"Tego nie wolno gasić, to się musi spalić!"

Przez Joanna , 27/11/2011 [16:50]

Tego nie wolno gasić, to się musi spalić! - takie okrzyki wznosili bydgoszczanie 18 listopada 1956 roku, gdy palili zagłuszarkę uniemożliwiającą odbiór Radia Wolna Europa i innych zachodnich rozgłośni radiowych.  Kilka dni później, w obawie przed rozprzestrzenieniem się tego typu działań, ówczesne władze wyłączyły inne zagłuszarki działające na terenie Polski.

   W 55. rocznicę tego wydarzenia na bydgoskim Wzgórzu Dąbrowskiego odbył się happening  przygotowany przez „Solidarnych 2010” przy współpracy Bydgoskiego Klubu Gazety Polskiej i Towarzystwa Inicjatyw Kulturalnych.

 - Mieliśmy wówczas czternaście, szesnaście, niektórzy trochę więcej lat – wspominali uczestnicy wydarzeń sprzed 55 lat -  Tłum, podpalając maszt, niszczył to, co blokowało mu dostęp do prawdy.  Kiedy przyjechała straż pożarna, zablokował jej dojazd, wołając : - Tego nie wolno gasić, to się musi spalić! Wielu z nas poniosło surowe kary za ten czyn.

   W miejscu, gdzie stał maszt zagłuszarki, organizatorzy happeningu zainstalowali białą kukłę, od której  w różnych kierunkach poprowadzono plastikowe węże. Uczestnicy  zostali poproszeni o podjęcie próby porozumienia się ze sobą za pomocą przechodzących przez manekin węży. Wreszcie zgromadzeni złożyli w miejscu, gdzie kiedyś stał maszt, wszystko to, co w ich odczuciu dzisiaj tłumi  wolność i blokuje dostęp do prawdy. Przed kukłą złożono więc liczne egzemplarze „Gazety Wyborczej” i „Gazety Pomorskiej”, kolorowe czasopisma oraz tabliczkę z napisem TVN. W końcu  spalono tę współczesną  zagłuszarkę, a radny Stefan Pastuszewski wezwał obecnych do skutecznej walki z tym wszystkim, co dzisiaj zagłusza naszą wolność. Uczestnicy happeningu wysłuchali też fragmentów homilii Jana Pawła II, w której papież domagał się równouprawnienia dla chrześcijan w życiu publicznym i szacunku dla wspólnej polskiej tradycji: narodowej i religijnej. Przy płonącym ogniu śpiewano również pieśni patriotyczne, m.in. „Rotę”.

   Happening odbył się dzięki współpracy Macieja Różyckiego i Piotra Zaporowicza. Pomocą służyli też Stefan Pastuszewski i Adam Gajewski.

 Link do foto: http://przyspieszony.bloog.pl/gal,41436062,title,GaleriaSZ,index.html       

tumry

tumry

13 years 10 months temu

O takich epizodach trzeba też pamiętać i nagłaśniać. Ponadto tego typu rzeczy łatwo uruchamiają wspomnienia. Oto mój ojciec posiadał radio tej klasy (Telefunken), że mimo zagłuszania, można było bez większych problemów słuchać np. audycji Radia Wolna Europa. W związku z tym stałym słuchaczem programów owej stacji, stał się nasz sąsiad, etatowy pracownik SB. Ojciec traktował to jako swój obowiązek, gdyż uważał, że służenie komunizmowi wynika z braku wykształcenia i poinformowania. Wszyscy tj. moja rodzina i zainteresowany agent trzymaliśmy język na kłódkę, tak że nikt się o niczym prawdopodobnie nie dowiedział. W jakiś czas po zrobieniu matury sąsiad się wyprowadził. Co jakiś czas odwiedzał jednak ojca, twierdząc, że znajomość z nim wiele mu dała. Faktycznie, gdyż poszedł w górę, awansując zdaje się do stopnia majora względnie podpułkownika. Okazało się, że wprawdzie nadzieja ojca na nawrócenie komunisty spełzła na niczym, to jednak w pewnym momencie bardzo pomógł on naszej rodzinie w beznadziejnej sprawie mojego brata, który wdał się w ręczny spór z milicją. Taki jest oto związek jakiejś zagłuszarki radiowej z życiem, które zawsze w ostatecznym rachunku będzie górą.
Joanna

Joanna

13 years 10 months temu

To niesamowite doświadczenie! Spodziewałabym się raczej donosu...
tumry

tumry

13 years 10 months temu

Jak widać w życiu kij ma zawsze dwa końce. Oczywiście audycji, najczęściej RWE, słuchano bardzo cicho, a na stole rozstawiona była dla niepoznaki szachownica. Wcześniej ojciec nauczył SB-ka tej królewskiej gry. Mówił nawet, że robi on systematyczne postępy, choć raczej nie grano dużo, a bardziej słuchano radia. Rzecz charakterystyczna, że właściwie nigdy nie dyskutowano o tym co usłyszano. Ostatnią wizytę SB-ek złożył w 1987 roku darowując mamie wędzonego, sporego łososia. Okazało się, że zabezpieczał operacyjnie III pielgrzymkę Jana Pawła II i przywiózł z wybrzeża, jak mówił, dużo rybiego dobra. W tamtych warunkach były to rarytasy.