Dlaczego walka pułkownika Ryszarda Kuklińskiego przeciwko Układowi Warszawskiemu bywa wciąż jeszcze oceniana w kategoriach wierności Polsce lub zdrady? – zastanawia się Anna Zechenter w artykule pt. „Kukliński i Mitrochin – za niewidzialną granicą” („Nasz Dziennik” z 18-19 lutego 2012 r.). Autorka przybliża mało znaną przeciętnemu polskiemu czytelnikowi postać Wasilija Mitrochina, archiwisty KGB, zestawiając paralelnie jego losy i dokonania z życiem i osiągnięciami pułkownika Ryszarda Kuklińskiego.
Polski pułkownik miał w Związku Sowieckim swego, rzec można, ideowego krewniaka, Wasilija Mitrochina. Nigdy się nie spotkali, ale obaj kopiowali tajne akta sowieckie, by przekazać je Zachodowi. Oficer Ludowego Wojska Polskiego w komunistycznej Warszawie i archiwista KGB w Moskwie na Łubiance ryzykowali życiem całymi latami (…) Toczyli prywatną wojnę przeciwko systemowi sowieckiemu – dwaj ludzie z różnych światów stanęli wobec tego samego wroga. Zmarli osiem lat temu – Wasilij Mitrochin w styczniu 2004 roku, a Ryszard Kukliński w lutym. Obaj położyli na szali życie i obaj swoje wielkie bitwy wygrali. I na tym kończy się ich swego rodzaju pokrewieństwo z wyboru. Bo o Ryszardzie Kuklińskim wypisywano po śmierci, że był „zdrajcą”. Mówili tak Wałęsa, Urban, Michnik; poniewierali jego pamięć ludzie niegodni noszenia munduru polskiego oficera – jak Jaruzelski i Kiszczak. Tymczasem „Archiwum Mitrochina”, opracowane i opublikowane, uznawane jest za poważne źródło do historii bolszewizmu na świecie, a człowieka który je wywiózł z Rosji, wspomina się w Polsce z szacunkiem. Czy oszczercom Kuklińskiego przyszłoby do głowy zarzucić „zdradę” Mitrochinowi? Zdradę czego i kogo? Komunizmu i jego funkcjonariuszy? Nikt - poza ludźmi sowieckiego systemu w Rosji – nie ma wątpliwości, że działanie Mitrochina było aktem heroizmu. Machina KGB zmiażdżyłaby go, gdyby dostał się w jej tryby. Kukliński fotografował potajemnie w pracy tysiące dokumentów i wysyłał kopie różnymi drogami przygotowanymi przez Amerykanów. (…) Ujawnienie przez pułkownika planów agresji otworzyło oczy Amerykanom. Dowiedzieli się o zamiarze użycia przez Moskwę broni nuklearnej, dostali dane techniczne najnowszych sowieckich broni, poznali rozmieszczenie jednostek przeciwlotniczych ZSRS na terytorium PRL i NRD oraz metody ochrony sowieckich obiektów wojskowych nad satelitami szpiegowskimi, plany wprowadzenia stanu wojennego, a także rozmieszczenie baz broni jądrowej na terytorium PRL. W tym samym czasie, gdy Kukliński skontaktował się z Amerykanami, wywiad zagraniczny KGB przeniósł się z gmachu na Łubiance do budynków na przedmieściach Moskwy. Wasilijowi Mitrochinowi, starszemu od Polaka o osiem lat, przekazano nadzór nad przeprowadzką archiwum – miał pod swoją pieczą około trzystu tysięcy teczek. Przez dwanaście lat przeglądał każdą teczkę, sporządzając jej kopię w nadziei, że kiedyś przekaże na Zachód świadectwa zbrodniczych działań ZSRS na całym świecie. (…) Mitrochin wybrał dla swoich celów metodę najprostszą – przez pierwsze tygodnie porządkowania materiałów uczył się ich treści na pamięć. Wieczorami po powrocie do domu spisywał wszystko na papierze. Okazało się jednak niebawem, że w tym tempie nigdy nie urzeczywistni swojego planu. Zaczął więc w pracy spisywać maczkiem informacje na małych karteczkach. Potem starannie upychał je na spodzie butów i tak wynosił z Łubianki. Wieczorami układał pracowicie notatki pod materacem, a w soboty zabierał je na swoją daczę, ponad trzydzieści kilometrów od Moskwy. Tam przepisywał wszystko na maszynie. Nie nadążał z pracą przed końcem weekendu, chował więc część rękopisów w kufrach i bańkach na mleko, po czym zakopywał je w ziemi pod podłogą. To dzięki niemu świat dowiedział się o rozmiarach sowieckiego szpiegostwa, o operacjach w Europie i USA, o moskiewskiej proweniencji partii komunistycznych na Zachodzie, poznał sowieckie cele tzw. polityki odprężenia i zasady dywersji ideologicznej w zachodnich środowiskach liberalnych. Kiedy Gorbaczow ogłosił w 1985 roku politykę „głasnosti”, Mitrochin (…) postanowił nawiązać kontakt z ambasadą zachodniego kraju w jakimś niepodległym już państwie bałtyckim. Wybrał Estonię. Kukliński bał się sowieckiej zemsty – i ta go dosięgła w styczniu 1994 roku, kiedy młodszy syn Bogdan zaginął z pokładu jachtu u wybrzeży Florydy podczas wyprawy płetwonurków. (…) Ciała Bogdana nie odnaleziono nigdy. Pół roku później starszy syn Kuklińskich, Waldemar, zmarł przejechany przez samochód. Kierowca uciekł z miejsca wypadku, a porzucone auto zostało dokładnie oczyszczone z linii papilarnych. Amerykanie twierdzą, że była jedna próba zabicia samego pułkownika i dwie próby uprowadzenia go z USA w latach 1982-1984. W marcu 1992 roku (…) Wasilij Mitrochin zapakował na drogę chleb z kiełbasą, ubrał się w znoszoną kufajkę, by upodobnić się do rosyjskiego mużyka i wyruszył pociągiem do stolicy Estonii, Tallina. Na samym dnie walizki spoczywały wybrane notatki z jego archiwum.(…) Miał szczęście, bo urzędniczka [ambasady Wielkiej Brytanii] zorientowała się natychmiast, jaką wagę mają dokumenty. Za drugim razem przewiózł przez granicę rosyjską (…) dwa tysiące stron przepisanych na maszynie. (…) Potem już tylko czekał na plan potajemnego wywiezienia go z Rosji wraz z rodziną. W Londynie znalazł się we wrześniu 1992 roku (…) Kiedy zmarł, w rosyjskich środowiskach demokratycznych rozeszły się pogłoski, że jednak w końcu dopadli go ludzie Kremla, który swoich wrogów ściga wszędzie – niezależnie od tego, czy Moskwa jest stolicą Związku Sowieckiego czy Federacji Rosyjskiej.
Dwa życiorysy – tak różne, jak różne było otoczenie, w którym przyszło im działać, a zarazem tak podobne, jak samotność i cel, który sobie postawili: zachwianie sowieckim systemem totalitarnym – największą potęgą ówczesnego świata.
Joanna
Pani Joanno
mesko
Jakub Wołyński & mesko!
Joanna: to zupełnie INNY Suworow!