Tusk poprosił Obamę o cenzurkę

Przez filozof grecki , 17/09/2009 [21:32]

Jesteśmy świadkami ukrytego (niezbyt skrupulatnie) rozpadu polskiej państwowości. Premier Polski jest osobnikiem całkowicie niezdolnym do pracy na tym stanowisku. Jednocześnie największe media twierdzą, że nic złego się nie dzieje. Na konferencjach prasowych i w wywiadach żaden dziennikarz nie wychyla się, by zadać któremuś z polityków jakiekolwiek kłopotliwe pytanie. Społeczeństwo zdaje się nie rozumieć sytuacji lub udawać, że nie widzi rozpadu.

Mam na myśli nie tylko dziecinne podchody, które uprawia Tusk przeciwko legalnemu prezydentowi Polski tylko po to, by z kretyńską miną przyjąć złoty medal od sportowców i wręczyć im ordery z pominięciem protokołu (następnym razem kancelaria premiera zorganizuje wręczenie orderów na grillu przy piwku).

Tutaj chodzi mi o coś innego. Mimo ewidentnego ochłodzenia stosunków Polska-USA (najpierw z winy Polski w efekcie objęcia władzy przez PO, potem z winy USA w efekcie objęcia władzy przez Obamę) istniały przesłanki, by cokolwiek z tych dobrych relacji ratować. Taka polityka leżałaby w żywotnym interesie Polski. Należało szukać pól współpracy realistycznie, elastycznie i bez obrażania się. Taką szansę stworzył Obama dzwoniąc osobiście do Tuska. W dyplomacji takie półoficjalne rozmowy tworzą atmosferę bliskich przyjaznych stosunków. Jest jasne, że sytuacja jest asymetryczna i to my powinniśmy się cieszyć ze stworzenia takiej opcji przez USA (nie sam Obama kształtuje przecież politykę). Ale zdaniem Tuska i antypolskich mediów, które u nas nadają, dla Polski największym świętem i szczęściem jest spacer Putina z Tuskiem po sopockim molo, na którym panowie premierzy obgadali, jaka będzie najbardziej optymalna taktyka, by zneutralizować próby zaakcentowania polskich interesów przez niewygodnego prezydenta Polski. Natomiast osobisty telefon prezydenta USA to jest dla Tuska okazja, by zaprezentować światu oficjalny chłód we wzajemnych relacjach przykrywany oficjalnymi formułkami  bez pokrycia o przyjaźni, współpracy i ekskluzywnej pozycji Polski. Zwróćmy uwagę na to przesadnie akcentowanie bardzo oficjalnych określeń "strona polska", "strona amerykańska" w wypowiedziach premiera i ministrów. Tłumacząc przełożenie rozmowy, rząd najpierw bredzi o problemach technicznych, by w końcu przyjąć wersję o tym, że premiera Tuska trzeba było najpierw przygotować do rozmowy - to kim jest ten Tusk? Debilem?

A teraz najlepsze. Na konferencji prasowej po rozmowie, na którą ludzie Tuska łaskawie zapisali natrętnego prezydenta USA, Tusk dzieli się rewelacjami. Najpierw mówi o oficjalnej rezygnacji z obecności amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach, co już wiemy od rana od Czechów, którzy prezydenta USA nie olali. Potem okazuje się, że to co Tuska w tej sytuacji najbardziej interesowało to, cytuję: "Czy Polska popełniła jakieś błędy w samych negocjacjach?" Premier Polski pyta przywódcę innego państwa, czy byliśmy grzeczni! To jest jakiś koszmar i dowód na to, że Polska jest w rękach groźnych i wrogich naszemu państwu amatorów. Tuskowi chodziło oczywiście o zamknięcie ust krytykom, którzy twierdzą, zresztą słusznie, że to ekipa Tuska spieprzyła udane negocjacje z USA zapoczątkowane przez rząd PiS-u. Po wyrzuceniu z siebie "miażdżącego" dla krytyków z PiS wyznania Obamy, że proces negocjacyjny ekipy Tuska przyczynił się do polepszenia wzajemnej przyjaźni (a co miał Obama powiedzieć???), Tusk przeszedł do "pozostałych" spraw, a mianowicie do bezpieczeństwa Polski. Z pełnym samozadowoleniem przytoczył serię formułek o przyjaźni i współpracy oraz "ekskluzywnej" pozycji Polski a także mgliste zapowiedzi na bliżej nieokreśloną przyszłość. Ekipa Tuska z tragicznie kretyńskim uporem trzyma się też jednej (tak, jednej!!!) wyrzutni rakiet Patriot, której zapowiadana obecność ma być jedynym namacalnym dowodem starań tej ekipy o "bezpieczeństwo" Polski.

Moi drodzy, to jest dramat, ale tak na prawdę trudno mi znaleźć odpowiednie słowa, zwłaszcza w tych dniach, w których wspominamy całe stracone pokolenia, miliony zabitych, z których pewnie wielu do końca trzymało w sercu nadzieję, że kiedyś Polska się odrodzi. Boję się, że to spieprzymy rękami Tuska i całej jego zdradzieckiej ekipy.

filozof grecki

Nie mogę uwierzyć, że to tak łatwo idzie. Jeśli Polacy się nie obudzą i nie dadzą salonowi solidnego kopa, to Polska zostanie ostatecznie rozegrana. Nie można czekać, Tusk lub jakikolwiek inny kandydat salonu na prezydenta powinien zostać w najbliższych wyborach całkowicie odrzucony niezależnie od jazgotu propagandy, który pewnie będzie olbrzymi.