Ludziom wydaje się, że demokracja daje im prawo wpływania na sprawy publiczne. To złudne przekonanie przeradza się w pasmo rozczarowań i niechęci do polityków (tych czy innych). Tymczasem próbę dokonania zmian powinniśmy zacząć od siebie, od pokonania naszych mentalnych ograniczeń. Musimy głębiej wniknąć w naturę systemu niewolniczego, w którym żyjemy, gdyż inaczej nie zagrozimy systemowi nawet na poziomie celów, które sobie stawiamy. Niniejsza część bezpośrednio kontynuuje tematykę ekonomiczną z poprzednich części.
Dostatnie życie niewolnikaPrzyjrzeliśmy się zastrzeżeniom dotyczącym systemu walutowego i polityki pieniężnej. W tym miejscu ktoś – powiedzmy, że jest to niejaki X – mógłby postawić całkiem logiczne pytanie, mniej więcej takie. Ok, przemyślałem mechanizm działania tego współczesnego niewolnictwa i – przyznaję – proceder ten jest wysoce niemoralny, tak nie powinno być. Jednakże w tym systemie mam już prawie spłacone mieszkanie, niezły samochód, znośną pracę. Wprawdzie nadal dużo nam brakuje do Zachodu, ale to akurat jest raczej problem zapóźnienia niż problem systemowy, bo tam system walutowy jest skonstruowany na tej samej zasadzie. Krótko mówiąc – jak zwał tak zwał – niech nasz system będzie nawet systemem niewolniczym, ale wiedzie mi się nieźle, sądzę, że dużo lepiej niż przeciętnym obywatelom krajów w wielu innych miejscach na Ziemi czy w innych czasach historycznych. Wobec tego, czym w ogóle się tu przejmować?
Innymi słowy, X stoi na stanowisku, że mamy do czynienia z problemem językowym. Jeśli ktoś koniecznie chce nazwać nasz system systemem niewolniczym, to – niezależnie od przesłanek do takiego stwierdzenia – stwarza sobie tylko niepotrzebny problem. Jeśli zaś zrezygnujemy z tak ostrego stawiania sprawy i z tak „jątrzącego” nazewnictwa, to możemy w naszym systemie żyć wygodnie i dostatnio.
Taka opinia świadczy o niedostatecznym zrozumieniu ekspansji kredytowej. Mechanizm ten działa tak, że nieuchronnie po upływie określonego czasu wszystkie kredyty stają się niespłacalne, co można sprawdzić na uproszczonych modelach. W świecie rzeczywistym wprowadza się „ulepszenia”, które czynią drenaż bogactwa jeszcze bardziej skutecznym i lepiej sterowalnym, np. rozmaite spekulacje, tzw. bańki, na których wygrywają „dobrze poinformowani”.
Interesująco przedstawia się kwestia odpowiedzialności. W końcu w grze między bankiem a jego klientami najczęściej niewypłacalni stają się klienci, ale bank także może zbankrutować. W tym drugim przypadku klienci banku tracą depozyty, podczas gdy jego właściciele urządzają się wygodnie w bezpiecznym kraju, a członkowie zarządu znajdują kolejną pracę stosowną do swojej pozycji w branży.
Mamy też problem wręcz absurdalnie niesprawiedliwego wewnętrznego długu publicznego. Wewnętrzny dług publiczny polega na tym, że pokolenia podatników muszą zwracać do banku wraz z odsetkami pieniądze, które ten stworzył z niczego (bank z zasady nie tworzy żadnego rzeczywistego bogactwa, rzeczywiste bogactwo tworzą zwykli ludzie), a odpowiedzialni za to politycy opływają w dobrobyt wraz ze swoimi rodzinami.
Problem wzrostu wykładniczegoW uproszczonym modelu ekspansji kredytowej wzrost zadłużenia ma charakter wykładniczy, co oznacza w praktyce, że system przez pewien czas pozornie funkcjonuje zdrowo. W ttej fazie zadłużenie narasta powoli, co tłumi niepokój i pozwala łatwo przekonać większość żyjącą we względnym dobrobycie, że krytyka systemu to tylko jakieś teorie spiskowe. Po tym okresie następuje faza destabilizacji i utraty kontroli. W tej fazie zadłużenie narasta w sposób lawinowy. Oficjalne modele ekonomiczne teoretycznie rozwiązują problem wzrostu zadłużenia w ten sposób, że przyjmują wykładniczy wzrost PKB. A to już prawdziwe szaleństwo, choć nikt głośno o tym nie mówi. Wzrost PKB w takim modelu jest nie tyle oznaką bogacenia się społeczeństwa, co naglącym przymusem – szaloną ucieczką przed załamaniem się gospodarki pod ciężarem długów.
W systemie tym politycy i ekonomiczne autorytety działają w zmowie, a ściślej – działają zgodnie z wytycznymi przychodzącymi z wyższego poziomu systemu. Cel ich działań to oszukać, wyeksploatować z oszczędności i do reszty zadłużyć społeczeństwo. Politycy oszukują, próbując za wszelką cenę zaciemnić prawdziwy opłakany stan gospodarki narodowej. Bezpośrednim celem tego oszustwa jest trwanie polityków przy władzy (a ekonomistów na intratnych synekurach), a dodatkowym efektem – podtrzymanie w społeczeństwie pozytywnego prokonsumpcyjnego nastroju. Mogliśmy to w ostatnich latach obserwować w szeregu krajów europejskich. Ekonomiści już wprost epatują nas wskaźnikami dynamiki konsumpcji i straszą, gdy konsumpcja spada, a wpadają w euforię, gdy rośnie. Szaleństwo to przybiera formę ciągłej presji, by kupować coraz więcej dóbr. Presja ta przybiera też postać powszechnej nachalnej promocji konsumpcyjnego bezrefleksyjnego stylu życia i korzystania z kredytów (zero procent!). Realne wynagrodzenia nie rosną, inflacja przyspiesza, ale my mamy więcej konsumować. Wszyscy, którzy tej presji ulegają, nie mają innego wyjścia niż zaciąganie kolejnych kredytów.
W kategoriach realnego bogactwa nieograniczony wzrost (a zwłaszcza wzrost wykładniczy!), choćby zachęty do zwiększania konsumpcji były najbardziej przekonujące, jest po prostu niemożliwy. Nie da się bez końca zwiększać godzin pracy, także zasoby Ziemi są ograniczone. Jedyny możliwy efekt to przedłużenie fazy wzrostu zadłużenia w społeczeństwie i odsunięcie krachu (a jednocześnie pogłębienie go). Żaden wysiłek nie może nas uratować. Krzywa PKB w pewnym momencie musi zacząć się załamywać, a wtedy krzywa zadłużenia natychmiast ją przewyższy. „Każdy, kto wierzy w możliwość wykładniczego wzrostu w skończonym świecie jest albo szaleńcem, albo ekonomistą” (Kenneth Boulding, ekonomista). Oto jak bardzo myli się X, twierdząc, że problem ekspansji kredytowej jest czysto akademicki.
Nieuchronność kryzysuSpotkanie się z opinią taką jak u pana X było całkiem prawdopodobne jeszcze 3 lata temu. W 2008 roku stało się jasne, że rozpoczyna się faza destabilizacji, a rozwijający się kryzys może dotknąć wszystkich – całe społeczeństwo. Co ciekawe, od dawna było wiadomo, że bańka kredytów hipotecznych subprime w USA musi pęknąć, ale nikt nic nie robił. Gdy bańka pękła, okazało się jak bardzo niestabilne są już i inne gospodarki – kryzys przeniósł się do większości krajów rozwiniętych. Nasz hipotetyczny niedowiarek mógłby nadal utrzymywać, że wiadomości o kryzysie – owszem – martwią go, nawet musiał troszkę zacisnąć pasa, ale właściwie nie ma dramatu. W kolejnych latach, musiałby jednak stracić pewność siebie, słysząc jak rządy nakręcają spiralę zadłużenia. Z jakichś przyczyn, które zresztą wymagają dobrego namysłu, rządy postanowiły ratować zagrożone instytucje finansowe miliardowymi dotacjami. Były też przypadki kredytowania całych krajów zagrożonych upadkiem ekonomicznym.
Nawiasem mówiąc, dotacje państwowe dla upadających instytucji finansowych niewiele mają wspólnego z opiewanym przez Fukuyamę wolnym rynkiem. Zwykli obywatele mają uwierzyć, że dzięki dotacjom przykre fazy cyklu koniunkturalnego ulegną złagodzeniu i skróceniu – kryzys przyjmie formę krótkotrwałej recesji, a powrót prosperity nastąpi szybko i umożliwi spłatę długów wygenerowanych przez miliardowe dotacje (spłacać będą podatnicy). Realiści ostrzegali, że jest to ogromne marnotrawstwo naszych pieniędzy, które tylko odsunie w czasie właściwy kryzys. Dodatkowym skutkiem będzie o wiele cięższy przebieg kryzysu, niż gdyby od razu pozwolono zbankrutować niewypłacalnym instytucjom. Częstotliwość dotacji w USA – zwanych tam pakietami stymulacyjnymi – sprawia niepokojące wrażenie procesu wymykającego się spod kontroli. Większość ludzi ma nadzieję, że to jeszcze „nie teraz”. Powagę sytuacji ilustruje taka teza: jeśli nastąpi jakaś hossa, to raczej będzie już ostatnia w naszym życiu.
W części (4) szkicowo przypomniałem o dość znanych ogromnych nadużyciach, które miały miejsce w trakcie transformacji polskiej gospodarki w latach 90. Wspomniałem jeszcze o strukturalnym „felerze”, który otrzymaliśmy wraz z przyjmowanym systemie kapitalistycznym. Szersze wyjaśnienie tego „feleru” zawierają kolejne części: (5), (6) oraz bieżąca część (7). Ze względu na dłuższy odstęp czasowy zachęcam zainteresowanych do łącznego przejrzenia przynajmniej części (5-7) oraz zapoznania się z filmem umieszczonym w części (5). Przyswajanie przytoczonych przeze mnie faktów i opinii pozwoli być może na stopniowe przełamanie mentalnych ograniczeń (wszyscy żyjemy jakby w Matriksie).
@
współczesne niewolnictwo
Kuracja mentalności
@nikto
@Malyy5
@Cichy
@nikto
filozof grecki
Masz ci los ...
@jwp