Ostatni list z Kozielska...

Przez Joanna , 16/09/2011 [19:35]

   Wydana w 1994 r. w Lublinie książka pt. „Przywołanie z mroku”, nieznana szerszemu kręgowi czytelników, stanowi zbiór listów nauczycielki Marii Cimek pisanych do narzeczonego, a później męża, oficera Adama Cimka. Listy te są świadectwem wielkiej miłości, jaka ich łączyła. Miłości sięgającej dalej niż po grób …

   Ani Ona, ani Jej Narzeczony nie wyróżniali się czymś szczególnym. W tym właśnie wyraża się inność tej lektury. Pani Maria – magister filologii polskiej, nauczycielka. On, Adam Cimek – oficer Wojska Polskiego pochodzący z rodziny chłopskiej, miał za sobą lubelskie Gimnazjum im. St. Staszica oraz trzy lata Politechniki Gdańskiej. Bieda nie pozwoliła Mu ukończyć tej uczelni, ani też Wydziału Prawa KUL. Wstąpił w szeregi Związku Strzeleckiego w Chełmie Lubelskim, gdzie został powiatowym komendantem. W roku 1935 ukończył kurs dla oficerów przysposobienia wojskowego Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego w Warszawie w stopniu podporucznika. W roku następnym awansował do stopnia porucznika. Porucznik Adam Cimek służył w Chełmie i Włodzimierzu Wołyńskim, gdzie zastała Go wojna. Z lat ją poprzedzających zachowała się korespondencja Marii Cimkowej z Gajewskich i Jej Męża – oficera, który aresztowany przez armię sowiecką, podobnie jak wielu innych polskich oficerów, trafił do obozu jenieckiego w Kozielsku, a następnie zginął bestialsko zamordowany w Katyniu. – czytamy w nocie „Od wydawcy”.

 

   Ostatni list Adama Cimka do rodziny i żony, pisany z obozu jenieckiego w Kozielsku, nosi datę 25 listopada 1939 roku:

                                                                                      

Kozielsk, 25 listopada 1939 r.

       Najdrożsi Moi!

   Jestem w Rosji Sowieckiej. Ranny nie byłem, nie chorowałem – zdrowie mi dopisuje. Nie wiem, gdzie jest Marysia. Miała jechać do Was albo do Zamościa, do matki. Chodzi mi o to, by swój zamiar wykonała koniecznie bez względu na przeszkody. Napiszcie i poszukajcie Marysi (…) Postarajcie się, by nie cierpiała głodu do czasu mojego powrotu, termin nie jest jeszcze określony. Dajcie mi znać o sobie i o Marysi. Na mój list odpisujcie raz. Do Was będę pisał rzadko. Bądźcie zdrowi i czekajcie na mnie.

                                      

                                                                                                 Adam

   Adres do mnie

C.C.C.P.

Gorod Kozielsk

  Smoleńskoj obłasti

  pocztowyj jaszczik No 12

 Adam Matwiejewicz Cimek

 

Kozielsk, 25.XI.39.

      Marysiu Moja!

   Zdrowie i spokój ducha są najważniejsze, a ja je posiadam. Były chwile ciężkie, tęsknotę też trzeba zwalczać. Dbaj o swoje zdrowie i ufaj, a wszystko dobrze się skończy – kwestia tylko czasu, którego nie można określić na razie. Napisz mi o sobie możliwie zaraz i krótko. Co się z mamą dzieje. Ja wracam na Wólkę.

   Czytam „chłopów” lato – Przy okazji składam Ci życzenia imieninowe i świąteczne. Ty wiesz, że chciałbym być z Wami.

   Całuję Cię

                                                                                  

                                                                                               Ady

   Wiem, że macie krucho z żywnością, zwróć się więc na Wólkę i jakoś przebidujecie.

   Kilkadziesiąt lat później w „Zakończeniu” książki pt. „Przywołanie z mroku” Maria Cimek napisała:

(…) W zbrodni katyńskiej jest krzywda narodowa zbiorowa, bo wywodzący się z rezerwy i zawodowi oficerowie stanowili elitę intelektualną Polski. (…) Najbardziej jednak odczuwana jest krzywda osobista. Mój żal jest  stokrotnie większy niż innych kobiet, poszkodowanych przez ten sam mord, bo przedtem zaznały daru macierzyństwa. Zostałam odarta z możliwości bycia matką z mężczyzną,, którego wybrałam. Nie mam dziecka, wnuków i  prawnuków. Bez Adama nie mogłam rozwinąć się jako kobieta, nie było mi dane przeżyć swych lat z Nim, ofiarować się wciąż od nowa w dojrzałości mego ciała i radości z niego. Mój umysł, moja wola i siła rozwijały się inaczej. Przy takim wspaniałym człowieku i Mężu, jakim był Adam, moja osobowość ukształtowałaby się pełniej, mój rozwój wewnętrzny przybrałby inną wartość. Nie straciłby siły przebicia.Nie umiem wybaczyć mojej ponad pięćdziesięcioletniej samotności,osobnej starości, ani też półwiecznego milczenia urzędowo nakazanego w ojczystym Kraju. Moje i innych cierpienia i tamte okrutne śmierci były w ten sposób pohańbione, poniżone, a nawet opluwane. Doczesne szczątki Adama razem ze szczątkami braci w męczeństwie będą leżeć w tak nieludzkiej, obcej ziemi, której ani jeden syn nie rzucił broni i nie zawołał: nie mogę mordować bezbronnych…

   Nie słyszałam o tym, żeby znalazł się choć Jeden sprawiedliwy.(…)

Nie było Adamowi dane zrealizować się do końca, a z  powodu wojny, z przyczyny Jego bezwolnego zniknięcia z mojego życia, ja sama pozostałam niepełna, a więc jakby kaleka. Niech nasz los pozostanie przestrogą dla tych, którzy tak lekce sobie ważą spokój narodów i życie jednostki. Każda z tych drobinek ludzkich mogła przynieść światu coś ważkiego, być może nawet niepowtarzalnego, ona lub jej potomstwo. Zwykli ludzie, tacy jak my oboje, potrafili udzielić sobie tak wiele dobra, szczęścia i radości. Ileż chcieli i mogli przelać tych bogactw na innych, mimo braku materialnych zasobów? Jakże wielki byłby naród, który by się tak kochał? Jaka może stać się ludzkość, jeżeli przyjęłaby tak pojętą powszechną ideę miłości?! (…) Nie byliśmy w stanie – jak miliony ludzi na świecie – siły naszej miłości przeciwstawić mocy zła. Zło gotuje zawsze, choćby czasową, zagładę dobra, ponieważ nie potrafi znieść jego wielkości, nawet tej mającej siedlisko w pojedynczym człowieku.

 

   Panie! Przebacz oprawcom, albowiem nie wiedzieli, co czynili!

 

***

   W eseju pt. „Film Andrzeja Wajdy Katyń. Między fikcją a kiczem” prof. dr hab. Jacek Trznadel napisał: Na większą skalę tę komedię przebaczenia grał u nas kiedyś ks. Peszkowski. Bo wobec tych , co dokonali zbrodni, nie widzę sensu przebaczania. To jakiś obłędny mistycyzm czy odwrócony nacjonalizm.

   Przywołałam te dwie wypowiedzi – skromnej nauczycielki i profesora uniwersyteckiego z dorobkiem naukowym – by pokazać, że miarą wielkości człowieka nie są tytuły naukowe… Jestem w stanie zrozumieć, iż prof. Trznadel nie potrafi przebaczyć Rosjanom zbrodni katyńskiej, ale nie rozumiem, dlaczego odmawia tego prawa innym?! Dlaczego dezawuuje działalność publiczną śp. ks. Peszkowskiego, który przecież brał udział w pracach ekshumacyjnych na Wschodzie, więc chyba – jak nikt inny – miał moralne prawo do głoszenia ewangelicznego orędzia przebaczenia? Przebaczyć to nie to samo, co zapomnieć! Tego prof. Trznadel zdaje się nie rozumieć… Maria Cimek nie zapomniała!!! Akt przebaczenia jest swoistym katharsis przede wszystkim dla osoby skrzywdzonej…  Maria Cimek nie tylko to rozumiała, ale – jak wynika z lektury jej książki – również tego doświadczyła.