"Homofobka" Szczepkowska opowiada gejowi Raczkowi, jak 4 VI 1989 r. NIE skończył się w Polsce komunizm

Przez molasy , 07/06/2014 [22:50]
Wyrzucona niedawno z "Gazety Wyborczej" Joanna Szczepkowska wróciła na Czerską, żeby w studiu Radia TOK FM opowiedzieć o swoim spotkaniu z Barackiem Obamą oraz o okolicznościach wygłoszenia w Dzienniku Telewizyjnym słynnego oświadczenia: "Proszę państwa, 4 czerwca 89 r. skończył się w Polsce komunizm". Gdyby nie to, że znana aktorka została ostatnio okrzyknięta w mediach mainstreamowych "naczelną homofobką " III RP, to jej spotkanie z prezydentem USA byłoby z pewnością jednym z głównych tematów poruszanych w telewizyjnych "Kawach czy herbatach" oraz na licznych plotkarskich serwisach internetowych. Ale cóż, kto z mafią gejowską wojuje, ten od mafii ginie! O spotkaniu Szczepkowskiej z Obamą cicho, jak makiem zasiał! Od tego, co się wydarzyło podczas pobytu amerykańskiego prezydenta w Polsce, który przyjechał, żeby uczcić 25 rocznicę wolnych na 35 procent wyborów w Polsce w 1989 r., znacznie ważniejsze było to, co się nie wydarzyło, czyli nieprzyjście na uroczystości Jarosława Kaczyńskiego. Naczelny GW Jarosław Kurski wytknął mu, że "robi taki użytek ze swej wolności, na jaki go stać" ((http://wyborcza.pl/1,75968,16111946,Wolnosc_zobow…)), bo zachorował i poszedł do szpitala. Jeśli wolność wywalczona 25 lat temu dla mnie przez Komitet Obywatelski przy Lechu Wałęsie polega na prawie do chorowania na alergię, to z góry za nią dziękuję i wolę żyć dalej w komunistycznej niewoli! Niestety to se ne vrati, nad czym serdecznie boleję (na alergię oczywiście!). Jedną z osób, której Polacy zawdzięczają wywalczenie w 1989 r. prawa do chorowania na alergię i nie tylko, jest jak powszechnie wiadomo Szczepkowska, która mimo to nie jest przez Kurskiego i jego "kompanionów" (tak Sienkiewicz nazywał otaczających Kmicica łotrów, którzy sprowadzili go na złą drogę) przy Czerskiej ceniona, czemu nie ma się co dziwić, bo "nadużywa wolności słowa, aby obrażać ludzi". Powyższy zarzut postawili jej Piotr Stasiński (wicenaczelny GW) oraz Paulina Reiter (szefowa dodatku do GW "Wysokie Obcasy") w tekście uzasadniajacym zerwanie z nią współpracy - http://wyborcza.pl/1,75478,15814245,Joanna_Szczep…. Według nich Szczepkowska przestała być mile widziana przy Czerskiej, bo "'Wysokie Obcasy' od początku istnienia sprzeciwiają się dyskryminowaniu ludzi ze względu na płeć i orientację seksualną", a "'Gazeta Wyborcza', której 'WO' są częścią, domaga się wolności, równości i szacunku dla innych." Wydawać by się mogło, że po tak ciężkich oskarżeniach czerski salon się przed Szczepkowską zatrzasnął na zawsze. Ale okazuje się, że nie! "Naczelna homofobka" III RP została zaproszona do ponurego jak niegdysiejsze komunistyczne więzienie przy Rakowieckiej gmachu przy Czerskiej, żeby 4 czerwca tego roku w radiu TOK FM opowiedziała o spotkaniu z Obamą i o swym słynnym wystąpieniu w telewizji 25 lat wcześniej. I na dodatek zostawiono ją sam na sam w studiu z Tomaszem Raczkiem, który jest gejem! Czegóż to się nie robi w celu zrobienia Święta Wolności ze Święta 1/3 Wolności! Z pewnością decyzja o zaproszeniu Szczepkowskiej na Czerską zapadła po długich naradach mafiosów tu rezydujących. Należało przecież rozważyć, czy jej zasługi w wywalczeniu Święta 1/3 Wolności w Polsce przeważają nad zagrożeniem z jej strony dla wolności Raczka i innych homoseksualistów, których przecież wśród pracowników Agory nie brakuje (jest ich co najmniej 10 proc., czego się dowiedziałem z Radia TOK FM). Wyobrażam sobie, w jakim napięciu liczna grupa doborowych ochroniarzy, ze Stasińskim na czele, czekała w pomieszczeniu sąsiadującym ze studiem radiowym, gotowa obezwładnić "homofobkę" Szczepkowską, która według Andrzeja Morozowskiego z TVN chce gejom urządzić holokaust, gdyby zaczęła swego rozmówcę "dyskryminować ze względu na płeć i orientację seksualną", "nadużywać wolności słowa, aby go obrazić" czy w inny sposób nie respektować jego "wolności, równości" i nie okazywać mu "szacunku". Z filmu zamieszczonego na You Tube przez radio TOK FM wynika, że przesiąknięta "homofobią" Szczepkowska jest jednak doskonałą aktorką, bo udzielając wywiadu, zachowywała się tak, jakby nie nienawidziła gejów i nie dążyła do upieczenia Raczka w krematoryjnym piecu - http://www.youtube.com/watch?v=XjM1Eg8nKno! Być może powstrzymanie się przez nią przed holokaustem czerskich homoseksualistów to efekt rozmów z Obamą, o przebiegu których niezbyt szczegółowo opowiadała (całej jej rozmowy - z Raczkiem, a nie z Obamą oczywiście - każdy może sobie posłuchać, bo podcast z nią znajduje się w archiwum audycji TOK FM). Jak wiadomo amerykański prezydent walczy o prawa gejów niemal tak samo dzielnie jak Stasiński i jego "antyhomofobiczny" organ, więc z pewnością ta kwestia w jego rokowaniach z przywódczynią polskich "homofobów" i "homofobek" też została poruszona. Jednak głównym jej tematem była słynna wypowiedź Szczepkowskiej o "końcu komunizmu w Polsce", wygłoszona 28 października 1989 r. w Dzienniku Telewizyjnym - (http://www.youtube.com/watch?v=JkuYYu8PL_I). Jak słucham polityków i pismaków obozu rządowego oraz dziennikarzy prawicowych, którzy dyskutowali dzisiaj o rocznicy 4 czerwca 1989 r. w Salonie Dziennikarskim Floriańska 3 (Michał Karnowski, Piotr Zaremba, Wiktor Świetlik, Dominik Zdort) to wypowiedź Szczepkowskiej zawiera "prawdę i tylko prawdę". Wszyscy oni, nie działając wcale "wspólnie i w porozumieniu", twierdzą, że rzeczywiście "4 czerwca 89 roku skończył się w Polsce komunizm". Skoro nie tylko manipulatorzy i zmanipulowani przez nich durnie tak mówią, to sobie pomyślałem (chociaż zapewne niektórzy czytelnicy w to nie wierzą, to ja jednak czasami myślę!), że może jest to prawda i zamierzałem nawet zgłosić się na "wolentarza" (sienkiewiczowski odpowiednik "wolonatriusza"; ze swoimi "wolentarzami" Kmicic bił bez litości moskiewskie wojsko Chowańskiego) rozdającego różowe baloniki i czekoladowe orzełki podczas przyszłorocznych obchodów "okrągłej" 26 rocznicy obalenia komunizmu w wyniku wolnych w 1/3 wyborów (ale ten ustrój był śmieszny i fajny, skoro się dał obalić poprzez niedemokratyczne głosowanie!), gdy zwróciłem uwagę na słowa Szczepkowskiej z jej słynnego oświadczenia: "... chciałabym podać jedną wspaniałą wiadomość - w każdym razie według mnie jest ona prawdziwa". Cóż to znaczy? Ano to, że oprócz Jarosława Kurskiego, Piotra Stasińskiego, Michała Karnowskiego, Piotra Zaremby, Wiktora Świetlika, Dominika Zdorta, którzy jak jeden mąż powtarzają zgodnie w tej chwili zasłyszaną od Szczepkowskiej 28 października 1989 r. "wiadomość" o "końcu komunizmu w Polsce", byli wtedy tacy, którzy w jej prawdziwość wątpili. To dlatego przyszła "naczelna homofobka" III RP zaznaczyła, że jest ona "według niej prawdziwa". A może również nawet dla nich rzekomy upadek komunizmu w Polsce w wyniku czerwcowych wyborów nie był wtedy wcale taki oczywisty, jak jest dzisiaj? Bo okazuje się, że chociaż Szczepkowska fantastycznie zagrała swą rolę w studiu Dziennika Telewizyjnego (proszę zwrócić uwagę na jej mowę ciała potwierdzającą to, co mówi - szczególnie przekonujące jest położenie lewej ręki na sercu w chwili wypowiadania słów "w każdym razie według mnie jest ona prawdziwa"), to ona wcale nie była pewna, że mówi prawdę. Wynika to jednoznacznie z rozmowy "naczelnej homofobki" III RP z byłym naczelnym polskiego "Playboya" w radiu TOK FM. Otóż mówi ona, że poszła do telewizji, żeby "sprawdzić", czy jest "wolnym człowiekiem", bo "było pewne ryzyko, że się myli i to się mogło nie najlepiej skończyć". Właśnie z powodu tych obaw, że zostanie wykorzystana propagandowo przez mistrzów manipulacji z Dziennika Telewizyjnego, odmówiła początkowo udzielenia im wywiadu. Szczepkowska zdawała sobie bowiem sprawę, że "od tego czerwca oni mieli takie różne sposoby, żeby jakoś uwiarygodnić w sumie tych samych ludzi, którzy jeszcze przed 89 r. w tym Dzienniku Telewizyjnym nas informowali". Po odmowie zaczęla się zastanawiać, czy dobrze zrobiła, gdyż doszła do wniosku, że mógłby to być "moment, żeby w tym Dzienniku coś wykonać, żeby przebić taką barierę mentalną naszą". Dlatego gdy ponownie zadzwoniono do niej z telewizji, to się zgodziła. Obmyśliła sobie, co ma powiedzieć i zaczęła się zastanawiać, czy swoje wystąpienie z kimś skonsultować. Miała zamiar porozmawiać o nim z "ludźmi zasłużonymi dla opozycji", np. Tadeuszem Mazowieckim, ale ostatecznie z tego zrezygnowała, gdyż uznała, że oni "zaczną wymyślać długie przemówienia, jakieś odezwy, a przecież nie o to chodziło". Po przyjściu do studia telewizyjnego Szczepkowska bardzo się zdziwiła, że rozmowa miała nie być na żywo. Nie wiedziała bowiem, że wywiady nadawane w DT są nagrywane przed emisją. Gdy się o tym dowiedziała, to straciła nadzieję na to, że jej wypowiedź o końcu komunizmu w Polsce zostanie wyemitowana. Ale słynne zdanie wypowiedziała. Warto zapamiętać, co się działo dalej: "Była niesamowita cisza. Ja takiej ciszy nigdy nie słyszałam, jaka była wtedy. Pamętam, że operator kamery ... po prostu odpadł od tej kamery, był po prostu pod takim wrażeniem, że zrobił parę kroków do tyłu. No i taka cisza, po czym słyszę jak tam ktoś schodzi z góry, ciężkimi krokami. Oho, myślę sobie - idą po mnie!" Nie było jednak aż tak źle, bo człowiek, który przyszedł, powiedział, że wywiad się udał, lecz "trzeba go powtórzyć, bo był za długi". Szczepkowska doskonale rozumiała, że był za długi o jej słowa o "końcu komunizmu" i zdawała sobie sprawę, że rozmawiająca z nią dziennikarka będzie się starała tak zadawać pytania, żeby jej uniemożliwić wypowiedzenie tej kwestii ponownie. Jednakże przyszła "naczelna homofobka" III RP nie dała się wywieść w pole i przejęła inicjatywę w rozmowie (proszę zwrócić uwagę na to, że zaraz na jej początku następuje jakby "nieoczekiwana zmiana miejsc" i to ona wciela się w rolę dziennikarki) i słowa, o które wywiad "był za długi", ponownie wypowiedziała. Wywiad został nadany i uczyniłby Szczepkowską sławną po wsze czasy, gdyby nie zadarła z homoseksualnym lobby, którego organem jest w tej chwili "Gazeta Wyborcza". Ta relacja znakomitej aktorki o jej wystąpieniu w telewizji w ostatnich dniach października 1989 r. zaprzecza całkowicie temu, że "4 czerwca 89 r. skończył się w Polsce komunizm"! Już niemal 4 miesiące senatorem jest jej ojciec, który wraz ze swymi kolegami i koleżankami z Komitetu Obywatelskiego "Solidarność" wygrał wybory, już 2 miesiące premierem jest Tadeusz Mazowiecki, już miesiąc szefuje Radiokomitetowi Andrzej Drawicz, ale w Dzienniku Telewizyjnym nic się nie zmieniło! Szczepkowska boi się, że zostanie przechytrzona przez stare propagandowe wygi i z tego powodu odmawia udzielenia wywiadu telewizyjnego, mimo że sądziła, iż będzie on nadawany na żywo! Dlaczego? Ano dlatego, że "przez te kilka miesięcy od czerwca, nic takiego się nie stało, tak jakby, te wybory przesądziły o całkiem innym obrazie tutaj Sejmu naszego, tymczasem w nas tego nie ma". Chciałbym tu zauważyć, że to stwierdzenie stoi w jawnej sprzeczności z tym co mówią i piszą o wyborach z 4 czerwca 1989 r. prawicowi publicyści tacy jak Piotr Zaremba czy Robert Mazurek. Według nich przemiana w Polakach nastąpiła tuż po ogłoszeniu rzekomego zwycięstwa Solidarności. Ponieważ polemizowałem z nimi w swoich dwóch ostatnich notkach (http://blogpress.pl/node/19283, http://blogpress.pl/node/19297), to nie będę tutaj wracał do tych kwestii. Jeszcze raz tylko powtórzę, że oceniając wydarzenia sprzed 25 lat, poddali się emocjom i przestali myśleć racjonalnie. Ale wróćmy do Szczepkowskiej. Ona w październiku 1989 r. postanowiła pospiskować nie tylko przeciwko dziennikarzom Dziennika Telewizyjnego, ale również przeciwko zwycięzcom wyborów czerwcowych - senatorowi Szczepkowskiemu, premierowi Mazowieckiemu i prezesowi Drawiczowi! Dlaczego nie konsultuje z nimi swego przemówienia? Ano dlatego, że wie, iż odradzą jej wygłoszenie kwestii o "końcu komunizmu"! A gdyby się przy niej upierała, to nie dopuszczą do wywiadu z nią w DT (ona tego nie mówi, ale jest to zrozumiałe, bo przecież nie chce ich kompromitować)! Szczepkowska, która jest córką senatora, zna osobiście premiera PRL Mazowieckiego, boi się po wygłoszeniu słów o "końcu komunizmu w Polsce", że "idą po nią"! To kto w tej Polsce w październiku 1989 r. rządził? Wałęsa oraz Mazowiecki oraz ich ludzie tacy jak Szczepkowski i Drawicz, czy Jaruzelski i Kiszczak oraz ich ludzie ... Szczepkowski i Drawicz? Tak jest, nie pomyliłem się! Andrzej Szczepkowski przez wiele lat służył władzy komunistycznej jako aktor (co roku w Dzienniku Telewizyjnym i Kronice Filmowej można było zobaczyć, jak idąc w pochodzie pierwszomajowym wraz z Holoubkiem, Łapickim, Olbrychskim i innymi aktorami pozdrawia władze PZPR), zaś Andrzej Drawicz był zarejestrowany w aktach SB pod pseudonimami "Kowalski" i "Zbigniew"! Ten strach Szczepkowskiej jest niezbitym dowodem zaprzeczającym jej stwierdzeniu, że "4 czerwca 89 r. skończył się w Polsce komunizm" i w Polakach zaszła jakaś wiekopomna zmiana mentalności! Ona się bała, że wciąż rządzą komuniści! A człowiek żyjący w strachu nie jest wolny. I nie ma tu w tym przypadku znaczenia, czy miała rację, czy nie. A sądzę, że miała. Warto bowiem wyjaśnić, kim mógł być ów człowiek, którego kroki tak ją przestraszyły. I Szczepkowska, i Raczek sugerują naiwnie, że był to jakiś odpowiednik dzisiejszego "redaktora wydania". Otóż nie sądzę. Wywiady nie odbywały się wówczas w Dzienniku Telewizyjnym na żywo, dlatego, że podlegały cenzurze, tak jak zresztą wszystkie materiały w nim pokazywane. Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk został zlikwidowany dopiero 11 kwietnia 1990 r., (dzięki temu zaoszczędzono znaczną część środków z jego budżetu w wysokości aż 5 mld ówczesnych zł!). Zatem ów człowiek był albo cenzorem, albo kimś upoważnionym przez niego do nakazania powtórzenia wywiadu. Szczepkowska doskonale rozumiała o co mu chodzi, ale się zbuntowała, zdominowała dziennikarkę DT i jeszcze raz powiedziała to, co chciała powiedzieć. W tym momencie wyzwoliła się ze strachu i stała się osobą wolną. Pokonała w sobie walczącego o jej duszę człowieka sowieckiego. W niej komunizm skończył się 28 października 1989 r. A dowodem na to, że jest osobą wolną i mówi to, co myśli, nie poddając się cenzurze, która z Mysiej przeniosła się na Czerską i pęta umysły Polaków w postaci "poprawności politycznej", są jej wypowiedzi o homoseksualistach. Nie poddaje się naciskom ludziom o mentalności sowieckich cenzorów takich jak Kurski czy Stasiński, i mówi co jej w duszy gra. Chylę za to przed nią czoło. Muszę przyznać, że do chwili usłyszenia opowieści Szczepkowskiej, w jakich okolicznościach wygłosiła słynne słowa o rzekomym "końcu komunizmu w Polsce", niezbyt ją ceniłem (można to chyba trochę wyczuć w początkowej części tej notki, której postanowiłem nie cenzurować i zostawić taką jaką ją pisałem). Ot, wydawało mi się, że jest to typowa bywalczyni salonów, o umyśle zniewolonym. Teraz wiem, że jest to kobieta niezależna i odważna (z pewnością się na mnie nie obrazi, gdy napiszę, że z jajami). Nawet jeśli nie zawsze się zgadzam z tym, co ona mówi, to szanuję ją za wewnętrzną odwagę (a zdaję sobie sprawę, że z powodu prowadzonej na nią nagonki jest jej bardzo ciężko). Pani Joanno, szacun! Niech się Pani trzyma! W walce o wolność słowa racja jest po Pani stronie! Wyrażam pełen szacunek Szczepkowskiej, chociaż wciąż nie zdaje ona sobie chyba sprawy z tego, że się pomyliła, twierdząc, iż "4 czerwca 89 r. skończył się w Polsce komunizm". Nasz kraj z jego pęt się jeszcze wówczas nie wyzwolił, co nie wyklucza możliwości, że niektórzy Polacy wówczas stali się wewnętrznie wolni (Zaremba?, Mazurek?), ale było ich niewielu. Inni, w tym również Szczepkowska, potrzebowali więcej czasu, żeby się go z siebie pozbyć. To jej telewizyjne oświadczenie przyczyniło się do zniszczenia komunizmu w Polsce w stopniu bardzo znacznym, porównywalnym z wyborami z 4 czerwca, a może nawet znaczniejszym (podczas audycji w Radiu TOK FM zadzwonił słuchacz, który powiedział, że dla jego ojca chwila, kiedy jej słowa w telewizji usłyszał, była najszczęśliwszą w życiu). Niestety w bardzo wielu Polakach człowiek sowiecki wciąż tkwi. Dla nich komunizm się nie skończył nie tylko 4 czerwca 1989 r., ale wciąż są spętani jego okowami. To dlatego wymagają od polityków opozycyjnych uczestniczenia w czymś na kształt komunistycznego Frontu Jedności Narodu oraz w uroczystościach kojarzących mi się nieodparcie z udziałem w corocznych przemarszach w pochodach pierwszomajowych (przypomnę jeszcze raz, że uczestniczyły w nich zawsze takie "autorytety" jak Wajda czy Olbrychski). To dlatego ulegają propagandzie takich propagandzistów prorządowych jak Jarosław Kurski, szydzących w prostacki sposób w stylu swoich poprzedników z "Trybuny Ludu" z tych, którzy w organizowanych przez władze imprezach propagandowych nie uczestniczą. To dlatego łatwo nimi manipulować, strasząc ich "kaczystami", którzy "robią taki użytek z wolności, na jaki ich stać" i w bezczelny sposób ośmielają się chorować na alergię podczas obchodów Święta 1/3 Wolności oraz podczas "przemówienia Baracka Obamy, jakiego w historii stosunków amerykańsko-polskich nie wygłosił dotąd żaden prezydent" (http://wyborcza.pl/1,75968,16111946,Wolnosc_zobow…). Znaczna część wciąż zsowietyzowanych Polaków głosuje wbrew swoim interesom na takie partie jak PO czy SLD, które przecież reprezentują warstwy uprzywilejowane przemianami po 1989 r. Znaczna część wyrzeka się też wolności słowa, podporządkowując się nakazom "poprawności politycznej". Wciąż do osiągnięcia pełnej, 100-procentowej wolności jest nam daleko!
Pies Baskervillów

Proszę poczytać ten tekst,człowieka nie z tzw "górnej półki". http://www.pamieci-krzyska.pl/ Jego wątpliwości,do dzisiaj,są aktualne,a jak się poczyta,co robią dzisiaj "szeregowcy" z Solidarności,to ręce opadają. =============== Legendarny działacz opozycji na Dolnym Śląsku Leszek Budrewicz, członek władz Związku, pierwszy redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” we Wrocławiu, mieszka od dawna w schronisku Brata Alberta. By w ogóle przeżyć, pisuje dla Urbana i „Trybuny”. I nikogo to nie wzrusza. Inny członek Zarządu Regionu, Kazimierz Pieprz, przez lata widywany był w korytarzach opieki społecznej, bo „Nie miałem nawet na śniadanie dla dzieci”. Dziś jest portierem w „GW” za około sześćset złotych miesięcznie. Hanka Łukowska-Karniej, najdłużej i najbardziej poszukiwana kobieta w stanie wojennym, odznaczona przez Rząd Londyński Złotym Krzyżem Zasługi, otrzymuje emeryturę niewiele ponad sześćset złotych. Antoni Roszak „Wujek”, jeden z pierwszych drukarzy NOWej”, wieloletni działacz podziemny na Dolnym Śląsku, etatowy pracownik Zarządu Regionu, poeta (wydał własnym sumptem pięć tomów poezji), internowany. Mieszka dzisiaj na portierni u szwagra. Żyje dzięki łasce siostry i siostrzenicy. Andrzej Ćwiklak, inżynier chemik, w stanie wojennym przechowywał literaturę przerzucaną potem do ZSRR, za co został zatrzymany. Ojciec tuzina dzieci. Zbiera butelki i złom, latem zrywa owoce. Marek Petrusewicz, pierwszy polski rekordzista świata w pływaniu, członek Zarządu Regionu. Po amputacji nóg i ręki umiera samotnie w domu opieki na ul. Karmelkowej we Wrocławiu. Kto przy nich był? Nikt.
Domyślny avatar

molasy

11 years 4 months temu

Dziękuję za link i za cały komentarz, bo on jest bardzo ważny. Potwierdza to, co napisałem w tej i w poprzednich dwóch notkach - że to nie ta prawdziwa Solidarność, ta z l. 1980-81, ta ludzi prawych i niezłomnych, zwyciężyła w 1989 r. Zwyciężyli wtedy przebierańcy z komitetu kierowanego przez Geremka, ludzie o połamanych charakterach takich jak Wałęsa, cwaniacy i cynicy, którzy pod sztandarami Solidarności wprowadzili w Polsce najbardziej radykalną, XIX-wieczną wersję kapitalizmu, w której "człowiek człowiekowi wilkiem", w której wszystko bierze zwycięzca wyścigu szczurów. Te dęte obchody "25-lecia wolności" są jawną kpiną z tych prawdziwych ludzi Solidarności, wegetujących gdzieś na marginesie społeczeństwa w państwie, które jest efektem ich rzekomego zwycięstwa sprzed 25 lat!
Pies Baskervillów

Ja,w każdym razie czuję się oszukany,ale cieszę sie że mamy takie same zdania,pozdrawiam