W 3. części znajduje się ogólne wprowadzenie do szczególnej atmosfery nienawiści wykreowanej w latach 2008/09. Opisy wybranych konkretnych skandali (a właściwie medialnych kreacji uderzających w prezydenta) znajdą się w kolejnych częściach.
Lata 2008/09 były okresem, w którym skala ataków na braci Kaczyńskich w obiegu popkulturowym i ze strony rozmaitych osób publicznych, a zarazem stopień, w jakim do tej gry zostało wciągnięte całe społeczeństwo – to wszystko osiągnęło poziom jakiegoś ogólnonarodowego mrocznego szaleństwa. Jeśli w nieodległym czasie różni doktorzy nauk nie opiszą i nie wyjaśnią tego zjawiska w jakiś przekonujący sposób, to przyjdzie nam kiedyś samym tłumaczyć się przed przyszłymi pokoleniami z tego bezrozumnego szału. Był to czas szczytowej aktywności Palikota, którego happeningi, skrupulatnie relacjonowane przez media (w stylu „niezdrowej ciekawości”), sprytnie przykrywały bezwład rządów jego partii.
Zwolennicy PiS zostali zepchnięci do narożnika: każda próba poważnej dyskusji na tematy polityki zaczynała się od ironicznych uśmieszków. Na popularnych forach internetowych rozsądne głosy zaniknęły wśród jednostronnych obelg. Jednostronnych, bo bezrozumne pyskówki to był teren, na którym elektorat PO panował niepodzielnie. Nie da się porównać kreatywności strony platformerskiej, obelżywych ‘pisiorów’, ‘pisuarów’, ‘pis-dzielców’, z bladą odpowiedzią pisowską – dobrodusznymi ‘cieniasami’ (z czasów Marcinkiewicza) czy nawet ‘platfusami’. Jeśli ktoś jest naprawdę tak naiwny, żeby wierzyć w bajki o pisowskiej agresji lub choćby w to, że istnieje tu cień równowagi, to o frekwencji poszczególnych obelg może łatwo przekonać się przy pomocy odpowiednio skonstruowanych kwerend. Jeśli na spotkaniu w małym gronie włączony był telewizor, to wystarczyło, że pojawił się jeden z braci Kaczyńskich, by zaraz ktoś zakrzyknął coś w rodzaju „o, kaczka!”, a pozostali z mniejszym czy większym zaangażowaniem śmiali się z „dowcipu” i dokładali jakieś rytualne obelgi (kartofel, Borubar itd.).
W nagonce na PiS nawet politycy nie chcieli pohamować się przed najbardziej niesmacznymi genitalnymi obelgami, w ogóle nie tracąc przy tym poważania, ani u swoich kolegów, ani w mediach. Podaję przykłady jeszcze sprzed okresu kulminacji 2008/09. Przykłady, których nie należy lekceważyć, gdyż każdy z czołowych polityków jest siłą rzeczy autorytetem dla jakiejś części społeczeństwa, przynajmniej dla elektoratu swojej partii. Takie publiczne wypowiedzi miały więc swój udział w rozkręcaniu tego szaleństwa w całym społeczeństwie poprzez wytwarzanie atmosfery przyzwolenia na takie obelgi. Pierwszy przykład to posłanka Joanna Senyszyn, która powiedziała po prowokacji TVN i Beger we wrześniu 2006: „IV RP poszła w PiS-du!”. Drugi przykład to hasło rzucone przez Mirosława Drzewieckiego, przyszłego ministra sportu, na sam koniec ostatniej debaty wyborczej w TVP przed wyborami 2007: „Idźcie na wybory, bo wygrają pisiory.”
Ataki na Kaczyńskich miały ciekawy aspekt „ekspercki”, który wydaje się istotny dla całościowej analizy tego zjawiska. W mediach odnoszących się z demonstracyjną wrogością do Kaczyńskich publicyści i dyspozycyjni eksperci-politolodzy przewrotnie sączyli przekaz, który miał dawać logiczne wyjaśnienie złego wizerunku PiS w społeczeństwie oraz proponować tej partii środki zaradcze. Według założeń przyjętych a priori w ich rozważaniach źródłem wszelkiego zła w polskiej polityce oraz w samym PiS byli bracia Kaczyńscy. „Eksperci” konsekwentnie więc stwierdzali, że jedyna szansa dla PiS na uzyskanie sympatii w społeczeństwie to odwołanie prezesa partii Jarosława Kaczyńskiego i wystawienie w wyborach parlamentarnych innego kandydata niż Lech Kaczyński. Podawali jeszcze inne „życzliwe” zalecenia, ale te dwa były najważniejsze, ilustrowane licznymi wynikami sondaży. Warto podkreślić, że zalecenia te wychodziły z mediów wrogich wartościom konserwatywnym oraz jawnie lewicowych. Ostatnią rzeczą, do której chcieliby przyłożyć rękę ludzie, którzy te zalecenia formułowali, było zmniejszenie szans PO na rzecz PiS czy nawet innej partii konserwatywnej. Ten przekaz „ekspercki”, mimo iż jawnie nieszczery, był ważnym dopełnieniem kampanii „nienawiści popularnej”. Życie publiczne, w którym Palikot, Niesiołowski, Kutz, Bartoszewski, media i legion pożytecznych idiotów w Internecie nieustannie oskarżają PiS o szerzenie nienawiści, przy minimum refleksji ewidentnie trąciło surrealizmem. Zagubionym ludziom, którzy potrafili zdobyć się przynajmniej na refleksję, by zauważyć ten surrealizm, ten przekaz „ekspercki” o złych Kaczyńskich dawał jedyną szansę na zracjonalizowanie sytuacji, w której znalazło się polskie społeczeństwo, czyli w pewnym sensie – na pozostanie przy zdrowych zmysłach. Efekt był taki, że ustąpienia Kaczyńskich zaczęli domagać się nawet zwolennicy PiS o słabszej wytrzymałości psychicznej. W końcu aksjomatem stało się stwierdzenie, że dopóki Kaczyńscy nie znikną z polityki, to PiS pozostanie na marginesie. Eksperci oczywiście przymykali oczy na to, że jak na „zanikającą” partię elektorat PiS jest dość trwały, a „margines” wcale nie taki mały. Niemniej jednak, wyjście poza żelazny elektorat wydawało się prawie niemożliwe, gdyż uniemożliwiono samą dyskusję – debata publiczna została skutecznie zdemolowana.
W okresie kulminacji 2008/09 mogło powstać mylne choć zamierzone wrażenie, że winna takiego stanu rzeczy jest garstka zadeklarowanych chamów z mediów takich jak Wojewódzki i Figurski. Do tego dochodzą harcownicy z kręgu PO: Palikot, Niesiołowski, Bartoszewski, Wałęsa, którym w dobrym tonie było okazać pobłażliwość i nie rozliczać za ostro, wszak oni „już tacy są”. Jednak manipulacja była kreowana szerokim frontem, za pomocą wielu precyzyjnych metod. To za sprawą tej sięgającej bardzo głęboko manipulacji po 10. kwietnia powstało tak szokujące wrażenie, że społeczeństwo w ogóle nie znało pary prezydenckiej – pięknych, mądrych i przesympatycznych ludzi, o ogromnych zasługach dla Polski, darzących się miłością mogącą być wzorem dla wielu rodzin. Ale przed 10. kwietnia jakby nie istniały zdjęcia, na których pan i pani prezydent wyszli ładnie, a na przebitkach filmowych we wszystkich telewizjach prezydent ewidentnie sprawiał wrażenie dziwacznej, małej i niezgrabnej postaci, na dodatek jakoś żałośnie osamotnionej – tak jakby wszyscy trzymali się od niego z daleka.
W jednym z artykułów z tego okresu Dziennik, zresztą bez głębszej refleksji, epatował czytelników nieracjonalną nienawiścią do prezydenta wśród najmłodszych użytkowników Internetu (Dziennik: 6.04.09). Wg Dziennika dzieci twierdzą, że obrażanie prezydenta jest po prostu modne, gazeta przytoczyła szereg takich wypowiedzi. 13-letni Damian, który dopisał do szeregu komentarzy z obelgami, że prezydent jest „gnidą społeczną”: „Ja osobiście nic do niego nie mam, ale wszyscy się z niego śmieją, że kaczka itp., to ja nie chcę się wyłamywać. Nasz obecny prezydent w ogóle nie wygląda na prezydenta i wszędzie się ośmiesza.” 15-letni Oskar: „Spieprzaj, dziadu! Normalnie, taki prezydent to pośmiewisko na całym świecie. Wstyd mi, że wybraliśmy takego.” A jakie właściwie wpadki prezydenta pamięta? „Artur Borubar, Leo Benhauer albo «spieprzaj, dziadu».” 18-letni Adam w epitetach pod adresem prezydenta idze na całość: „Co za ch..”. Dzieci oczywiście nie mają pojęcia o polityce, mieszają urząd prezydenta z rządem, nie rozumieją, że obecnie krajem rządzi PO a nie PiS. Widać to także w wyjaśnieniach 18-latka: „Wszyscy, którzy głosowali na Lecha (i PiS), teraz żałują swoich decyzji, przynajmniej tak myślę. Ogólnie pogarszający się stan państwa i słuchanie bez przerwy złch wiadomości w tv doprowadzają mnie do frustracji. Jako, że nie mogę nic na to poradzić, próbuję się przynajmniej wyładować. Zazwyczaj słuchając wiadomości, dochodzę do wniosku, że to właśnie PiS i m.in. Lech, bezsensownie i czasami śmiesznie rządząc, doprowadzają nasz kraj do takiej sytuacji. Wolałbym, jakby rządy w kraju objęła tylko PO, jestem przeciw pluralizmowi, bo wg mnie to właśnie on przyczynia się do niepotrzebnych sporów i tego konsekwencji (PO zazwyczaj bezsensownie nie wszczyna sporów). Pozdro. PS. Specem od polityki nie jestem, ale każdy może takie zjawisko zauważyć (oczywiście oprócz zaślepionych chęcią władzy braci Kaczynskich).”
Przytoczyłem te obszerne fragmenty artykułu, by pokazać, że nienawiść dzieci nie wzięła się z niczego. Jeśli przyjrzeć się przekazowi telewizyjnemu mniej pod kątem treści (której jakże często po prostu w nim brak), a bardziej pod kątem płynących z niego emocji, to widać, że emocje dzieci są poprawną projekcją tego medialnego wykrzywionego obrazu rzeczywistości. Powstaje istotne spostrzeżenie, że znaczna część społeczeństwa wykazała się dziecinną naiwnością, dając się tak bardzo oszukać „nienawiści popularnej”.
Jacy rodzice
Dowodów nienawiści popularnej mam wokół mnóstwo
Teraz jest trend w drugą stronę
Właśnie - ten teledysk z Bartoszewskim w roli głównej...
A dobrze się zapowiada...