Przyczyna katastrofy prezydenckiego samolotu - moja hipoteza

Przez Kisiel , 28/04/2010 [15:38]

W poprzednim wpisie wskazałem na to, że różnica czasu pomiędzy momentem zerwania linii energetycznej koło smoleńskiego lotniska (8.39,35) i zatrzymania pracy czarnej skrzynki w prezydenckim samolocie (8.41,02) wynosi dokładnie 1 minutę i 27 sekund, natomiast odległość między zerwanym kablem a leżącymi na ziemi szczątkami samolotu to około 500 metrów. Spadający samolot pokonał ten odcinek w kilka sekund (5 do 7 sekund). Pozostało zatem jakieś 80 sekund, które w żaden sposób nie mieszczą się sekwencji zdarzeń, jeśli przyjąć, że to spadający samolot zerwał linię energetyczną. Trzeba zatem szukać innego, bardziej racjonalnego, wyjaśnienia tego czasowego fenomenu. Wszystko staje się jaśniejsze, jeśli uwzględnimy następujące znane już wcześniej fakty:

1. polski samolot zbliżył się do ziemi o przeszło kilometr przez pasem lotniska i był w stosunku do tego pasa o kilkadziesiąt metrów w lewo

2. rosyjscy kontrolerzy lotu twierdzą, że zauważyli fakt zbyt szybkiego podchodzenia samolotu do lądowania i wezwali załogę samolotu do poderwania maszyny, przy czym piloci z niewiadomych powodów przestali odpowiadać

3. trzy dni wcześniej pod smoleńskie lotnisko podprowadzono samobieżne wojskowe radiolatarnie, które naprowadzały samolot z Putinem i prawdopodobnie polski samolot z Tuskiem na płytę lotniska

4. jeśli tak było i polski samolot został skalibrowany do naprowadzenia przez radiolatarnie samobieżne (a moim zdaniem trzeba to sprawdzić), to mógł również 10 kwietnia być przez nie prowadzony (lecz tym razem bez wiedzy polskich pilotów), gdyby oczywiście znajdowały się one w pobliżu

5. rosyjskie służby po katastrofie naprawiały system oświetlenia wzdłuż pasa startowego

Po uwzględnieniu tych faktów i założeniu świadomego działania określonych osób w celu doprowadzenia do katastrofy przyczyna tej tragedii sama się narzuca. Otóż wystarczyło w momencie, kiedy polski samolot przygotowywał się do lądowania, zatrzymać dopływ energii elektrycznej do lotniskowego systemu naprowadzania, czyli zerwać linię energetyczną, a w to miejsce uruchomić na kilkadziesiąt sekund równoległy system samobieżnych radiolatarni mylnie wskazujący położenie pasa startowego i katastrofa gotowa. Można nawet z grubsza wskazać, w którym miejscu te radiolatarnie się wtedy znalazły - pierwsza w odległości jakichś 7 kilometrów, druga dwa kilometry od pasa (czyli druga koło tych pierwszych brzózek ściętych przez samolot i w pobliżu zerwanej linii). Być może pozostały po tych radiolatarniach jakieś ślady, śledczy mogliby to sprawdzić, albo jakiś miejscowy detektyw amator. Sądzę też, że wtedy zrozumiałe staje się dziwne zachowanie pilotów w obliczu wezwania ze strony kontrolerów i systemu ostrzegania przed niebezpiecznym zbliżaniem się do ziemi. Piloci, którzy wcześniej oblatując trzykrotnie lotnisko ustalili namiary ladowania, byli przy podejściu zdezorientowani sprzecznymi wskazaniami aparatury pokładowej i sygnałami fałszywych radiolatarni oraz komend kontrolerów. Podchodząc przy słabej widoczności, zaufali sygnałom radiolatarni, nie wiedzieli jednak, że te kierują samolot w złe miejsce. Kiedy zrozumieli, co się dzieje, było już za późno na skuteczną reakcję.

P.S. Ta hipoteza pozwala również zrozumieć dziwne zachowanie się rosyjskiego samolotu transportowego, który nieskutecznie próbował wylądować przed polskim samolotem.

Czarek Czerwiński

Kisielu - nie wiem, jaki byłby sens podprowadzania tych samobieżnych radiolatarni na przylot Putina/Tuska. Z tego co się orientuję one by niczego nie wniosły w poprawę bezpieczeństwa lądowania. A skoro są stałe radiolatarnie, to po co je wyłączać/dublować? Nie wiemy czy i jakie pomoce nawigacyjne były dodatkowo ściągane dla Putina/Tuska. Skąd wiesz, że to akurat radiolatarnie?
Domyślny avatar

Kisiel

15 years 5 months temu

O tym wiele razy wspominano, nie robiono z tego tajemnicy. Jednocześnie podkreślano, że system ten został usunięty przed przyjazdem Lecha Kaczyńskiego. pozdr.
filozof grecki

Muszę stwierdzić, że powyższe teorie dotyczące przyczyn katastrofy (i wiele innych) są bardzo interesujące i warte rozwijania, choć czasem zastanawiam się, czy to nie było coś prostego. Może jakiś ładunek w newralgicznym miejscu samolotu. A różne tropy mają zamaskować tę główną przyczynę. W każdym razie katastrofa jest niesamowita i tajemnicza, a działania rządu dość dziwne. A konkretne uwagi do wpisu: Widziałem sprzeczne informacje na temat lotu Tuska do Smoleńska 7.04. Od takiej, że był to ten drugi Tu-154 (ale na pewno nie ten sam!) do takiej, że Tusk i inni przylecieli kilkoma Casami, a drugi polski Tu-154 jest w remoncie w Rosji. Natomiast ciekawe rzeczy Tusk powiedział dzisiaj na konferencji. Otóż to lotnisko było używane już wielokrotnie przez oficjalne polskie delegacje do Katynia. Powiedział też, że samolot Putina to Tu-154. Pamiętam, że wcześniej pojawiały się sugestie, że zwinięcie przenośnych urządzeń naprowadzających ze Smoleńska po wizycie Tuska było dla nas bez znaczenia, bo rzekomo były one "kompatybilne" z rosyjskimi samolotami. A tu się okazuje, że to ten sam typ samolotu - Putina i nasz.
Domyślny avatar

Ciekawa sprawa z tym wyjazdem Tuska. do dziś tak naprawdę nie wiemy, czym dokładnie leciał do Katynia. A z samolotem Putina jeszcz ciekawiej. Jest gdzieś w necie ta wypowiedź Tuska? pozdr.
MGlinski

przy próbie lądowania!! To była desperacka próba odzyskania wysokości. Na to potrzeby jest czas! min. 30 sek. aby uzyskać 300-330 km/godz.Inaczej nie widzę skąd by się wzięła energia do sproszkowania samolotu. Krótko. Zablokowany ster wysokości. Zamach.
MGlinski

Piloci dali pełny ciąg. Widocznie ocenili, że da się wyjść w górę. Prędkość wzrosła, a wysokość nie. To fakty. Powinni lądować awaryjnie tam gdzie byli! Być może obyłoby się bez strat. Pozdrawiam.
Bernard

(filmik dostępny), który chodził i pokazywał miejsce katastrofy samolot opadł na jakieś 2,5 metra (ślady ścinanych krzakó), a potem zaczął się wznosić i nabrał wysokości na ponad 4 metry (znowu ślady ścinanych krzaków i małych drzew). Gdyby nie było tam grubych drzew miałby szansę się wznieść. coraz bardziej prawdopodobna wydaje się hipoteza o kolizyjnym kursie z Iłem, próba uniknięcia zderzenia (stąd gwałtowna utrata wysokości) i próbą poderwania go do góry. Ale nie sądzę, by ktoś np. sprawdził czarne skrzynki tego Iła, albo ich rozmowy z wieżą...
filozof grecki

Kisiel - widzę, że konferencja jest na http://polityczni.pl/, ale nie mam siły jeszcze raz oglądać. Ta wypowiedź o samolocie Putina była bliżej końca, zresztą całej nie oglądałem, tylko pod koniec jak były pytania. MGlinski - ster wysokości musiałby być zablokowany przez ściśle określony czas - taki by pilot po odzyskaniu panowania nad maszyną nie mógł już zdążyć jej wyprowadzić. Taka blokada musiałaby być zatem włączona i wyłączona zdalnie (najlepiej przez agenta znającego pilotaż Tu-154, by mógł idealnie dobrać te momenty), co oczywiście jest w pełni wykonalne. Bernard - hipoteza z Iłem jest też ciekawa, być może ten duży samolot wywołał turbulencje, które spowodowały chwilową utratę siły nośnej przez Tu-154, a mgła sprawiła, że nie ma świadków, którzy widzieliby te niebezpieczne manewry z ziemi. To tłumaczyłoby dlaczego nasz pilot nie próbował lądować awaryjnie. Spadając (gwałtownie tracąc wysokość) nie myślał o lądowaniu tylko o odzyskaniu siły nośnej i wzniesieniu się, stąd przyspieszanie. Po kilku sekundach, gdy nastąpiła zmiana sytuacji a samolot znajdował się tuż nad ziemią, było za późno na zmianę decyzji i przejście do procedury lądowania awaryjnego. Bardzo interesujące byłoby poznanie z jakiegoś zapisu prędkości samolotu w momencie zderzenia. Może faktycznie on przyspieszał (zniszczenia potwierdzałyby tę wersję). Co za niesamowita historia...
Domyślny avatar

Kisiel

15 years 5 months temu

że montażysta powiedział, że widział z okna lotniskowego hotelu spadający samolot z odległości gdzieś kilometra, a kamera, którą ponoć zostawił włączoną i wycelowaną na kierunek podejścia samolotu do lądowania, nie zarejestrowała samolotu ani odgłosów katastrofy.
dodam

dodam

15 years 5 months temu

informowano o remoncie samolotu w Rosji przemknęło mi przez myśl możliwość zainstalowania zdalnych urządzeń w taki sposób, aby nie mogły być zauważone. Przyjąłem jednak, że kanały i urządzenia sterownicze oraz wszystkie panele kokpitu muszą być dokładnie sprawdzane. Opinia publiczna powinna dowiedzieć się kto sprawdzał.
Czarek Czerwiński

o czym świadczą zdjęcia drzew Amielina i najprawdopodobniej przyspieszał. Dlatego skutki uderzenia o ziemię są prawdopodobnie o wiele większe niż gdyby piloci próbowali dokończyć lądowanie przed pasem. Hipoteza z iłem wysoce nieprawdopodobna. Nie jest możliwe, aby podczas podchodzenia do lądowania mieli przed nosem inną maszynę i o tym nie wiedzieli.
Domyślny avatar

Kisiel

15 years 5 months temu

Też uważam, że hipotezę z iłem za mało prawdopodobną i zaciemniającą najprostsze przyczyny, o których piszę w głównym wpisie. Bo w przypadek w tej historii nie wierzę.
filozof grecki

Jest już wiele wpisów na temat hipotezy z Ił-76 i uważam, że jest w nich "racjonalne jądro". Najpierw o hipotezach z uszkodzeniem czy oszukaniem urządzeń naprowadzających i wysokościomierzy. Słabością tych hipotez jest konieczność równoległego oszukania wielu systemów. Niezgodności wskazań między sobą oraz wskazań z obserwacją wzrokową (doświadczeni piloci!) mogły doprowadzić do nieprzewidywalnych działań pilotów np. odstąpienia od lądowania. A w tak poważnej i zaawansowanej akcji nie może być miejsca na nieprzewidziane zdarzenia. Dlatego sądzę, że musiała to być bardziej siłowa metoda, jak ładunek wybuchowy, zdalne zablokowanie sterów lub... mamy hipotezę z Ił-76. Hipoteza z Ił-76 tłumaczyłaby początkową dezinformację dotyczącą czasu katastrofy. Zauważmy, że brak dokładnej godziny przez ponad tydzień jest niewytłumaczalny inaczej niż jako celowa dezinformacja. Pierwszą rzeczą po katastrofie było przecież dokładne przesłuchanie kontrolerów i zabezpieczenie zapisów z wieży w tym choćby momentu zniknięcia Tu-154 z radaru. Ił-76 wykonywał nad lotniskiem wcześniejsze podejścia do lądowania (czekał na Tu-154?). Jeśli to Ił-76 spowodował katastrofę, to dlaczego piloci Tu-154 nie widzieli innego samolotu przed nosem? Cóż, chodzi o to, że właśnie zobaczyli, stąd niebezpieczny manewr. Ale może to nie wyglądało tak prosto. Samoloty mają systemy zabezpieczające przed kolizjami, jest to radar ostrzegający przed obiektami przed samolotem. Ił-76 to potężny 4-silnikowy samolot odrzutowy dużo większy i cięższy od Tu-154. Jego manewr mógł polegać na czymś innym. Mógł nadlecieć od tyłu powyżej schodzącego Tu-154. Tu-154 miał zredukowaną prędkość, co ułatwiło Ił-76 wykonanie tego manewru. Istotne jest, że prędkość samolotu podchodzącego do lądowania jest minimalna, czyli bliska przeciągnięcia (łatwo utracić siłę nośną). Pamiętamy, że pierwszym dziwnym zachowaniem Tu-154 jakie znamy jest gwałtowne obniżenie wysokości zamiast normalnego schodzenia. To gwałtowne obniżenie wysokości mogło być spowodowane turbulencją wywołaną przez przelatujący wyżej z dużą szybkością potężny samolot (duża rozpiętość skrzydeł). Turbulencja spowodowałaby utratę siły nośnej i szybkie opadanie. Zwiększenie ciągu silników było naturalną i przewidywalną reakcją pilota Tu-154. Dlatego stopień zniszczeń wskazuje na nietypowo wysoką szybkość, z którą uderzył w ziemię - najwidoczniej był w trakcie przyspieszania, które nastąpiło po odzyskaniu siły nośnej tuż nad ziemią. Ił-76 mógł zaszkodzić Tu-154 jeszcze w inny sposób, choć ten wydaje mi się trochę mniej prawdopodobny ze względu na trudność takiego manewru. Mógł mianowicie nadlatując z góry umiejscowić się przed samolotem prezydenckim i spowodować, że silniki Tu-154 znalazłyby się w strumieniu gazów wylotowych z Iła, co spowodowałoby ich unieruchomienie. W takim przypadku jednak piloci Tu-154 nie zmniejszyliby przecież gwałtownie wysokości tylko staraliby się uruchomić silniki opadając lotem szybowcowym, a w dalszym kroku przeszliby do procedury lądowania awaryjnego.
filozof grecki

Oczyma wyobraźni widzę jak nasz Tu-154 w polskich barwach z prezydentem na pokładzie najpierw zaczyna spadać, potem przelatując kilkanaście metrów nad smoleńskimi przedmieściami nad drogą, zahaczając o drzewa dramatycznie próbuje nabrać wysokości, silniki pracują na najwyższych obrotach. Co czuli w tym czasie pasażerowie, możemy tylko domyślać się. Groza ogarnia człowieka. Wreszcie potworny trzask odrywanego skrzydła, świat staje im na głowie, jeszcze sekunda i koniec. Takich scen nie pamiętam nawet z hollywoodzkich filmów.
Domyślny avatar

Jazzek

15 years 5 months temu

Twój punkt 4. to nie jest fakt, tylko część rozumowania. Dla mnie, jak do tej pory, najbardziej przekonującą hipotezą jest chwilowe zacięcie lotek. Już o tym mówili specjaliści, ale pokrótce przypomnę (swoimi słowami, więc być może bez wystarczającej precyzji). Takie zacięcie podczas skrętu może doprowadzić do tego, że samolot zacznie lecieć bokiem do swojej osi, co skutkuje zmniejszeniem siły nośnej. Wyjaśniałoby to nagłą stratę wysokości. Ponadto jako niezgodne z prawami fizyki (prawo zachowania pędu i momentu pędu :) należałoby wykluczyć twierdzenia o bardzo znaczącym skręcie samolotu po uderzeniu w drzewo (obalenie drzewa wymaga siły ok. 10 kN, ten samolot powinien "poczuć" dopiero opory kilkadziesiąt razy większe).