Statystyki biją na alarm: Grecja wymiera!

Przez Joanna , 22/07/2011 [12:49]

 

   W lipcu Grecja wita turystów 50-stopniowym upałem, czego w Igoumenitsie, po opuszczeniu promu, jeszcze się nie odczuwa. Dopiero na drodze do Kalambaki, prowadzącej przez masyw gór Pindos, upał daje się we znaki. Jedziemy zobaczyć Święte Meteory - prawosławne klasztory zbudowane na skalistych szczytach. To państwo mnichów na skałach, liczące sobie już 600 lat, jest najważniejszym po Świętej Górze Athos, prawosławnym centrum monastycyzmu w Grecji. Zostało ono uznane przez UNESCO za chroniony pomnik ludzkości.

   W nocy podświetlone Meteory, oglądane z centrum Kalambaki, prezentują się szczególnie pięknie. Gdy wczesnym rankiem następnego dnia opuszczamy hotel w Kalambace, przecieram oczy ze zdumienia. Po przeciwnej stronie uliczki, na ścianie jednego z domów widnieje szyld z żółtym sierpem i młotem na czerwonym tle. To niechybnie zwiastun siedziby greckiej partii komunistycznej!

   Gołym okiem nie widać, co 10-milionowej Grecji przyniosło przystąpienie do Unii Europejskiej, Grecy bowiem mają status robotników Europy. Dziś w tym kraju, którego 4/5 powierzchni zajmują góry, bogactwa raczej trudno się dopatrzyć! Przeciętni Grecy żyją skromnie, niektórzy nawet biednie, dlatego komuniści wciąż mają tu swoich zwolenników. I feministki zapewne też! Jedną ze stacji benzynowych, przy której się zatrzymujemy, obsługują młode Greczynki, ubrane w czerwone kombinezony z grubego płótna i białe bluzy z długimi rękawami. Na ich twarzach próżno jednak szukać uśmiechu! Nie trzeba wielkiej spostrzegawczości, by stwierdzić, że w tym morderczym upale ta praca jest dla kobiet stanowczo za ciężka! I jeszcze ten ubiór zupełnie niedostosowany do temperatury otoczenia…

- Pal diabli równouprawnienie! – myślę sobie.

   I jeszcze jedna osobliwość rzuca nam się w oczy: jadąc autostradą, mijamy nieustannie banery z tą samą reklamą trzech gatunków papierosów!

   Mieszkańcy Hellady żyją dziś głównie z turystyki i handlu, a my od kilku dni napełniamy im kieszenie. - No, jakaś równowaga w świecie musi być – myślę sobie.

   W Termopilach, przy tablicy upamiętniającej  poległych w walce z Persami Spartan, słuchamy koncertu cykad, a potem jeszcze chwila zadumy przy wzniesionym po przeciwnej stronie szosy pomniku bohaterskiego króla Sparty – Leonidasa. W dzisiejszej Sparcie, trzeba przyznać, warunków spartańskich  w hotelach na szczęście nie ma! Zanim  się jednak położy głowę na poduszce, trzeba przebyć mrożącą krew w żyłach kilkugodzinną trasę. Serpentyny między pionowymi ścianami skalnymi to niewątpliwy urok gór Tajget!

   Nie sposób wyobrazić sobie Grecji bez wykopalisk archeologicznych. Ślady starożytności spotyka się tu niemal na każdym kroku. Delfy imponują swoim rozmachem architektonicznym i usytuowaniem na stokach gór. Oglądając ruiny świątyni Apollina, amfiteatr czy stadion, można sobie wyobrazić, jak wyglądało to wybudowane przez pogańskich przodków miasto. Z Delf współczesnych wywożę niezapomniany obraz: utrwalony na kliszy fotograficznej widok na Zatokę Koryncką o świcie, z jasną kulą księżyca na zaspanym niebie!

   Stosunkowo dobrze zachowały się ruiny starożytnego Koryntu. Cór już tam nie ma, za to w cieniu, pomiędzy ścianami domu, wyleguje się rozleniwiony upałem pies. Obecnie Korynt to niewielka miejscowość z kilkoma tawernami i cerkwią prawosławną zbudowaną w miejscu, gdzie niegdyś nauczał św. Paweł.

   Do Myken zajrzeć warto, by zobaczyć grób Agamemnona, nie tylko ze względu na znany sentyment Słowackiego do tego miejsca, ale przede wszystkim po to, by zaśpiewać jakąś arię czy piosenkę i posłuchać, jak pięknie wybrzmiewa ludzki głos w tym niezwykłym wnętrzu!

   Na Peloponezie czekają na nas jeszcze dwie atrakcje. Monemvasia, średniowieczne miasto-twierdza, położone na skalistym cyplu, zwane „Gibraltarem Grecji”. Panujący tu klimat podzwrotnikowy sprawia, że spalona przez słońce roślinność przybiera latem barwy zbliżone do sepii. Podobne warunki klimatyczne  występują w Nafplio – byłej stolicy Grecji z początków XIX wieku, przyciągającej rzesze turystów niezwykle urokliwym położeniem i zabytkami. Do współczesnego miasta schodzi się ze wzgórza, gdzie znajduje się wenecka forteca Palamidi, po niekończących wydawałoby się schodach. Stamtąd rozciąga się przepiękny widok na położone na półwyspie Akronauplia i usytuowany na niewielkiej wyspie zamek Bourtsi.

   Obecna stolica Grecji natomiast bardzo rozczarowuje. Ateny przypominają dziś niedokładnie wysprzątany Neapol… To nie jest stolica na poziomie europejskim! Akropol - symbol dawnej świetności Grecji – niestety nie zaciera tego pierwszego niemiłego wrażenia. W mieście i jego najbliższych okolicach żyje obecnie ok. 5 mln mieszkańców, co stanowi prawie połowę ogólnej liczby ludności Grecji. Ateny są więc przeludnione, a to - jak wiadomo – raj dla złodziei! Po zmroku strach wyjść z hotelu, toteż na nocne eskapady się nie decydujemy…

   Zachwyt turystów wywołują natomiast jaskinie Dirou na Mani – najdalej na południe wysuniętym półwyspie nie tylko Grecji, ale i całej Europy. Podczas rejsu łódką podziwiamy jedną z najpiękniejszych szat naciekowych na Bałkanach!

   Nasze spotkanie z Helladą kończy się kilkudniowym pobytem w Loutrakach – znanym greckim kurorcie nad Zatoką Koryncką, dokąd docieramy prosto z Aten. Loutraki słyną z kamienistej plaży, czystej morskiej wody i źródła termalnego o temperaturze 300C. Ma tu też swoją przystań stateczek kursujący po Kanale Korynckim. Podczas rejsu w pewnym momencie mam złudzenie optyczne, że mosty na Kanale Korynckim są zawieszone piętrowo  - jeden nad drugim, w rzeczywistości zaś dzieli je od siebie znaczna odległość. Na jednej ze ścian ponad 6-kilometrowego kanału widnieje płaskorzeźba Nerona, który podobno był gorącym orędownikiem jego budowy ostatecznie sfinalizowanej w XIX w.

   W pamięci utrwalają mi się dwie stop-klatki: Na plaży w Loutrakach tłumy roznegliżowanych turystów, a przybrzeżną promenadą ciągnie sznur spacerowiczów podziwiających zachód słońca nad Zatoką Koryncką. Nikt nie zwraca uwagi na egzotyczną postać: na betonowym murku, oddzielającym wąską plażę od promenady, siedzi ubrany od stóp do głów pop, tuląc do piersi kwilące niemowlę. A następnego dnia o świcie w niewielkim parku przy promenadzie przystojny Grek zamiata alejki zeschniętym palmowym liściem. Pozostawia go potem na skwerku. - Jutro na pewno jeszcze mu się przyda! – uśmiecham się do swoich myśli.

   Z Loutrak robimy  wypad do Epidauros, gdzie podziwiamy fenomenalną akustykę starożytnego amfiteatru. Każde wypowiadane na scenie słowo słychać wyraźnie nawet w ostatnim rzędzie! Kiedy tam się pojawiamy, Grecy właśnie montują scenografię do jakiejś współczesnej sztuki, zupełnie nieharmonizującą z amfiteatralną przestrzenią.

   Pożegnanie z Grecją odbywa się w Patras, skąd odpływamy promem do Ankony. Mamy trudności z wydostaniem się na ląd, gdyż policja włoska, sprawdzająca nasze paszporty, skutecznie blokuje wyjście. Wśród pasażerów lotem błyskawicy rozchodzi się podawana z ust do ust wiadomość: Podobno w nocy prom nieplanowo zawinął do jakiegoś portu i ktoś poinformował Włochów, że na pokładzie są nielegalni imigranci. Ten incydent robi na nas przygnębiające wrażenie.

   Dla Polaków Grecja jest, niestety, droga. Jednodaniowy obiad na promie  w barze typu self-service kosztuje 2-3 tys. drachm (równowartość 15-20 DEM).

   Współczesna Hellada to kraj emerytów i ludzi w średnim wieku. Dzieci i młodzież spotyka się tu dosyć rzadko… I nic dziwnego! Pomimo rygoryzmu obyczajowego obowiązującego w kościele prawosławnym spośród wszystkich krajów Unii Europejskiej właśnie w Grecji – jak podaje KAI – dokonuje się najwięcej aborcji!

   Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że współcześni Grecy nie mają w sobie nic z dostojeństwa swoich starożytnych przodków…

 

  

***

   Ten reportaż, zatytułowany „Spotkanie z Helladą”, w nieco okrojonej przez redakcję wersji został opublikowany dokładnie 10 lat temu. Z założenia miał  być zachętą do odwiedzenia Grecji. Nie zdawałam sobie wówczas sprawy z tego, że mimo woli odnotowałam pierwsze symptomy kryzysu, który obecnie obserwujemy w tym kraju. W lipcu 2001 r. w Atenach miały miejsce strajki, które jednakże nie były zbyt uciążliwe dla turystów. Zresztą zdążyliśmy się już wówczas przyzwyczaić do tego, że to sytuacja normalna w całym kapitalistycznym świecie. Dziś, z perspektywy minionego dziesięciolecia, można pokusić się o wstępną diagnozę dotyczącą przyczyn greckiego kryzysu. Czynniki ekonomiczne nie biorą się bowiem znikąd!

   Motorem napędowym gospodarki krajowej są dzieci. Jeśli jest odpowiedni przyrost naturalny, rozwijają się też rozmaite gałęzie przemysłu, gdyż rośnie zapotrzebowanie na określone dobra konsumpcyjne. Powstają nowe miejsca pracy również w handlu. Bez przesady można powiedzieć, że wokół dziecka kręci się świat, bo nie tylko rodzice ponoszą koszty utrzymania swoich pociech. W ten proces włączają się też dziadkowie, wujkowie, ciocie …

   Zastanawiam się, kto wmówił Grekom, że skały nie wyżywią im dzieci? Sytuacja jest zatrważająca: przyrost naturalny w Grecji systematycznie maleje! W latach 70. ubiegłego wieku wynosił 0,8 promila, a obecnie osiąga zaledwie 0,2 promila. Dziś obserwujemy więc opłakane skutki nieodpowiedzialnej polityki demograficznej, bo Grecja – kolebka cywilizacji i kultury europejskiej – na naszych oczach, niestety, wymiera…

 

   Fotografie z mojej podróży po Grecji można obejrzeć tutaj: http://przyspieszony.bloog.pl/gal,819007,titlt,Galeria-Grecja,index.html

Zdjęcia można powiększyć, klikając w każde z osobna!

 

Link do zdjęcia, którego nie udało mi się umieścić po tytule: http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/0e12041486834e64.html

  

 

     

 

Joanna

Joanna

14 years 2 months temu

Pozostaje jeszcze kwestia udzielenia pomocy Grecji. Idea szlachetna, ale udzielanie pomocy finansowej zadłużonemu państwu jest równoznaczne raczej z jego dobijaniem, ponieważ w istocie powoduje dalsze zadłużanie się wciąż jeszcze tylko potencjalnego bankruta. Należałoby się raczej zastanowić nad takim sposobem udzielenia pomocy, który pomógłby Grecji wyjść na prostą o własnych siłach. Potrzebującemu należy dać wędkę, a nie rybę! Jak będzie miał wędkę, to rybę złowi sobie sam!