Portal „Wirtualne Media” podał (nie bez wyczuwalnej nutki Schadenfreude), że w ostatnim czasie z radiowej publicznej Trójki odchodzą dziennikarze. Padają nazwiska, co ma wskazywać, że to zjawisko niemal masowe.
Oto na odejście zdecydowało się np. dwoje dziennikarzy z Redakcji Sportowej: Michał Gąsiorowski i Monika Sułkowska. „Nałożyło się na to kilka spraw, m.in. atmosfera w radiu, ale i nowa, atrakcyjna propozycja pracy” – wyjaśnił swą decyzję red. Gąsiorowski. Oczywiście naprawdę idzie o ową „atmosferę”, powód drugi to taka sacharynka na osłodzenie. Z kolei red. Sułkowska motywuje swoją decyzję „wyjazdem zagranicznym”, co – o ile to prawda – ma przynajmniej pozory uczciwości. Po prostu pani redaktor jedzie tam, gdzie jej będzie lepiej. Nazywa to emigracją „prywatnorozwojową”.
Inne odejścia mają cięższy kaliber. Nieco wcześniej z Myśliwieckiej 3/5/7 odszedł bowiem np. Jego Wysokość Artur Andrus, przez lata szef Trójkowej rozrywki. Oświadczył on, że jego decyzja jest spowodowana nieuzyskaniem przezeń zgody szefostwa na współpracę z TVN-owskim „Szkłem kontaktowym”. „To jest dla mnie wybór między tym, czy ja mogę coś o sobie decydować, czy nie – wyjaśnił Andrus. (…) dotychczas przez 12 lat moja współpraca z TVN 24 jakoś nie przeszkadzała poprzednim zarządom. Dało się to godzić”.
Podobny był przypadek Roberta Kantereita, któremu szefostwo Trójki zabroniło prowadzenia w TVN porannego pasma „Wstajesz i wiesz”.
Ostro umotywował swe odejście także red. Wojciech Ziemiński, który przez 13 lat był jednym z nadwornych komentatorów żygliwego programu „Szkło kontaktowe” (zresztą do spółki z rzeczonym Arturem Andrusem i Krzysztofem Daukszewiczem). „Moja wytrzymałość na świństwo się skończyła” – oświadczył. Dodał też, że działa w odruchu solidarności z Arturem Andrusem.
Tyle informacje z „Wirtualnych Mediów”.
Myślenie redaktorów Andrusa, Zimińskiego i Kantereita to klasyczny przykład obłudnego myślenia „salonowego”. „Salonowcy” bowiem jak Polska długa i szeroka arbitralnie uzurpują sobie prawo do definiowania pojęć typu „pluralizm”, „demokracja”, „tolerancja” zgodnie z własnymi zachciankami i potrzebami, a głównie z interesem politycznym środowiska, z którym sympatyzują. Jeżeli red. Andrus mówi, że przez lata nikomu nie przeszkadzało, iż brał pieniądze i jednocześnie kąsał rękę, która go karmiła, to mówi to przeciw sobie, bo to oznacza, że tolerowano jego „dwoistość”, czyli jego hipokryzję. Skończyło się – i teraz redaktor wierzga!
Dokładnie identycznie ma się sprawa z red. Zimińskim. On też, siedząc sobie wygodnie w „Szkle kontaktowym”, audycji tyleż wrednej, co coraz bardziej po prostu głupiej, szydził z Dobrej Zmiany, z polskiej demokracji i niemal ze wszystkiego, co nasze, wywracając przy okazji na nice oczywiste i do niedawna jeszcze powszechne wartości, czyli robiąc widzom wodę z mózgu, uprawiając czysty postmodernizm (który, jak wiadomo, za jedno ze swych przykazań ma niszczenie pojęć kultury powszechnej). Zaś wypowiedź redaktora Kantereita świadczy jedynie o tym, że święte kiedyś dla Polaka słowo „solidarność” spsiało i dziś może być stosowane jako swoje własne zaprzeczenie.
Nadzieja w tym, że odejście wspomnianych „salonowców” zwolni może miejsce dla dziennikarzy młodych, zdolniejszych niż panowie Andrus czy Zimiński (nie jest to trudne!). Zaś z ogólniejszego punktu widzenia decyzje kierownictwa „Trójki” niech uświadomią światu dziennikarskiemu, że pojęcia lojalności i przyzwoitości nie straciły w dzisiejszej Polsce rzeczywistego znaczenia, zaś w wypadku zawodu dziennikarskiego nabierają rangi szczególnie ważnej.
Wojciech Piotr Kwiatek
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 664 widoki
Nie ma sędziego niezawisłego.