"To była decyzja na wyższym szczeblu"

Przez Joanna , 09/04/2011 [12:03]
Wywiad z rosyjskim lekarzem - świadkiem identyfikacji ciał ofiar katastrofy smoleńskiej - zamieszcza dzisiejszy "Nasz Dziennik"( nr 83 z 9-10 kwietnia 2011 r.) Władimir Worobiow - naczelnik Oddziału Badań Zwłok Smoleńskiego Obwodowego Biura Ekspertyz Medycyny Sądowej - uczestniczył w akcji ratowniczej na smoleńskim lotnisku 10 kwietnia 2010 r. Oto fragmenty jego relacji: "Wezwano nas, wszystkich lekarzy sądowych, telefonicznie. Na miejscu byliśmy około 13.00. Zostaliśmy przydzieleni do ponumerowanych sektorów na miejscu, gdzie leżał samolot.(...)Staraliśmy się przeprowadzić wstępną identyfikację. Jeżeli ktoś miał na sobie ubranie z dokumentami w kieszeni, od razu mogliśmy go opisać. Również jeśli jakieś części ciała były na tyle nieuszkodzone, że Polacy mogli rozpoznać ofiarę, na przykład na podstawie głowy, rąk, charakterystycznych przedmiotów. Zwłoki były raczej w złym stanie. Części samolotu rozcinały ubrania i wiele ciał było po prostu nagich. Tak się dzieje nawet podczas poważniejszych wypadków samochodowych.(...) Prezydenta wtedy nie rozpoznano, dopiero później, kiedy już stamtąd pojechaliśmy, znaleziono go i w końcu jego brat go rozpoznał. Ale mnie i innych lekarzy już tam nie było. Prezydenta znaleziono w moim sektorze. W tym miejscu płynęła woda. Ale wtedy nie wiedziałem, że to on." Dalej Worobiow stwierdza, że w miejscu gromadzenia zwłok "byli ludzie z polskiej eskorty prezydenta", ale ciała prezydenta Kaczyńskiego nie rozpoznali. "To dlatego - mówi Worobiow - że jego głowa była bardzo uszkodzona i zabłocona, jak to potem widzieliśmy podczas sekcji. Przy tak dużej skali obrażeń trudno mieć pewność. Brat znalazł bliznę po operacji, o której wiedział. I tak go rozpoznał. Kiedy robiono sekcję zwłok prezydenta, to już nikt nie miał żadnych wątpliwości, bo jego ciało zostało oczyszczone i wszyscy obecni przy tym Polacy byli pewni, że to prezydent. Jedynie dwie kończyny dolne, jakie razem przywieźli do kostnicy funkcjonariusze Ministerstwa Sytuacji Nadzwyczajnych, były oddzielone i wyraźnie należały do kogoś innego. Na jednej był fragment spodni z generalskim lampasem. One zostały zabrane do badań genetycznych w Moskwie." Na pytanie, dlaczego przy tej sekcji zwłok nie było żadnego polskiego eksperta, Worobiow odpowiada: "To była decyzja na wyższym szczeblu. Może polski ekspert nie zdążyłby dojechać. Był polski prokurator wojskowy, konsul..." W tym wywiadzie szczególnie mnie zaintrygowało stwierdzenie Worobiowa, że wiele ciał było nagich. Przypomniały mi się dyskusje prowadzone na tym portalu przy okazji wyjaśniania, na czym polegają zniszczenia powodowane wybuchami broni termobarycznej (wolumetrycznej), której współcześnie używają Rosjanie. To znów daje do myślenia!