Nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem poparcie władz Związku Powstańców Warszawskich dla wiceprzewodniczącej PO Hanny Gronkiewicz-Waltz, wyrażone w formie protestu przeciwko użyciu litery "W" na plakacie PiS promującym referendum w sprawie odwołania jej ze stanowiska prezydenta Warszawy. Nie jest też dziwne, że w celu nagłośnienia swego oburzenia z powodu tego rzekomego nadużycia "symbolu narodowego" czołowi działacze tej organizacji kombatanckiej skorzystali w pierwszej kolejności z "bratniej pomocy" telewizji TVN i TVN24 oraz mediów Agory, które są propagandowymi tubami PO (dzisiaj dołączył do nich "Newsweek", który jako tygodnik nie może być wykorzystywany jako antypisowska trybuna tak szybko jak stacje telewizyjne i radiowe oraz gazety codzienne). Dopiero później wydali oficjalne oświadczenie protestacyjne, którego z niewiadomych powodów nie umieścili na stronie internetowej ZPW. Nosi ono tytuł "Stanowisko środowisk powstańczych i Kapituły Orderu Wojennego Virtuti Militari", ale nie ma pod nim nazwisk sygnatariuszy (przynajmniej w wersji zamieszczonej na portalu TVN24.pl - http://tvnwarszawa.tvn24.pl/informacje,news,pozwo…. To bardzo dziwna praktyka, żeby wydawać oświadczenie bez podania nazwisk osób, które je zredagowały i podpisały!
Warto zwrócić uwagę na to, że zarzuty władz ZPW przeciwko PiS-owi o rzekome nadużycie "symbolu narodowego" pojawiły się dopiero kilka dni po konwencji, podczas której zaprezentowano logo referendalne tej partii. Odbyła się ona w niedzielę 22 września, a w relacji zamieszczonej kilka godzin po tym wydarzeniu na portalu wyborcza.pl pojawiła się na ten temat jedynie taka wzmianka: "Kaczyński wystąpił na tle logo przygotowanego na referendum: szarego muru z czerwoną litera "W" i chwastami poniżej.(http://wyborcza.pl/1,75248,14650492,Start_kampani…) Inny portal Agory metromsn.pl zamieścił zaś tylko następującą informację: "Mieszkańcy stolicy będą zachęcani do głosowania m.in. przez plakaty z dużą, czerwoną literą "W" i datą referendum." (http://metromsn.gazeta.pl/Wydarzenia/1,126477,146…) Wypowiedzi prezesa ZPW Zbigniewa Ścibora-Rylskiego i wiceprezesa Edmunda Baranowskiego media Agory zamieściły dopiero w środę 25 września. Ten drugi udzielił następnego dnia rano wywiadu telewizji TVN24, zaś "stanowisko środowisk powstańczych" ukazało się po południu tego samego dnia.
Nasuwa się pytanie, czy dziennikarze Agory nie zauważyli nawiązania przez PiS do Powstania Warszawskiego, czy też uważali, że jest to bardzo dobry ruch i dlatego celowo to przemilczeli. Niezależnie od tego jak było, 3 dni po konwencji PiS na portalu gazeta.pl ukazał się tekst z wypowiedziami Ścibora-Rylskiego oraz Baranowskiego. Ten pierwszy stwierdził: "W powstaniu warszawskim byliśmy zjednoczeni, choć pochodziliśmy z różnych środowisk. Teraz nasze powstańcze symbole podobnie jak tragedię smoleńską wykorzystuje się do dzielenia ludzi. Jesteśmy tym oburzeni." Ten drugi natomiast powiedział o literze "W", że "używanie tego symbolu dzisiaj do walki politycznej to działanie niewłaściwe, rodzaj nadużycia." (http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,146646…)
Zwróćmy uwagę na to, że gen. Ścibor-Rylski mówi typowym dla przedstawicieli obozu rządzącego językiem, zarzucając PiS-owi, że "dzieli ludzi" przy wykorzystaniu "tragedii smoleńskiej". Takiej wypowiedzi nie powstydziłby się sam "bohater PO" Stefan Niesiołowski! Natomiast jeśli chodzi o ton oświadczenia "środowisk powstańczych", to jest on niezwykle podobny do tego, jaki brzmi w antypisowskich tyradach smoleńskich Daniela Olbrychskiego. W tym pierwszym zawarto apel: "Pozwólcie spoczywać w spokoju poległym w Powstaniu, nie zakłócając ich pamięci niepotrzebną polityczną wrzawą". Natomiast Olbrychski powiedział niedawno w Polsacie News o działaniach PiS w sprawie katastrofy smoleńskiej: "Za tym wszystkim stoi polityka, która manipuluje trupami. (...) To jest już po prostu cynizm, na który się te ofiary przewracają w grobach." (http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/4…) Bez szkody dla sensu tych ataków na PiS można te opinie zamienić!
Bardzo krytyczny wobec polityków PiS za użycie litery "W" Baranowski jest zarazem niezwykle wyrozumiały dla postmarksistowskich feministek, które zbeszcześciły symbol Kotwicy podczas tegorocznej manify. W TVN24 Jarosław Kuźniar pokazał mu feministyczne plakaty i wywiązał się między nimi następujący dialog:
"Kuźniar: Jeden z przedstawicieli PiS poprosił, żebym pokazał panu też takie wykorzystywanie znaku Polski Walczącej przez grupę feministyczną. Tak też się zdarza. Nie wiem czy można tutaj stopniować ból, kiedy patrzy się na taki plakat czy takie zdjęcie, kiedy feministki wykorzystują znak Polski Walczącej, walcząc o swoje słuszne sprawy.
Baranowski: Znak Polski walczącej to już historia. Od dłuższego czasu zabiegamy o ochronę znaku Polski Walczącej, bo jest używany do różnych celów i w różnych sytuacjach. Ta sprawa jest już na warsztacie komisji sejmowej.
Kuźniar: O to pretensji pan nie ma?
Baranowski: Nie. Mam tylko nadzieję, że znak Polski Walczącej nie będzie nadużywany. W wielu przypadkach jest bardzo dobrze widziany i przez nas całkowicie akceptowany. Natomiast jeśli się pojawia na częściach stroju czasem dosyć dyskretnych, to robi dla nas wrażenie dosyć niezwykłe
Kuźniar: To zabolało pana, kiedy pan to zobaczył?
Baranowski: Sprawa Polski Walczącej może w mniejszym stopniu...
Kuźniar: Myślę o "W"
...natomiast wykorzystywanie symbolu wybuchu Powstania Warszawskiego, bo ta litera wtedy symbolizowała "W" Wybuch, i podkreślam, że to miało dwa oblicza - euforii pierwszych dni i podsumowanie później śmierci tysięcy osób...." (http://wpolityce.pl/wydarzenia/63319-zwiazek-pows…)
Stanowisko wiceprezesa Związku Powstańców Warszawskich może nieco dziwić, bo Jarosław Kaczyński i inni politycy PiS bronią sensu Powstania Warszawskiego jako walki o wolną Polskę, zaś Magdalena Środa i jej koleżanki mają za swoją idolkę Różę Luksemburg, która sprzeciwiała się idei niepodległości naszego kraju. Nie można tłumaczyć Baranowskiego, 88-letniego staruszka, tym, że został wyprowadzony w maliny przez manipulatorską maestrię Kuźniara, który:
1. wprowadził do pytania jakiegoś "polityka PiS", co oczywiście wzbudziło sympatię jego rozmówcy do feministek, tym bardziej, że ich żądania zostały nazwane "słusznymi";
2. zasugerował sprytnie (zwrot "nie wiem, czy można stopniować ból") zróżnicowanie oceny użycia litery "W" przez PiS i feministki;
3. zadał pytanie sugerujące pozytywną odpowiedź - "o to pretensji pan nie ma?;
4. przeskoczył nagle zwrotem "myślę o W" z rozmowy o "bólu" wywołanym przez plakat feministek na "ból" wywołany plakatem PiS.
Na wskazane manipulacje łatwo mógłby dać się nabrać nie tylko sędziwy staruszek, ale także niedoświadczony polityk, jednak nie sądzę, żeby wiceprezes ZPW miał o nie do Kuźniara pretensję. On sam nie chciał rozmawiać o nadużyciach przy posługiwaniu się narodowymi symbolami przez jakieś feministki, o których pewnie nic nie wiedział (może się nawet obawiał, że są to jakieś koleżanki prezydent Warszawy, która też się przecież za feministkę uważa, tyle że nie rewolucyjną typu Środa, lecz liberalną), bo celem jego wizyty w studiu TVN24 było zaatakowanie PiS, który próbuje odwołać Gronkiewicz-Waltz z piastowanego stanowiska. A to się czołowym działaczom ZPW nie podoba. Są oni przeciwni zmianie ekipy rządzącej stolicą z powodów, które można ogólnie podzielić na prozaiczne oraz historyczno-polityczne.
I Prozaiczne przyczyny poparcia dla Gronkiewicz-Waltz przez władze ZPW:
Najważniejsi działacze Związku Powstańców Warszawskich są zadowoleni ze współpracy z obecną ekipą urzędującą w warszawskim ratuszu. Czują się docenieni przez prezydent Gronkiewicz-Waltz. Otrzymują z jej rąk odznaczenia i tytuły. Proszę zapoznać się np. z tekstem opisującym przyznanie tytułu honorowego obywatela Warszawy bohaterskiej łączniczce AK Marii Stypułkowskiej--Chojeckiej "Kamie" - http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,71286,819967…. Sędziwa bohaterka Powstania Warszawskiego została wyróżniona m.in. wraz z byłym prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim.
Z racji sprawowanych funkcji członkowie prezydium ZPW muszą wielokrotnie w ciągu roku kontaktować się z prezydent Warszawy. Nie tylko pisemnie, ale także osobiście, bo przecież tylko w ten sposób można uzgodnić szczegóły przebiegu ceremonii podczas obchodów kolejnych rocznic wybuchu Powstania Warszawskiego oraz innych uroczystości związanych z historią AK i Polskiego Państwa Podziemnego. Spotykają się także podczas samych uroczystości, np. stoją obok siebie czy wspólnie składają kwiaty pod pomnikami. Osobiste kontakty sprzyjają zawiązaniu się nici sympatii. Tak się dzieje często nawet między ludźmi mającymi różne poglądy polityczne. Właśnie nieformalne kontakty skutkują tym, że raz wybrani prezydenci, burmistrze i wójtowie z wielką łatwością wygrywają kolejne wybory, nawet jeśli tracą poparcie partii politycznej, z której się wywodzą. Po prostu przyciągają do siebie czołowe postacie lokalnej elity i w ten sposób budują siatkę wzajemnych zależności, którą sterują. Niektórzy nazywają tego typu nieformalną sieć "mafią".
Po co działacze ZPW mieliby popierać odwołanie prezydent Gronkiewicz-Waltz, skoro z tego co robi dla ich środowiska są zadowoleni? Każda zmiana na szczycie władzy w Warszawie oznacza zakłócenie dobrze funkcjonujacego mechanizmu współpracy. Nawet jeśli nowy prezydent będzie dla środowiska kombatantów bardzo życzliwy, to musi potrwać trochę czasu, zanim zorganizuje urząd miasta po swojemu. A przecież weterani Powstania Warszawkiego to ludzie 80- oraz 90-letni. Oni nie mają czasu na czekanie. Dla nich każda zmiana w ratuszu jest niepożądana, bo po co zmieniać dobre na lepsze? A przecież zawsze istnieje ryzyko, że zmiana będzie na gorsze.
Członkom prezydium ZPW współpracuje się dobrze nie tylko z ekipą PO rządzącą Warszawą, ale także z koalicją PO-PSL, która sprawuje władzę w sejmiku woj. mazowieckiego (zob. relację ze spotkania z nimi byłego wicemarszałka, a obecnie posła PO Marcina Kierwińskiego - http://www.kierwinski.pl/artykul,161,161,908?PHPS…).
Harmonijnie układa się także współpraca czołowych działaczy ZPW z wierchuszką PO i centralnymi władzami Polski. Gronkiewicz-Waltz jest przecież wiceprzewodniczącą rządzącej Polską partii. W kancelarii premiera urzęduje ich kombatant z Powstania Warszawskiego Władysław Bartoszewski. Donald Tusk oraz marszałek Sejmu Ewa Kopacz podpisali się pod przygotowanym przez ZPW projektem ustawy o ochronie Kotwicy, znaku Polski Walczącej (mówił o tej inicjatywie ustawodawczej Baranowski w rozmowie z Kuźniarem). Pilotowany jest on w Sejmie przez poseł PO Ligię Krajewską (zatem nie przez przypadek jej wypowiedzi na temat litery "W" na plakacie PiS znalazły się w "Gazecie Wyborczej").
Gen. Ścibor-Rylski jest sekretarzem powołanej przez prezydenta Bronisława Komorowskiego Kapituły Orderu Virtuti Militari. Ze względu na zły stan zdrowia jej kanclerza gen. Stefana Bałuka odgrywa w niej de facto główną rolę. Z racji sprawowanej funkcji utrzymuje stałe kontakty z doradcą prezydenta Tomaszem Nałęczem.
O ile kontakty członków prezydium ZPW z wierchuszką PO są bardzo częste, to jeśli chodzi o polityków PiS, nie są w ogóle utrzymywane. Zostały one całkowicie zerwane po odejściu z tej partii grupy tzw. muzealników, na czele z posłem Janem Ołdakowskim, dyrektorem Muzeum Powstania Warszawskiego. A jak się kogoś nie zna osobiście, to łatwo uwierzyć w medialne doniesienia, że to diabeł w ludzkiej skórze, łatwo przypisać mu złe intencje i manipulacje polityczne. Oczywiście brak kontaktów polityków PiS z czołowymi działaczami ZPW nie oznacza, że ta partia nie ma kontaktów ze środowiskami powstańczymi. One odbywają się po prostu innymi kanałami.
Czy powyższe fakty nie wystarczą za wyjaśnienie, dlaczego władze Związku Powstańców Warszawskich nie chcą porażki PO w referendum warszawskim, która na dodatek może być preludium do oddania władzy przez tę partię w całym kraju? Sądzę, że wystarczą, ale są jeszcze inne, bardziej zasadnicze powody ataku czołowych działaczy ZPW na PiS .
II Historyczno-polityczne przyczyny poparcia dla Gronkiewicz-Waltz przez władze ZPW
Czołowi działacze Związku Powstańców Warszawskich sytuują się na przeciwnym biegunie politycznym niz PiS. Powszechnie znane jest zaangażowanie gen. Ścibora-Rylskiego po stronie kandydata PO, ówczesnego marszałka Sejmu Komorowskiego, w wyborach prezydenckich w 2010 r. (wraz ze Stypułkowską-Chojecką należeli do jego komitetu honorowego). Wielokrotnie wyrażał on publicznie swoje niezadowolenie z powodu wygwizdywania polityków PO oraz fetowania polityków PiS na uroczystościach upamiętniających Powstanie'44. Mniej znane od jego kontrowersyjnych wypowiedzi są natomiast utrzymane w podobnym tonie opinie sekretarza ZPW Zbigniewa Galperyna, który jest we władzach tej organizacji najmłodszy (rocznik 1929), więc też bardziej aktywny niż starsi od niego koledzy i koleżanka (oprócz Baranowskiego wiceprezesem jest Halina Jędrzejewska).
Oto cytat z 2009 r. z wypowiedzią Galperyna, w której wyraża swą dezaprobatę dla Antoniego Macierewicza: "Proszę sobie przypomnieć – mówi Zbigniew Galperyn, jak w ub. roku o godzinie 17 zawyły syreny, a jeden ze spóźnionych polityków zamiast się zatrzymać maszerował w stronę pomnika Gloria Victis; w dodatku część zebranych biła mu brawo (chodzi o Antoniego Macierewicza- przyp. red.). To ma być przecież chwila zadumy! – przypomina Galperyn."(http://www.wiadomosci24.pl/artykul/godzina_w_bez_…)
Natomiast ten cytat pochodzi z lipca tego roku: "Widujemy znak Polski Walczącej na manifestacjach politycznych. Na przykład tych, które organizuje PiS, ale nie tylko – mówi Zbigniew Galperyn, sekretarz Związku Powstańców Warszawskich. – Ich uczestnicy protestują przeciw polityce rządu i rysują Polskę Walczącą na flagach, noszą na koszulkach. Nie taka była rola tego znaku. Nie możemy się zgodzić, aby był wykorzystywany w celach politycznych." (http://wmeritum.pl/znak-polski-walczacej-zakazany/)
Z tego co mówi Galperyn wynika, że projekt ustawy dotyczący Kotwicy, który obecnie pilotuje w Sejmie PO, został przez ZPW stworzony w celu uniemożliwienia posługiwania się nim przez PiS oraz kibiców na manifestacjach antyrządowych. Jeśli natomiast feministyczna manifa antyrządowa nie będzie, to wolno będzie zwolenniczkom Róży Luksemburg jej używać. Jednocześnie nie będzie żadnych przeszkód, żeby symbolem Kotwicy mogli swobodnie posługiwać się politycy PO sprawujący funkcje państwowe, tak jak już to robi na swoim facebookowym profilu Gronkiewicz-Waltz.
Antypisowskie nastawienie Ścibora-Rylskiego oraz Galperyna wyjaśniać może to, że obaj mają niejasne epizody w swoich powojennych życiorysach, a jak wiadomo partia Kaczyńskiego domaga się przeprowadzenia w Polsce lustracji. . Ten pierwszy był według materiałów zachowanych w IPN agentem bezpieki w l. 1947-64. Donosił nawet na swoją żonę. Nazwisko tego drugiego znalazło się na liście Wildsteina (zaznaczam, że bez sprawdzenia zawartości materiałów IPN nie przesądzam, czy dotyczą one sekretarza ZPW, ale jest to właściwie pewne, gdyż z danych znalezionych przeze mnie w internecie wynika, że w Polsce mieszka zaledwie 7 lub 9 osób o takim nazwisku). Z sygnatury na 2 teczkach opatrzonych nazwiskiem "Galperyn Zbigniew Feliks" wynika, że dotyczą one TW. (http://www.ny.pl/Lista_Wildsteina/g/ga.html) Nie znalazłem informacji, czy jakiś historyk zbadał ich zawartość.
Nie jest przypadkiem, że Związek Powstańców Warszawskich stworzyli akowscy weterani blisko współpracujący z władzami PRL, a może nawet kontrolowani przez peerelowskie służby specjalne. Członkowie władz tej organizacji wywodzą się bowiem ze środowiska kombatanckiego skupionego wokół płk Jana Mazurkiewicza "Radosława" (w 1980 r. został mianowany generałem), wieloletniego wiceprzewodniczącego Związku Bojowników o Wolność i Demokrację (ZBoWiD) oraz członka prezydium Frontu Jedności Narodu w l. 1981-83, a więc w okresie trwania stanu wjennego (FJN został wtedy zastąpiony przez Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego). Władze PRL bardzo wysoko ceniły sobie poparcie ze strony "Radosława", czego dowodem jest choćby to, że po jego śmierci w 1988 r. urządzono mu państwowy pogrzeb, w którym wzięli udział Wojciech Jaruzelski (I sekretarz KC PZPR oraz przewodniczący Rady Państwa), Florian Siwicki (minister obrony narodowej i postać nr 3, po Jaruzelskim i Czesławie Kiszczaku, w ówczesnej hierarchhii władzy), Jan Dobraczyński (przewodniczący PRON) oraz Henryk Jabłoński (przewodniczący ZBoWiD-u, a wcześniej wieloletni przewodniczący Rady Państwa).
Nie ulega wątpliwości, że gdyby "Radosław" żył jeszcze rok dłużej, to on stanąłby na czele Związku Powstańców Warszawskich, który mógł powstać dzięki temu, że przy Okrągłym Stole doszło do porozumienia ekipy Jaruzelskiego z częścią opozycji w sprawie podziału władzy w Polsce. Uznałby z pewnością to porozumienie za potwierdzenie słuszności swojej powziętej zaraz po wojnie decyzji o poparciu nowych władz powojennego państwa polskiego. Nie ma się zatem co dziwić temu, że żołnierze "Radosława", którzy stoją na czele ZPW, uważają się za spadkobierców i realizatorów testamentu politycznego swojego dowódcy, popierając bezwarunkowo okrągłostołowy establishment III RP, i zarzucając Kaczyńskiemu oraz Macierewiczowi, że wyłamują się z udziału w nowym, wymyślonym podczas rozmów w Magdalence w 1989 r. Froncie Jedności Narodu. Gdy czytam słowa Ścibora-Rylskiego o "dzieleniu ludzi", słyszę propagandowe slogany rozpowszechniane przez FJN oraz PRON.
Członkowie władz ZPW bezpodstawnie zarzucają politykom PiS, że sięgając po powstańcze symbole, dzielą środowisko akowskich kombatantów. Korzenie tych podziałów sięgają 1945 r., a odpowiedzialny za nie jest ich były dowódca "Radosław". Płk Mazurkiewicz zdecydował się we wrześniu 1945 r. pójść na współpracę z komunistycznymi władzami (decyzję podjął po miesięcznym pobycie w więzieniu). Wystosował apel do żołnierzy wojska Podziemnego Państwa Polskiego o ujawnianie się i następnie stanął na czele Centralnej Komisji Likwidacyjnej AK, co spowodowało, że wielu wyższych dowódców AK uznało go za zdrajcę. Po jego wezwaniu ujawniło się ok. 50 tys. akowców. Jak się później okazało, nie tylko nie uchroniło ich to przed represjami, ale nawet je ułatwiło. W 1949 r. "Radosław" został aresztowany i skazany na dożywocie. Został zwolniony z więzienia w 1956 r. i ponownie poparł władze.
Obecne podziały wśród akowców mają swoje praźródło w tym, co się działo w okresie powojennym. Nie ulega wątpliwości, że ci, którzy posłuchali "Radosława" i włączyli się w budowę PRL, mieli lepiej od tych, którzy zachowali niezłomne stanowisko (żeby nie było nieporozumień - ja nikogo nie osądzam, bo wszyscy ci bohaterowie byli przez komunistów skrzywdzeni, tyle tylko, że jedni mniej, a inni bardziej). Nie jest przypadkiem, że tytuł honorowego obywatela Warszawy otrzymała z rąk prezydent Gronkiewicz-Waltz tylko Stypułkowska-Chojecka "Kama", która należała do władz ZBoWiD-u, zaś tego zaszczytu nie dostąpiła Hanna Szczepanowska, również bohaterska łączniczka, która wystąpiła na konwencji PiS, podczas której zaprezentowano logo z literą "W". Nie została przez wiceprzewodniczącą PO wyróżniona m.in z tego powodu, że domaga się odstąpienia od ponownego postawienia w Warszawie pomnika "Czterech Śpiących" i uważa, że "bez zmiany władz, nie odbudujemy prawdziwej Polski".
Bohaterscy weterani Powstania Warszawskiego to już ludzie sędziwi i wiadomo, że nie będą ze sobą prowadzić walki o władzę w takiej organizacji kombatanckiej jak Związek Powstańców Warszawskich. Ci z nich, którzy korzystając ze swej uprzywilejowanej pozycji jako wpływowi działacze ZBoWiD-u, tę organizację stworzyli, będą nią rządzić aż do śmierci. Jednak budzi mój wewnętrzny opór, że w jego kierownictwie są wyłącznie oni, i że nie dopuścili do niego tych, którzy byli w ZBoWiD-zie jedynie szeregowymi członkami lub nawet do niego nie należeli. Wskutek tego ci powstańcy, którzy w PRL najbardziej ucierpieli, nie mają żadnego wpływu na działalność ZPW i na treść wydawanych w ich imieniu oświadczeń. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie da się już tego zmienić, ale powinno się o tym wiedzieć.
Jest bardzo wątpliwe, czy władze ZPW mają prawo występować w imieniu całego środowiska byłych powstańców. Bardzo chciałbym na przykład dowiedzieć się, czy "Stanowisko środowisk powstańczych i Kapituły Orderu Wojennego Virtuti Militari" w sprawie użycia przez PiS litery "W" na plakacie referendalnym poparł członek Kapituły gen. Janusz Brochwicz-Lewiński, który też tak jak gen. Ścibor-Rylski był podwładnym płk. Mazurkiewicza w Zgrupowaniu "Radosław", ale po wojnie znalazł się na emigracji i po powrocie do Polski w 2002 r. zupełnie inaczej niż byli prominentni działacze ZBoWiD-u patrzy na polską rzeczywistość (w 2010 r. znalazł się w honorowym komitecie popierającym kandydaturę Jarosława Kaczyńskiego na prezydenta).
Warto jeszcze nawiązać do słów Ścibora-Rylskiego, że "w powstaniu warszawskim byliśmy zjednoczeni, choć pochodziliśmy z różnych środowisk." To prawda, jednak jako historyk chciałbym mu przypomnieć, że część walczących nie uznawała władzy Rządu Polskiego na Uchodźstwie oraz Delegatury Rządu na Kraj. Co ciekawe, te różnice polityczne łatwo zidentyfikować na podstawie podziału na koła Związku Powstańców Warszawskich. Są wśród nich dwa koła, do których należą żołnierze walczący w jednostkach, które od początku Powstania uznawały władzę KRN i PKWN: koło Wojsko Polskie (należą zapewne do niego berlingowcy) oraz Czwartacy (batalion Armii Ludowej). Kilka kół złożonych jest z żołnierzy oddziałów, które uznały jurysdykcję nowych władz komunistycznych we wrześniu, czyli jeszcze w trakcie trwania walk: koło RPPS (Robotnicza Partia Polskich Socjalistów), KOP-PAL (Komenda Obrońców Polskiej Armii Ludowej), Wojskowy Korpus Służby Bezpieczeństwa, Kryska. Jeszcze inne, np. koło Kadry Polski Niepodległej grupuje członków Zrywu Narodowego, którzy uznali władze komunistyczne zaraz po zakończeniu walk, a wielu działaczy tej organizacji było później komunistycznymi prominentami.
Żołnierzy tych i jeszcze innych oddziałów powstańczych (np. z jednej strony związanych z PPS, zaś z drugiej - z endecją) łączył tylko i wyłącznie wspólny wróg. Dzieliły natomiast poglądy na kształt i ustrój powojennego państwa polskiego. Gdyby Polska nie została po wojnie zniewolona przez Sowietów, to te różnice polityczne natychmiast by się ujawniły. I byłyby one znacznie głębsze, niż w III RP. Nie wolno zatem kilku czołowym działaczom Związku Powstańców Warszawskich uzurpować sobie prawa do reprezentowania wszystkich uczestników Powstania'44, a w szczególności tych, którzy zginęli (zwrócił na to uwagę poseł Mariusz Kamiński, którego trzech wujków poległo podczas walk w Warszawie). Nie wolno im także zabraniać używania powstańczych symboli tym partiom politycznym, które uważają Powstanie Warszawskie za patriotyczny zryw niepodległościowy, a nie niepotrzebną polityczną awanturę (przypominam, że taki pogląd ma partyjny kolega Gronkiewicz-Waltz Radosław Sikorski). Wszystkich uczestników Powstania'44 nie reprezentuje nikt - ani Związek Powstańców Warszawskich, ani PiS. Niech zatem działacze ZPW zaprzestaną zwalczania głównej partii opozycyjnej i popierania partii rządzącej. Chociaż PO twierdzi, że reprezentuje wszystkich Polaków, i tych o poglądach lewicowych, i centrowych, i prawicowych, to jednak nową emanacją współtworzonego przez płk. Mazurkiewicza Frontu Jedności Narodu nie jest. Najwyższy czas, żeby żołnierze "Radosława" sobie to uświadomili.
P.S. Uzupełnienie tekstu dodane 2 października
Właśnie pojawiła się infomacja, która potwierdza główną tezę mojego tekstu, że władze Związku Powstańców Warszawskich są politycznie zaangażowane po stronie PO. Prezes Zbigniew Ścibor-Rylski, wiceprezes Edmund Baranowski i sekretarz Zbigniew Galperyn podpisali się pod listem poparcia dla Hanny Gronkiewicz-Waltz, co już nie pozostawia żadnej wątpliwości co do politycznych przyczyn ich gwałtownego protestu przeciwko literze "W" na plakacie PiS.
(http://wpolityce.pl/wydarzenia/63749-wajda-bartos…)
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 2671 widoków
molasy
@ Pies Baskervillów
molasy
@ tumry
molasy
@molasy
@ Polaczek
@ Polaczek
Uzupełnienie mojej notki - Władze ZPW otwarcie popierają HGW
molasy
Zaraza
Pies Baskervillów
tumry
Pies Baskervillów