Polityka czy rewolucja czyli prawica i lewica dziś

Przez filozof grecki , 09/05/2009 [13:54]

Istnieją przesłanki, by twierdzić, że demokracja jako system rządów powoli wyczerpuje swoje możliwości. Można się z tym nie zgadzać, ale zawsze warto mieć na uwadzę, że w historii poszczególne systemy rządów pojawiały się w wyniku wojen i niepokojów społecznych, przeżywały rozkwit, okres dekadencji i upadek.

Monarchia kiedyś wydawała się najdoskonalszym osiągnięciem ludzkości, nie ma powodów zakładać, że demokracja będzie wieczna. Moim zdaniem byłaby to nieuzasadniona pycha. Przesłanki upadku to m.in. malejąca frekwencja wyborcza. Ludzie doskonale wyczuwają, że system jest na tyle zakonserwowany, że jakiekolwiek głosowanie na partie, które należą do systemu nic nie zmienia. Głosowanie na partie populistyczne też nic nie daje, bo natychmiast po wejściu do rządów doskonale wpasowują się one w system. U nas (z pewnym uproszczeniem) można za przykład tego zjawiska przyjąć nieformalne porozumienie między populistami a elitami finansowymi (deklaratywnie zwalczanymi przez populistów). Porozumienie to zaistniało w 2007 r. na linii Lepper-Kaczmarek-Krauze. W zaistniałej sytuacji Kaczyńscy zachowali się niekonwencjonalnie, antysystemowo, ale zapłacili za to utratą realnej władzy i wściekłym atakiem systemu na siebie trwającym do dziś.

Te spostrzeżenia nie oznaczają, że jestem przeciwnikiem demokracji. Wręcz przeciwnie, demokrację popieram jako oportunista, gdyż nie jestem entuzjastą „życia w ciekawych czasach” i uczestniczenia w burzach dziejowych, które zdają się być coraz bliżej a nie dalej. [Zastrzegam, że to było zdanie na użytek dyskusji; jakby przyszło co do czego, to wolę być na barykadach niż pod łóżkiem ;) ] Dlatego chciałbym wyrazić pogląd i obawę, że panująca dziś – nie tylko w Polsce – tendencja do zacierania różnic ideologicznych, różne brednie o postpolityce, służą tylko i wyłącznie jeszcze lepszemu konserwowaniu układu władzy: Obama, Sarkozy, Tusk to mają być zdaniem medialno-biznesowo-politycznego układu ikony postpolityki. Nie będzie już walki idei, tylko ewentualnie wymiana zużytych twarzy na nowe. Dlatego chciałbym zaproponować dyskusję, w której naszymi skromnymi środkami spróbujemy nadać podziałom ideologicznym świeżość i pokazać, że walka idei może być nadal nośna i służyć politykom do prowadzenia sporów, które pozwolą na choćby częściową wymianę elit oraz działania regulacyjne, które będą ulepszać system władzy, a nie tylko go konserwować.

Jako zdeklarowany zwolennik opcji prawicowej nie odmawiam racji bytu lewicy, choćby z podstawowego, wymienionego wyżej powodu: bez sporu nie może istnieć demokracja. Celem proponowanej przeze mnie dyskusji ma być próba odejścia od współczesnej tendencji do zamazywania różnic ideologicznych. Spróbujmy tutaj określić we w miarę prostych i jasnych sformułowaniach, czym jest dla nas dziś opcja prawicowa, a czym lewicowa, oraz choćby pobieżnie zdefiniować oś sporu. Żeby rozważania były konkretne, spróbujmy też określić, które istniejące partie uważamy za prawicowe, a które za lewicowe. Ostatnie pytanie jest zasadne, bo nawet tak elementarne kwestie są dziś zamazywane. PO tworzy „front jedności narodowej”. PiS niektórzy uważają za partię lewicową ze względu na jej postulaty socjalne. W SLD trudno doszukać się idei lewicowych z wyjątkiem paru kontrowersyjnych obyczajowych pomysłów. Także na Zachodzie dziś paradoksalnie elity biznesowe częściej wspierają lewicę. To tylko kilka przykładów. Proszę o własne spostrzeżenia, a ja swój pogląd na wymienione kwestie pozwolę sobie przedstawić już w toku dyskusji, na którą liczę.

Czarek Czerwiński

Pozornie to abecadło, ale żyjemy w takich czasach, że większość pojęć politycznych (lewica, prawica, chadecja itp.) uległo przewartościowaniu i trudno nawet znaleźć wspólny aparat pojęciowy. I my go tutaj zapewne nie wytworzymy, no przynajmniej jeszcze nie teraz, bo jest nas po prostu za mało. Co więcej dyskurs polityczny, może poza jakimiś niszowymi wydawnictwami, nie toczy się teraz w ogóle o idee. Ostatnią jak na razie w Polsce ideą była IVRP, bardzo przecież ambitny projekt, i moim zdaniem powoli wprowadzany w życie, ale idea ta została zohydzona. Po niej było już tylko postpolityczne "żeby żyło się lepiej" z jednej strony, a z drugiej histeryczna i kłamliwa nagonka na konkurentów politycznych. Po objęciu władzy przez PO wydaje się, że w społeczeństwie zapanował kompletny ideowy indyferentyzm. Zamiast głoszenia idei, obóz rządowy przy wsparciu części mediów urządza krwawe igrzyska, których ofiarami ma być opozycja i prezydent. Trudno zatem dyskutować o ideach w takim środowisku.
filozof grecki

@Ckwadrat, potwierdza się zatem moja diagnoza. Myślę, że właśnie czas tworzyć pole dyskusji politycznej wbrew "zamazywaczom" pojęć. A może nawet nie tyle tworzyć, co przypomnieć jakieś podstawowe założenia podziału politycznego. A przy okazji: Idea IV RP była dość przejrzysta: radykalne zerwanie z rakiem postkomunistycznych układów. Myślę, że za łatwo dajemy się wodzić salonowym i michnikowym mediom, które chcą wyznaczać nasz język i pole dyskusji. Oni zohydzają ideę IV RP, bo jest ona dla nich śmiertelnym zagrożeniem, ale to samo zrobią z każdą inną, analogiczną ideą. Dlatego ja nie boję się idei IV RP. Wręcz uważam, że pomysł strząśnięcia postkomunistycznego balastu przez zmianę ustrojową i zmianę beznadziejnej konstytucji Kwaśniewskiego jest pomysłem dobrym i wartym promowania.
Bernard

Politycy są gotowi na rozmaite wolty i taktyczne pociągnięcia. Co widać po działaniach partii w Polsce, ale nie tylko. Proces "postpolityzacji" będzie się pogłębiał i dążył w kierunku politpoprawności, gdzie wszystkie różnice poza wzrostem i urodą kandydatów są zamazywane. To widać po obietnicach PO z ostatnich wyborów i reakcji na te obietnice już po wyborach. Dziennikarze, czy osoby wypowiadające się publicznie "robią oko" mówiąc: nikt przecież obietnic nie brał na serio, no co wy. Warto śledzić to co dzieje się w Stanach. Stany ciągle są prekursorem trendów światowych jeśli chodzi o kampanie wyborcze i nowinki. Czyli ciągły wzrost przewagi formy nad treścią, udział mediów, również internetu (w Polsce to wydaje się jeszcze abstrakcją, ale gdy stopień dostępu do sieci zbliży się do amerykańskiego poziomu, wówczas znaczenie internetowych kampanii też się zwiększy - jesteśmy więc w awangardzie :)). I masowość wolontariatu. Co do form władzy, to czasem mam wrażenie że wszystko już było i wszystko ciągle się powtarza, może w zmienionej formie. Demokracja była tysiące lat temu, dyktatura, monarchia również. W Egipcie odkopano gliniane tabliczki na których ktoś wyrył myśl, że świat schodzi na psy, młodsi nie szanują starszych, itd. Brzmi znajomo :) W polskim postkomunizmie chciano zamazywać różnice już od samego początku, stąd oburzenie na chęć tworzenia partii i lansowanie Komitetów Obywatelskich jako emanacji jedynej politycznej organizacji czyli Solidarności jako partii ogólnonarodowej, czy raczej ogólnospołecznej. Dziś faktycznie trudno jest odpowiedzieć co tak naprawdę oznacza lewicowość, a co prawicowość właśnie ze względu na przewagę taktyki nad strategią. Dlatego trzeba stawiać pytania cząstkowe i na te pytania znajdować odpowiedzi. Pytania o wartości, stosunek do tradycji, historii, ekonomii. Weźmy stosunek do wolnego rynku. Nurty prawicowe były zwykle liberalne gospodarczo, wolnorynkowe, lecz czy w czasach upadku komunizmu i zawłaszczania państwowego majątku, przeobrażania się gospodarki, rosnącego bezrobocia, braku zasobów materialnych u większości społeczeństwa, upadku systemu emerytalnego i służby zdrowia, czy w takiej sytuacji strategiczny cel rynkowy (a może nawet liberalny – jak np. podatek pogłówny) jest w ogóle realizowalny? Czy taktyka zapewnienia funkcjonowania społeczeństwa w nowych warunkach polegająca na jakiejś formie redystrybucji dóbr jest zaprzeczeniem wolnorynkowej idei prawicowej – liberalnej, czy tylko konieczną taktyką przetrwania społeczeństwa? A jeżeli taktyką to jak długo powinna być stosowana?
Domyślny avatar

Kirker

16 years 5 months temu

bo jeżeli wielkie korporacje, to ja się wcale nie dziwię. Przecież dostaną dopłaty do eksportu, cła zaporowe ochronią przed konkurencją, do tego jeszcze wysokie podatki i pozwolenia na wszelaką działalność. Z punktu widzenia tzw. wielkiego kapitału sytuacja wymarzona, ponieważ nie trzeba bronić swojej pozycji. Z tego powodu to Obama dostał więcej kasy właśnie od wielkich korporacji niż McCain. Również z tego tytułu wielki kapitał poparł Hitlera. O wielkich korporacjach pisałem tutaj: http://kirker-zoologiczniepra… pozdrawiam
filozof grecki

że temat odżył. Moim zdaniem jest to temat o podstawowym znaczeniu dla dysput politycznych. Pilna jest też sprawa wyjaśnienia genezy i dnia dzisiejszego obu podstawowych opcji, oddzielenia koniunkturalnych narzutów od ideowego jądra w poszczególnych formacjach. Teraz studiuję wpis Kirkera Mit wielkich korporacji (http://kirker-zoologiczniepra…), który dużo tu wyjaśnia. Równie ważny jest też wpis Kirkera na Forum: Wstyd własnych korzeni (http://blogpress.pl/node/446). Niedługo dopiszę kolejne własne przemyślenia z nadzieją na oddźwięk Blogpressowiczów. Teraz powtórzę to co poruszałem już kilkakrotnie pod różnymi wpisami. Moim zdaniem tzw. postpolityka to mit - szczególnie mocno propagowany przez Dziennik, który nieudolnie udaje obiektywną gazetę, a w rzeczywistości wspiera Tuska, dla którego ten mit jest obecnie najbardziej korzystny.