Mam dużo pytań - rozmowa z Małgorzatą Wassermann

Przez Gazeta Polska … , 04/05/2010 [21:20]

Po Zbigniewie Wassermannie przetrwały w niewyjaśnionych okolicznościach różaniec i telefon Rosjanie chcieli, żebym podpisała oświadczenie, że mogą spalić rzeczy ojca. Rosyjska psycholog powiedziała mi, że są to strzępy ubrania pobrudzone krwią, benzyną i błotem i właściwie nic z nich nie zostało. Zgodziłam się. Tymczasem wśród rzeczy ojca, które mi potem oddano, były prawie niezniszczone blankiety biletów LOT, różaniec, harmonogram pobytu w Katyniu, telefon komórkowy, który nie był uszkodzony i działał. Jeżeli ubranie było kompletnie zniszczone, to gdzie był telefon i dlaczego ocalał? – z Małgorzatą Wassermann, córką posła PiS, byłego ministra-koordynatora ds. służb specjalnych, rozmawia Dorota Kania

W jaki sposób dowiedziała się pani o śmierci ojca w katastrofie prezydenckiego samolotu Tu-154? W sobotę rano z mediów. Radio RMF przerwało program, by przekazać tę informację. Później w telewizji została podana infolinia, na którą mogły telefonować rodziny. Pierwszy raz zadzwoniłam tam około 13.00. Usłyszałam, że tata wsiadł na pokład samolotu, a na chwilę obecną jedynie mogą nam zaoferować pomoc psychologa i na tym rozmowa się skończyła. Kilka godzin później na pasku informacyjnym w telewizji przeczytałam, że jest organizowany wyjazd rodzin ofiar katastrofy do Moskwy. Ponownie zadzwoniłam na infolinię – rozmawiająca ze mną kobieta powiedziała, że jest to „plotka medialna”. Czy w sobotę zgłosił się do pani lub rodziny ktoś ze strony polskich władz? Nie. W niedzielę rano z telewizji dowiedziałam się, że w Warszawie gromadzą się rodziny, które mają lecieć do Moskwy. Zadzwoniłam na infolinię i ustaliłam, że my dojedziemy. Około południa poinformowano nas telefonicznie, że ojciec został na sto procent zidentyfikowany i czy w takiej sytuacji nadal chcemy jechać. Kolejne telefony z taką samą informacją otrzymaliśmy z MSZ oraz infolinii. Ponieważ powiedziano nam trzykrotnie, że ojciec został zidentyfikowany na pewno i informowano nas, że nie trzeba jechać, zrezygnowaliśmy z wyjazdu do Moskwy. Poinformowano mnie również, że mogę w imieniu rodziny ustanowić pełnomocnika. W niedzielę pobrano od nas także DNA. W poniedziałek usłyszałam, jak minister Ewa Kopacz czyta listę zidentyfikowanych osób – ojca na niej nie było. Poinformowano panią, kto rozpoznał ciało Zbigniewa Wassermanna? Nie, ale w mediach pojawiła się wiadomość, że Jarosław Kaczyński, który był w Smoleńsku identyfikować ciało brata, prezydenta Lecha Kaczyńskiego, dokonał tej identyfikacji. Zadzwoniłam do posła Adama Bielana, który stwierdził, że identyfikacja ojca nie miała miejsca. Skontaktowałam się z biurem PiS i posłowie zaczęli ustalać, jaki jest stan faktyczny. Poseł Beata Kempa i Andrzej Adamczyk wielokrotnie dzwonili w różne miejsca, by cokolwiek ustalić. Zdecydowaliśmy, że jedziemy do Moskwy: ja, moja bratowa i dyrektor biura ojca. Bardzo szybko załatwiono nam wizy i we wtorek przed południem wylecieliśmy do Moskwy. Co się działo po przylocie? Od razu pojechaliśmy do instytutu medycznego, gdzie wprowadzono nas do dużej auli. Było tam mnóstwo ludzi, do których podchodzili rosyjscy prokuratorzy, tłumacz i psycholog. Gdy przyszła nasza kolej, zapytano nas o znaki szczególne ojca, wygląd i ubranie. Po ich opisaniu powiedziano nam, żeby zejść na dół, gdzie są przechowywane ciała. Ponieważ już wcześniej ustaliliśmy, że identyfikacji dokonają moja bratowa i dyrektor biura ojca, ja zostałam, a oni poszli z rosyjskim prokuratorem, tłumaczem i psychologiem. Długo pani na nich czekała? Zaraz po ich odejściu podeszła do mnie kobieta świetnie mówiąca po polsku, bez żadnego akcentu. Zapytała, czy zgodzę się na kilka formalności, bo będzie szybciej. Zgodziła się pani? Oczywiście, że tak. Powiedziano mi, żebym podpisała dokument, że są to zwłoki ojca. Zadzwoniłam do bratowej, która potwierdziła identyfikację. Podpisałam dokument i wtedy rozpoczęło się przesłuchanie. W pewnym momencie pani psycholog, która wcześniej do mnie podeszła, powiedziała mi, że przesłuchujący mnie rosyjski prokurator, do którego zwracała się po imieniu, jest szefem wszystkich prokuratorów. Zapytałam wtedy, czy ona jest Rosjanką – powiedziała, że tak. Byłam zaskoczona, bo mówiła w naszym języku jak rodowita Polka. Była cały czas podczas pani przesłuchania? Tak, siedziała przy mnie i cały czas do mnie mówiła. Ile trwało przesłuchanie? Prawdopodobnie około sześciu godzin. Dlaczego tak długo? Zaczęło się od spisywania moich danych. Prokurator mając przed sobą mój paszport, w którym były moje dwa imiona, zapytał mnie, czy używam jednego imienia, czy dwóch. Odpowiedziałam, że jednego. Wpisał jedno imię w protokół, a ja na chwilę wyszłam. Po powrocie stwierdził, że w paszporcie są dwa imiona i trzeba na nowo spisać protokół. Wówczas odpowiedziałam, że przecież o tym wiedział, mało tego, dokładnie mnie o to pytał. Powiedziałam, że jestem prawnikiem i z mojej wiedzy wynika, że na dole protokołu możemy dopisać informacje o drugim imieniu. Usłyszałam, że tego nie przewiduje rosyjska procedura i wszystko trzeba spisać na nowo. Pytano mnie, gdzie pracuję, jaki jest adres mojej pracy i telefon, gdzie mieszkam. Po zakończeniu odbierania danych ponownie na moment opuściłam pokój. Kiedy wróciłam, któraś z tych osób podała mi długopis i ja się podpisałam. Za chwilę okazało się, że znowu pojawił się problem, bo na jednej stronie podpisałam się na niebiesko, a na innej na czarno. I znów prokurator powiedział mi, że wszystko musimy zrobić od nowa, ponieważ w rosyjskiej procedurze dokumenty muszą być podpisane jednym kolorem długopisu. Po jakimś czasie odmówiłam udziału w dalszych czynnościach, na co Rosjanka przedstawiająca się jako psycholog, tłumaczyła mi, że jestem w szoku, dlatego nic nie rozumiem, i chciała podać mi leki uspokajające Zażyła je pani? Nie byłam w szoku, wiedziałam, co się dzieje, i żadne leki nie były mi potrzebne. Zresztą polscy psychologowie powiedzieli później, że byliśmy jednymi z najbardziej opanowanych i spokojnych ludzi, którzy przyjechali na identyfikację. Po spisaniu danych przesłuchanie trwało nadal? Tak. Samo spisywanie danych i poprawki trwało ponad dwie godziny. Później prokurator pytał mnie, kto mieszka z ojcem w domu, jak ma na imię druga wnuczka i po co przyjechał do Rosji. Odpowiedziałam, że siedemdziesiąt lat temu zostali tutaj zamordowani polscy oficerowie i przyjechał oddać im hołd. O co jeszcze pytał rosyjski prokurator? Czy przyjechałam razem z ojcem do Rosji, kiedy ostatni raz się z nim widziałam, kiedy przekraczałam razem z nim granicę. Kolejne pytanie dotyczyło tego, kto z nim przyjechał. Zapytałam, czy mam wymienić nazwiska wszystkich pozostałych 95 osób, które zginęły w katastrofie. Po tym pytaniu powiedziałam, że chcę już zakończyć czynności i nie będę dalej zeznawać. Tym bardziej że moja bratowa i dyrektor biura ojca czekali na mnie na dole. Stwierdziłam, że chcę zabrać rzeczy taty, i mimo że wcześniej powiedzieli, że będę musiała oddać krew – bo ich nie interesuje materiał genetyczny pobrany w Polsce – odmówiłam. Wówczas dowiedziałam się, nie oddadzą ciała ojca, dopóki nie pobiorą mi krwi. Zgodziła się pani? Tak, ale zanim to nastąpiło, prokurator zapytał mnie, na ile wyceniamy to, co się stało. Odpowiedziałam, że ta tragedia nie ma ceny i nie jest w stanie wyobrazić sobie, co przeżywamy. Dodałam, że nie będziemy skarżyć państwa rosyjskiego za tę katastrofę, na co on stwierdził, że nigdy nic nie wiadomo. Po oddaniu krwi pojechała pani do hotelu? Ponieważ towarzyszące mi osoby musiały opuścić budynek, zadzwoniłam do polskiej ambasady i po kilkunastu minutach przyjechał nasz przedstawiciel, który towarzyszył mi do końca czynności. Nie skorzystałam z propozycji prokuratora, że osobiście odwiezie mnie do hotelu. Jak zakończyło się przesłuchanie? Powiedzieli mi, żebym podpisała oświadczenie, że mogą spalić rzeczy ojca. Zadzwoniłam do mamy, ona chciała je odzyskać. Wtedy rosyjska psycholog stwierdziła, że są to strzępy ubrania pobrudzone krwią, benzyną i błotem i właściwie nic z nich nie zostało. Ostatecznie zgodziłam się więc na ich spalenie i podpisałam dokumenty. Teraz tego żałuję. Dlaczego? Bo czas na analizę i przemyślenia przyszedł w Polsce. Rozpoznałam rzeczy ojca, które mi oddano: prawie niezniszczone blankiety biletów LOT, z których korzystał w Polsce na trasie Kraków–Warszawa, różaniec i etui, harmonogram pobytu w Katyniu, telefon komórkowy, który nie był uszkodzony i działał. Jeżeli ubranie było kompletnie zniszczone, to gdzie był telefon i dlaczego ocalał? Skąd Rosjanie wiedzieli, że to jest właśnie jego telefon? Dlaczego w tak dobrym stanie zachowały się papierowe bilety i harmonogram, które ojciec miał przy sobie, a ubranie w katastrofie zostało całkowicie zniszczone? Na te pytania chyba mi już nikt nie odpowie.

filozof grecki

"Jeżeli ubranie było kompletnie zniszczone, to gdzie był telefon i dlaczego ocalał." Bardzo ciekawe. Poza tym - skąd pewność Tuska, że Rosjanie nie kopiowali danych z urządzeń elektronicznych, skoro długi czas były w ich rękach. Niech Tusk nie robi z ludzi głupiutkich dzieci? Po czyjej stronie on gra??? Przesłuchanie w Moskwie - jak u Kafki, to co robili Rosjanie to były szykany. Pomyślcie o tych biednych ludziach spośród rodzin, którzy mieli mniej zimnej krwi od pani Małgorzaty Wassermann! PS. Dzięki za artykuły z "Gazety Polskiej". I tak od lat kupuję każdy numer, ale miło poczytać na swoim ulubionym portalu :)
Domyślny avatar

nietoperz (niezweryfikowany)

15 years 5 months temu

oczywiście rząd zapewnił doskonałą opiekę - całokształt w stylu Tuska i współpracowników... Ten fragment jest ciekawy: Dodałam, że nie będziemy skarżyć państwa rosyjskiego za tę katastrofę, na co on stwierdził, że nigdy nic nie wiadomo. Jak w Katyniu - kiedy wyszła prawda na jaw po latach możliwe jest zaskarżanie Rosji...Czy to nie jest ciekawe?
Domyślny avatar

taknamoment (niezweryfikowany)

15 years 5 months temu

"Jak w Katyniu - kiedy wyszła prawda na jaw po latach możliwe jest zaskarżanie Rosji...Czy to nie jest ciekawe?" Ciekawe co? Jak przykladowo wyjdzie ze winna byla obsluga lotniska, ze popelniono bledy, zle podano parametry potrzebne w naprowadzeniu maszyny, ze doszlo do zaniedban i przykladowo oswietlenie lotniska nie dzialalo... to wtedy rodziny wynajma adwokata i wejda na droge prawna z Federacja Rosyjska o odszkodowanie. Proste jak linijka. Co do samego telefonu. Posel mogl podczas katastrofy miec go na stoliczku czy w dloni. Nie wiem ile czasu trwala ta nieszczesliwa faza lotu, czy mial czas probowac sie do kogos dodzwonic czy nie... mozliwe ze tak bylo i ten telefon nie byl ani w kieszeni ani w teczce. Nie wiem jak z papierami LOT. Mozliwe ze jak sie je dostaje przed wejsciem na poklad to sie je kladzie przed soba na stoliku, razem z poranna prasą czy dokumentami.
Domyślny avatar

taknamoment (niezweryfikowany)

15 years 5 months temu

...a to ze rosyjskie sluzby mialy dostep do tych telefonow i sa juz w posiadaniu tego co na nich bylo to pewne w 100%. To normalne, nie ma ich co za to winic. To jak winic lwa ze lubi mieso łani:) Tak to jest jak sie ma niewydolne panstwo z niewydolnymi sluzbami. To nie wina Tuska. To wina calosci, braku wytycznych, specjalnych procedur... Wytyka sie ze nie bylo otoczenia terenu, poczekania na nasze sluzby, ze nikt o to nie wystapil. Nie wystapil bo nikt zapewne nawet o tym nie pomyslal :D To dzialo sie blyskawicznie. Takie decyzje trzeba podjac juz w pierwszych minutach dlatego musza byc przygotowane odpowiednie procedury na takie wydarzenia. Jezeli takie rzeczy maja zalezec od szybkiego myslenia Premiera czy jakiegos ministra obrony to bedzie zawsze tak sam -blada d*** za przeproszeniem. Moim zdaniem, wszystko to bylo wynikiem chaosu jaki zapanowal po katastrofie. Mysle ze podobny chaos panowal w sluzbach, kancelarii premiera, sztabie wojska polskiego...
filozof grecki

Zaistniały chaos nie świadczy dobrze o premierze. Dobry przywódca i lider to taki, który radzi sobie nawet w trudnych i stresujących warunkach, a nie tylko w idealnych, gdy wszystko działa na tip top. A Tusk co? - twierdzi, że jest dobry, bo dobrze pochował zmarłych - cóż widocznie mamy dobre służby pogrzebowe i dobrą kompanię reprezentacyjną, bo jakby to było słabe, to też by wszystko zawalił. Poza tym nie usprawiedliwia to kłamstw rządu i to tak głupich, że rząd jest całkowicie przekonany, że nasze tajemnice były bezpieczne, bo Rosjanie przekazali nam wszystkie urządzenia (nawet nie komisyjnie - przesłali pocztą dyplomatyczną!). A fakty są takie, że w NATO machnęli już ręką na wiarygodność Polski (do tego dochodzi Zielonka, który znał szyfry NATO i naszą siatkę szpiegowską!!!) Tusk to (zdaniem niektórych) dobry premier na dobre czasy, ale w warunkach kryzysowych ujawnia się jego dramatyczna nieudolność. Jeśli chodzi o chaos w służbach, to warto pamiętać, że premier sprawuje nad nimi bezpośredni nadzór (zlikwidował stanowisko koordynatora). Jest więc odpowiedzialny bezpośrednio za wszystkie wpadki. Jako premier jest też odpowiedzialny za całą tę kompromitację Polski.
Domyślny avatar

taknamoment (niezweryfikowany)

15 years 5 months temu

"Zaistniały chaos nie świadczy dobrze o premierze." W pelni sie zgadzam z tym zdaniem. Powiem wiecej, ta katastrofa obnażyła wszystkie słabości naszego państwa. Jednak to co mowi Tusk teraz to juz mus. Nie ma innej opcji. Nie moze powiedziec "Rosjanie maja wszystko co bylo na tych telefonach a moze i jeszcze wiecej". On musi mowic ze wszystko jest bezpieczne, nie ma zagrozenia dla kraju. A w tym czasie sluzby zapewne w panice sprawdzaja w posiadanie jakich informacji weszli Rosjanie, przez jaki czas mieli dostep do wewnetrznych sieci poprzez te telefony, co mogli z nich sciagnac... taka jest prawda, rzeczywistosc jest brutalna. Dodam jeszcze, przy mojej calej sympatii do Jaroslawa Kaczynskiego ktorego ogromnie szanuje, ze obawiam sie iz w przypadku gdyby taki samolot spadl za rzadu PiS, bylby podobny chaos. Jak pisalem, brak jakichkolwiek procedur. 20 lat panstwowosci a kraj dalej wyglada w takich przypadkach jakby rok temu odzyskal niepodleglosc. Co do NATO, nikt nie machnal reka:) Im ginely o wiele wazniejsze informacje o ktorych nie wiemy zapewne. Przypadek Zielonki pokazal ze my nie jestesmy jakas wyspa. U nas tez da sie zwerbowac taka osobe (podobnie jak i na zachodzie, bylo takich afer ogrom). Nie przesadzalbym tez tak z tym Zielonka. Jego wiedza jest ogromna co do szkolenia w polskim wywiadzie. Same szyfry sa zmieniane co kilka miesiecy (a w przypadku zagrozenia, wrecz natychmiastowo). Naglosniono to bo komus zalezalo aby to naglosnic. Zapewne o wielu innych podobnych przypadkach nigdy sie nie dowiemy (u nas w kraju jak i w innych, sasiednich).
filozof grecki

Nie ulega wątpliwości, że poruszamy się w sferze spekulacji, gdyż ci którzy znają te tematy od środka raczej nie mają czasu i ochoty na zdradzanie swoich tajemnic na internetowych forach. Chyba że realizują jakąś celową akcję dezinformacyjną. W ramach naszych spekulacji widzę oczywiście racjonalne punkty wspólne, ale ja nie znajduję jednak usprawiedliwienia dla Tuska - zarówno, jeśli idzie o stan gotowości naszego państwa do sytuacji kryzysowych, jak i jego zachowanie w zaistniałej konkretnej sytuacji oraz jego sposób komunikowania się ze społeczeństwem w tejże sytuacji. Myślę, że w wyborach w tym i przyszłym roku zostanie to "docenione". Na propagandzie sukcesu i chowaniu głowy w piasek przy każdym problemie nie można budować wspólnoty. Tak może jedynie pogłębiać się brak zaufania ludzi do państwa i ucieczka od wspólnoty w egoizm.