Grecy w PRL (2)

Przez Godziemba , 16/10/2013 [08:32]
Przeważająca większość dzieci greckich uchodźców zdobyła w czasie pobytu w Polsce wykształcenie ogólne lub zawodowe. W latach 1948-149 do Polski trafiło ponad 3600 dzieci greckich i macedońskich. Q sumie komuniści pod pretekstem uniknięcia represji greccy wywieźli z Grecji ponad 28 tysięcy dzieci. Rząd w Atenach akcje te nazwał „pedomazona” (uprowadzenie dzieci) i oskarżał komunistów o tworzenie korpusu janczarów. W Polsce organizacją ich umieszczenia w uprzednio przygotowanych do tego celu domach zajęło się Ministerstwo Oświaty przy pomocy Polskiego Czerwonego Krzyża, Ligi Kobiet oraz Funduszu Wczasów Pracowniczych, który zabezpieczył pomieszczenia w domach wypoczynkowych FWP w Lądku Zdroju (ponad 1000 osób), Bardzie Śląskim (500 osób) , Dusznikach (ok. 350 osób), Międzygórzu (300 osób), Płakowicach (500 osób) oraz Szczawnie Zdroju (800 dzieci macedońskich). W domach wczasowych uruchomiono placówki opiekuńczo-wychowawcze zwane Państwowymi Ośrodkami Wychowawczymi (POW). Podstawowym celem ośrodków było stworzenie dzieciom „takich warunków życia i atmosfery, w której miałyby doskonałe warunki do wszechstronnego rozwoju zdrowotnego i umysłowego, atmosferę, która gwarantowałaby takie warunki wychowawczo-ideologiczne, poprzez które mogłyby się rozwijać, krystalizować i utwierdzać ideały, o które walczyli ich najbliżsi”. W związku z kontrowersyjnymi okolicznościami wywiezienia dzieci z Grecji istnienie tych ośrodków stanowiło tajemnicę państwową, a wszyscy ich pracownicy musieli zobowiązać się do zachowania ścisłej tajemnicy o narodowości i liczbie wychowanków. Dzieci przywiezione do ośrodków wychowawczych były zaniedbane, niedożywione i ubrane nieodpowiednio do klimatu, wiele z nich chorowało na gruźlicę oraz choroby skórne. Najpierw należało więc je doprowadzić do należytego stanu zdrowotnego i higienicznego. Dzieci były nieufne, bały się życia w nowych warunkach, odnosiły się też z dużą rezerwą do polskiego personelu. Zdecydowana większość dzieci pochodziła z biednych, górzystych rejonów północnej Grecji, zacofanych pod względem oświaty. Nic więc dziwnego, iż większość dzieci była niepiśmienna. Po okresie adaptacyjnym, na życzenie Komunistycznej Partii Grecji (KPG), na początku 1950 roku wszystkie greckie dzieci zostały stopniowo przeniesione do jednego POW w Zgorzelcu, gdzie starsze umieszczono w 5 blokach pokoszarowych, w dzielnicy zwanej „Ujazd”, a młodsze w „białych koszarach” w ośrodku im. Zachariadisa oraz w „czerwonych koszarach” przy ul. Langiewicza. W Zgorzelcu zorganizowano szkoły: podstawową, zawodową i liceum pedagogiczne. POW w Zgorzelcu rozporządzał również własnym szpitalem z ambulatorium, apteką, sanatorium, przedszkolem, żłobkiem, kuchnią, stołówką, piekarnią i masarnią. Komuniści greccy dużą wagę przywiązywali do indoktrynacji ideologicznej dzieci, stąd ponad 80% dzieci greckich w Zgorzelcu należało do komunistycznej organizacji młodzieżowej EPON. „Cała młodzież od lat 15 należy do młodzieżowej organizacji EPON. – napisano w raporcie dla KC PZPR – Kierownictwo Eponu zajmuje się politycznym wychowaniem młodzieży. Wychowawcy i nauczyciele greccy nie są specjalistami w zakresie wychowania. Są to po prostu najlepsi partyzanci, którzy posiadają całkowite zaufanie do KPG. Ich system wychowania jest ostry, bezwzględny (….) całkowity brak zrozumienia potrzeb dzieci i młodzieży. Dzieci są przemęczone, przeładowane programem politycznym, zebraniami, które odbywają się niekiedy do 11-12 w nocy”. Taki wojskowy dryl źle wpływał na dzieci i niweczył wysiłki polskich wychowawców, starających się oszczędzać im stresu, nerwów i przykrych wspomnień wojennych. „Nie najważniejsza w szkole była nauka – wspominał jeden z greckich chłopców – znacznie ważniejsze okazywało się upolitycznienie. W wychowaniu dominowała karność i dyscyplina, (…) w domu dziecka traktowano nas jak rekrutów w wojsku. Zrywano o świcie i ćwiczono w krótkich spodenkach. Po obiedzie trwały apele, wieczorem musztra i tak na okrągło, byleby nie przychodziły jakieś głupoty do głowy”. W takich warunkach dalsze istnienie POW w Zgorzelcu stało się niemożliwe – w sierpniu 1951 roku nastąpiła jego likwidacja. Dzieci greckie wysłano na kolonie do różnych miejscowości wczasowych. W tym czasie przygotowano nowe miejsce pobytu, w Policach, koło Szczecina, gdzie znajdowało się wiele niezamieszkałych budynków w b. osiedlu robotniczym niemieckiej fabryki benzyny syntetycznej. Ogółem obszar nowostworzonego ośrodka obejmował około 130 ha z ponad stoma budynkami mieszkalnymi. Ośrodek otoczony był wysokim murem, a jego istnienie otoczone było tajemnicą, tak aby nie można było zarzucić władzom w Warszawie wspieranie komunistów greckich. Pierwsze greckie dziecin przybyły do Polic we wrześniu 1951 roku. Ponieważ ośrodek nie był jeszcze gotowy na przyjęcie wszystkich dzieci z Zgorzelca, część z nich rozmieszczono w 10 innych miejscowościach do czasu zakończenia organizacji ośrodka w Policach. Ośrodek w Policach był miejscem elitarnym jak na ówczesne czasy. Dzieciom stworzono naprawdę bardzo dobre warunki bytowe, które zdecydowanie odbiegały na plus od poziomu życia społeczeństwa polskiego, co stało się powodem narastającej krytyki ze strony ludności polskiej. Obrazuje to sytuacja, opisywana przez polskiego wychowawcę: „Gdy pociąg stawał na stacji Police, słychać było głośny komentarz: - Kanada wysiadać!. Ta złośliwość wynikała stąd, że okoliczna ludność żyła bardzo ubogo, a Państwowy Ośrodek Wychowawczy dotowany centralnie, bogato”. Także polskim wychowawcom i nauczycielom, zatrudnionym w POW Police stworzono bardzo dobre warunki - otrzymali darmowe mieszkania, wyżywienie oraz wysokie pensje. Po przykrych doświadczeniach ze Zgorzelca ograniczono liczbę wychowawców greckich, zatrzymując jedynie tych, którzy posiadali wykształcenie pedagogiczne, nie było już wojskowego drylu, musztry, wieczornych apeli, które miały na celu indoktrynację polityczną. Nadal jednak dzieci wychowane były w nienawiści do Grecji królewskiej i uczone były braku tolerancji dla innych, niż komunistyczne, poglądów. W Policach postawiono na rzetelną edukację i przygotowanie greckich dzieci do zawodu. Zorganizowano cztery szkoły podstawowe, które wyposażono w porządny sprzęt i pomoce naukowe. Znakomicie działała pracownia praktyczno-techniczna, a wychowankowie szkoły wielokrotnie byli nagradzani na wystawach twórczości technicznej. Zbudowano szereg boisk do siatkówki, koszykówki oraz basen. W miarę przedłużanie się pobytu dzieci greckich i macedońskich w Polsce zaprzestano ich izolacji od polskich rówieśników. O ile w latach 1951-1958 w Ośrodku i szkołach przybywały tylko dzieci uchodźców, to w latach następnych dopuszczono także dzieci polskie. Gdy Grecja oskarżyła w ONZ władze PRL o tolerowanie porywania dzieci, przedstawiciel rządu warszawskiego uznał, iż sprawa nie mu znana, jednocześnie obłudnie wskazał, iż „jeżeli dzieci greckie są w Polsce to chętnie je wypuścimy, ale tylko wówczas, jeżeli zmieni się sytuacja polityczna w Grecji i będzie pewność, że ich rodzice lub krewni żyją w Grecji”. Od 1957 roku nastąpiło zdecydowane zmniejszenie liczby dzieci greckich i macedońskich w Ośrodku, co spowodowane było odpływem absolwentów do szkół średnich i zawodowych, przede wszystkich w Szczecinie oraz oddawaniem dzieci rodzicom, którzy mogli samodzielnie opiekować się swymi dziećmi. W celu kontynuowania opieki nad młodzieżą grecką i macedońską, która kontynuowała edukację w szkołach średnich, utworzono w 1952 roku Państwowy Ośrodek Wychowawczy w Szczecinie, a w Ministerstwie Oświaty utworzono specjalny Samodzielny Referat do Spraw Opieki nad Dziećmi Zagranicznymi. Z około 3600 dzieci greckich i macedońskich, 700 wyjechało z Polski, 200 przeszło pod opiekę rodziców, 800 ukończyło szkoły zawodowe i usamodzielniło się, a 1500 ukończyło szkoły średnie. Z tej ostatniej grupy 600 ukończyło studia wyższe, a 20 uzyskało stopień doktorski. Ewdoksia Papuci w 1995 roku obroniła rozprawę habilitacyjną „Nea Pafos. Studia nad ceramiką hellenistyczną w polskich wykopaliskach 1965-1995, a w 2002 otrzymała tytuł profesora nadzwyczajnego. Do 1958 roku młodzież grecka i macedońska mogła wstępować na wyższe uczelnie bez egzaminów wstępnych, później im podlegała, przy czym ocena dostateczna z egzaminów uważana była za wystarczającą do przyjęcia na studia. W kwietniu 1962 roku dyrekcja POW w Policach wystąpiła z propozycją likwidacji ośrodka i powołania na jego czterech samodzielnych państwowych domów dziecka. POW w Potulicach odegrał bardzo ważną rolę w całym okresie przebywania dzieci greckich i macedońskich w Polsce. Stworzono im bardzo warunki, w których mogły spokojnie i radośnie spędzić dzieciństwo, rozwijać się w oddaleniu od ojczystego kraju. Wybrana literatura: D. Mirecka - Uchodźcy greccy w Polsce po 1948 roku M. Wojecki – Uchodźcy polityczni z Grecji w Polsce 1948-1975 F. Biskulas – Z Grecji do Polski. Wspomnienia W. Brzeziński – Byłem Grekiem. Wspomnienia wychowawcy dzieci greckich i macedońskich. Police 1953-1963 T. Pilitsidis – Bezsenne oko Sprawozdanie gen. Komara „Polityka” 3.11.1990
Domyślny avatar

potwierdzam ten fakt... i pamiętam ,że jako małe dziecko bardzo współczułam TYM Dzieciom... Jak moja Babcia dowiedziała się o Nich, nie wiem,ale pamiętam jak organizowała inne starsze panie,by mogły wystąpić o adopcję Dzieciaków...Niestety ..akcja się nie udała...Jak dowiedziała się Babcia o Tych Dzieciach,też nie pamiętam...ale chyba z Wolnego Radia,albo od zaprzyjażnionych Kapłanów serdecznie pozdrawiam :)
Pies Baskervillów

Znałem wiele dzieci, z tej emigracji,wychowywałem się między nimi.. Ci których znałem,zostali znanymi muzykami,nie zostało w nich, nic z komunizmu,poza miłością do Grecji,za co ich szanuję.
Domyślny avatar

Zmrogg

12 years 1 month temu

Ciekawym epizodem tego importu greckiego komunizmu do pryla jest dosc rozgaleziona rodzina Pantopulosow, ktora po niejakich przejsciach zainstalowala sie ostatecznie w Krakowie. Kilku z nich zostalo architektami a najmlodszy z obecnych potomkow tego rodu, Aleksander, przez ludzi mu niezyczliwych zwany Bulgarem, w swoim czasie barmanowal w knajpie "U swietego" przy ulicy Sw Tomasza, w miejscu jej wylotu na Plac Szczepanski, jednoczesnie bedac tego przybytku wspolwlascicielem z niejakim Tomaszem Grosse, ktorego to z kolei Tomasza nie nalezy jednak wiazac z nikim szczegolnym o podobnym lub podobnie brzmiacym nazwisku - jest to albowiem tylko zbieznosc przypadkowa. Ow Aleksander, Alexandros Dimitris Panthopoulous, o maly figiel nie poslubil niejakiej Julii Klary Grosse, przyrodniej siostry rzeczonego Tomasza, a tym samym potomkimi rownie rozgalezionego choc znacznie bardziej od niejednego Greka zasiedzianego rodu lokalnych ewangelikow z okolic zboru Sw Marcina przy ulicy Grodzkiej. Do zmieszkania sie krwi Hellady z krwia hugenotow jednak nie doszlo, poniewaz w zawierusze transformatorowania ustroju na ojca swej skadinad urodziwej coreczki Julia Klara wybrala nosiciela zupelnie innego nazwiska - mianowicie brzmialo ono Blaszczak. Komus mogloby sie to wydac mezaliansem, ale po drugie: milosc jest slepa, a po pierwsze: moglo przeciez byc duzo gorzej. W tamtych czasach Bulgar byl jeszcze studentem i w tym charakterze pojawial sie na Polibudzie, nie na tym jednak wydziale na ktorym by go chetnie widziala rodowa tradycja, ale na ladowce. Tego tez nie nalezy jednak uwazac za degradacje - przeciwnie nawet, albowiem architekci to wszak tylko ludzie zmagajacy sie z kaprysami inwestorow, tempota budowlancow, pazernoscia deweloperow i z bzdurnymi przepisami produkowanymi przez przeplaconych i nikomu do niczego niepotrzebnych gryzipiorow. Inzynierowie natomiast maja do czynienia z grawitacja, silami, wytrzymalosciami - z fizyka po prostu czyli z sama zasada dzialania wszechswiata, a wiec w codziennej grze o byt maja przeciw sobie nie jakis pokurczow tylko samego Pana Boga. W dodatku, dosc czesto pozwala On im wygrywac. Legenda glosi, ze w roku, w ktorym Bulgar rozpoczal byl nauke, wsrod jego rowiesnikow bylo tylko dwoch studentow nie pochodzacych z Sanoka - tym drugim okazal sie podobno jakis murzyn...