Mój debiut literacki w serwisie blogpress.pl przeszedł bez większego echa, ale być może kiedyś historia zweryfikuje tę ciszę. Niemniej jestem winien moim Czytelnikom pewnego wyjaśnienia. Wszakże zadebiutowałem tutaj ad hoc, bez krztyny autoprezentacji.
Kilka miesięcy temu czasopismo studentów Szkoły Głównej Handlowej "Magiel" odmówiło mi bez słowa wyjaśnienia publikacji felietonu, który dotyczył bieżących w owym czasie wydarzeń obyczajowych. Następnie w formie listu zdecydowałem się przesłać ten felieton do "Gazety Wyborczej", która de facto jest zarazem podmiotem i przedmiotem owego teksu, ale okazałem się za gruby na to, by zmieścić się w korytarzu pluralizmu światopoglądowego wielkiego gmachu przy ul. Czerskiej.
Pisanie jest dla mnie formą quasi-terapii, dzięki której zwalczam Weltschmerz. Nie mam parcia na publikowanie. Jeśli jednak mogę komuś swoją pisaniną sprawić przyjemność, to sam korzystam na tym podwójnie.
Kiedy dwukrotnie powiedziano mi: "No Pasaran!", to w mojej głowie zrodziła się następująca myśl: a może tak blogpress.pl?
Dotychczas nikt tutaj nie ingerował w treść moich wpisów, co w dzisiejszych czasach normą już nie jest. Myślę, że dystans tych kilku miesięcy nie wpłynął zasadniczo na konkluzje i postulaty, które autor zawarł w swym krótkim eseju. Właśnie dlatego, Drogi Czytelniku tego tekstu, przedstawiam Ci felietonik, który przelał czarę goryczy i zmusił mnie do występowania pod pseudonimem w quasi-podziemnym serwisie blogerskim:
***
Między czystą głupotą a brzemieniem białego człowieka
W ciekawych czasach przyszło nam żyć… Dwa skandale obyczajowo-seksualne wstrząsnęły świadomością lemingów. Szczególnie ciekawym wydaje się fakt, że wbrew stereotypom cios zadany dobremu smakowi został wymierzony przez osoby, które dotychczas nie były uznawane za kontrowersyjne.
W kategorii skandal roku nic nie będzie w stanie przebić głośnego komiksu „Chopin New Romantic”. Na temat ten wylano już morze atramentu, nie dotykając jednak meritum sprawy. Abstrahuję od faktu, że komiks został wydany przez MSZ, gdyż jest to kwestia wtórna. Istotą jest zawartość dzieła, o którym mogę powiedzieć, że gdybym miał kiedyś wskazać egzemplifikację czystej głupoty, to odwołałbym się właśnie do rzeczonego komiksu. Nie zgodzę się z Bartoszem T. Wielińskim, że brak akceptacji dla komiksu jest objawem kołtuństwa, bo czymże, u diabła, jest „jebany cweloholokaust”? Pochylmy się przez moment nad tym związkiem wyrazowym, który pod płaszczykiem ironii odsłania bezmiar lekkomyślności autora komiksu. Nie chodzi tutaj tylko o wulgarny język, ale na miły Bóg, jak można tworzyć neologizm, będący połączeniem tragedii Szoah z pojęciem, które w slangu więziennym używane jest do określenia osoby, która zmuszana jest do uprawiania seksu analnego, a w wulgarnej mowie ulicy bywa stosowane wobec homoseksualistów? „Jebany cweloholokaust” – dla oceny takiego płodu leksykalnego nie ma żadnej miary!
Dziwi mnie to, że polskie środowiska opiniotwórcze nie skupiły się dotychczas na niewątpliwie antysemickim podtekście określenia „jebany cweloholokaust”. Osobiście nigdy nie spotkałem się z czymś równie podłym. Rzadko zdarza mi się popadać w oburzenie i daleki jestem od faryzejskiego oburzenia, ale są pewne granice wytrzymałości estetycznej i moralnej. Czuję się zdruzgotany faktem, że tani awangardyzm okraszony zwykłą ordynarnością, przy którym prace Lucio Fontany wydają się być wysublimowanymi dziełami, uchował się jeszcze w rzemieślniczych poszukiwaniach partaczy, którzy nazywają sami siebie nadwiślańskimi artystami. Zastanawiam się, czy autor komiksu chociaż raz był w Auschwitz-Birkenau?
I właśnie dlatego z głębokości wołam do Ciebie "Gazeto Wyborczo": zdecyduj się na coś! Albo walka z antysemityzmem albo krucjata przeciwko kołtuństwu! Nie stój w rozkroku!
Drugim wydarzeniem, które zelektryzowało opinię publiczną była spóźniona o 16 lat reakcja na książkę Marcina Kydryńskiego „Chwila Przed Zmierzchem”. Cenię gust muzyczny i artystyczną wrażliwość męża Anny Marii Jopek, jednakże odkurzone w ostatnim okresie fakty oraz bulwarowa burza dotycząca podróży Kydryńskiego do Afryki na przełomie 1993 i 1994 r. nie pozwalają pozostać mi obojętnym wobec poglądów zawartych w owym dziele. W sprawie tej sam Autor, wydał na swojej stronie internetowej następujące oświadczenie: Kiedy książka wyszła, recenzowano ją, opisywano, czytano w radiowej Trójce, nikt nie obruszył się na te fragmenty, które dziś - całkowicie odarte z kontekstu - budzą takie zainteresowanie.
Faktycznie jest to ironia, której nie powstydziłby się sam Humbert-Humbert. Teza o „wyrywaniu słów z kontekstu” stała się w ostatnim okresie modną linią obrony przeciwko oskarżeniom kierowanym przez ludzi nadmiernie dociekliwych. Rzecz jasna umiejętne cytowanie jest sztuką, lecz nie można zakazywać jakiegokolwiek przytaczania pasaży z dłuższych tekstów pod pretekstem wyrywania słów z kontekstu, gdyż wówczas jakakolwiek analiza słowa pisanego byłaby sprowadzana ad absurdum.
Podążając dalej tokiem rozumowania Kydryńskiego, ucieszyłbym się, że w końcu jego talent literacki został zauważony. Niektórzy twórcy doczekali się tego już w zaświatach. A że teraz, wprawdzie połowicznie, Kydryński odżegnuje się od młodzieńczych poglądów? Cóż… John Nash również odczuwał lekkie zażenowanie, kiedy otrzymywał Nagrodę Nobla za odkrycie z czasów młodości.
Kydryńskiego oskarżono m. in. o rasizm i pedofilię. Jeśli chodzi o pierwszą kwestię w istocie jest to odbicie postkolonialnych poglądów p. Cecila Rhodesa, który twierdził, że biały człowiek winien być Prometeuszem cywilizacji dla ludów stojących niżej pod względem rozwoju ekonomiczno-społecznego. Dzisiaj pogląd ten oczywiście uznawany jest za rasistowski, lecz grubo ponad 100 lat temu nie wzbudzał żadnej sensacji i był powszechnie akceptowany na salonach Londynu.
O wiele ciekawsza z psychoanalitycznego punktu widzenia jest domniemana pedofilia Kydryńskiego. Bez wątpienia w świetle prawa stosunek seksualny z 12-letnią dziewczynką, o którym fantazjuje Pan Redaktor, kwalifikuje się pod to pojęcie. Jednakże Kydryński jako przedstawiciel inteligencji nowej ery odnajduje z łatwością linię obrony, którą pełnymi garściami czerpie z Nabokova, odwołując się, wprawdzie nie wprost, do pojęcia „nimfetki”, czyli świadomej swej seksualności, prowokującej 12-13-latki, która może wzbudzić pożądanie seksualne u dojrzałego mężczyzny. Notabene sam Kydryński nazywa obiekty swoich marzeń „czarodziejkami”.
Z pewnością kontekst kulturalny oraz powszechnie akceptowane normy moralne każą nam ocenić fantazje erotyczne Kydryńskiego surowo. Jeśli nie znano litości, i słusznie!, dla oprawców Anety Krawczyk, jak można szukać z moralnego punktu widzenia zrozumienia dla osoby, która de facto marzy o wykorzystaniu seksualnym, za wynagrodzeniem (sic!), 12-letniego dziecka? Pogrążając się jeszcze bardziej w swoich quasi-wyjaśnieniach Kydryński bagatelizuje rangę zdarzeń twierdząc, że poglądy zawarte w swojej książce są odzwierciedleniem jego stanu ducha sprzed 16 lat. O, to jest argument godny światowca! Dziwnym trafem część polskich środowisk opiniotwórczych, vide Bartosz Węglarczyk, do dzisiaj nie wybaczyła Romanowi Polańskiemu czynu z o wiele bardziej zamierzchłej przeszłości…
Czasów doczekaliśmy zaiste ciekawych. Część polskich elit musi spojrzeć w lustro i odpowiedzieć we własnym sumieniu na pytanie, czy stawiając się w protekcjonalnej pozie względem ludzi, którzy nie skosztowali słów u Nabokova, można stosować podwójne standardy moralne i inną kwalifikację czynu?
Na szczęście „Gazeta Wyborcza” po raz kolejny zdała egzamin i nie pozostawiła mnie bez stosownych sądów moralnych. Słowa uznania należą się Magdalenie Żakowskiej, która podjęła się trudnego zadania zmierzenia się z wyimaginowanymi chuciami Marcina Kydryńskiego, który bez wątpienia cieszy się ogromną popularnością wśród słuchaczy radiowej Trójki. Czuję jednak pewien intelektualny niedosyt, że nazywany przez złośliwców „jednorękim”, p. Grzegorz Sroczyński, nie podjął się jak dotąd analizy zuchwałej książki Kydryńskiego. Wszak miłośnik erotycznej literatury a’la Bratny i Wildstein mógłby podzielić się z opinią publiczną swoimi, jakże wiarygodnymi, spostrzeżeniami i doznaniami.
***
Jeśli ktoś to doczytał do końca, to zapraszam do podzielenia się swoimi odczuciami.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 993 widoki
Doczytał, doczytał :)
@Bernard
@Leopoldzie
@malyy5
@Leopoldzie