Agnieszka Kublik po raz kolejny przypomniała o prześladowaniu kobiet w Agorze i "Gazecie Wyborczej", o czym już kilkakrotnie pisałem, bo seksistów rządzących przy Czerskiej serdecznie nie znoszę, chociaż oni, jako propagatorzy "polityki miłości", z pewnością mnie bardzo kochają. (zob. http://blogpress.pl/node/18722, http://blogpress.pl/node/18861).
Liczyłem na to, że ci antyfeminiści się nawrócą i przestaną grzeszyć, ale gdzie tam! Żaden z tych zwolenników ideologii gender nie ustąpił z władz Agory i GW na rzecz Agnieszki Kublik, Renaty Grochal lub ich koleżanek. Jeszcze raz muszę więc wystąpić w obronie uciemiężonych przez czerskich seksistów dziennikarek GW (wyobrażam sobie ich radość z tego powodu i dozgonną wdzięczność, jaką będą dla mnie żywić za to, co dla nich robię!).
Będę walczył z prześladowcami z mafii czerskiej do ostatniej kropli krwi (mojej lub ich!), chociaż w tej chwili moja misja wygląda na beznadziejną (mission impossible). Ani w 4-osobowym zarządzie Agory, ani wśród 5 redaktorów naczelnych GW nie ma ani jednej kobiety! O ich tragicznym losie przy Czerskiej świadczy fakt, że nie mają możliwości otwarcie napisać, że im się to nie podoba. Zamiast wyłożyć kawę na ławę i zażądać oddania im co najmniej 40 proc. władzy w firmach, w których pracują (można też ewentualnie zacząć od 35 proc., co będzie pięknym nawiązaniem do wyborów 4 czerwca 1989 r.), czerskie niewiasty przemycają swoje postulaty tzw. ogródkami. Na przykład Kublik pisze: "Norwegia jako pierwszy kraj na świecie wprowadziła w 2008 r. ustawę o kwotach w biznesie (we władzach norweskich korporacji musi być co najmniej 40 proc. kobiet, ale też mężczyzn. I w Norwegii pracuje 79 proc. kobiet.)."(http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,105405,16113903,P…) To sprytny sposób ominięcia panoszącej się przy Czerskiej seksistowskiej cenzury! Ten wtręt o kwotach we władzach firm jest obcym ciałem w całym tekście, który dotyczy parytetów na listach wyborczych! Po co więc Kublik to napisała? Dla mnie to oczywiste - ona daje w ten sposób do zrozumienia swym czytelnikom, z których ja jestem najwierniejszy :), że chciałaby, aby tak samo było we władzach Agory! Nie każdy ją rozumie, ale ja tak, bo znam doskonale sposoby, stosowane w PRL w celu zmylenia cenzury. Jednakże młodzi Polacy już takich umiejętności czytania między wierszami nie mają. Rozumieją wszystko literalnie.
Dla ich więc nauki opiszę sposób, w jaki oszukał cenzurę ich aktualny idol Janusz Korwin-Mikke w książce "Quizy brydżowe", wydanej w 1987 r., a napisanej wspólnie z Andrzejem Macieszczakiem, jednym z najlepszych polskich brydżystów sportowych w historii (był mistrzem świata z Orleanu w 1978 r.). Najlepiej byłoby się posłużyć cytatem, ale niestety nie mam akurat tej pozycji książkowej pod ręką, więc jestem zmuszony posłużyć się swoją pamięcią. Otóż jedno z rozdań wyglądało na banalnie proste do wygrania, ale kiery i kara podzieliły się u przeciwników fatalnie (bodajże 0 - 5 i 1-5), wskutek czego rozgrywka bardzo się skomplikowała. Do dziś pamiętam początek opisu rozwiązania tego problemu rozgrywkowego autorstwa Mikkego (wtedy nie używał w nazwisku nazwy herbu) i Macieszczaka: "Jaki piękny kontrakt! Jednak kiery i kara, jak to jest w zwyczaju czerwonych, nie chciały się podzielić!" Oczywiście wszyscy czytelnicy (w brydża sportowego grają ludzie inteligentni) wiedzieli, o jakich "czerwonych" chodziło autorom!
Jak więc widać z powyższego przykładu, nielekkie było życie cenzora w PRL i nielekkie jest także ich następców, którzy z Mysiej przenieśli się na Czerską. Kublik potrafiła ich przechytrzyć, ale jej wysiłek mógłby pójść na marne, gdybym nie napisał tej notki! Jest mi ona z pewnością bardzo wdzięczna, że wkroczyłem do akcji, żeby ją i inne dyskryminowane dziennikarki GW ratować z ucisku czerskich genderystów! Uczulam wszystkich czytelników na jej wołanie o pomoc, zawarte we frgmencie dotyczącym Norwegii! Jest to głos o pomoc, bo co nas tu w Polsce w gruncie rzeczy obchodzi ten kraj, który z winy Tuska i tak ma przechlapane (kto jeszcze o tym nie wie, niech przeczyta moją notkę - http://blogpress.pl/node/18911)! Tym bardziej, że sytuacja kobiet w Norwegii jest tragiczna, ponieważ - jak pisze Kublik - tam aż 4/5 z nich musi tyrać w pocie czoła na kromkę chleba (u nas tak źle było w dawnych czasach, gdy grubo ponad 80 proc. niewiast, przede wszystkim chłopki i robotnice fabryczne, harowało od świtu do zmierzchu, zaś tylko nieliczne arystokratki, takie jak Izabela Łęcka z "Lalki" Bolesława Prusa, nie musiały pracować, spędzając czas na lekturze książek, grze na fortepianie czy skrzypcach, na rautach i zabawach tanecznych).
Kobietom gnębionym przy Czerskiej, zmuszanym przez mafię Michnika do katorżniczej pracy, a nawet walki na froncie propagandowym, np. na "odcinku smoleńskim" jak jest w przypadku Kublik, należy zatem pomóc. Ale jak? Zdobycie tej fortecy seksizmu wydaje się w tej chwili wprost niewyobrażalne. Jednakże nie dla Kublik! Ona znalazła sposób na uratowanie siebie i swoich koleżanek z ucisku czerskich genderystów! Trzeba po prostu Agorę upaństwowić! Tego Kublik oczywiście nie napisała wprost, ale niewątpliwie tak należy rozumieć ten fragment jej tekstu: "Państwo musi zaprosić panów do domu, do dzieci, do pieluch, do garów. Kobiety i mężczyźni będą mniej sfrustrowani." Nie ulega wątpliwości, że jest to prośba do rządu Donalda Tuska o nacjonalizację Agory i zdymisjononowanie seksisty Adama Michnika. Zwrot o "odesłaniu do pieluch" z pewnością się do niego odnosi, bo przecież niedawno urodziło mu się dziecko, a on zamiast się nim opiekować zawraca d..ę dziennikarzom przy Czerskiej i wszystkim Polakom pleceniem bzdur o jakimś wyimaginowanym przez niego "zagrożeniu faszystowskim" (skąd miałoby się wziąć, skoro Lech Wałęsa, tytułowy bohater książki "Wódz", autorstwa "wiceMichnika", czyli Jarosława Kurskiego, porzucił już plany przewrotu wojskowego, o których pisała na pierwszej stronie "Gazeta Wyborcza mniej więcej 20 lat temu i zajął się przemytem szampana, co ostatnio wykryli brytyjscy celnicy?).
Proszę zauważyć, że Kublik jest w stosunku do swego szefa bardzo złośliwa, wysyłając go do pieluch i garów i pisząc jednocześnie, iż jest to najlepszy sposób na jego frustracje! Powołuje się przy tym chytrze na tzw. autorytety naukowe (męskie oczywiście, bo kobiecym nikt by nie uwierzył, a w szczególności kobiety): "Prof. Tomasz Szlendak, socjoantropolog, dyrektor Instytutu Socjologii UMK w Toruniu, wymyślił dla mężczyzn termin "szklana podłoga". Chodzi o to, że mężczyźni z wyższej klasy średniej, z wysokimi pozycjami i poważnymi zarobkami nie są w stanie zwolnić tempa pracy i tylko przez podłogę (szklaną) mogą poobserwować kolegów, którzy mają coś oprócz kariery (rodziny, przyjaciół i znajomych). Patrzą i zazdroszczą. I się frustrują." Z całym szacunkiem dla toruńskiego profesora (z tym szacunkiem to oczywiście żartuję, gdyż wszystko co "toruńskie", nawet pierniki, jest w Polsce podejrzane o antysemityzm, bo za sprawą GW kojarzy się ze zohydzanym przez nią namiętnie i wytrwale o. Tadeuszem Rydzykiem), nie sądzę, że gdy po nacjonalizacji Agory przez Tuska Michnik straci piastowane stanowisko i zamieni się w "kurę domową" (wiem, że brak w tym określeniu jego płci, co jest to niezgodne z naukami genderyzmu-agoryzmu-leninizmu, ale przecież nie mogę napisać w "koguta domowego", bo to nie to samo!), to on będzie mniej sfrustrowany niż dotychczas! Ten typ tak po prostu ma, że nic mu się w tej III RP nie podoba i frustruje się byle czym! Na przykład jest z pewnością wściekły na Kublik, "specjalistkę" od katastrofy smoleńskiej, ze 100 razy "mądrzejszą" od profesorów współpracujących z komisją Antoniego Macierewicza, że dzięki jej wytężonym staraniom z roku na rok wzrasta liczba Polaków, twierdzących, że był to zamach. A ja jej za to jestem bardzo wdzięczny i m.in. z tego powodu uważam, że powinna zastąpić Michnika! Zastąpić wcale nie przy pieluchach i garach (ja bym się bał powierzyć jej małe dziecko pod opiekę), lecz na stanowisku redaktora naczelnego GW (nie redaktorki naczelnej, jak głoszą "genderowe studiesy", błędnie nieodmieniane jako "gender studies", bo taka funkcja prawnie nie istnieje, podobnie jak "posłanka" czy "ministra"). Tusku, pomóż!
Moi czytelnicy, szczególnie ci starsi, pamiętający jeszcze czasy PRL i szukający z przyzwyczajenia ukrytych dla cenzury prawdziwych intencji autora, domyślili się z pewnością, dlaczego żądam dla Kublik i jej koleżanek stanowisk we władzach Agory i "Gazety Wyborczej". Jednak młodsi mogli drugiego dna w moje notce nie odkryć. Zatem muszę wszystko jasno wyłożyć. Chcę, żeby Kublik, Grochal i ich koleżanki objęły władzę w Agorze i GW, bo one są tak głupie, że jak się do niej dorwą, to w try miga doprowadzą te firmy do bankructwa! No bo z pewnością taki los czeka GW kierowaną przez kogoś, kto demaskuje czerską propagandę, pisząc szczerze, że "my, media, deformujemy społeczeństwo"!
Tusku, pomóż! Znacjonalizuj Agorę (to jest bardzo łatwe, bo największymi jej akcjonariuszami są OFE), odeślij Michnika do pieluch i daj Kublik "Gazetę Wyborczą"! Propagując w niej nachalnie genderyzm, ona w 2-3 lata doprowadzi ją bankructwa! Czego sobie i wszystkim Polakom życzę!
Aha, żeby nikt nie posadził mnie o "seksizm", to jeszcze dodam, że w redakcji GW jest też bez liku mężczyzn równie głupich jak Kublik. A najgłupszy z nich jest niewątpliwie Piotr Pacewicz, chwalca cudaka, który wygrał tegoroczny konkurs Eurowizji, piszący równie szczerze jak ona, że "media deformują obraz polityki" i zadający w ten sposób śmiertelny cios propagandzie rozpowszechnianej z Czerskiej!
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 1055 widoków
molasy:)
@ Pies Baskervillów
molasy
@ Pies Baskervillów
molasy