Czy Polacy są republikanami?

Przez Margotte , 27/11/2010 [20:05]
Od kilku miesięcy regularnie kupuję miesięcznik "Nowe Państwo", a w nim jako pierwszy czytam zawsze artykuł Andrzeja Waśki, historyka literatury, kulturoznawcy, pracownika Uniwersytetu Jagiellońskiego i publicysty. Podejmowane przez niego tematy są bardzo aktualne, a jednocześnie uniwersalne. Same tytuły mówią już wiele o zawartości : w numerze czerwcowym: "Solidarność czy zgoda", w lipcowym" "Biada zwycięzcom", w sierpniowym: "Polityka transgresji", we wrześniowym: "Misja w dolinie nicości". W najnowszym numerze pojawił się kolejny artykuł o znamiennym tytule: "Czy Polacy są republikanami". Zacytuję najważniejsze fragmenty: ------------------------------------------- "Od miesiąca mam przed oczami wspomnienie jednej z wielu Mszy św. za ofiary Smoleńska, odprawionej w nowohuckiej Arce Pana, w sobotnie popołudnie 10 października. Obok polityków PiS brali w niej udział, zwołani telefonicznie i e-mailowo, członkowie i sympatycy tej partii. Wychodząc z kościoła, przyglądamy się sobie. To my: bohaterowie żartów o moherach i wydziwiań o „sekcie" wymierającej jak dinozaury. Prawda: młodych wśród nas niewielu, więcej osób starszych. Najwięcej byłych działaczy z okresu pierwszej „Solidarności". Na twarzach, znanych mi i nieznanych, szukam ich rysów sprzed lat; rysów ludzi z tego samego kościoła, z tych samych nowohuckich ulic i skwerów, wtedy zasnutych gazem łzawiącym; ludzi ze strajków, z zebrań i kolportażu. Na placyku przed Arką z pamięci wyłaniają się migawki wspomnień. Oto w wiosennym słońcu stoję tu, na jezdni w zwartej grupie antysystemowych radykałów, a po chwili nasz pochód rusza w stronę ul. Kocmyrzowskiej. Inny dzień, inna scena: jestem tu w grupce przygodnie poznanych „moherów" z miasteczka studenckiego; w naszą stronę zomowcy strzelają gazem; wbiegamy między pobliskie bloki z dziewczętami, którym pomagamy ominąć blokady i w Czyżynach wsiąść do autobusu jadącego w stronę akademików. Tego dnia zastrzelono tu Bogdana Włosika. Taśma pamięci się urywa; grupa, która teraz wychodzi z Arki po krótkiej chwili rozprasza się wśród samochodów i przechodniów podążających w różnych kierunkach za własnymi sprawami. Nie patrzą w naszą stronę, nie zbliżają się. Przechodzą obok. jakby pomiędzy nimi a nami przebiegała jakaś nie¬widzialna linia. Oni są na zewnątrz tej granicy. Skąd bierze się ta nasza dzisiejsza obcość? Różnice, niezrozumienie, wrogość, bluzgi wobec kandydatów PiS rozdających wyborcze ulotki? Wiem: media, „przemysł nienawiści"... Ale pod powierzchnią tkwi jeszcze jedno nienazwane publicznie pierwotne zróżnicowanie postaw. O tym jest ten artykuł. Wysiedli na przystanku: kompromis Przed 30 laty czynnikiem łączącym nas w opozycji i w ruchu „Solidarności" była świadomość, że nikt z nas nie zrealizuje swoich własnych życiowych celów, jeżeli najpierw Polska nie będzie wolna. Trzeba więc zająć się sprawami narodowymi, publicznymi, polityką - bo chodzenie tylko wokół własnych spraw, samo nie wystarczy. W schyłkowym okresie PRL, w obliczu powszechnej biedy i braku perspektyw, łatwo to było zrozumieć i kto nie szedł na służbę reżimu, a nie miał już siły lub nie mógł manifestować, działać i czekać, ten emigrował. Po Okrągłym Stole pojawiło się znacznie więcej postaw możliwych do wyboru. Połowa opozycji i większość jej elit wysiadła na przystanku kompromis. Ogromna rzesza Polaków uwierzyła tym ludziom, że skoro z Polską jest już wszystko w porządku, jesteśmy w NATO i Unii Europejskiej, to pora zostawić politykę fachowcom i spokojnie zająć się sobą i sprawami własnego podwórka. Tych, którzy uparcie twierdzili, że Polska nadal jest ważna jako całość - i że nie jest odpowiednio zabezpieczona - zaczęto więc przedstawiać i postrzegać jako dziwacznych fanatyków, którym nie wiadomo, o co chodzi, gdy zamiast robić interesy i załatwiać konkretne sprawy, wołają - na przykład - żeby wyjaśnić i upamiętnić Smoleńsk. By Polska była krajem podobnym do innych „Nie róbmy polityki - budujmy boiska" - nawołuje dziś Donald Tusk z przedwyborczych billboardów PO. Reklamowy spot tej samej partii ironicznie odwraca główną narrację polityczną PiS. Aktorzy ucharakteryzowani na „zwykłych Polaków" deklarują w nim z przesadnym naciskiem, że "interesuje ich" obronność, sprawy zagraniczne i inne kwestie ogólnopaństwowe. Rzecz w tym, że deklarują to sfotografowani nad glinianką, w parku i na podwórku, a więc ich wypowiedzi brzmią na tym tle anachronicznie i groteskowo. Takie też jest przesłanie obecnej kampanii: ośmieszyć ożywioną po 10 kwietnia troskę części Polaków o państwo i zdezawuować związane z tym obawy. W tekście pod tytułem „Partia błędnego rycerza" (Salon 24, 6.11.2010 r.) Ernest Skalski zapewnia, że Polska „nie stoi przed koniecznością obrony bytu narodowego, swej tożsamości, wolności, integralności terytorialnej [...] ale, niestety, skupiona wokół PiS opozycja zamiast wraz z większością Polaków zająć się sposobami dalszego bogacenia się: narzuca dyskusję o imponderabiliach, broni niezagrożonych wszak Wartości przez największe W«". [..] Rok 2010 ujawnił w sytuacji międzynarodowej i wewnętrznej Polski zasadniczą zmianę. Osłabienie więzi euroatlantyckich za prezydentury Obamy sprawiło, że polityka w Europie zaczyna wracać na historyczne tory. PiS i cała prawicowa opozycja ukazują wynikające stąd dla Polski zagrożenia, na które obóz rządzący nie reaguje w żaden sposób, jeśli nie liczyć zapewnień prezydenta Komorowskiego, że „nikt na nas nie czyha". Ciąg wydarzeń, które były reakcją na katastrofę smoleńską, sprawił też, że w wystąpieniach opozycji pojawia się obecnie coraz więcej odwołań do narodowej symboliki, rośnie w nich rola tradycyjnych rytuałów, sięgających w swojej genezie do okresu rozbiorowego, a polegających na łącznym manifestowaniu uczuć patriotycznych i religijnych. Na naszych oczach i z naszym udziałem opozycja wobec rządów PO przybiera formę wspólnoty skupionej wokół imponderabiliów. [..] „Polskość to nienormalność" Wszyscy pamiętają słynne zdanie Donalda Tuska w ankiecie ..Znaku" z 1987 r.. ze „polskość to nienormalność", a „piękniejsza od Polski konkretnej, przegranej, brudnej i biednej, wydaje się »ucieczka od Polski, tej na ziemi«". Słowa te zaskakująco dobrze pasują do polityki prowadzonej przez jego rząd. Jeśli rząd staje przed jakąkolwiek sprawą, w której może się zachować zgodnie z polską tradycją polityczną, to z reguły zachowuje się dokładnie na odwrót. Widać to najwyraźniej w stosunku do Rosji i Niemiec. Jeśli w tradycji niepodległościowej mamy tu podkreślanie wartości polskiego oporu w imię suwerenności własnego stanowiska, to premier Tusk i minister Sikorski działają wedle prostej recepty - działania a rebours. Na każdą sytuację przyjmują chętnie rosyjski lub niemiecki punkt widzenia. Żeby, broń Boże, nie „machać szabelką". O polskości pisał Tusk w cytowanym wywiadzie, że „kojarzy się z przegrana, z pechem, z nawałnicami". Wniosek stąd prosty, że aby uniknąć przegranej, pecha i nawałnic, trzeba się za wszelka cenę uwolnić od polskości. Rząd robi wrażenie, jakby na tym właśnie mu zależało. Przekaz republikański jest trudniejszy ze względu na to, że operuje kategoriami ogólnymi [polis, Rzeczpospolita, dobro wspólne) i dlatego, że nakazuje on „zwykłym ludziom" zajmować się nie tylko własnymi sprawami, lecz także sprawami państwa. Za to zwykłym ludziom przyznaje wysoki status - status narodu politycznego, najwyższego suwerena republiki, która jest dobrem wspólnym wszystkich. Dezawuując pozytywne znaczenie aktywności politycznej, dzisiejsi liberałowie, zgodnie z 20-letnią linią głównych mediów III RP, likwidują tradycyjny w Polsce etos obywatelski, zwalczają naród polityczny, zamieniając stopniowo polskie społeczeństwo w luźną zbiorowość konsumentów. [..] Jarosław Kaczyński powiedział niedawno (16.10.2010 r.), że Polacy są republikanami. I rzeczywiście, są nimi, ale tylko ci Polacy, dla których autorytetem są tradycje polityczne narodu, sięgające czasów Rzeczypospolitej przedrozbiorowej i utrwalone za pośrednictwem kultury w porozbiorowych rodowodach niepokornych, w wychowaniu patriotycznym II Rzeczypospolitej, w etosie AK i „Solidarności". To, czego nas uczono na tajnych wykładach organizowanych w okresie pierwszej .Solidarności", to była przede wszystkim sztuka myślenia z Polsce w kategoriach politycznych. Sztuka zakazana w PRL. Przykład emigracji i dzieje niepodległościowego podziemia to też nie była lekcja „załatwiania konkretnych spraw", tylko wzór postawy polegającej na dawaniu pierwszeństwa wolności narodu i suwerenności państwa, przed "wolnością i samorealizacją jednostki, czy jakimkolwiek interesem partykularnym. Tej wolności politycznej, pozytywnej, rozumianej na sposób republikański uczyły Polaków w XX w. dzieje narodowych bohaterów i szkolne lektury, na czele z „Trylogią" Henryka Sienkiewicza, której protagoniści w każdej kolejnej części nieodmiennie odkładali na bok swoje sprawy osobiste, gdyż Rzeczypospolita była w potrzebie. […] Niestety, w tym sporze nie chodzi tylko o literaturę. Chodzi w nim o status polityczny polskiego społeczeństwa. Czy zdoła ono ponownie, po okresie postkomunizmu, wyłonić z siebie szeroką obywatelską elitę połączoną wspólnotą celów państwowych, opartą na odziedziczonej tożsamości narodowej? Czy też zamiast tego odrodzenia swoich narodowych ambicji współcześni Polacy wybiorą istnienie w formie nowoczesnego plebsu, zainteresowanego wyłącznie bogaceniem się, zakupami w supermarketach, budową Orlików i ścieżek rowerowych? Plebsu pozostawiającego troskę o sprawy państwa komuś innemu? Komu?". ---------------------------------------------- Zachęcam gorąco do kupowania "Nowego Państwa" i bardzo polecam artykuły Andrzeja Waśki.
moherowy beret

byłam na konferencji we Wrocławiu i słyszałam na własne uszy odczyt Prof.A.Waśko "Czy Polacy są republikanami".Było sporo słuchaczy,ale to jest głos wróbelka przy potędze TVN,Polsatu,GW.