Ciekawe czasy (3)

Przez filozof grecki , 11/12/2010 [20:37]

Szkic geopolityczny z perspektywy transatlantyckiej. Jak przeszliśmy od zwycięstwa w zimnej wojnie do dzisiejszych czasów, w których narasta niepewność i niestabiliność.

Współpraca transatlantycka – do upadku ZSRS

Francis Fukuyama dowodził, że najdoskonalszą i ostateczną strukturą polityczno-ekonomiczną jest połączenie demokracji liberalnej i kapitalizmu. Opierał się przy tym na przykładach licznych krajów, które odniosły sukces w tym systemie. Sztandarowe przykłady to USA, kraje Europy Zachodniej, także Japonia i azjatyckie tygrysy. Wyciągając wniosek o końcu historii, Fukuyama pominął różnice geopolityczne pomiędzy poszczególnymi krajami. Przyjął błędne założenie, że USA i Europa przed upadkiem Bloku Wschodniego miały wspólne cele geopolityczne, a co więcej, że będą miały je nadal. Tymczasem nawet w czasie zimnej wojny interesy USA i Europy były zbieżne tylko częściowo i warunkowo.

Europa i USA tak naprawdę nigdy nie miały wspólnych celów geopolitycznych, mimo wspólnych korzeni i – co za tym idzie – potężnych więzi kulturowych. USA wywodzi się z kolonii należących do europejskich mocarstw i utraconych w walkach. Później Amerykanie obserwowali wojny w starym świecie bez większych emocji. Doktryna Monroe'a na długie lata określiła stosunek USA do Starego Świata i stała się fundamentem akceptowanego przez obywateli izolacjonizmu. Po II wojnie światowej między Europą i USA pojawiła się zbieżność interesów zdeterminowana sowieckim zagrożeniem.

Pod koniec wojny w USA pojawiały się nadzieje na to, że w ramach powojennego ładu w Europie będą rywalizować o wpływy i wzajemnie równoważyć się dwie potęgi, przykładowo Blok Zachodni i Blok Wschodni, Londyn i Moskwa itp. W takim układzie USA mogłyby wycofać się z Europy i stać się „bezstronnym arbitrem” (an impartial umpire). Jeszcze latem 1944 dokument Biura Analiz Strategicznych mówił: „nasze interesy wymagają prowadzenia polityki, która nie dopuści do powstania poważnego zagrożenia dla Wysp Brytyjskich (i USA), jakim byłaby konsolidacja większości zasobów Europy w ramach jednego mocarstwa.” Istnieją inne dokumenty z tego okresu potwierdzające strategiczne cele USA: wzajemna kontrola mocarstw pozostających w równowadze sił na poszczególnych kontynentach oraz globalna kontrola USA poprzez światowy system baz wojskowych oraz dzięki posiadaniu broni atomowej i międzykontynentalnych rakiet wzorowanych na V-2 (za: Michael J. Lacey, The Truman Presidency, s. 240-241).

W sytuacji, jaka realnie ukształtowała się w pierwszych latach po zakończeniu wojny, USA oczekiwało od Europy utrzymywania konwencjonalnych sił zbrojnych zintegrowanych w ramach NATO, które byłyby w stanie powstrzymać sowieckie siły bez wszczynania wojny jądrowej. Tyle że taka forma ewentualnej konfrontacji z Blokiem Wschodnim spowodowałaby większość ofiar wśród Europejczyków, a nie Amerykanów. Europejczycy odmiennie byli zainteresowani głównie ochroną przed Sowietami przez amerykański parasol atomowy – bezpieczeństwo miała zapewnić doktryna MAD (Mutual Assured Destruction, pewność wzajemnego zniszczenia). Polega to na tym, że dzięki odpowiedniemu nagromadzeniu broni jądrowej, systemom wczesnego ostrzegania przed atakiem i możliwości wykonania uderzenia odwetowego w bardzo krótkim czasie strona atakująca ma pewność, że nawet jeśli zniszczy przeciwnika, to sama również zostanie zniszczona. Logika prowadzi więc do powstrzymania się od wykonania pierwszego uderzenia jądrowego. W latach zimnej wojny często kwestionowano zasadność sotoswania tej doktryny, pojawiło się szereg zastrzeżeń do skuteczności MAD w zapobieganiu wojnie. Ostatecznie – jak dziś wiadomo – doktryna ta nie zawiodła w okresie zimnej wojny. Reasumując, poglądy na obronę przed sowieckim zagrożeniem u obu partnerów były różne i tylko wysoki stopień tego zagrożenia wymusił współpracę.

Europa zaakceptowała swoją słabość militarną oraz zależność od USA w dwubiegunowym świecie zimnej wojny. Nie była zainteresowana ponoszeniem ogromnych kosztów dla odbudowy mocarstwowego statusu. Istniały czynniki, które sprawiały, że mimo relatywnej słabości mocarstwa europejskie w tym okresie pozostały w światowej grze. Te czynniki to: 1) Amerykańska strategia budowana wokół sojuszu transatlantyckiego; 2) funkcja głównego teatru prestiżowych światowych zmagań komunizmu z kapitalizmem; 3) utrwalony wizerunek światowego przywództwa (za: Robert Kagan: Potęga i raj).

Współpraca transatlantycka – po upadku ZSRS

Po upadku ZSRS sojusz transatlantycki musiał na nowo określić swoje priorytety. NATO realizowało kolejne projekty siłą rozpędu: zaprowadzenie pokoju na Bałkanach, rozszerzenie o nowych członków. Zabrakło jednak głównego czynnika spajającego sojusz, jakim wcześniej było zagrożenie sowieckie, i doszły do głosu rozbieżności.

W latach 90. – tchnących optymizmem latach, w których miał ziścić się koniec historii – po obu stronach Atlantyku istniały wielkie nadzieje dotyczące nowej roli Europy, która miała wreszcie znaleźć się na należnym miejscu w pierwszej lidze mocarstw postzimnowojennego wielobiegunowego świata. Traktat z Maastricht z 1992 został przyjęty z wielkim entuzjazmem jako utworzenie struktury polityczno-gospodarczej sui generis. Ta nowa struktura miała być pozytywnym przykładem dla reszty świata, wskazaniem drogi do budowy nowego porządku światowego opartego o wartości humanistyczne, pokój i współpracę. Amerykanie zakładali realistycznie, że Europa dla osiągnięcia statusu supermocarstwa musi stać się również mocarstwem militarnym.

Świat zachodni przyjął z podobnym entuzjazmem jak Maastricht jeszcze utworzenie strefy euro (1999/2002) i przyjęcie nowych państw do UE i NATO (1999/2004). Nie powstało jednak nowe supermocarstwo europejskie. Niezależnie od tego, czy Europa miała przeznaczyć środki finansowe na wzmocnienie NATO, czy na niezależną europejską politykę obronną, i tak za każdym razem okazywało się to nierealne. Nie udało się zmienić europejskich priorytetów budżetowych, w których od pokoleń naczelne miejsce zajmują programy socjalne. A bez siły militarnej nie można myśleć o niezależnej strategicznej doktrynie obronnej dla Europy.

Wydaje się, że europejskie elity wiązały wielkie nadzieje z tym, że w postzimnowojennym świecie potęga militarna straci na znaczeniu. Liczyć się będzie potęga gospodarcza oraz powiązanie globalnych graczy siecią współzależności. Atuty wynikające z pionierskiej roli na drodze do nowego porządku światowego miały dać Europie wpływy równorzędne z USA. Według tej wizji Europa miałaby być potęgą zorientowaną pokojowo, która rozwiązuje globalne problemy nie tylko równorzędnie z USA, ale wręcz z pozycji moralnej wyższości, bo drogą negocjacji zamiast siły.

Już konflikt bałkański z lat 90. ujawnił militarną niemoc Europy oraz pogłębiającą się przepaść w technologii wojskowej. Dalsze wydarzenia pokazały znikome zdolności, a w szczególności znikomą wolę Europejczyków do wysyłania istotnych sił poza kontynent. Kontrastowało to z elastycznością sił zbrojnych USA zdolnych do operowania w kilku odległych regionach naraz. Powstała transatlantycka przepaść w podejściu do globalnych problemów. Amerykanie w odróżnieniu od Europejczyków wykazywali dużą gotowość do użycia siły. Europejskie elity okazywały frustrację (zwiększającą się z upływem czasu) za każdym razem, gdy USA używało siły (nawet Rosja ma tutaj fory). Przypomina się także histeryczna reakcja tych elit na informacje o domniemanych przesłuchaniach terrorystów przez CIA w Europie.

Hard power vs soft power

Różnice w podejściu do użycia siły wyraził Robert Kagan za pomocą słynnego już stwierdzenia: „Amerykanie są z Marsa, a Europejczycy z Wenus”. Szerszy fragment: „Europa odwraca się od siły lub, ujmując rzecz nieco inaczej, wychodzi poza logikę siły i wstępuje do odrębnego świata reguł i praw, międzynarodowych negocjacji i współpracy. Wkracza do raju „końca historii” – do świata, w którym panuje spokój i względny dobrobyt. Tymczasem Stany Zjednoczone nadal tkwią w historii, w świecie, w którym nie można liczyć na międzynarodowe prawa i reguły, a prawdziwe bezpieczeństwo oraz obrona i szerzenie liberalnego porządku wymagają posiadania i stosowania zbrojnej siły. Dlatego dzisiaj w najważniejszych kwestiach strategicznych i międzynarodowych Amerykanie są z Marsa, a Europejczycy z Wenus. W niewielu sprawach się zgadzają i coraz mniej rozumieją się nawzajem.” (Robert Kagan, Potęga i raj, 2003)

Europejska koncepcja stosunków międzynarodowych w wymiarze teoretycznym chętnie odwołuje się do Josepha Nye, który w swoich pracach z lat 90. i 00. opisał koncepcję soft power. W wielkim skrócie Nye opisał spektrum metod nakłaniania innych do robienia tego, czego sobie życzymy. Na krańcach tego spektrum jest z jednej strony hard power – metoda kar i nagród, czyli „kija i marchewki”, a z drugiej strony – soft power – metoda zachęt prowadzących do tego, że ostatecznie inni sami chcą zrobić to, czego my chcemy. Nie można z góry zakładać wyższości jednej z tych metod, każda z nich może okazać się skuteczna lub nie. Jeśli chcemy nakłonić Koreę Północną do rezygnacji ze zbrojeń jądrowych, to używanie sankcji i pomocy gospodarczej jest przykładem hard power, a złożone gry dyplomatyczne zmierzające do uczynienia władz Korei Północnej chętnymi do współpracy – przykladem soft power. Politycy chętnie deklarują przywiązanie do metod soft power. Rozwinięciem soft power było pojęcie smart power, do któego chętnie odwoływała się administracja Clintona, a obecnie – administracja Obamy.

Różnice między USA a Europą mają wymiar praktyczny. Hard power w polityce międzynarodowej USA przyjmuje najbardziej wyraziste formy, gdy dochodzi do interwencji zbrojnych. Po zakończeniu zimnej wojny miały one miejsce wielokrotnie zarówno za rządów republikanów jak i demokratów: Panama 1989, Irak 1991, Somalia 1992, Haiti 1994, Bośnia 1994, Kosowo 1999, Afganistan 2001, Irak 2003. Trzeba dodać, że europejskie podejście do hard power nie było jednoznaczne. W latach 90. panowała atmosfera oburzenia na krwawe rządy serbskiego przywódcy Slobodana Miloszewicia i wręcz domagano się siłowego rozwiązania, nie wdając się w legalistyczne dyskusje. Kilka lat później oburzenie skierowano przeciwko USA i krajom, które zgodziły się uczestniczyć w koalicji, za siłowe rozwiązanie problemu Saddama Husajna, który przecież znacznie prześcignął Miloszewicia pod względem liczby ofiar swoich krwawych rządów. Tymczasem europejscy politycy do dziś z uporem maniaka wypominają, że w Iraku nie znaleziono broni masowego rażenia, której rzekome posiadanie było częścią cassus belli (wbrew pewnej propagandzie USA wymieniło szereg przyczyn interwencji, nie tylko tę jedną).

Jako praktyczny przykład europejskiej soft power może posłużyć sprawa uwolnienia bułgarskich pielęgniarek skazanych wcześniej w Libii na karę śmierci za rzekome zarażenie dzieci wirusem HIV w 2007 r. „Financial Times” podsumował tę sprawę w artykule „Soft Power's Libyan Triumph”. Uwolnienie było poprzedzone dekadą cichej dyplomacji prowadzonej przez szereg europejskich krajów, a efektem końcowego porozumienia było nie tylko uwolnienie pielęgniarek, ale przywrócenie stosunków dyplomatycznych z Libią i podpisanie szeregu umów gospodarczych a nawet wojskowych. W końcową fazę negocjacji mocno zaangażował się Nicolas Sarkozy i jego ówczesna małżonka Cecilia Sarkozy. Druga strona medalu jest taka, że Muamar al-Kadafi, znając zasady soft power, mógł wykorzystać pielęgniarki jako atut w negocjacjach, by ugrać jak największe korzyści dla swojego kraju, co mu się w końcu udało. W zasadzie wszyscy powinni być zadowoleni, ale niesmak pozostaje.

„Financial Times” tak to komentuje: „U podstaw europejskiego sukcesu leży założenie, że jeżeli nie można zwalczyć wrogiej władzy, to trzeba ją «przekręcić», cierpliwie negocjując stopniowe postępy. Działanie na takich warunkach wiedzie przez kręte polityczne ścieżki. Trzeba zważać na zawiłości polityki wewnętrznej obcych krajów i znosić mnóstwo etycznie dwuznacznych sytuacji i kompromisów. (...) Strategia miękkiej siły ukierunkowanej raczej na reformy reżimu, niż na jego wymianę, nie nadaje się dla ludzi moralnie wrażliwych lub ideologicznie rygorystycznych. Zarówno prawicowi neokoni jak i lewicowi obońcy praw człowieka narzekają, nie bez racji, że to „zwycięstwo” nie jest niczym więcej, niż dostarczeniem okupu za ofiary porwania i służy umocnieniu dyktatora. Niektórzy z kluczowych graczy to ci sami ludzie, którzy zarządzili i planowali zamach na amerykański samolot [chodzi o Lockerbie]. W końcu jednak tak właśnie działa dyplomacja. Przywódcy muszą podejmować trudne decyzje i bronić ich przed wewnętrzną krytyką. Dlatego soft power w działaniu może być trudniejsza i bardziej kontrowersyjna moralnie niż zwodnicza prostota hard power.” (Financial Times, 29.07.2007, Soft power's Libyan triumph)

Kolejny przykład europejskiej soft power w działaniu to mediacja w czasie wojny w Gruzji w 2008. 12.08.2008 Nicolas Sarkozy udał się do Moskwy jako reprezentant UE, by wynegocjować porozumienie pokojowe. Moskwa odmawiała bezpośrednich rozmów z Gruzją. Działanie te były dwuznaczne. Wiadomo było, że Sarkozy jest zainteresowany przede wszystkim propagandowym sukcesem. Misja ta miała udowodnić skuteczność UE jako podmiotu międzynarodowego. Rosja łatwo uzyskała zapisy, które ją interesowały, choć sformułowane nie wprost, tak by propagandowo wyglądały dobrze. Punkt 5. pozwalał na przedłużanie w nieskończoność okupowania dowolnych obszarów w całej Gruzji przez wojska rosyjskie. Punkt 6. otwierał możliwość legalnego trwałego oderwania Osetii Południowej i Abchazji. Ostatecznie prezydent Micheil Saakaszwili za radą Lecha Kaczyńskiego nie zgodził się na punkt 6.

Niepewna przyszłość

Dziś wiemy jak płonne okazały się nadzieje Europy na globalną potęgę bez potęgi militarnej. Ten aspekt można uznać za krytyczny dla idei końca historii w aspekcie geopolitycznym (zapominając na chwilę o tym, że taka idea jest zasadniczo filozoficznie błędna). Europejskie supermocarstwo zrównoważyłoby Rosję w Europie. Mocarstwowe ambicje Japonii mogłyby odciążyć USA w Azji, gdzie coraz trudniej będzie powstrzymywać szybko rosnącą potęgę Chin. USA zachowałoby tradycyjną dominację na półkuli zachodniej. Taki układ sił byłby bardziej czytelny niż obecny, rozwiązywanie globalnych problemów byłoby może nieco łatwiejsze. Świat byłby bardziej stabilny przy zachowaniu dominującej pozycji cywilizacji zachodniej. Z drugiej strony ciągłe zagrożenie dogonieniem przez inne kultury zmuszałoby cywilizację zachodnią do utrzymania witalności i konkurencyjności, a to prawdopodobnie przekreśliłoby (przynajmniej na jakiś czas) niektóre obłąkane pomysły globalnej regulacji i kontroli. Brak zaufania i dobrej współpracy między Europą a USA, jeśli będzie się utrzymywał, zwiększy pewność siebie reżimów kulturowo obcych cywilizacji zachodniej i pogorszy stabilność na świecie.

„Problemem nie jest po prostu niedofinansowanie NATO. Od czasu zakończenia zimnej wojny budżet NATO oraz narodowe budżety obronne nieustannie są zmniejszane – nawet w trakcie bezprecedensowych operacji poza terytorium NATO w ciągu ostatnich 5 lat. Te ograniczenia budżetowe mają związek z szerszym trendem kulturowym i politycznym rzutującym na sojusz. Jednym z osiągnięć ostatniego wieku była pacyfikacja Europy po latach niszczących wojen. Ale uważam, że osiągnęliśmy punkt przegięcia, w którym większa część kontynentu poszła zbyt daleko w innym kierunku. Skutki demilitaryzacji Europy – gdzie duża część opinii publicznej i klasy politycznej ma awersję do użycia sił zbrojnych i ryzyka, które jest z tym związane – zmieniły się od błogosławieństwa w 20. wieku do przeszkody w osiągnięciu rzeczywistego bezpieczeństwa i trwałego pokoju w 21. wieku. Rzeczywista czy domniemana słabość może nie tylko stwarzać pokusę agresji, ale na zupełnie podstawowym poziomie niedobory funduszy i możliwości uczynią trudnym, by razem podejmować działania i walczyć ze wspólnymi zagrożeniami. (…) To wszystko powinno być dzwonkiem alarmowym – NATO potrzebuje poważnych, dalekosiężnych i natychmiastowych reform w celu rozwiązania kryzysu narastającego od lat. I jeśli Koncepcja Strategiczna nie pobudzi operacyjnych i instytucjonalnych zmian, o których tu mówiłem, to nie będzie ona warta papieru, na którym zostanie wydrukowana.” (Robert Gates, sekretarz obrony USA na sympozjum na temat przyszłości NATO, Waszyngton, 23.02.2010)

Przedstawiam uwagi do globalnej sytuacji z perspektywy niespełnionej idei końca historii. Na tę analizę złoży się część geopolityczna (czyli ta) oraz kilka kolejnych części poświęconych ekonomii. Dopiero po tym przygotowaniu zaproponuję właściwą debatę na temat obecnej globalnej sytuacji. Nie da się ukryć, że następuje pewne spiętrzenie zdarzeń, ujawniają się napięcia, rośnie niepokój. Jest jeszcze trudniej przebić się przez szum informacyjny niż zwykle. Jednakże podejmowanie prób zrozumienia sytuacji na głębszym poziomie niż dyplomatyczne uśmiechy i poklepywania jest niezbędne, jeśli w ogóle mamy myśleć o skutecznym działaniu.

Domyślny avatar

ciemniak (niezweryfikowany)

14 years 10 months temu

To że Fukuyama się pomylił jest już dzisiaj oczywiste. Nie wiadomo tylko, co to dokładnie znaczy, w uproszczeniu, czy to że nie ma idealnego ustroju w ogóle, czy też że w zglobalizowanym świecie nie daje się jednak stworzyć globalnej ustrojowej marki, czy może że jednak ciągle warto jej szukać, tylko może trzeba przyjąć jakieś inne założenia. W związku z tym ciekawi mnie, co masz na myśli, mówiąc o skutecznym działaniu. W jakiej sprawie?
filozof grecki

Nie wyjaśnię Twoich wątpliwości. Mamy tu rodzaj forum i każdy zainteresowany, np. Ty, może napisać swoje zdanie, np. o optymalnym systemie w dobie globalizacji (nie jest to główny temat tego wpisu, a raczej pasowałby do poprzedniej części, ale to szczegół). Co do ostatniego pytania - odpowiedź jest prosta. Od tego zacząłem we wstępie do tego cyklu (akapity od 3 do 5) Uprzedzając wątpliwości - sytuacja międzynarodowa jest też ważnym elementem dyskusji o polskiej polityce.
Domyślny avatar

- w odroznieniu od czesci pierwszej. Dodam tylko, ze w moim przeswiadczeniu USA polozyly laske na Europie (z wyjatkiem UK) po 9/11 kiedy Ameryka zobaczyla jak ochoczo zbieraja sie jej natowscy sojusznicy na wojne z terroryzmem. Ameryka zamknela parasol nad Europa nie z checi zemsty, nie z wscieklosci, nie z nienawisci, ale z obiektywnego poczucia niemoznosci w temacie. Konsekwencje tego beda wyjatkowo powazne. Otwiera sie droga do kolejnej ogolnoeuropejskiej zawieruchy wojennej, ktora byc moze nie zostanie nazwana III WS, ale zapewne po raz trzeci Ameryka bedzie zaprowadzac porzadek wsrod euro-azjatyckich bullies. Z korzyscia dla siebie. Moze warto tez dodac, ze ograniczanie wydatkow wojskowych przez kraje Europy (takze przez tuskowa Pomune) jest odbierane w Ameryce jako rodzaj afrontu w ramach NATO.