„800 dni Balcerowicza” - czego nie ma w nowym wydaniu

Przez Bernard , 31/12/2009 [02:01]

Niedawno została wznowiona książka „Balcerowicz 800 dni”. Poprzednie wydanie z 1992 roku nosiło podtytuł „Szok kontrolowany”, aktualne podtytuł ma zmieniony: „Historia wielkiej zmiany 1989 - 1991 r.”. I nie jest to jedyna różnica między wydaniami.

Książkę dostrzegłem kilka tygodni temu w księgarni, gdy podczas debiutu czerwone tomy ułożone na stojakach miały przykuć uwagę klientów. Książka jest zapisem zwierzeń Leszka Balcerowicza sporządzonym przez Jerzego Baczyńskiego, obecnego naczelnego Polityki, a prywatnie męża Aldony zatrudnianej w schyłkowym PRLu w redakcji „Sztandru Młodych” przez Aleksandra Kwaśniewskiego. Nie miałem okazji porównać samego tekstu obu wydań, nie jestem takim fanem Balcerowicza, by kupować kolejne wydania. To z 1992 roku nabyłem za kilka złotych u bukiniarzy na bazarku przy „Uniwersamie Grochów” kilka lat temu.

Czym się różnią oba wydania? Nowe zawiera film DVD o Balcerowiczu, natomiast nie ma Części III „Wypisy z historii”. Tak jest to uzasadnione: „Przygotowując drugie wydanie na dwudziestolecie Planu Balcerowicza, dokonaliśmy w książce tylko jednej zmiany, rezygnując z rozdziału „Wypisy z historii”, gdzie pomieszczone były m.in. fragmenty wywiadów prasowych wicepremiera Balcerowicza oraz listy i wycinki prasowe. Ta dokumentacja ma już dziś znaczenie czysto historyczne i wymagałaby przy publikacji licznych komentarzy i wyjaśnień kontekstowych.” W zasadzie racja, ale ja mam jeden ulubiony fragment z tej książki, który znajduje się właśnie w usuniętej części III. A jest to wywiad z żoną Leszka Balcerowicza, Ewą Balcerowicz, ostatnio znaną z działalności fundacji CASE (Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych), którego pani Balcerowicz udzieliła Jerzemu Baczyńskiemu. Wywiad jest ciekawy, ale ja chciałbym się skupić na jego jednym małym fragmencie:

E.B.: […]Zresztą nasze mieszkanie nie bardzo nadaje się do wydawania jakichś pół-służbowych przyjęć.
J.B.: A czy nie myśleliście państwo o zmianie mieszkania?
E.B.: Na początku, po objęciu przez Leszka urzędu, ktoś z URM zwrócił się do mnie z pytaniem, czy nie chcielibyśmy skorzystać ze spółdzielni mieszkaniowej URM, czy coś podobnego… Ja się w ogóle nie odezwałam, Leszek także zignorował te sugestie. To w ogóle nie wchodziło w grę.

Czy było w tym coś złego, albo nielegalnego? Były mieszkania, to należało je „zagospodarować”. Zresztą proceder uskuteczniany do dziś, zarówno na szczeblu centralnym jak i samorządowym. Niektórzy urzędnicy woleli zachować mieszkania niż piastowane posady – gdy zmuszeni zostali do dokonania wyboru. Wszystko na pewno odbywało się zgodnie z prawem. Niegdyś mieszkaniami obdzielali się członkowie komunistycznego rządu, czy zatem tym z Solidarności tego nie było wolno? A jednak w wypowiedzi Ewy Balcerowicz pobrzmiewa dezaprobata „Leszek także zignorował te sugestie. To w ogóle nie wchodziło w grę.” Dlaczego? Czyżby jednak nie wszystko było w porządku?

Ministrem, szefem Urzędu Rady Ministrów był wówczas Jacek Ambroziak, działacz Solidarności, wcześniej w latach 1965-1979 sędzia, potem radca prawny Sekretariatu Episkopatu Polski, członek UD i SKL, również PD, doradca Lewiatana. Czy pan Jacek Ambroziak mógł być osobą która proponowała Balcerowiczom mieszkaniowe deale? A jeśli nie on, to czy mogło to się odbywać bez jego wiedzy i zgody? Balcerowiczowie propozycję odrzucili.

Szczególnie lubię ten fragment książki o Balcerowiczu zestawiać z fragmentami „Zwierzeń Zausznika” Waldemara Kuczyńskiego. Bardzo cenię sobie tę książkę ze względu na szczerość autora (chociaż została ocenzurowana przez Aleksandra Halla, by zbyt wiele „zausznych” wiadomości nie przedostało się na zewnątrz). Jest tam np. mowa o specjalnym spotkaniu z Adamem Michnikiem, przed wizytą rządową Mazowieckiego w Moskwie. W świetle ujawnianych kontaktów Michnika z sowiecką ambasadą takie narady z Michnikiem przed wizytą w Moskwie stają w nowym świetle. Jest to zresztą bardzo nowatorskie literacko dzieło, nieco może schizofreniczna - mianowicie jest to wywiad jakiego Waldemar Kuczyński udzielił samemu sobie. Ale któż może Kuczynkiemu zadać bardziej celne pytania niż sam Kuczyński?

Co też takiego łączy obie te książki? Oczywiście kulisy powołania Balcerowicza na szefa resortu finansów i różnych wydarzeń w których obaj uczestniczyli. Przy czym w książce Kuczyńskiego o Balcerowiczu jest więcej niż w książce Balcerowicza o Kuczyńskim. Zresztą odniosłem wrażenie, że Kuczyński nie był zadowolony z usamodzielnienia się Balcerowicza. Panów łączy też w pewnym sensie komunistyczna przeszłość – obaj jako młodzieńcy należeli do PZPR, przy czym Balcerowicz wstępował do niej mniej więcej wtedy, kiedy Kuczyńskiego z PZPR usuwano (obecne uwielbienie dla Jaruzelskiego świadczy, że usuwano najzupełniej niepotrzebnie). Balcerowicz wstąpił do PZPR jako student, tuż po roku 68 (członek PZPR od 1969 roku, a członkostwo poprzedzał wszak jeszcze staż kandydacki), po wydarzeniach marcowych i najeździe na Czechosłowację. Chyba tylko pęd do kariery i konformizm mógł wówczas skłonić zdolnego studenta do wstępowania do partii komunistycznej.

Wracając do „Zwierzeń Zausznika”. Waldemar Kuczyński wraca z emigracji we Francji (paszport wyjazdowy otrzymał za osobistą zgodą gen. Jaruzelskiego po protekcji ich wspólnego znajomego, doradcy Jaruzelskiego, prof. Czesława Bobrowskiego – powodem wyjazdu była choroba córki). Trafia do rządu, jako specjalny doradca Mazowieckiego. Jako członek rządu poprawił sobie nieco sytuację mieszkaniową. Nie tylko sobie zresztą. Gdyby tak Kuczyński miał ze trzy miliony kierowców i drugie tyle sekretarek kłopoty mieszkaniowe Polaków można by rozwiązać od ręki

Pytanie Waldemara Kuczyńskiego:
Czy zdarzyło się Panu wykorzystywać swoją pozycję do załatwienie jakichś nieslużbowych spraw?
Odpowiedź Waldemara Kuczyńskiego:
Tak, kilkakrotnie. Zacznę od tego, że zamieniłem czteropokojowe własnościowe mieszkanie na pięciopokojowe komunalne, większe i bardziej eleganckie. Zrobiłem to, po pierwsze, żeby mieć samodzielny pokój do pracy, a po drugie, i to był powód ważniejszy, aby rodzina nie wracała do starego mieszkania, które kojarzyło się nam z chorobą córki. Powrót w to samo miejsce to było jak wracanie w tamten straszny czas. Stare mieszkanie przekazałem do dyspozycji URM i spowodowałem, że dostał je mój kierowca, który starał się o mieszkanie od 10 lat, a mieszkał u teściowej z żoną i dwojgiem dzieci. Pomogłem również załatwić mieszkanie jednej z moich sekretarek, która mieszkała z mężem i dwiema dorastającymi córkami w kilkunastometrowym pokoiku z wnęką kuchenną, i która również od kilkunastu lat starała się o mieszkanie.

Na swoim blogu Waldemar Kuczyński chwali się swoim 108 metrowym mieszkaniem z 35 metrowym salonem. Mieszkanie pan Kuczyński wykupił na ogólnych zasadach wykupu mieszkań komunalnych.

„moje obecne 108 metrowe mieszkanie nabyłem, jako jego lokator 5 lat po odejściu z administracji i cztery lata przed powrotem. Strąk nie jest moim kolegą. Mieszkanie dostałem, jako lokal lokatorski, a nie służbowy w roku 1990, po oddaniu mojego sporo mniejszego (67 m2) URM-owi. Pięć lat później wykupiłem je na normalnych zasadach przysługujących wszystkim zamieszkujacym lokale skomunalizowane, kiedy postała tak mozliwość. Nie zrobiłem nic, by taką możliwość przyśpieszyć.”

Szczególnie ciekawa jest historia osiedla na Królowej Marysieńki zwanego pieszczotliwie Zatoką, w którym zamieszkali ludzie też z URMowskiego nadania (Kuczyński mieszka na Bernardyńskiej). To tam mieszkali Kwaśniewski, Miller, Szmajdziński, Urban, Oleksy i wielu, wielu innych. Jednak na tym osiedlu przyznawano mieszkania nie tylko działaczom partyjnym czy urzędnikom administracji centralnej – otrzymywały je również osoby w potrzebie, np. reżyserzy, dyrektorzy teatrów, aktorzy. Obok partyjnej nomenklatury mieszkali więc ludzie kultury, sportu, którzy wystąpili o przydział mieszkań komunalnych. Bardzo ciekawa koncepcja. Trafił tam np. „opozycjonista” Kazimierz Kuc, vel Kutz, Olga Lipińska, Jadwiga Jankowska-Cieślak, Grażyna Szapołowska, Emilia Krakowska. Kilka bloków dalej zamieszkał oficer KGB Władimir Ałganow.

I pomyśleć, że gdyby Kwaśniewski, Miller, Urban, mieszkali nie w mieszkaniach komunalnych postURMowskich (podobnie jak Kuczyński), tylko np. w spółdzielczych to problemy spółdzielni mieszkaniowych prawdopodobnie zostałyby rozwiązane już 15 czy 20 lat temu, a komunalne pewnie do dzisiaj nie byłyby uwłaszczone.

Ale o kuszeniu mieszkaniem Balcerowiczów czytelnicy nowego wydania „800 dni” już się nie dowiedzą...

Godziemba

Na obecnym etapie taka szczerość nie może mieć miejsca. Teraz wszyscy bohaterowie muszą być bez skazy i nikt nie powinien (casus Super express i Piesiewicz) tego zmieniać. Ministerstwo Prawdy starannie cenzuruje wszystkie "niedociągnięcia" i błyskawicznie "wycina". Nie zdziwiłbym się, gdyby bibliotekom zalecono "wymianę" starych, niaktualnych wydań na nowe, "sprawdzone". Skoro nawet samu bossowi wydano jedynie "Dzieła wybrane", pomijając niektóre, "zdezaaktualizowane" teksty. Porządek musi być, a błąd likwidacji cenzury w 1990 roku (podjęty po wielkich wahaniach i zwłoce) trzeba naprawić. Pozdrawiam
Nygus

Nygus

15 years 9 months temu

Tak, to tacy sami "załatwiacze" jak czerwona hołota za Gomułki czy za Gierka. Absolutnie niczym się nie różnią, ale niby dlaczego się mieliby różnić skoro korzenie są te same? Cała "góra styropianu" miała w swoim życiorysie heglowski incydent i jak znam życie a nie znam archiwów to jakieś 99% jest z tego okresu nieźle usmarowana w rożne brzydkie rzeczy. Te różne listy poparcia z lat 50-tych i inne wysługi czerwonemu nie zostawały zapominane, więc i paszporty, i stanowiska, i mieszkanka się dostawało... Takie woskowe figury Kuczyńskiego, Balcerowicza czy Celińskiego powinny stać wyeksponowana w gablocie z hartowanego szkła jako modelowe przykłady krypto-postkomuchów. Koniecznie z hartowanego szkła, bo by się eksponaty za długo nie uchowały. A co do takich książek to ja mam taki problem że ja wiem że jest tam sporo ciekawych rzeczy do wyszperania, ale zawsze jak takie coś widzę w księgarni to się zastanawiam: czy ja kupując jakieś wspomnienia takiego gada nie nabijam mu aby kabzy? To tak jakbym kupując "NIE" Urbana sponsorował mu kolejnego Jaguara. I zwykle sobie odpuszczam, bo tyle jest dobrych książek napisanych przez porządnych ludzi. Choć czasem trzeba różne rzeczy jednak mieć, jak choćby to stare wydanie Balcerowicza żeby móc pokazać ich kolejne manipulację "na 20-lecie".
Bernard

mam troche książek z lat 90tych. Szczególnie cenne są "Teczki liberałów", w których Tusk pokazuje się jako facet, który działał w opozycji, ale lubił też ostro pochlać, i 13 grudnia ze stoczni urwał się na imprezę pożegnalną kumpla odchodzącego do wojska, bo w stoczni było nudnawo. Bohaterem bez skazy i zmazy został całkiem niedawno :)
Bernard

na bazarkach, w niektórych antykwariatach, czy na allegro. Sporo książek nabyłe w niewygórowanej cenie 3 złotych za sztukę, a ile radości :) A kupując z drugiej ręki juz się kazbzy nie nabija, bo książka została sprzedana już kiedyś :)
Delilah

No proszę, to zdarzało się, że politycy mieli jakieś skrupuły związane z korzystaniem z przywilejów? Dziś do polityki zabierają się głównie ludzie, których jedynym celem jest łatwo i szybko się dzięki niej "nachapać". Nie tylko nie mają żadnych skrupułów organizując sobie dostatnie życie na koszt podatnika, ale w razie czego gotowi są kręcić różne lody i okradać państwo na potegę-patrz: Miro, Rycho, Zbycho i tym podobna hołota. Wszystko to niestety postkomusza mentalność, która przez ostatnie 20 lat zamiast zanikać świetnie się utrwaliła.
Bernard

I to właśnie przykuło moja uwagę, że Balcerowiczowie nie dali się skusić na lep i łatwą korzyść. Jestem tylko ciekaw, kto do nich przyszedł i do kogo jeszcze. Ilu dało sie skusić wówczas i póxniej i czy przychodzą do dziś...
Delilah

Może w tym konkretnym przypadku nie dali się skusić. Ale w przypadku ministra finansów takich wodzących na pokuszenie sytuacji musiało być całe mnóstwo. Podobno każdego można kupić, otwarta pozostaje jedynie kwestia ceny.
Bernard

tajemnica zniknięcia Jeffrey'a Sachsa jest prosta

Jeffrey Sachs po prostu zmienił od kryzysu rosyjskiego w 1997 r. poglądy na wiele spraw i obawiam się że dziś jest na 2 przeciwległych biegunach poglądów ekonomicznych niż psor Balcerowicz.

Z książki Jacka Żakowskiego "Zawał" (2009)

btw - to zbiór wywiadów Jacka Żakowskiego z wieloma ludźmi mniej lub bardziej uznanymi.

(str.22)
Jeffrey Sachs: "Kryzys to okres, kiedy rozbudowa pomocy społecznej staje się konieczna, by społeczeństwo mogło prędko się podnieść po ciosach, które on zadaje. Bush tak zreformował amerykańskie finanse publiczne, że stany muszą ciąć pomoc medyczną dla biednych. [...] A w czasie kryzysu coraz więcej osób będzie skazanych na publiczną opiekę medyczną. Jeżeli po kryzysie chcemy mieć społeczeństwo funkcjonujące nie gorzej niż niż przed nim Obama musi pozwolić stanom na zaciągnięcie długów, by mogły podnieść wydatki na solidarność społeczną.

Jacek Żakowski: "Jeff Sachs uważa że w czasie kryzysu powinno się zwiększać wydatki socjalne powiększające deficyt?"

Jeffrey Sachs: "Oczywiście!"

Jacek Żakowski: "Gdyby to usłyszał Leszek Balcerowicz..."

Jeffrey Sachs: "On by oczywiście tego nie aprobował. Ja też nie jestem za marnowaniem pieniędzy. [...] Ale nie można oszczędzać na tym co najważniejsze: na niezbędnych wydatkach społecznych i infrastrukturze [...] Natomiast jestem bardzo przeciwny cięciu podatków w nadziei na zwiększenie popytu. Bo to powiększa deficyt a nie daje pewności efektu rynkowego"

[...]

(str.24)

Jacek Żakowski: "Słysząc jak przekonuje pan do podnoszenia podatków, rozbudowania programów socjalnych, zwiększania deficytu, utrzymywania nierówności społecznych w ryzach, mam wrażenie że słucham całkiem innego Jeffa Sachsa niż 20 la temu kiedy przywiózł pan do Polski ideę bolesnej terapii szokowej. Co się stało z tym Jeffreyem Sachsem?"

Jeffrey Sachs: "Pewnie wiem trochę więcej o ekonomii i życiu. Ale zmieniłem się mniej niż pan myśli [...]"

na koniec wywiadu Jeffrey Sach mówi:
"Ekonomia nie może być nauką o harmonijnym pięknie. To jest nauka o narzędziach ułatwiających społeczeństwom życie. W ekonomii nie chodzi o piękno, ale o przetrwanie. Tego nie da się zrozumieć, dopóki widzi się świat z okien gabinetów w ministerstwach, think-tankach i uniwersytetach. Jak nie da się uprawiać medycyny nie chodząc do szpitala a nawet do prosektorium, tak nie da się uprawiać ekonomii jeśli się nie dotknie realnego życia, jeżeli widzi się tylko ekonomię a nie społeczeństwo w którym ono działa."

Czarek Czerwiński

Jak oglądam ostatnio w TVN Balcerowicza, wychwalającego własne reformy, bez żadnej kontry, to po prostu niedobrze się robi. A z kolekcjonowania książek mogą wynikać coraz ciekawsze rzeczy, jak się okazuje :). Ja przeżywam swoiste deja vu, oglądając peerelowskie kroniki filmowe. Lecą często na Kino Polska.