Nikt do tej pory w mediach się nie zdziwił, że Agora oraz jej firmy zależne bardzo aktywnie uczestniczą w promocji i rozpowszechnianiu zbierającego doskonałe recenzje filmu "Powstanie Warszawskie". Czyżbym tylko ja był zaskoczony tym, że ci, którym "nie jest wszystko jedno", chcą, żeby jak najwięcej Polaków obejrzało film wyprodukowany przez Muzeum Powstania Warszawskiego, placówkę oskarżaną przez nich do niedawna o promowanie "archaicznego patriotyzmu", który jest "oparty na ksenofobii, szukaniu wroga" (Paweł Wroński w 2010 r.) oraz o to, że w nim "nie ma ... miejsca na wątpliwości, ... nie ma kontestacji", a jest "bogoojczyźniana wizja Powstania" "i mimo nowoczesnego języka narracji unosi się tu duch polityki historycznej Lecha Kaczyńskiego" (Jerzy S. Majewski w 2009 r.)? Czyżbym tylko ja dopatrywał się drugiego dna w ogłoszeniu przez "Gazetę Wyborczą" i TVN, że Jan Ołdakowski, dyrektor tej placówki stworzonej z inspiracji Lecha Kaczyńskiego i jego bardzo bliski współpracownik, jest jednym z 5 kandydatów sekty czerskiej na Człowieka Wolności 25-lecia III RP w dziale "społeczeństwo", konkurując o ten tytuł m.in. z wylansowanym na idola polskiej młodzieży Jurkiem O.? Czy to nie dziwne, skoro 3 lata temu GW zarzucała Ołdakowskiemu "homofobię"? ((http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34885,911356…)). A jeszcze w ubiegłym roku Władysław Bartoszewski, najbardziej czczony w III RP "pastuch" "bydła" (po angielsku to "cowboy", czyli kowboj!), atakował go w swoim "kowbojskim" stylu: "Byłem w gronie osób tworzących koncepcję Muzeum Powstania Warszawskiego. Ostrzegałem dyrektora Ołdakowskiego przed łączeniem tego z upartyjnieniem. Powiedziałem mu: ''Panie Janku, idzie pan złą drogą''. Teraz nie mam z muzeum nic wspólnego. (...) ... to klub towarzyski.
(...) W wywiadzie dla jednej z gazet dyrektor Muzeum Powstania zwracał uwagę, że za Gomułki z premedytacją fałszowano pamięć o powstaniu. Podobnie dziś. Ludzie, którzy chcą mieć autorytarny wpływ na dusze i sumienia ludzi, zabierają się do powstania i chcą narzucać swoją wykładnię, oczywiście inną niż za Gomułki." (http://wyborcza.pl/1,75248,14361286,Prof__Bartosz…)
Bartoszewski z MPW i z jego "autorytarnym" dyrektorem, "Gomułką III RP", ponoć "z premedytacją fałszującym pamięć o powstaniu", nic wspólnego nie ma, ale ma za to Agora. Premierę filmu wyprodukowanego przez tę placówkę, do którego scenariusz napisał Ołdakowski, zaszczycił swą obecnością sam Adam Michnik. (zdjęcie http://www.plotek.pl/plotek/51,79592,15926435.htm…) Jego dystrybutorem w Polsce i za granicą jest Next Film, firma dystrybucyjna sieci kin Helios, kierowana przez szefa projektów specjalnych Agory i pośrednio zależna od tej spółki. "Gazeta Wyborcza" oddelegowała jedną ze swoich najlepszych reporterek, Izę Michalewicz, do napisania książki "Powstanie Warszawskie ROZPOZNANI", opisującą "przedwojenne i powojenne historie ludzi, którzy brali udział w Powstaniu Warszawskim.". (http://www.next-film.pl/aktualnosci/ksika-powstan…) Jej bohaterami są osoby zidentyfikowane dzięki akcji "Rozpoznaj" zorganizowanej przez Muzeum Powstania Warszawskiego, o której przebiegu "Gazeta Wyborcza" informowała regularnie na łamach swego stołecznego dodatku (np. http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34889,149078…) Ta "będąca uzupełnieniem filmu książka " została wydana prez Agorę. Na jej stronie internetowej umieszczone są informacje o filmie - http://www.agora.pl/agora/1,114268,15565771,9_maj… oraz http://www.agora.pl/agora/1,113848,15932200,Film_…. W promocji filmu dużą rolę odgrywa "Gazeta Wyborcza", która zamieszcza obszerne teksty opisujące przebieg prac nad jego realizacją (np. rozmowa z Ołdakowskim - http://wyborcza.pl/magazyn/1,137945,15934546,Tak_…), o jego premierowych pokazach w kinach Heliosa oraz jego bardzo dobre recenzje - http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,1143…; http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,94728,159252…; http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,158768…. Reklamy filmu są nadawane w Radiu TOK FM. Do jego obejrzenia zachęcają także afisze rozlepione na bilbordach należącej do Agory firmy reklamy zewnętrznej AMS. W bardzo ciekawy sposób zachęca do obejrzenia filmu portal gazeta.pl (np. http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/0,87631,159084… oraz http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,160152…. "Gazeta Wyborcza" organizuje po niektórych seansach "Powstania Warszawskiego" w kinach Heliosa dyskusje dla dzieci i młodzieży w wieku szkolnym, w których uczestniczą powstańcy warszawscy oraz inni zaproszeni goście. Dosyć często przyjeżdża na nie Ołdakowski.
Skoro jak pisze Piotr Gursztyn "film „Powstanie Warszawskie” jest ciosem dla krytyków zrywu z sierpnia 1944" (http://dorzeczy.pl/id,3250/Powstanie-au-naturel.h…), to dlaczego Agora go promuje? Na pewno chodzi jej o kasę, bo powiedzenie, że "jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze", zawsze się sprawdza. Od kilku lat wyniki finansowe Agory systematycznie się pogarszają. Nie miejsce w tym tekście na analizę finansową tej spółki, ale z jej sprawozdań wynika, że wiąże ona największe nadzieje z segmentem kinowym, który daje 20 proc. przychodów całej grupy. Jednak zysk z kin jest na razie minimalny i prawdopodobnie nie pokrywa kosztów obsługi wielomilionowego kredytu zaciągniętego w 2010 r. na zakup sieci kinowej Helios. Musi ona zatem poprawić rentowność, dzięki takim właśnie hitom kinowym jak "Powstanie Warszawskie" (zob. http://m.wyborcza.biz/biznes/1,106501,15607293,Ki…). Jest rzeczą w pełni zrozumiałą, że do jego promocji Agora wykorzystuje swoje media, przede wszystkim "Gazetę Wyborczą", Radio TOK FM, portal gazeta.pl, które dzięki temu też zwiększają swoje dochody. Na reklamowaniu filmu zarabia także firma AMS.
Dzięki "Powstaniu Warszawskiemu" sieć kinowa Agory chce nawiązać współpracę ze szkołami. Rozprowadza w nich od kwietnia pakiety edukacyjne i zachęca je do wzięcia udziału w programie "Helios dla szkół", oferując im zakup biletów szkolnych po 10 lub 13 zł. "Jeśli w roku szkolnym 2013/2014 szkoła zakupi ilość biletów równą liczbie uczniów, szkoły automatycznie przystępuje do programu (zakup biletów nie musi być jednorazowy). Przykładowo: szkoła o liczbie uczniów 200, która kupiła w ciągu roku szkolnego 500 biletów odbiera nagrodę o wartości 300 zł." (http://www.helios.pl/13,Kielce/Szkoly/) Niech nikt nie myśli, że to jest jakaś filantropia. To doskonały biznes dla spółki Agory, bo kina zarabiają nie na biletach, lecz na sprzedaży pop cornu, słodyczy i napojów. Jest właściwie pewne, że każdy uczeń zrobi zakupy za kilka złotych, więc wypłacona szkołom złotówka to doskonała inwestycja, która przyniesie sowity zysk.
Jeśli Agora chciałaby wyłącznie na filmie "Powstanie Warszawskie" zarobić, to zaangażowanie się w jego wykonanie i rozpowszechnianie byłoby ruchem doskonałym pod względem marketingowym. A to dlatego, że lwią część promocji tego produktu wykonują za nią wrogie jej media i portale prawicowe, niezdające sobie sprawy z tego, że znajdują się w pułapce sprytnie zastawionej na nie przez czerskich mafiosów. Zachęcając do obejrzenia "Powstania Warszawskiego", nabijają bezwiednie kasę Agorze, której życzą jak najgorzej. Wbrew swej woli pomagają jej uratować się przed bankructwem, którego jej serdecznie życzą. Na przykład portal wpolityce.pl, który zawsze z wielką satysfakcją zamieszcza informacje o bardzo słabych wynikach finansowych Agory podawanych przez nią w jej raportach kwartalnych (każda spółka giełdowa musi je publikować), domaga się piórem Łukasza Adamskiego finansowego wsparcia ze strony polskich władz państwowych dla promocji "Powstania Warszawskiego" za granicą: "Mam nadzieję, że polskie instytucje zadbają by film miał najlepszą z możliwych promocji w krajach zachodnich. Ten film zasługuje na Oscara w kategorii dokument. Potrzebuje on jednak odpowiednich środków do „sprzedania” go światu. Polskie [władze] nie powinny żałować na to ani złotówki." (http://wpolityce.pl/kultura/195229-powstanie-wars…) Te pieniądze publiczne trafią do kasy firmy Next Film, kierowanej przez Roberta Kijaka, szefa projektów specjalnych w Agorze. I do niej też trafi lwia część zysków z rozpowszechniania filmu za granicą.
Gdyby więc tu chodziło wyłącznie o kasę, to Kijak i spółka mieliby niezłą radochę, czytając to, co pisze się na antyczerskich portalach internetowych o rozpowszechnianym przez Next Film "Powstaniu Warszawskim". Jednak aż o taki makiawelizm czerskich gangsterów nie podejrzewam. Tam wciąż rządzi ideologia. Zresztą, gdyby celem zaangażowania się Agory w promocję i dystrybucję filmu "Powstanie Warszawskie" było tylko osiągnięcie zysku, to bym się nawet cieszył, chociaż jakiś czas temu nawoływałem do bojkotu jej sieci kinowej pod hasłem: "W Heliosie, Agory kinie, siedzą tylko świnie." (http://blogpress.pl/node/14176) To oznaczałoby bowiem, że staje się ona normalną spółką giełdową, dążącą tylko i wyłącznie do wypracowania zysku dla akcjonariuszy. To byłaby rewolucyjna zmiana w myśleniu przy Czerskiej, gdyż oznaczałaby, że szefowie Agory zaniechali antypolskiego indoktrynowania widzów i jest im "wszystko jedno", jaka jest wymowa ideologiczna wyświetlanego filmu, czy propaguje on wizję patriotyzmu "nowoczesnego", w stylu prezydenta Komorowskiego, czy "archaicznego", w stylu prezydenta Kaczyńskiego. Ponieważ już nie jestem naiwnym dzieckiem, to w taką cudowną ich przemianę nie wierzę. Agora ma z pewnością oprócz finansowego również inne cele w propagowaniu filmu "Powstanie Warszawskie" oraz w robieniu z dyrektora Ołdakowskiego bohatera III RP.
Moim zdaniem szefowie sekty z Czerskiej doszli do wniosku, że walka z tym, co robi Muzeum Powstania Warszawskiego, jest bez sensu, bo przypomina kopanie się z koniem. Agora wygrać jej nie tylko nie może, ale może ona zakończyć się pogruchotaniem jej wszystkich kości. Jej szefowie postanowili więc tego konia oswoić, założyć mu swój rząd (czyli uprząż), wsiąść na niego i pogalopować do "nowoczesnego patriotyzmu". W odróżnieniu od pilnującego pisowskiego "bydła" Bartoszewskiego, pastuchy z Czerskiej zajęli się ciągnącymi MPW "trojańskimi końmi prawicy", w których wielkie nadzieje pokładają tacy publicyści mający aspiracje do stania się mózgami nowych partii prawicowych jak Rafał Ziemkiewicz czy Igor Janke. Przypomnę, że ten pierwszy podaje się za doradcę partii Gowina, w której istotną rolę odgrywają "muzealnicy", kierujący wcześniej PJN, zaś ten drugi stworzył z Ołdakowskim oraz z jego zastępcą Dariuszem Gawinem think tank Instytut Wolności, pretendujący do przewodzenia budowie "nowoczesnej prawicy" w Polsce.
Czy zaprzężenie Ołdakowskiego i jego najbliższych współpracowników do ciągnięcia wozu Agory może się udać? A dlaczego by nie? Oto opis przebiegu spotkania po seansie "Powstania Warszawskiego" w jednym z kin Heliosa w Warszawie: ""Dziś nie ma potrzeby walki z wrogiem. Patriotyzm czasu pokoju to segregacja śmieci, płacenie rachunków czy pomoc koledze w lekcjach - tłumaczyła Anna Jakubowska "Paulinka" z batalionu "Zośka" na pierwszym w Warszawie spotkaniu z cyklu "Kino na temat".
(...) Oni żołnierzami stali się z przypadku. Zmusiła ich do tego sytuacja - dodał Jan Ołdakowski." (http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34889,155815…) Toż to czysta propaganda patriotyzmu nazywanego na łamach GW "nowoczesnym", a nie tego zohydzanego przez nią jako rzekomo"archaiczny"!
Jednak nie należy pochopnie oskarżać Ołdakowskiego i jego współpracowników, że dokonali jakiejś zasadniczej wolty programowej i teraz przyłączą się do szyderców z polskiego patriotycznego zrywu, jakim było Powstanie Warszawskie. Oni po prostu kładą większy nacisk na podkreślanie tego, że walkę zbrojną trzeba podjąć jedynie wtedy, gdy to jest konieczne, a w czasach pokoju trzeba normalnie żyć i pracować dla swojej ojczyzny. W czerwcu 2010 r., a więc jeszcze przed zerwaniem z PiS, Ołdakowski w następujący sposób odpowiedział dziennikarzowi "Gazety Wyborczej" Pawłowi Wrońskiemu, przeciwstawiającemu rzekomo szkodliwemu patriotyzmowi "archaicznemu" jedynie godny kultywowania patriotyzm "nowoczesny": "Te koncepcje patriotyzmu nie są sprzeczne. (...) Jeśli mówimy o patriotyzmie, to musi w nim istnieć pierwiastek miłości, uczucia dla kraju, który nakazuje nam bronić ojczyzny w chwili próby. Dopiero na tej podstawie możliwe jest kształtowanie patriotyzmu pozytywnego.
Gotowość do poświęceń dla ojczyzny nie wyklucza gotowości do płacenia podatków, ale uważam, że bez zakorzenienia tego pierwszego rodzaju patriotyzmu trudno liczyć na ten drugi." (http://www.oldakowski.pl/news/154/52/Dwa-patrioty…) To, co powiedział Ołdakowski jest "oczywistą oczywistością" dla każdego logicznie myślącego człowieka. Jest to skrócona definicja wizji patriotyzmu Lecha Kaczyńskiego, który nieprzypadkowo w tym samym czasie podjął decyzję o wybudowaniu w stolicy Polski trzech instytucji edukacyjno-wychowawczych: Muzeum Powstania Warszawskiego, Muzeum Historii Żydów Polskich oraz Centrum Nauki Kopernik.
"Gazeta Wyborcza" zwalczała do tej pory z uporem godnym lepszej sprawy wyimaginowany przez siebie, zamieniony w karykaturę, rzekomo "archaiczny" "patriotyzm Lecha Kaczyńskiego", którego najbardziej widocznym przejawem było stworzenie MPW. Jakże miałby on być "ksenofobiczny", skoro jednym z ośrodków jego propagowania miało być Muzeum Historii Żydów Polskich? Jakże miałby on nie wiązać się "z zaangażowaniem w budowę nowoczesnego państwa", skoro w celu zapoznania młodzieży z osiągnięciami współczesnej nauki polecił stworzyć Centrum Nauki Kopernik?
Zatem w optymistycznym wariancie można by przyjąć, że ktoś tam przy Czerskiej poszedł po rozum do głowy i zrozumiał, że wizja "patriotyzmu Lecha Kaczyńskiego" była słuszna i podjął decyzję o zaprzestaniu jej zwalczania. Jednakże moja wiedza na temat członków sekty czerskiej każe mi w to wątpić. Tym bardziej, że jeszcze w styczniu tego roku na łamach "Gazety Wyborczej" pojawił się kuriozalny tekst Romana Pawłowskiego, w którym napisał, że istnieje zasadniczy konflikt między dwoma placówkami stworzonymi z inspiracji Lecha Kaczyńskiego:
"... ta dziwna rywalizacja między Muzeum Powstania a Centrum Kopernik odzwierciedla podstawowy spór, jaki dzieli dzisiaj polskie społeczeństwo. Jest to spór między historyzmem a modernizmem, między postpamięcią a nowoczesnością, wiarą w przeszłość i wiarą w przyszłość. Nie ma dwóch placówek, które pokazywałyby go lepiej ..." (http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,152307…)
Polemizował z nim Robert Firmhofer, dyrektor Centrum Nauki "Kopernik": "Tym, co łączy obie instytucje, jest zachęcanie do społecznego dialogu i zaangażowania. Chcemy, żeby mieszkańcy Warszawy i obywatele Polski angażowali się w rozumienie świata - tego historycznego i naukowego - i nie pozostawali obojętnymi. Chcemy, żeby byli bogatszymi wewnętrznie ludźmi i aktywnymi obywatelami. Z różnorodności perspektyw rodzi się prawdziwy dialog i wyłania obraz rzeczywistości nieco bardziej złożony niż podział na wyznawców przeszłości i przyszłości. (...) Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, powiedział: "Młodzi powstańcy, gdyby żyli dziś, staliby w kolejce do Kopernika"."
(http://m.warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,106541,152…)
Pawłowski to jeden z czołowych czerskich hunwejbinów walczących na froncie genderowej rewolucji kulturalnej (w odróżnieniu od tej chińskiej z lat 60. ub. wieku zwanej częściej "kulturową") i nie mam najmniejszych wątpliwości, że mimo argumentów Firmhofera pozostał przy swoim zdaniu. Tak samo jak inni bliscy mu i wciąż rosnący w siłę w redakcji "Gazety Wyborczej" genderyści. Jeśli mimo to zaangażowała się ona w promowanie filmu "Powstanie Warszawskie", to zrobiła to nie ze względu na podzielanie wizji "patriotyzmu Lecha Kaczyńskiego", ale z innych powodów. Widzę tu kilka możliwości.
Szefowie sekty czerskiej mogli zdecydować się na dokonanie rewizji swej oceny działań Muzeum Powstania Warszawskiego z tego powodu, że uświadomili sobie, iż jeśli tego nie zrobią, to utracą wpływ na młode pokolenie Polaków, które jest tym co ono robi zachwycone (klęskę obozu III RP wśród młodych Polaków pokazują choćby wyniki głosowania najmłodszych wyborców w wyborach do Parlamentu Europejskiego). I ten zachwyt podziela na równi nie tylko ogromna większość młodych ludzi o poglądach prawicowych czy bez wyrazistych przekonań politycznych (tzw. centrowych), ale także znaczna część lewicowców, nawet genderystów takich jak Jan Klata, który w 2007 r. wyreżyserował w placówce przy Przyokopowej sztukę teatralną o rzezi ludności cywilnej na Woli dokonanej przez Niemców w sierpniu 1944 r., albo grafik Karol Radziszewski, który w 2011 r. namalował dla MPW przesiąknięty homoseksualnym erotyzmem mural, niezaakceptowany jednak ostatecznie przez Ołdakowskiego.
Ku rozpaczy namiętnych szyderców z polskich mitów narodowych z Czerskiej najzdolniejsi polscy twórcy młodego pokolenia bardzo chętnie współpracują z Muzem Powstania Warszawskiego, tworząc dzieła czasami wręcz wybitne. Pisarz i etatowy dziennikarz GW Krzysztof Varga uznał na przykład płytę "Powstanie Warszawskie" grupy Lao Che za jedną z 5 najlepszych w historii polskiego rocka. Ten szyderca z "polskiego kultu klęski" skrytykował w 2009 r. Tomasza Bagińskiego za to, że "robi film o Powstaniu Warszawskim pod iście punkowym tytułem 'Hardkor 1944'". Nie podobało mu się, że wizje artystyczne młodych twórców przesłaniają obraz Powstania'44 utrwalony przez pokolenie mieszkające w PRL, symbolizowane nazwiskiem Andrzeja Wajdy: "... legenda Powstania przesunęła się ostatnio wyraźnie w stronę popkultury. Zamieniamy powoli krwawą pamięć tragicznego zrywu w coolerskie wydarzenie z dziedziny kultury masowej. (...) Wizja Wajdy spłynęła do Wisły kanałami i zaczynamy o niej zapominać." (http://wyborcza.pl/duzyformat/1,127291,6855232,Od…)
Być może przy Czerskiej uznano, że stojącemu przy tej ulicy burdelowi, zatrudniającemu nienawidzące Polaków genderystowskie prostytutki, zagraża zmycie tą popkulturową falą z powierzchni ziemi i dlatego postanowiono zbudować szalupę, żeby się na nią przesiąść. W tym celu podjęto próbę zawłaszczenia tradycji Powstania Warszawskiego, zarówno prawem (udział w promocji bardzo dobrego filmu wyprodukowanego przez Muzeum Powstania Warszawskiego), jak i lewem (wciągnięcie Ołdakowskiego i jego otoczenia do obozu politycznego III RP). Twórcy MPW są potrzebni "Gazecie Wyborczej", oskarżanej słusznie o antypolskość, do odparcia tego rodzaju zarzutów i uwiarygodnienia się w oczach młodego pokolenia Polaków.
To nie pierwsza taka próba podejmowana w ostatnim czasie przez środowiska lewackie, których głosem ostatnio mówi GW. Już kilkakrotnie próbowały one dokonać reinterpretacji wymowy polskich symboli narodowych i ważnych wydarzeń z historii Polski. W 2011 r. lewacy, którym przewodzili m.in. dziennikarze z Czerskiej (Mikołaj Lizut, Seweryn Blumsztajn, Piotr Pacewicz, Marek Beylin, Jacek Żakowski), próbowali zawłaszczyć obchody Święta Niepodległości, organizując manifestację pod nazwą "Kolorowa Niepodległa". W 2013 r. luksemburgistowskie feministki użyły Kotwicy, symbolu Polski Walczącej, na plakacie promującym warszawską manifę. Współorganizujące tę imprezę genderystki z Fundacji Feminoteka były też autorkami specjalnego projektu o Powstaniu Warszawskim, którego celem była "dekonstrukcja" mitu Powstania Warszawskiego, tak "abyśmy w więcej mitow narodowo-wyzwoleńczych nie wierzyli" (pisałem o tym projekcie w mojej notce "Dowódcy prowadzą powstańców warszawskich do kolejnej klęski" - http://www.blogpress.pl/node/17635). Ciekawostką jest to, że za najlepszy sposób na zniszczenie tego mitu uznały zastosowanie metody "fantazmatycznej" prof. Marii Janion, która tak jak Ołdakowski jest nominowana przez GW na Człowieka Wolności 25-lecia III RP, tyle tylko, że w dziedzinie "nauka", a nie "społeczeństwo".
W projekcie Feminoteki uczestniczyła Weronika Grzebalska, genderystowska socjolożka, tworząca swe pseudodzieła w stylu niemającej nic wspólnego z nauką tzw. historii genderowej, która w 2010 r. polemizowała na łamach Krytyki Politycznej z Cezarym Michalskim, postulującym uczynienie z Muzeum Powstania Warszawskiego "martwego pomnika". Ten pomysł jej się nie spodobał, bo uznała, iż jest to i niemożliwe, i bezcelowe, gdyż "nie zanosi się ... na to, żeby pozbawienie powstania wyraźnego centrum praktyk upamiętniających (w postaci Muzeum Powstania Warszawskiego) mogło sprawić, że tak po prostu zniknie ono z polskiej pamięci społecznej." (http://www.krytykapolityczna.pl/Opinie/Grzebalska…). Ponadto stwierdziła, że "to, co proponuje Michalski, jest zastępowaniem jednej hegemonicznej narracji (o powstaniu jako heroicznym zrywie) drugą narracją totalną (powstanie jako głupota i zbrodnia), równie silnie tłumiącą wszelkie inne głosy." Grzebalska uznała za wskazane podjęcie takich działań, żeby została zmieniona "formuła ekspozycji Muzeum, oddziałująca w kierunku całkowitego utożsamienia się zwiedzającego z „chłopcami z AK”. Te zmiany mają zniszczyć "fundatorski mit nacjonalistycznej wspólnoty", że "jesteśmy narodem katolickim, złożonym z bohaterskich i szarmanckich mężczyzn-konspiratorów". Według Grzebalskiej "jeśli możemy coś zrobić, aby powstanie nie poszło na marne, to jedyną drogą jest otwieranie Muzeum na pamięć grup marginalizowanych, mogącą podważyć hegemoniczną narrację: świadectwa powstańców żydowskiego pochodzenia, którzy ukrywali swoją tożsamość z obawy przed egzekucją z rąk akowców, antyheroiczną opowieść cywilów o piwnicznej gehennie i gwałtach, wspomnienia powstanek o dyskryminacji w szeregach podziemnej armii."
Nie wykluczam, że w genderyzującej się z dnia na dzień coraz bardziej "Gazecie Wyborczej" ktoś mógł podjąć decyzję, żeby rady genderystki Grzebalskiej zacząć wcielać w życie. Przy Czerskiej postanowiono zrezygnować z opisywania Powstania Warszawskiego jako dzieła nacjonalistycznych głupców i zbrodniarzy, bo to wywoływało efekt odwrotny do zamierzonego, i postanowiono pomóc w promocji filmu "Powstanie Warszawskie", pokazującego w mniejszym stopniu przebieg walk, a w większym - codzienne życie w powstańczej Warszawy, w tym ciężki los ludności cywilnej i katastrofalne zniszczenie miasta. O genderystowskiej inspiracji zaangażowania się sekty czerskiej w promocję "Powstania Warszawskiego" może świadczyć ten tekst o kobietach, które w nim się pojawiają - http://film.gazeta.pl/nowy_film/1,134866,15846740….
Zapewne Agorę zachęciło do tej produkcji to, że jej reżyserem jest Jan Komasa, którego w tej rozmowie dziennikarz GW nazwał "burzycielem mitów" - (http://cjg.gazeta.pl/CJG_Warszawa/1,104436,930451…). Jeśli przy Czerskiej liczono na to, że ten film przyczyni się do zasadniczej zmiany postrzegania przez młodych Polaków Powstania Warszawskiego, to się mocno zawiedziono. Dowodzą tego wyniki głosowania młodzieży szkolnej przeprowadzonego na zakończenie dyskusji po seansie "Powstania Warszawskiego" w opolskim kinie Helios: "Młodzież głosowała za lub przeciw powstaniu za pomocą białych i czerwonych kartek.
- Podniosłam białą, czyli poparłabym powstańców. Oczywiście mam tylko 17 lat i dziś trudno mi decydować, ale mój głos poparcia to sygnał do tego, że w ogóle chciałabym walczyć za Polskę, dlatego rozumiem powstańców - mówiła jedna z uczennic.
Wśród głosujących tylko kilka osób uniosło czerwoną kartkę na znak, że sprzeciwiliby się powstaniu." (http://opole.gazeta.pl/opole/1,35114,15954970,Mlo…) Ciekawy jestem, co w tej sytuacji sekta czerska będzie robić dalej. Być może liczy na to, że "burzyciel mitów" Komasa lepiej z jej punktu widzenia spisze się w drugim reżyserowanym przez siebie filmie o Powstaniu Warszawskim "Miasto 44", który wejdzie na ekrany kinowe jesienią. W rozmowie z GW reżyser zapowiadał, że ma to "być "katastroficzny film erotyczny" - kino o Erosie i Tanatosie." W innym wywiadzie powiedział: "Myślę, że może być w „Mieście” naprawdę wiele rzeczy, które będą wzbudzać dyskusję. Nie wiem, jakie to będą powody, ale czuję, że dam ich wiele." (http://natemat.pl/77451,jan-komasa-jestem-w-dobry…) Jeśli znajdą się w nim sceny wymierzone w polski patriotyzm "archaiczny", to z punktu widzenia Agory cała kampania propagandowa zakończy się podwójnym sukcesem - i finansowym, i propagandowym. Ewentualnym krytykom flimu "Miasta 44" będzie bardzo trudno atakować jego reżysera, skoro tak go chwalili za "Powstanie Warszawskie".
Współpraca nawiązana przez Agorę z dyrektorem Muzeum Powstania Warszawskiego zaowocuje z pewnością tym, że będzie on na pewno zdecydowanie bardziej otwarty na oczekiwania stawiane mu przy Czerskiej. To stwierdzenie to eufemizm, który oznacza, że Ołdakowski stanie się być może niestety podatny na płynące stamtąd naciski na niego i zacznie ulegać żądaniom, żeby dokonać zmian ekspozycji muzelnych w kierunku postulownym przez Grzebalską. Nie sądzę wprawdzie, żeby tak od razu pojawiły się w MWP wystawy o prześladowaniu przez akowców Żydów, dyskryminowaniu przez nich kobiet, a nawet ich gwałceniu, ale już na przykład kolejny mural namalowany przez Radziszewskiego zostanie przez niego zaakceptowany. Nie będzie się przecież chciał ponownie narażać na zarzuty, że jest "homofobem", co "Gazeta Wyborcza" zarzuciła mu 3 lata temu: "Dlaczego w Muzeum Powstania Warszawskiego nie można pokazać młodych mężczyzn z pięknymi nagimi torsami? Bo namalował je gej? Dyrektor Jan Ołdakowski odrzucił projekt muralu Karola Radziszewskiego. (...)
W obrazie Karola Radziszewskiego dostrzegł zbyt wiele erotyki. Na pytanie, czy obraz całującej się (mieszanej) pary powstańców, też nie zostałby zaakceptowany, Jan Ołdakowski odpowiada: - Ale oni zapewne byliby w mundurach albo przynajmniej ubrani, a nie nadzy jak w projekcie Karola. (...)
A czy to, że autorem jest zdeklarowany gej, a estetyka muralu kojarzy się z jego najsłynniejszym cyklem "Pedały", nie ma wpływu na odczytanie dzieła?. - No, nie! Można o mnie wszystko powiedzieć, np. że jestem zbyt pruderyjny, ale nie to, że jestem homofobem! - oburza się Jan Ołdakowski." (http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34885,911356…)
Współpraca przy promocji i dystrybucji "Powstania Warszawskiego" oraz mianowanie Ołdakowskiego oficjalnym kandydatem na człowieka Wolności III RP, to przejaw zbliżenia między środowiskiem "Gazety Wyborczej" a grupą rozłamowców z PiS zwanych "muzealnikami", którego należało się od dawna spodziewać. A konkretnie od jesieni 2010 r., gdy w geście poparcia dla wyrzuconych z PiS Joanny Kluzik-Rostkowskiej i Elzbiety Jakubiak dyrektor MPW oraz jego koledzy i koleżanki, których politycznym liderem jest Paweł Kowal, zerwali z partią Jarosława Kaczyńskiego (trzeba tu pamiętać, że wbrew zarzutom stawianym byłemu premierowi przez wielu publicystów, np. Rafała Ziemkiewicza, oni nie zostali przez niego z PiS-u wyrzuceni, lecz odeszli z własnej, nieprzymuszonej woli). Ołdakowski zrezygnował z członkostwa w klubie PiS (do tej partii nigdy nie należał) zaledwie kilka godzin po usunięciu z tego ugrupowania obecnej minister oświaty w rządzie Tuska, jako pierwszy z przyszłych członków PJN, więc można odnieść wrażenie, że nie czuł się w nim dobrze. Potwierdził to przypuszczenie w 2011 r. w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej", gdy stwierdził, że prezydent Kaczyński chronił go przed jego bratem. Ołdakowski obwiniał wiele razy prezesa PiS o zaognianie konfliktu w Polsce i krytykował obchody miesięcznic oraz rocznic katastrofy smoleńskiej.
Tak naprawdę, to dyrektorowi MPW nigdy do Czerskiej nie było daleko. W l. 2003-4 "Gazeta Wyborcza" przyglądała się z dużą życzliwością tworzeniu przez Ołdakowskiego i jego współpracowników Muzeum Powstania Warszawskiego. Był on w ciągłym kontakcie z dziennikarzami stołecznego dodatku GW, o czym świadczą liczne teksty w nim zamieszczone. Po wyborach w 2007 r., gdy ówczesny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski zażądał, aby Ołdakowski zrzekł się mandatu poselskiego lub zrezygnował z kierowania Muzeum, w jego obronie wystąpiła na łamach GW Ewa Milewicz i PO zrezygnowała z siłowego usunięcia "muzealników" z władz tej placówki. Z jego wypowiedzi i z głosowań jako posła w Sejmie wynika jednoznacznie, że ma on poglądy bardzo zbliżone do Kluzik-Rostkowskiej, która jest w tej chwili jedną z opok rządzącego w Polsce obozu "Gazety Wyborczej". Skoro ona została do niego przyjęta, to dlaczego nie miałby tego "zaszczytu" dostąpić Ołdakowski i inni "muzealnicy"? Niekoniecznie muszą nawet wstępować do PO. Wystarczy, żeby odbierali głosy PiS-owi i szykowali się do przejęcia schedy po Kaczyńskim, który przecież za jakieś 10 lat ze sceny politycznej odejdzie, jako liderzy tzw. nowoczesnej prawicy, akceptującej jak brytyjscy konserwatyści czy szwedzcy moderaci wszystkie genderowe szaleństwa.
Ołdakowski jest potrzebny obozowi "Gazety Wyborczej", bo składa się on nie tylko z potomków byłych członków KPP, ale także z akowców o poglądach lewicowych, którzy po II wojnie wojnie światowej poparli władzę sprawowaną przez tych właśnie kapepowców, a narzuconą Polsce przez Sowietów (rządzą oni Związkiem Powstańców Warszawskich) oraz z ich dzieci i ideowych spadkobierców.
Dla GW regularnie pisze emerytowany profesor historii PAN i UW Marcin Kula, syn Witolda, żołnierza Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK. Niedawno opublikował on na przykład tekst atakujący autorów "Resortowych dzieci". Mimo akowskiego rodowodu jego ojca nie jest to żadne zaskoczenie. Witold Kula zadeklarował się bowiem po wojnie jako komunista i przystąpił do Marksistowskiego Zrzeszenia Historyków, do którego należało wielu byłych kapepowców, m.in. Żanna Kormanowa oraz Tadeusz Daniszewski (Dawid Kirszbraun). Wśród uczniów Marcina Kuli jest dziennikarz "Gazety Wyborczej" Adam Leszczyński oraz znani historycy o poglądach "wyborczych", np. zajmujący się w IPN zbrodnią w Jedwabnem Krzysztof Persak oraz dwaj dyrektorzy bardzo ważnych placówek muzealnych - Paweł Machcewicz (Muzeum II Wojny Światowej) oraz Dariusz Stola (Muzeum Historii Żydów Polskich). Niewątpliwie przydałby się tu sekcie czerskiej do kompletu Ołdakowski, szef trzeciego z najważniejszych muzeów, które będą kształtować patriotyzm młodych Polaków najbliższych dziesięcioleciach.
Witold Kula, to niejedyny wybitny historyk, który podczas wojny służył w BIP, a po jej zakończeniu poparł władzę komunistyczną. Oprócz niego postąpili tak: Aleksander Gieysztor, Tadeusz Manteuffel, Stefan Kieniewicz, Stanisław Herbst. Mieli oni lewicowe przekonania i tak jak wielu socjalistów polskich zaakceptowaIi ustrój Polski powojennej. Ich uczniami byli m.in. Bronisław Geremek, Karol Modzelewski, Henryk Samsonowicz, Jerzy Jedlicki, Stefan Meller, najpierw działacze PZPR i i jej młodzieżowych przybudówek, a później członkowie KOR i czołowi przedstawiciele środowiska "Gazety Wyborczej".
Biuro Informacji i Propagandy stało się nieprzypadkowo wylęgarnią popierających po wojnie komunistyczną władzę akowskich kolaborantów, gdyż było ono zdominowane przez członków ugrupowań lewicowych, mocno infiltrowanych przez agentów sowieckich. Ponosi ono znaczną część winy za to, że Powstanie Warszawskie musiało wybuchnąć i zakończyć się klęską.
Wielkim krytykiem BIP był Józef Mackiewicz, według którego prowadziło ono całkowicie błędną propagandę, skierowaną wyłącznie przeciwko Niemcom i opisującą Związek Sowiecki jako "sojusznika naszych sojuszników". Podtrzymywała ona wśród Polaków całkowicie irracjonalną wiarę w zachodnich aliantów, którzy przecież zostawili Polskę własnemu losowi już w 1939 r. Skutkiem tej linii propagandowej było powszechne oczekiwanie przez akowców na wybuch powstania, w którym pomóc mieli "sojusznicy naszych sojuszników", czyli Sowieci. I ono w końcu w Warszawie wybuchło, bo wybuchnąć musiało, z wiadomym wszystkim skutkiem.
Ale skutkiem szkodliwej, de facto prosowieckiej, propagandy BIP było nie tylko zniszczenie Warszawy i hekatomba ofiar ludności cywilnej. Ona doprowadziła także do moralnego rozbrojenia znacznej części społeczeństwa polskiego wobec bolszewickiej zarazy, co doprowadziło po wojnie wielu akowców do choroby umysłowej, objawiającej się pójściem przez nich na współpracę z Sowietami i ich polskojęzycznymi agentami.
Do tych kolaborantów nowej komunistycznej władzy należała wymieniona wyżej grupa lewicowych historyków. Po wojnie pracowali oni w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, a Kula był współtwórcą Instytutu Historii PAN. Te dwie placówki naukowe miały pod okiem Żanny Kormanowej przewodzić zaprzęgnięciu polskich historyków w służbę władzy komunistycznej. Wywodzący się z BIP pracownicy Instytutu Historycznego UW zaangażowali się bardzo aktywnie w organizację w 1951 r. I Kongresu Nauki Polskiej, podczas którego Kormanowa zadeklarowała w imieniu całego środowiska naukowego gotowość uczonych, by nauka historyczna odegrała "doniosłą rolę w ogólnym planie ideologicznej ofensywy socjalizmu w Polsce". Współredaktorami wygłoszonego przez nią referatu byli lewicowi akowcy rządzący BIP-em, Manteuffel, Gieysztor i Kula, którzy wprawdzie złagodzili nieco jego pierwotną wersję, ale mimo to nie tylko nie przynosi on im chwały, lecz jest powodem do wstydu.
Akowcy z BIP ponoszą znaczną część winy nie tylko za doprowadzenie do wybuchu Powstania Warszawskiego, ale także za zafałszowanie jego obrazu po wojnie. Witold Kula był jednym z autorów stalinowskiego podręcznika do historii wprowadzonego do szkół w 1953 r. "Czytamy w nim o Powstaniu Warszawskim jako „zbrodniczej dywersji”, o tym że było ono przejawem „nienawiści klasowej” bo przygotowano je i przeprowadzono „nie, jak sądził patriotyczny lud stolicy, w porozumieniu z nadchodzącą wyzwoleńczą Armią Radziecką, ale w tajnym porozumieniu z hitlerowcami, na życzenie reakcji anglo-amerykańskiej przeciw Armii Radzieckiej, przeciw Wojsku Polskiemu, przeciw władzy ludowej." (http://or.icm.edu.pl/texty/Hanba_Panie_profesorze…)
Na froncie propagandowym nowej władzy zatrudnił się także inny żołnierz BIP Antoni Bohdziewicz, nadzorujący pracę akowskich operatorów filmowych, którzy nakręcili materiał wykorzystany w filmie "Powstanie Warszawskie". W 1949 r. wyreżyserował on film "Za wami pójdą inni...", którego bohaterami są członkowie komunistycznej Gwardii Ludowej, którzy jako jedyni walczą z Niemcami. Natomiast akowcy pokazani są jako realizatorzy polityki aliantów zachodnich wobec Związku Sowieckiego - stoją z bronią u nogi i oczekują na wykrwawienie się walczących na wschodzie wojsk niemieckich i sowieckich (akcja toczy się jesienią 1942 r.). Jak z tego wynika, Bohdziewicz potępił całkowicie linię propagandową BIP, którą podczas wojny sam realizował, ale zrobił to z odwrotnego powodu niż Mackiewicz. Jego zdaniem była ona błędna, bo nie była antyniemiecka i prosowiecka. (Film jest do obejrzenia na You Tube - http://www.youtube.com/watch?v=g8NUNIyw9nY)
Podobnie jak Bohdziewicz myślało wielu akowców o poglądach lewicowych. Logicznym skutkiem takiego rozumowania jest potępienie nie tylko dowódców AK, ale także ich dzieła, czyli Powstania Warszawskiego, politycznie wymierzonego w Związek Sowiecki. Tak zrobił Witold Kula, ale był on wyjątkiem wśród lewicowych i komunizujących akowców. Potępienie Powstania Warszawskiego było dla zdecydowanej większości z nich niemożliwe do zaakceptowania ze względów psychologicznych. Przecież zginęli w nim ich towarzysze broni. Dlatego przyjęli oni inną wizję Powstania, najlepiej wyrażoną przez Andrzeja Wajdę w filmie "Kanał", że było bezsensowną tragedią.
Zaangażowanie się Agory w promocję i rozpowszechnianie filmu "Powstanie Warszawskie", wykonanego z materiałów archiwalnych nakręconych przez operatorów pracujących pod nadzorem Bohdziewicza, mogło być motywane nadzieją, że przyczyni się on do przywrócenia do publicznego obiegu "kanałowego" obrazu sierpniowego zrywu narodowego. Można było tego oczekiwać, bo przyszły laureat Oscara uczył się reżyserskiego fachu od tego byłego żołnierza BIP, który po wojnie wykładał w łódzkiej szkole filmowej. Istniała chyba między nimi głębsza relacja niż mistrz-uczeń, bo w 2011 r. Wajda powiedział, że Bohdziewicz "oprócz zagadnień merytorycznych starał się przejmować rolę ojca dla studentów, którym wojna ojców odebrała." (http://www.wiadomosci24.pl/artykul/andrzej_wajda_…) Jak ważne były dla młodego Wajdy wizyty w mieszkaniu Bohdziewicza dowodzi ten fragment jego tekstu, napisanego dla uczczenia setnej rocznicy urodzin jego mistrza (2006 r.): "Fakt, że Profesor przyjmuje mnie w domu - to było dla mnie bardzo ważne - tak postępowali tylko profesorowie starej daty, chcący nas oswoić z czymś, co minęło, a powinno powrócić - z normalnym domem, który wówczas, po latach spędzonych w obozach i partyzanckich lasach, był dla nas, cudem ocalałych z wojny, czymś szczególnie ważnym z cywilizacyjnego punktu widzenia. Przywracał nas normalności." (http://zeszytyliterackie.pl/index.php?option=com_…)
Nie zdziwiłbym się, gdyby to Wajda przekonał władze Agory do zaangażowania się w promocję i dystrybucję "Powstania Warszawskiego". Jak wiadomo jest on w środowisku "Gazety Wyborczej" postacią bardzo ważną. Był on jednym z 3 założycieli prawnych Agory i cieszy się wciąż przy Czerskiej wielkim poważaniem (w ubiegłym roku pomógł jej uzyskać koncesję cyfrową dla kanału filmowego Stopklatka). Jestem pewny, że Agora zrobiła słynnemu reżyserowi bardzo miły prezent, promując i rozpowszechniając film, zrealizowany na bazie materiałów filmowych powstałych w komórce kierowanej przez traktującego go po ojcowsku Bohdziewicza.
Zaaangażowanie się przez Agorę w promocję i rozpowszechnianie filmu "Powstanie Warszawskie" może być też formą podziękowania dla władz Związku Powstańców Warszawskich za pomoc w uratowaniu przed odwołaniem z urzędu w referendum prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, popieranej jawnie przez "Gazetę Wyborczą", która w celu jej obrony de facto złamała nawet ciszę wyborczą. Przypomnę, że część powstańców zaprotestowało przeciwko użyciu litery "W" na plakacie PiS, nawołującym do pójścia do urn wyborczych. To wystąpienie przyczyniło się w znacznym stopniu do utrudnienia kampanii referendalnej przeciwników Gronkiewicz-Waltz. Tematu tego nie będę tutaj rozwijał, bo poświęciłem tej sprawie specjalną notkę - http://blogpress.pl/node/17590.
Trudno rozstrzygnąć, która z powyżej wysuniętych przeze mnie hipotez w sprawie przyczyn zaanagażowania się Agory w promocję i rozpowszechnianie filmu "Powstanie Warszawskie" jest najbliższa prawdy. To wiedzą jedynie szefowie tej firmy. Może one zresztą po części wszystkie są prawdziwe? Jak by nie było, jednego jestem pewny. Intencje sekty czerskiej są nieczyste. Jej szefom chodzi o zniszczenie odbioru Powstania Warszawskiego w świadomości społecznej jako patriotycznego zrywu Polaków, wciągnięcie do obozu III RP Ołdakowskiego i innych "muzealników", odzyskanie wpływu na młodych twórców, a przy okazji zarobieniu na tym kasy.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 1974 widoki
PO-wstaniec Ołdakowski?
@ Bardzostarywyborca
Ołdakowski
@ Slavus
molasy - kula w płot
Za wcześnie na przeprosiny - molasy
Przeprosiny
@ Slavus
@ Slawus
Uczniowie Jaruzelskiego.
@ Janko Walski
Ekshibicjonizm POlityczny ?
Przeprosiny i ogólnie
@ Slavus
molasy
Panowie,wy się tylko martwcie..
@ Pies Baskervillów
molasy
@ Pies Baskervillów