wszystkich klubów parlamentarnych. Jednocześnie 6 innych kopert zawierających - jak to określił rzecznik MSW - informacje o szczególnym znaczeniu dla bezpieczeństwa państwa, otrzymują: prezydent, marszałkowie Sejmu i Senatu, premier, I Prezes Sądu Najwyższego oraz Prezes Trybunału Konstytucyjnego. Na zawartych w kopertach listach widnieją nazwiska ludzi z samych szczytów władzy III RP. Na krótszej z tych list - tej sporządzonej jedynie w 6 egzemplarzach, widnieje m.in. nazwisko Lecha Wałęsy, który współpracował z SB w latach 70. jako TW "Bolek". Są tu też nazwiska marszałka Sejmu Wiesława Chrzanowskiego i np. szefa prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego, ministra stanu Jerzego Milewskiego. Godz. 10.00 - rozpoczynają się obrady Sejmu. Pos. Zdzisław Dubiella (PC) stawia wniosek, by przed głosowaniem nad wotum nieufności dla rządu Olszewskiego szef MSW zrealizował uchwałę o ujawnieniu konfidentów UB i SB, czyli po prostu podał do wiadomości nazwiska, znajdujące się na arkuszach dostarczonych z MSW. Wniosek upada - 201 posłów jest przeciw, za - 121, 61 wstrzymuje się od głosu. Godz. 12.00 - Lech Wałęsa składa swe pierwsze oświadczenie, które trafia do PAP, a stamtąd do telewizji i radia. Oto jego fragment: Po pierwszym strajku w stoczni w grudniu 1970 r. przysiągłem Bogu i sobie, że będę walczył aż do zwycięstwa nad komunizmem. Byłem przywódcą strajku, próbowałem różnych możliwości i różnych sposobów walki. Aresztowano mnie wiele razy. Za pierwszym razem, w grudniu 1970., podpisałem 3 albo 4 dokumenty. Lech Wałęsa. Oświadczenie to zostaje jednak błyskawicznie wycofane ze wszystkich mediów. Godz. 15.30 - drugie oświadczenie Lecha Wałęsy; prezydent stwierdza w nim arbitralnie, że dostarczone z MSW materiały są podane wybiórczo, a do tego są sfałszowane, również przez ludzi obcych służb specjalnych. Zastosowaną procedurę lustracyjną nazywa działaniem pozaprawnym, które umożliwia polityczny szantaż. Godz. 17.00 - konferencja prasowa premiera Olszewskiego w URM. Premier oświadcza, iż nie wie, skąd prezydent czerpie informacje o sfałszowaniu udostępnionych posłom materiałów. - Być może pan prezydent posiada w tej sprawie informacje, których ja nie posiadam. Godz. 19.15 - Lech Wałęsa przekazuje do Sejmu list, w którym zwraca się o natychmiastowe odwołanie Jana Olszewskiego ze stanowiska prezesa Rady Ministrów. Godz. 20.00-21.00 - narada marszałka Zycha z prezydentem na temat tego, co to znaczy "natychmiast" - wotum nieufności miało być głosowane następnego dnia. Czy prezydent życzy sobie, by premiera odwołać wcześniej? Godz. 21.40 - Lech Wałęsa przybywa do Sejmu. Krótko potem na Wiejską przybywa również Jan Olszewski. W Sejmie cały czas trwa debata nad trybem i czasem odwołania rządu, koalicja stara się nie dopuścić do głosowania. Poseł Alojzy Pietrzyk ("Solidarność") stwierdza z sejmowej mównicy, że skoro do Sejmu dotarły dwie listy, należy ujawnić także treść tej drugiej. Poseł Kazimierz Świtoń: - Jako stary opozycjonista, odpowiedzialny za swoje słowa, pragnę powiedzieć, że na drugiej liście jest pan prezydent jako agent Służby Bezpieczeństwa. Godz. 22.00 - w sejmowych pokojach prezydenckich rozpoczyna się niejawna narada nad natychmiastowym wyłonieniem nowego premiera i jak najszybszym usadowieniem go na premierowskim fotelu. Podczas narady pierwsze skrzypce gra Moczulski, wymyślając wciąż nowe warianty wyłonienia to premiera, to superpremiera, to "premiera dżentelmeńskiego porozumienia" na najbliższe 7 dni. Kandydatem cały czas jest Pawlak. Wałęsa pogania wszystkich: - Ja ich (ludzi Olszewskiego - W.P.K.) nie mogę jutro wpuścić do biura! Godz. 23.00 - premier Olszewski występuje w obu jednocześnie programach Telewizji Polskiej. Zwraca uwagę, że wniosek o odwołanie jego rządu wpłynął dokładnie w chwili, gdy pojawiła się realna szansa na definitywne zerwanie przez Polskę z komunistyczną przeszłością. Godz. 23.50 - premier wygłasza ostatnie, dramatyczne przemówienie w Sejmie, życząc na koniec posłom, którzy za chwilę będą głosować za jego odwołaniem ze stanowiska, by po wyjściu z Sejmu na ulicę byli w stanie spojrzeć w oczy ulicznym przechodniom. 5 czerwca 1992 r. godz. 0.40 - Sejm odwołuje Jana Olszewskiego ze stanowiska premiera. Za odwołaniem opowiada się 273 posłów. Oprac. Wojciech Piotr Kwiatek ------------------------------- Zmasowany atak "Gazety Wyborczej" na rząd Olszewskiego Seanse nienawiści 1 czerwca w "GW" na 1 stronie sensacyjne i znaczące tytuły: Wielkie łowy MSW (nadtytuł: Tylko w "Gazecie" - przeciek z MSW). Poniżej: Pycha Macierewicza, nadtytuł: Pierwszy solidarnościowy szef MSW o ujawnianiu teczek. Teza główna: świat opozycji politycznej lat 80. będzie ukazany tak, jak widzieli go ówcześni oficerowie SB. 2 czerwca Co będzie z uchwałą Sejmu i kto może (a raczej powinien) do jej realizacji nie dopuścić? Wymienia się marszałka Sejmu W. Chrzanowskiego, wicemarszałka J. Kurczewskiego oraz Trybunał Konstytucyjny, który może (i powinien) ją unieważnić. Na s. 14 Jacek Kuroń: Lustracja i co dalej? Myślą przewodnią ta sama teza: świat opozycji widziany oczami SB. Oraz "donosy": że Olszewski i Chrzanowski, wraz z biskupami, negocjowali w latach 80. z władzami PRL wypuszczenie więźniów politycznych w zamian za ich zgodę na zaniechanie działalności politycznej przez trzy lata. Kuroń odmówił, Michnik w ogóle nie rozmawiał z SB na ten temat, a Macierewicz skorzystał z tej umowy (tak sugeruje Kuroń) i ujawnił się. 3 czerwca dalsze podkładanie ognia pod rząd. O liście Macierewicza do prezydenta (na ss. 1 i 3), o groźbie ustawy dekomunizacyjnej. Wreszcie o rządzie Olszewskiego - Dlaczego ma odejść lub zostać: wypowiedzi Lityńskiego (Ten rząd po prostu nic nie robi) i Boniego (Ten rząd nie pracuje. Dryfuje (...). Na tej samej stronie: T. Zieliński, rzecznik praw obywatelskich - przeciwny ujawnianiu teczek. Tytuł: Lustracja bez gwarancji. Cytat dnia: Obserwujemy w Polsce konwulsje państwa prawa. 5 czerwca Rząd upadł (cała pierwsza kolumna), brzydkie zdjęcie Olszewskiego, a pod nim wiersz "Wielkiej Damy polskiej literatury" (Michnik) Wisławy Szymborskiej Nienawiść. Jeden ze śródtytułów artykułu głównego: Przezydent - teczki są sfabrykowane. Inne cytaty: Teczki (...) uruchomiono wybiórczo (!? - J.B.). Materiały wymykają się spod kontroli. Sfingowane tworzą sfingowaną rzeczywistość itd., itp. Komentarz Pacewicza zatytułowany: Odejście w niesławie. Cytaty: stek kłamstw (Kuroń), Szaleńcy w strasznym bagnie (Rokita), Prezydent Wałęsa jest na drugiej liście jako agent SB (Świtoń), Miara się przebrała (P. Nowina-Konopka). 6-7 czerwca na s. 3 w artykule Miał być zamach czytamy: Wiarygodne źródła zbliżone do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych twierdzą, że w czwartek, gdy w Sejmie trwała debata nad odwołaniem rządu, minister Antoni Macierewicz w podległych sobie Nadwiślańskich Jednostkach Wojskowych zarządził stan podwyższonej gotowości bojowej. Nad artykułem zdjęcie przedstawiające Szeremietiewa, Macierewicza i Olszewskiego, wyglądających jak trzej przywódcy "czarnej sotni". Na s. 2 Sejm w dniu teczek Ewy Milewicz: Widać było po twarzy, kto został umieszczony na liście agentów. Grzegorz Polak zaś komentuje stanowisko hierarchów Kościoła przychylne lustracji i ekipie Olszewskiego (Prymas Glemp nie widzi też przeszkód, by lustrować księży), przewidując ochłodzenie stosunków między Episkopatem a prezydentem Wałęsą. Dalej artykuł Co było w kopercie Macierewicza. Zawiera on właściwie informacje o zasobach archiwalnych, rodzajach teczek i o ich niszczeniu. Cytowany jest fragment Informacji Macierewicza (przesłanej do prezydenta, premiera i prezydium Sejmu): o wymazaniu w 1991 roku z systemu komputerowego ZSKO, który rejestrował w przeszłości agenturę SB, informacji o pracy agenturalnej na rzecz SB MSW wysokiego urzędnika państwowego. Na s. 8 Nie tak miało być J. Sosnowskiego - krytycznie o "Nowym Świecie" jako piśmie, które rzekomo przyznało sobie monopol na prawdę i przyczyniło się do skłócenia narodu polskiego (cytaty z tekstów P. Wierzbickiego, P. Jakuckiego i Z. Lipińskiego). Na s. 24 Wszystko to było jak czarny sen Adama Michnika, z wyjątkowo ohydną sugestią, jakoby Olszewski "teczkami" chciał uratować swój rząd. 9 czerwca Wałęsa ogląda akta MSW (2 godziny był w resorcie). Pokazano mu listę 62 (agentów) i jego kilkusetstronicową teczkę. Cytat: PAP informuje, że na żadnym dokumencie nie stwierdzono autentycznego podpisu prezydenta. Prymas Glemp potwierdza, że należy lustrować księży (z uwzględnieniem zasady miłosierdzia). Na s. 3 wywiad z prof. Chrzanowskim (ówczesnym marszałkiem Sejmu) pt. Nie to miał zrobić Macierewicz. J. Onyszkiewicz: Wojsko poza grą. 11 czerwca Str. 10-11 Andrzej Osęka: Godzina nienawiści O ekipie Olszewskiego: Jest to formacja podobna do tej, która w ostatnich latach dwudziestolecia międzywojennego ze słowem NARÓD na ustach zaprowadzała porządki pałą. W każdym numerze pełno nienawistnych ocen i krytyki związanej z lustracją w tak zwanej Telefonicznej opinii publicznej. Oprac. Jerzy Biernacki
alter

alter

15 years 7 months temu

Oświadczenie w sprawie fałszywego przedstawienia moich wypowiedzi w filmie Macieja Gawlikowskiego „Pod prąd" Z wielką przykrością muszę oświadczyć, że moje wypowiedzi udzielone Maciejowi Gawlikowskiemu i opublikowane przez niego w filmie „Pod prąd", zostały przedstawione wbrew ich rzeczywistemu sensowi. Gawlikowski zwrócił się do mnie z prośbą o ocenę mojego stosunku do KPN w latach 70. i 80. Takiej oceny dokonałem i była ona bardzo krytyczna wobec mnie samego. Przyznałem, że mój negatywny stosunek do Leszka Moczulskiego powodował, że nie doceniałem idei i roli całego KPN w ówczesnej panoramie środowisk antykomunistycznych. Ku mojemu zaskoczeniu wyrwane z kontekstu fragmenty moich uwag o rządzie Jana Olszewskiego, dokonywane na marginesie rozmowy o KPN, wykorzystano w filmie do uprawdopodobnienia oskarżenia, według którego wykonanie przez rząd uchwały lustracyjnej było manipulacją na rzecz dezintegracji KPN. Oświadczam, że takiej tezy nigdy nie potwierdzałem i uważam ją za całkowicie fałszywą. Jest dla mnie wielką osobistą przykrością, że autorzy filmu tak rażąco nadużyli mojego do nich zaufania. Zamieszczona w filmie moja wypowiedź - „Rząd Jana Olszewskiego był grupą ludzi o braku wspólnego programu, rządem, który powstał właściwie z zaskoczenia i dość przypadkowo" - była fragmentem zdania o zupełnie innym znaczeniu niż to, które zostało mu nadane przez połączenie go z wypowiedzią następnej osoby, czyli Mirosława Lewandowskiego, ponieważ ja tłumaczyłem skalę trudności, wobec których stanął pierwszy niekomunistyczny, wybrany w wolnych wyborach, rząd III Rzeczypospolitej. Podobną manipulację zastosowano przy omawianiu sprawy umieszczenia Leszka Moczulskiego na liście Macierewicza. Zdanie - „Tą większość, z którą próbowano się porozumieć, uznawano za czynnik państwowotwórczy, tylko Moczulskiego uważano za kogoś, kto w tym może przeszkodzić." - było fragmentem mojej obrony działań rządu Olszewskiego, a umieszczono je pomiędzy słowami Romualda Szeremietiewa: „...to było głupie." i słowami Lewandowskiego: „Odpowiedź z naszej strony była również brutalna." W ten sposób uzyskano efekt pozornej zgodności ludzi mających w rzeczywistości poglądy i opinie zasadniczo odmienne. Krzysztof Wyszkowski, Sopot, dnia 5 marca 2010 r. _________________ S t r o n a • byłych działaczy • Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża http://wzzw.wordpress.com
alter

alter

15 years 7 months temu

http://swkatowice.mojeforum.n… Szanowny Panie, Na prośbę Jurka Zalewskiego przesyłam jego list do Roberta Kaczmarka - producenta filmu M. Gawlikowskiego "Pod prąd" oraz oświadczenie Krzysztofa Wyszkowskiego w sprawie tego filmu. Z poważaniem Jacek Suchecki Studio Filmowe Dr Watkins Sp. z o.o. Ul: Konstancińska 7b/89 02-942 Warszawa tel/fax: 22 845 56 18 22 845 56 18 NIP: 113 00 03 055 Robercie, Niedawno zgodziłem się na użycie tytułu mojego kilkuletniego telewizyjnego programu publicystycznego, "Pod prąd" przez Macieja Gawlikowskiego (n. b. bohatera jednego z odcinków) jako tytułu jego filmu o Konfederacji Polski Niepodległej. Po obejrzeniu filmu mam wrażenie, że w swej wymowie sprzeniewierza się on ideałom, które przyświecały mi w tworzeniu mojego programu. Ta laurka dla KPN, jako jedynych sprawiedliwych polskiego życia politycznego od końca lat 70-tych do dziś, została namalowana kosztem zdezawuowania postaci Jana Olszewskiego i Antoniego Macierewicza (innych i jednych z ważniejszych bohaterów mojego "Pod prąd"). Przedstawienie przebiegu i klimatu próby wprowadzenia w życie ustawy lustracyjnej w 1992 roku z perspektywy członków KPN, którzy uznają Leszka Moczulskiego i KPN za kozły ofiarne działania ówczesnego premiera i ministra spraw zewnętrznych, kreuje rażący fałsz historyczny i naraża na szwank dobre imię dwóch polityków wytrwale walczących po 1989 roku o odzyskanie polskiej tożsamości i suwerenności narodowej. W związku z tym proszę Cię o interwencję jako producenta filmu i doprowadzenie do zmiany jego tytułu. Uczulam Cię także na możliwość zmiany niekorzystnej dla tych dwóch polityków wymowy filmu, co także leży twojej gestii jako producenta. W przypadku nie zmienienia tytułu filmu upublicznię swoją reakcję na nadużycie tytułu mojego programu w Internecie. Jurek Zalewski Studio Filmowe Dr Watkins Sp. z o.o. Ul: Konstancińska 7b/89 02-942 Warszawa tel/fax: 22 845 56 18 22 845 56 18 NIP: 113 00 03 055
Domyślny avatar

Manipuluje pan w dość obrzydliwy sposób. Poza tonami jakiegoś spamu wkleił pan wyłącznie oświadczenie Wyszkowskiego, a nie raczył pan wkleić mojej na nie odpowiedzi, oraz - co najważniejsze - reakcji na nie. Krzysztof Wyszkowski wobec zacytowaniu mu jego pełnych wypowiedzi, nie powtórzył już zarzutu manipulacji i odpowiedział, że "przyjmuje" moje wyjaśnienia. Nie muszę chyba tłumaczyć, co to znaczy :-) Zaraz wkleję pełną treść tej korespondencji.
alter

Zmanipulowano manipulatora... Jeśli chodzi o spam: – niechciane lub niepotrzebne wiadomości elektroniczne. Aby określić wiadomość mianem spamu, musi ona spełnić trzy następujące warunki jednocześnie: Treść wiadomości jest niezależna od tożsamości odbiorcy. Odbiorca nie wyraził uprzedniej, zamierzonej zgody na otrzymanie tej wiadomości. Treść wiadomości daje podstawę do przypuszczeń, iż nadawca wskutek jej wysłania może odnieść zyski nieproporcjonalne w stosunku do korzyści odbiorcy. ...................................................... Według Pana Gawlikowskiego informacje, które zamieściłem są niechciane lub niepotrzebne i Pan Gawlikowski nie wyraził na nie zgody. Tylko nie wziął Pan pod uwagę, że to nie jest Polonus tylko Blogpress. Dodam, że ten napastliwy ton wcale nie przysparza Panu sympatyków. Wręcz odwrotnie. Skonfliktował się Pan już chyba ze wszystkimi i na wszystkich możliwych forach, z których albo Pana wyrzucono albo sam z frustracji odszedł. Polecam troszkę więcej skromności i odrobinę dystansu do siebie.
Domyślny avatar

Anonimowi oszczercy nie są mnie w stanie obrazić. Szkoda nawet próbować. Reszta uwag ad personam jest marną próbą wywołania pyskówki. Moja osoba nie jest tematem ani tej notki, ani tej dyskusji pod nią. Jeśli ma pan jakieś obsesje na mój temat, radzę skierowac się do specjalisty.
Domyślny avatar

Przeczytałem z uwagą Oświadczenie Krzysztofa Wyszkowskiego w sprawie jego wypowiedzi umieszczonych w filmie „Pod prąd”. Choć postawiony mi w nim zarzut manipulacji jest sformułowany pochopnie, to pragnę na wstępie Krzysztofa Wyszkowskiego serdecznie przeprosić. Prosząc go o nagranie, nie zdawałem sobie sprawy z poziomu emocji, jaki towarzyszy każdej próbie rozmowy o rządzie Jana Olszewskiego i jego odwołaniu. Choć minęło już 18 lat (!) i uczestnicy wydarzeń decydują się wreszcie mówić o kulisach swoich działań, to dla wielu ten rząd jest mitem, mitem założycielskim całej formacji politycznej. Zdałem sobie z tego sprawę, kiedy po pierwszym pokazie filmu dwóch jego uczestników wykrzyczało: „Dzwonimy do Wyszkowskiego, to na pewno jakaś manipulacja!”. Rozumiem trudną sytuację osoby funkcjonującej w układzie towarzyskim i politycznym, dla którego mój film jest zbrodnią szargania świętości, dlatego szczerze przepraszam Cię Krzysztofie za kłopoty, jakie ściągnąłem na Ciebie prośbą o rozmowę przed kamerą. W założeniu, chciałem we fragmencie filmu dotyczącym rządu Olszewskiego, pokazać wypowiedzi ministrów tego rządu - Antoniego Macierewicza i Romualda Szeremietiewa, oraz Krzysztofa Wyszkowskiego – doradcy premiera i konstruktora koalicji rządowej. Niestety, Macierewicz odmówił, więc w zamian porozmawiałem z jego dawnym rzecznikiem – Tomaszem Tywonkiem. Krzysztof Wyszkowski pisze: Cytat: „(…) fragmenty moich uwag o rządzie Jana Olszewskiego, dokonywane na marginesie rozmowy o KPN, wykorzystano w filmie do uprawdopodobnienia oskarżenia, według którego wykonanie przez rząd uchwały lustracyjnej było manipulacją na rzecz dezintegracji KPN. Oświadczam, że takiej tezy nigdy nie potwierdzałem i uważam ją za całkowicie fałszywą”. A oto cała nagrana przeze mnie wypowiedź Krzysztofa Wyszkowskiego na ten temat, pokazująca jak bardzo niesprawiedliwe są jego oskarżenia (wielkimi literami fragment umieszczony w filmie): Cytat: „Wygląda to na rozgrywkę na rozbicie KPN-u, tak jak pan opisał, ale trzeba by wiedzieć jakie informacje miał wtedy Macierewicz, a tego nie wiem. Czy rzeczywiście nie trzeba było oddzielić Moczulskiego od reszty? Jeżeli myślano o tym rozdzieleniu, a tak to wygląda, to znaczy, że TĘ WIĘKSZOŚĆ, Z KTÓRĄ ZAMIERZANO SIĘ POROZUMIEWAĆ, UZNAWANO ZA CZYNNIK PAŃSTWOWOTWÓRCZY, TYLKO TEGO MOCZULSKIEGO UWAŻANO ZA KOGOŚ, KTO W TYM MOŻE PRZESZKODZIĆ. Tam mogły być również działania dezintegracyjne. Wyobraźmy sobie np., że parę dni wcześniej służby specjalne mogły przynieść informacje, przedstawić nawet stenogram niby (z podsłuchu), że Moczulski odbywa jakieś groźne dla rządu spotkania”. Krzysztof Wyszkowski pisze: Cytat: „Zdanie: "Tą większość, z którą próbowano się porozumieć, uznawano za czynnik państwowotwórczy, tylko Moczulskiego uważano za kogoś, kto w tym może przeszkodzić." Zdanie to było fragmentem mojej obrony działań rządu Olszewskiego, a umieszczono je pomiędzy słowami Romualda Szeremietiewa: "...to było głupie." i słowami Lewandowskiego: "Odpowiedź z naszej strony była również brutalna." W ten sposób uzyskano efekt pozornej zgodności ludzi mających w rzeczywistości poglądy i opinie zasadniczo odmienne”. Jak wykazałem powyżej, cytowane zdanie oddaje w pełni sens wypowiedzi Krzysztofa Wyszkowskiego, a umieszczenie go pośród wypowiedzi innych osób, nie daje wcale wrażenia zgodności. Wręcz przeciwnie. Oczywiste jest, że inne zdanie na ten temat mają ministrowie rządu (Wyszkowski i Szeremietiew), a inne polityk opozycji (Lewandowski). O przewadze wypowiedzi „strony rządowej” nawet nie wspomnę... Film ma formę dość gęsto montowanych, krótkich wypowiedzi bohaterów, przez co trudno uniknąć „sąsiadowania” z innymi osobami. Krzysztof Wyszkowski pisze: Cytat: „Zamieszczona w filmie moja wypowiedź: "Rząd Jana Olszewskiego był grupą ludzi o braku wspólnego programu, rządem, który powstał właściwie z zaskoczenia i dość przypadkowo" była fragmentem zdania o zupełnie innym znaczeniu niż to, które zostało mu nadane przez połączenie go z wypowiedzią następnej osoby, czyli Mirosława Lewandowskiego, ponieważ ja tłumaczyłem skalę trudności, wobec których stanął pierwszy niekomunistyczny, wybrany w wolnych wyborach, rząd III Rzeczypospolitej”. Znów sięgnę do pełnego zapisu wypowiedzi (wielkimi literami fragment umieszczony w filmie): Cytat: „Co było, gdyby to był rząd sprawny, dynamiczny, gdyby miał przygotowany twardy program i gdyby go z siłą realizował? Trudno powiedzieć, ale mogłoby dojść do realnego puczu. RZĄD OLSZEWSKIEGO RZECZYWIŚCIE BYŁ GRUPĄ LUDZI nie będącą dość dobrze poinformowanych, O BRAKU WSPÓLNEGO PROGRAMU, RZĄDEM, KTÓRY POWSTAŁ Z ZASKOCZENIA I DOŚĆ PRZYPADKOWO, ale był rządem kompletnie izolowanym od państwa. Funkcjonariusze państwowi odmawiali współpracy z rządem” (tu długi opis takich sytuacji). Czy usunięcie drugiej części zdania zmieniło jego sens? Oczywiście nie. Stwierdzony przez Krzysztofa Wyszkowskiego brak programu rządu i fakt braku przygotowania jego twórców, nijak się ma do sabotowania jego poleceń przez urzędników. Pozostawienie drugiej części zdania uczyniłoby całość wypowiedzi nielogicznym. Usunięcie przeze mnie poprzedniego zdania, osłabiło nawet zarzuty wobec rządu, który był tu przedstawiony przez Krzysztofa Wyszkowskiego jako nie sprawny, nie dynamiczny, nie mający twardego programu i nie potrafiący go realizować. Na dodatek Krzysztof Wyszkowski wielokrotnie podczas nagrania powtarzał tę tezę o niespójności programowej rządu Olszewskiego. Cytuję: Cytat: „Ci ludzie na pewno nie byli zgraną grupą, która przyszła do władzy z gotowym programem , a później miała siłę go realizować. To była grupa ludzi dobrej woli, którzy w trakcie obejmowania stanowisk dogadywali się co będą robili”. Cytat: „Krytykować rząd Olszewskiego za brak radykalizmu jest bardzo łatwo, tylko przy tym stopniu dobrej woli, patriotyzmu u większej części rządu... U części, bo trzeba oddzielić tzw. ministrów prezydenckich i tych koniecznych, bo np. skoro nikt nie chciał objąć resortu finansów, to pojawił się ten Olechowski”. Cytat: „PC nie miało wystarczających sił. Bolszewicy w 1917 roku obsadzili pocztę, telegraf, coś tam jeszcze. Tutaj nawet tych sił nie było. Byłem zwolennikiem radykalniejszych zmian, ale odpowiadano mi: „Kim?”. Poza tym społeczeństwo nas nie poparło”. Przykro mi, że Krzysztof Wyszkowski ma kłopoty towarzyskie w wyniku udzielonych mi w dobrej wierze wypowiedzi, nie wynikają one jednak z żadnej manipulacji, lecz wyłącznie przewrażliwienia jego politycznych kolegów. Niemniej jeszcze raz go za to przepraszam. Maciej Gawlikowski
Domyślny avatar

Wyjaśnienie Macieja Gawlikowskiego przyjmuję. Obstając przy poglądzie, że źródłem większości problemów była agenturalna przeszłość i wynikające z niej szkodliwe metody działania Leszka Moczulskiego, proszę wszystkich zainteresowanych o traktowanie całej sprawy KPN z dobrą wolą, zawierającą zrozumienie dla nieuniknionych różnic, wynikających nie ze złej woli, a z odmiennych punktów widzenia. Krzysztof Wyszkowski, Sopot, dnia 6 marca 2010 r. Ma pan jeszcze jakieś wątpliwości, panie "alter"?
Domyślny avatar

Zarzut "kradzieży tytułu" pojawił się już wcześniej na forum SW, więc pozwolę sobie przytoczyć moją odpowiedź jednej z dyskutantek: "Zgodnie z tą logiką, tytuł programu Jurka Zalewskiego jest powtórzeniem tytułu książki Wojciecha Jaruzelskiego "Pod prąd", powtórzeniem tytułu pisma studenckiego "Pod prąd", powtórzeniem nazwy ruchu Akademickiego "Pod Prąd" i wielu jeszcze innych inicjatyw medialnych czy społecznych. Nikt nie ma zastrzeżonego prawa do tego tytułu, do tego zwrotu. Ani Jaruzelski, ani Gawlikowski, ani też Zalewski. Każdy, nawet średnio rozgarnięty widz, dostrzega różnicę między studyjnym programem a filmem dokumentalnym czy fabularnym. Jakoś nikomu nie myli się TVN-owska "Kropka nad i" z polskim filmem fabularnym o tym samym tytule, więc zapewniam Panią, że program oraz film "Pod prąd" też się nie pomylą. (...) Tytuł, jak już Pani udowodniłem, znany jest publiczności od wielu, wielu lat. Mimo, że miałem pełne prawo użyć tego tytułu, zadzwoniłem do Jurka Zalewskiego jeszcze przed zakończeniem montażu filmu i pytałem czy ma coś przeciw temu. Nie miał". Teraz okazuje się, że jednak ma. Cóż, artysta zmiennym jest... Niezmienne jest natomiast prawo, a to nie pozostawia żadnych wątpliwości - mogłem użyć tego tytułu. Namawianie przez Zalewskiego producenta do dokonywania zmian merytorycznych w moim filmie, jest na tyle kuriozalne (zwłaszcza kiedy pisze to reżyser!), że pozostawię to bez komentarza.
alter

alter

15 years 7 months temu

http://niepoprawni.pl/blog/10… Odpowiadam. Szeremietiew, 7 marzec, 2010 - 22:50 Film. Zwrócono się do mnie z prośbą o nagranie wywiadu na temat mojej działalnosci w KPN. Nagranie trwało kilka godzin. Ze zdziwieniem spostrzegłem, że w filmie "Pod prąd" wykorzystano fragmenty mojego wywiadu w sposób odbiegający od tego, co mówiłem (to się nazywa - zdania wyrwane z kontekstu). Wkrótce w tej sprawie wydam oświadczenie. Memoriał. Znałem ten dokument. Moczulski tłumaczył, że jest to zagranie taktyczne, aby stworzyć szansę jawnego działania. Wtedy uważałem, że mówi prawdę. RSz
Domyślny avatar

Znów mnie to nie dziwi. Pisałem o tym wcześnie, pan zapewne nie czytał. Będę musiał zadać sobie trud zacytowania pełnych wypowiedzi Szeremietiewa w tej sprawie i jestem pewien, że sprawa zakończy się tak samo, jak z Wyszkowskim.
Rzepka

Rzepka

15 years 7 months temu

"Pojawianie się wtedy Anklewicza w sejmie jest faktem. Wiem coś o tym :-) I pozostaje tylko kwestia czy "przechadzał się" wraz z Macierewiczem korytarzami. Jest to wielce prawdopodobne." W tamtym czasie w sejmie pojawiało się wiele osób powołujących się na wielkie wpływy wśród polityków tej, czy innej opcji. Często te „wpływy” nie przekładały się na rzeczywiste relacje. No, ale zostawmy to, bo można przyjąć, że Anklewicz nie był taką sobie pierwszą z brzegu osobą… „To były trzy różne ujęcia Anklewicza z różnych miejsc i różnych dat. Jedyne, jakie miałem. Pokazywały widzowi jego osobę i tylko taka była ich funkcja. Nie ma żadnego znaczenia, że były robione wcześniej, czy później.” Dla mnie jako widza ma znaczenie, inaczej bym o tym nie napisał. Nie mam zwyczaju czepiać się bez powodu. „Bingo! Dlatego nie dawałem podpisu, że to Macierewicz z Anklewiczem :-)” Owszem, bingo, lecz w innym znaczeniu :) O podpis chodziło w publikacji, zaś w filmie o to co się mówi. A mówiło się o Macierewiczu i Anklewiczu, a pokazywało Anklewicza z Ungierem. Tu obstaję przy swoim. „Myli się Pan. Pełnił. Mam tę wiedzę jeszcze z tamtych czasów. Jak już pisałem, rozmawiałem z Anklewiczem w 1992 roku. Jedna z tych rozmów dotyczyła jego pracy w SB. Nie muszę dowodzić w filmie każdej informacji o czyjejs pracy. To byłby obłęd. Zresztą o wysokiej pozycji Anklewicza w MSW i jego bliskiej współpracy z Macierewiczem, także przy esbeckich papierach, opowiedział mi ówczesny rzecznik Macierewicza. Sam Macierewicz odmówił wypowiedzi. W sposób dość szczególny, nawiasem mówiąc. Umówił się ze mną w lokalu swojej partii, której nazwy nie pamiętam (coś z narodem?) i ... wystawił mnie do wiatru. Nawet dosłownie do wiatru, bo spędziłem 3 kwadranse w przeciągu, w jakiejś zasikanej bramie...” No i tu niestety póki co muszę zdać się na Pańskie słowo, bo nie dotarłem do innych źródeł potwierdzających bądź zaprzeczających podanym w dokumencie faktom. Szkoda, że do informacji tych nie mógł w filmie odnieść się sam Antoni Macierewicz. Tego mi właśnie w tym obrazie brakowało. Żałuję, że nie doszło do tego spotkania. O Anklewiczu: „To on witał w MSW ludzi Milczanowskiego, wystawiał im poprzednią ekipę jak na widelcu, pracował dla Komisji Ciemniewskiego i wręczał jej posłom do wglądu materiały na osoby z "listy".” Trochę kiepski był ten „widelec” jeśli po obaleniu rządu Olszewskiego UOP musiał jeszcze inwigilować Macierewicza i Naimskiego… „Proszę mnie nie rozśmieszać.” A dlaczego nie :) Jeśli zerknął Pan przypadkiem na blog, który tu prowadzę powinien Pan się zorientować, że moja działalność na nim polega na rozśmieszaniu ludzi. Z lepszym lub gorszym skutkiem, ale zawsze ;) „Akurat w przypadku Olechowskiego nie chodziło o agenturalność, lecz o kontynuację polityki Balcerowicza, na dodatek nie mnie, lecz dziennikarzowi, który w 1991 roku rozmawiał z Kaczyńskim.” A to akurat zdołałem zauważyć ;) Zauważyłem też, że wizerunek Olechowskiego był często eksploatowany kiedy tylko była mowa o rządzie Olszewskiego. Jakby w sposób szczególny miał obciążać jego sumienie. Trzeba też pamiętać, że Andrzej Olechowski został odwołany w innym trybie niż cały rząd. Złożył dymisję w maju. Została ona przyjęta tuż przed odwołaniem całego rządu. Pozdrawiam PS. @All Podobnie jak Bernard upraszam o zachowanie kultury dyskusji i darowanie sobie jazd personalnych. Bardzo proszę…
Domyślny avatar

"W tamtym czasie w sejmie pojawiało się wiele osób powołujących się na wielkie wpływy wśród polityków tej, czy innej opcji. Często te „wpływy” nie przekładały się na rzeczywiste relacje" Jedną z rozmów z nim odbyłem w jego potężnym gabinecie przy Rakowieckiej. Poza tym, czemu mam nie wierzyć słowom ówczesnego rzecznika ministra? "A mówiło się o Macierewiczu i Anklewiczu, a pokazywało Anklewicza z Ungierem. Tu obstaję przy swoim" Przecież nikt nie wziął Ungiera za Macierewicza :-) Poza tym widać, że to nie korytarze sejmowe. W filmie nie musi na zdjęciach dokładnie to, o czym się mówi. Warunek jeden - nie można dezorientować widza. Sądziłem, że nikt nie pomyli tych panów. Może się myliłem... "Szkoda, że do informacji tych nie mógł w filmie odnieść się sam Antoni Macierewicz" Mógł, mógł... Nie chciał. "Trochę kiepski był ten „widelec” jeśli po obaleniu rządu Olszewskiego UOP musiał jeszcze inwigilować Macierewicza i Naimskiego" Dobrego nigdy za wiele. Inwigilowali, szczuli, dezintegrowali. Byli w swoim żywiole. "A dlaczego nie :) Jeśli zerknął Pan przypadkiem na blog, który tu prowadzę powinien Pan się zorientować, że moja działalność na nim polega na rozśmieszaniu ludzi" Zerknąłem, i to dawno temu. Chyba po tym, jak zetknęliśmy się u Junony. Dobrze pamiętam? A do śmiechu, to mi jakoś ostatnio nie bardzo. Ale w walce czuję się w sumie nieźle ;-) "Zauważyłem też, że wizerunek Olechowskiego był często eksploatowany kiedy tylko była mowa o rządzie Olszewskiego" Ujęcia bliższe niż ogólne były chyba dwa, lub nawet jedno. Problem (?) polega na tym, że jego widać, bo to kawał chłopa. Może stać trzech Kaczyńskich i Olechowski, i w szerokim planie zauważy się właśnie jego. Nie była to na pewno z mojej strony chęć promowania kandydata na prezydenta AD 2010 :-)
Rzepka

Rzepka

15 years 7 months temu

"Jedną z rozmów z nim odbyłem w jego potężnym gabinecie przy Rakowieckiej. Poza tym, czemu mam nie wierzyć słowom ówczesnego rzecznika ministra?" Ech, zostawmy na razie ten problem, bo to jest właśnie jeden z tych momentów w filmie po którym - jak wspomniałem wcześniej - opadła mi szczęka... "Zerknąłem, i to dawno temu. Chyba po tym, jak zetknęliśmy się u Junony. Dobrze pamiętam?" Dobrze. Choć ja pamietam Pana z sieci trochę wcześniej. Zaimponował mi Pan któregoś razu w s24 rozkładając na łopatki B. Chrabotę :) A u Junony - oczywiście. Przy okazji rozmowy o Michale Słomczyńskim. Pamiętam, że wymknął się Pan wtedy delikatnie usprawiedliwiając nawałem pracy. Przepraszam, ale jestem obecnie poza domem i mam ograniczony dostęp do sieci. Wspomnialem wcześniej, że nie wyczerpałem jeszcze tematu - obszerniej postaram się pod koniec tygodnia. Pozdrawiam serdecznie
Czarek Czerwiński

Fronda.pl: Dlaczego ostro zaatakował Pan Macieja Gawlikowskiego za film o Konfederacji Polski Niepodległej? W rozmowie z nami powiedział, że Piotr Gontarczyk „niemal obrzucił go wyzwiskami, bez odnoszenia się do meritum tego dokumentu”?

Piotr Gontarczyk*: Pan Gawlikowski, nazywając rzecz możliwie najdelikatniej, po prostu mija się z prawdą. Nie obrzuciłem go żadnymi wyzwiskami, tylko ostro skrytykowałem jego film na pokazie zorganizowanym w klubie „Ronin” stawiając mu zarzut fałszowania historii. Sala byłą pełna, więc jak Gawlikowski mam kłopoty z pamięcią, to może spytać świadków. Zdanie w pełni podtrzymuję: to film po prostu chybiony.

Co to znaczy „chybiony” ?

Konfederacja Polski Niepodległej to bardzo ważne ugrupowanie w naszej historii. Zdecydowany antykomunizm i jednoznaczne artykułowanie konieczności odzyskania niepodległości powodują, że jest mi ona znacznie bliższa niż znaczna część tzw. konstruktywnej opozycji. Konfederatom ten film się należał i szkoda, że powstał on dopiero 20 lat po upadku muru. Ale film Gawlikowskiego to zmarnowana szansa. Sposób, w jaki ukazano, a raczej zakłamywano w nim historię jest dla mnie kompletnie nie do przyjęcia.

Co Pan konkretnie zarzuca Maciejowi Gawlikowskiemu?

Pan Gawlikowski, co nie jest nowością, jest bardzo mocno emocjonalnie zaangażowany po stronie Leszka Moczulskiego. Już kilka lat temu przekonałem się, że emocje są u niego w tej sprawie tak duże, że nie jest on w stanie przyjmować faktów niezgodnych ze swoimi poglądami. W imię swoich sympatii pozwolił sobie na to, by manipulować historyczną rzeczywistością. Tyle słyszę narzekań prawicowych publicystów, że lewica bez przerwy kłamie i fałszuje historię. „Jak Kalemu ukraść krowę, to źle, ale jak Kali kraść, to dobrze?” Ja się na tak ą filozofię nie zgadzam. Prawda jest prawdą i musza ją szanować wszyscy. Trzeba oddzielić własne poglądy od rzeczywistości. Jak nie umie, niech sobie da spokój z historią.

Chodzi Panu o sprawę TW „Lecha”?

Tak, ale nie tylko, bo żeby wybielić Leszka Moczulskiego autor filmu pozwolił sobie na wiele niesprawiedliwych ocen działań innych polityków, niedopuszczalnych zniekształceń kontekstu historycznego. To film, w którym rację ma tylko Moczulski: inni zostali obśmiani lub w ogóle pominięci. Szczególnie poważne konsekwencje mają dla filmu manipulacje wokół agenturalnego uwikłania Moczulskiego. Tu u Macieja Gawlikowskiego nie obowiązują żadne zasady. W imię promowania wersji wybielającej Moczulskiego autor na przykład dość bezceremonialnie traktuje wielu ludzi, którzy w różnych epokach i w różnych okolicznościach pracowali przy lustracji. Na przykład w 1992 r. tzw. listę Macierewicza, na której znalazł się Moczulski, zestawiali ideowi, młodzi ludzie, którzy pracowali w ciężkich warunkach 24 godziny na dobę dosłownie w gnieździe os. Z filmu „Pod prąd” wynika, że ich praca to nic. Bo słynną „listę Macierewicza”, miał stworzyć „jakiś esbek”, bodaj płk Anklewicz. Także cały proces lustracyjny, w którym po drugiej stronie (w stosunku do uznanego za kłamcę lustracyjnego” M. Moczulskiego) pracowali ideowi ludzie, z nieposzlakowanej czci sędzią Bogusławem Nizieńskim na czele, zostali przedstawieni jako ktoś w rodzaju pomocników SB, a w każdym bądź razie ludzie służący złej sprawie. I tym wszystkim ludziom Pan Gawlikowski wyrządził zwyczajne świństwo.

[..]

Zostawmy sprawę oceny materiałów w sprawie TW „Lecha”. Pojawia się pytanie o rolę Moczulskiego w obaleniu rządu Jana Olszewskiego. Dwa dokumenty, „Pod prąd” i „Nocna zmiana” Jacka Kurskiego inaczej przedstawiają ten temat.

Między pokazaniem roli Moczulskiego w obu dokumentach stawiam znak równości. Bez wątpienia ekipa Jana Olszewskiego starała się wykorzystać zgromadzony materiał dotyczący TW „Lecha” do próby zatrzymania upadku rządu. Interpretacja tego faktu jest trudna, choć osobiście jestem dość daleki od potępienia. Ale jest też oczywiste, że obalając rząd Moczulski wiedział, że jest na liście agentów i po prostu walczył o życie.

[..]

Rozmawiałem na temat filmu z innymi przywódcami KPN: Tadeuszem Stańskim i Romualdem Szeremietiewem. Nasze opinie były nie tak odległe. Całą sprawa jest dla mnie smutna o tyle, że KPN-owcy to naprawdę wspaniali ludzie, którzy zasługiwali, by z ich wierności dla idei niepodległości zbudować przesłanie dla przedstawicieli młodego pokolenia. A jak się kończy film Gawlikowskiego? Ano, kończy się planszą, że Leszek Moczulski, w związku z przegraną sprawą lustracyjną zaskarżył Polskę do Trybunału w Strasburgu. I to ma być przesłanie filmu o KPN? Żenada.

Rozmawiał Mariusz Majewski

 

http://fronda.pl/news/czytaj/…

Rzepka

Rzepka

15 years 7 months temu

pod rozmową z Piotrem Gontarczykiem. Komentator Gniady napisał: "Mam jeden zasadniczy zarzut do filmu po wypowiedzi Dariusza Wójcika na początku filmu, o ludziach z tubami na Placu Litewskim w Lublinie pokazazne jest zdjęcie kilku demonstrujących osób. Problem w tym że nie jest to demonstracja KPN, tylko Grupy Konserwatywnej"ANTYK" przed tzw. referendum w sprawie II etapu reformy gospodarczej. Na zdjęciu znajdują się: moja żona Anna Kołakowska,ja Andrzej Kołakowski, Ewa Chimko wówczas studenatka pedagogiki KUL i Tomasz Dembek(obecnie w W.Brytanii). Wydaje mi się, że film obroniłby sie bez naszego zdjęcia. Podobne akcje KPN organizował dopiero w momencie starań Wójcika o poselski mandat." Przytaczam te słowa ponieważ potwierdzają one poniekąd moje wrażenia z filmu. Powyżej napisałem bowiem: "Nie chodziło mi o to, że w filmie wystąpił szeroki krąg rozmówców - to bardzo dobrze. Ale o to, że niektórych ich wypowiedzi Pan nie weryfikował ( jakaś kontra z drugiej strony ) lub, co gorsze, operował nieprawdziwym obrazem żeby je uwiarygodnić" W komentarzu Gniadego padają konkretne nazwiska uczestników demonstracji, a także nazwa organizacji i właśnie taki obraz widać na filmie. Tymczasem mówi się (marszałek Wójcik) o demonstracji KPN. Być może to szczegół, ale - moim zdaniem - nie jedyny... http://fronda.pl/news/czytaj/…
Domyślny avatar

Przepraszam, że wcześniej nie odpisałem, Brak czasu. Z tym Lublinem, to bez przesady, proszę... Ilustrując film dziesiątkami różnych fotografii, mogłem przez pomyłkę dać jakieś zdjęcie nie odnoszące się bezpośrednio do opisywanych wydarzeń. Nie znam Lublina, nie znam tych ludzi. W pakiecie "kapeenowskich" zdjęć z tego miasta, z tego okresu, zaplątało się pewnie zdjęcie pikiety organizacji Antyk. Pracowałem na nie opisywanym przez nikogo materiale. Wiele z tych wydarzeń nie zostało udokumentowanych fotograficznie, z wielu innych są zdjęcia, tylko trudno je dopasować do konkretnych organizatorów. Popełniłem błąd, bo przez trzy sekundy pokazałem inną pikietę. Czego to niby dowodzi? Jakiejś manipulacji? Czy to nie lekka przesada?
Bernard

Studiowało tam wówczas sporo moich znajomych, w tym jedna kuzynka. Opowiadała o wyborach (tylko już nie pamiętam czy z 89 czy z 91, ale chyba z 91). Miała w akademiku koleżankę która była zaangażowana w kampanię KPNu a konkretnie Wójcika i pomagała jej robić plakaty. A hasła były w stylu: "weź królika, głosuj na Darka Wójcika". Serio. Potem im zakazali i malowały już hasła "poważne". Przy okazji ją podpytam.
Rzepka

Rzepka

15 years 7 months temu

Istotnie, dla postronnego widza ten szczegół nie ma większego znaczenia. Nikt przecież nie kwestionuje faktu, że na pl. Litewskim w Lublinie odbywały się demonstracje KPN, nawet człowiek, który wytknął Panu nieścisłość. Ten przykład wskazuje jednak, iż dbałość o szczegóły nie jest najmocniejszą stroną filmu. Panie Macieju, ja również miałem przerwę, chciałem jeszcze coś pisać, ale wobec tego co się dzieje, naprawdę sobie daruję. Wyrażam tylko nadzieję, iż Jacek Skorus nie będzie pracował w TVP wiecznie, choć domyślam się, że za odłożenie filmu na półkę, w większym stopniu obciąża Pan inne osoby. Pozdrawiam
Domyślny avatar

"dbałość o szczegóły nie jest najmocniejszą stroną filmu" Myli się Pan. Rzadko który duży film dokumentalny zawierający tak ogromną liczbę archiwalnych zdjęć, zawiera tak mało błędów. Poza tym taki błąd nie rzutuje na wymowę filmu, nie jest żadną manipulacją. To może być przykre dla autorów lubelskiej pikiety, że przypisałem ich wysiłek komu innemu, ale nie jest to w kontekście całego filmu żadnym kardynalnym błędem. Jeśli uważa Pan, że jest więcej błędów, zwłaszcza istotnych, to proszę je wymienić. Piszę o błędach, a nie o niezrozumieniu istoty ilustracji zdjęciami archiwalnymi (dyskutowana powyżej sprawa zdjęć Anklewicza). Swoją droga, gdyby ktoś z Państwa miał namiary na pana Andrzeja Kołakowskiego, to będę wdzięczny za podanie, chciałbym osobiście go przeprosić.
Rzepka

Rzepka

15 years 7 months temu

Znów się mylę? No nie, który to już raz w tej rozmowie? ;) No cóż, jestem tylko małym żuczkiem, skromnym widzem i patrzę na ten film wyłącznie z tej perspektywy. Zapomniałem, że status nieomylnych przydzielił Pan jedynie Leszkowi Moczulskiemu i wypowiadającym się w filmie Konfederatom. Oni mają rację we wszystkich kwestiach i racji innych nie uznają. Śledząc komentarze na różnych forach, gdzie była mowa o filmie, natrafiłem na takie, w których zarówno Pan, jak i jeden z byłych posłów KPN napisaliście, że w poprzednich wyborach (2005, 2007) głosowaliście Panowie na Prawo i Sprawiedliwość. Dlaczego, że zapytam? Po tym, co rzekomo KPN-owi i Leszkowi Moczulskiemu zrobili w 1992 roku Macierewicz, Kaczyńscy i inni…? Czyżbyście się Panowie pomylili? I teraz Was dopiero oświeciło? Są w Pana filmie naprawdę świetne, poruszające obrazy: opowiadająca o głodówce Maria Moczulska, czy ten szczególnie mocny - wystąpienie Leszka Moczulskiego, który stukając dłonią o blat sejmowej mównicy wspomina, jak siedząc w celi słyszał odgłos uderzającej o cement głowy Andrzeja Słowika, wleczonego przez klawiszy. Jest o demonstracjach, zajmowaniu komitetów, młodej kobiecie która potrafiła porwać za sobą śląskie kopalnie. Jest w końcu o zwykłych, ideowych ludziach rozlepiających nocą za friko plakaty wyborcze… Pisał Pan, Panie Macieju, że film „Pod prąd” powstał w hołdzie takim właśnie ludziom. Jeśli naprawdę tak jest, to nie znalazło się dla nich w tym obrazie zbyt wiele miejsca. Zresztą co do tych intencji też mam pewne wątpliwości. Bo z drugiej strony utrzymuje Pan, iż ten film ma „obalić mit założycielski IV RP” i że lubi Pan obalać mity. To który motyw jest Panu bliższy? Przypuszczam, że ten drugi skoro poświęca Pan temu w swoim dziele tyle czasu. A może zamiast tropić spiski i snuć teorie o szantażach, Konfederaci powinni zdobyć się na chwilę refleksji, ewentualnie uderzyć się najpierw we własne piersi i odpowiedzieć sobie na pytania: Jak to się stało, że ich organizacja, która ma niewątpliwie ogromne zasługi w walce o Niepodległą, organizacja która jako pierwsza z otwartą przyłbicą stawiła czoła komunie, organizacja która potrafiła zaszczepić tak wielu młodym ludziom najszczytniejsze cele i najpiękniejsze ideały , jakim sposobem ta partia mająca w swoim najlepszym okresie ponad 50. przedstawicieli w polskim parlamencie znalazła się na marginesie polityki? Jest taki moment w filmie, kiedy Antoni Dudek mówi o tym, że m.in. KPN przystępowała do wyborów w 1989 roku jako outsider , bez żadnego majątku, w przeciwieństwie np. do komunistów i Solidarności. To oczywiście prawda, ale w tym momencie przypomniałem sobie, że przecież co się odwlekło, to nie uciekło. Przynajmniej jeśli chodzi o KPN. I to nie było tak, że Konfederaci zupełnie nie partycypowali w dzieleniu majątku po komunie. Dostali przecież z RSW „przydział” na „Sztandar Młodych”, a kiedy nie udało się go przejąć „nabyli” tygodnik „Razem”. Wyraz „nabyli” napisałem w cudzysłowie ponieważ deklarowanej kwoty nie spłacono. W krótkim czasie „Razem”, które wcześniej rozchodziło się w 300 tys. egzemplarzy upadło, a KPN pozostała z wielomilionowym długiem wobec drukarni. Komornicy mijali się w drzwiach pałacyku przy Nowym Świecie, gdzie mieściła się również siedziba partii. Przypominam sobie także, że ów pałacyk Branickich był świadkiem dramatycznych scen, kiedy walczyli w nim( dosłownie i wręcz) podzieleni na frakcje Konfederaci. Tak w olbrzymim skrócie toczyły się dalej losy KPN, partii która w swoim czasie miała aspiracje współrządzić Polską. Ale tego w filmie nie zobaczymy i o tym nie usłyszymy, bo to nie pasuje do obrazu partii niszczonej przez obóz Olszewskiego… No cóż, ciągnie mnie Pan za język, więc się dzielę swoimi myślami , choć jestem tylko skromnym widzem i blogerem i nie mam monopolu na prawdę.Najwyżej zaliczy mnie Pan do „ujadających ratlerów”. Mówi się - trudno... ;) Pozdrawiam
Rzepka

Rzepka

15 years 7 months temu

PS. O autora tamtego komentarza musi Pan raczej zapytać na Frondzie - stamtąd ten tekst skopiowałem. U nas ta osoba nie bywa.