Ks. dr hab. Jarosław Wąsowicz: Obrońca Kościoła abp Antoni Baraniak SDB

Przez Blogpress , 11/12/2025 [18:43]

Gościem Instytutu im. Lecha Kaczyńskikego był ks. dr hab. Jarosław Wąsoweicz, kapelan Prezydenta RP.

Wykład poświęcony był postaci arcybiskupa Antoniego Baraniaka – salezjanina, niezłomnego obrońcy Kościoła, którego życie, jak zauważył, stanowi przykład działania Bożej Opatrzności.

Ks. Wąsowicz rozpoczął od wyjaśnienia, że zainteresował się abp. Baraniakiem dwadzieścia lat wcześniej, gdy w przestrzeni publicznej zaczęły pojawiać się informacje o jego więzieniu i torturach na Rakowieckiej. Zdziwiło go, jak mało osób wiedziało, że Baraniak był salezjaninem – to zmotywowało go, by odtworzyć mniej znane elementy jego biografii i pokazać, w jaki sposób doświadczenia z dzieciństwa i młodości przygotowały go do roli, którą miał odegrać w historii Kościoła i Polski 

Wąsowicz opisał rodzinę abp. Baraniaka – wielkopolską, pracującą na roli, ale bardzo świadomą wagi edukacji. W Wielkopolsce pod zaborem pruskim Polacy budowali struktury społeczne, kulturalne i finansowe, aby przetrwać okres germanizacji. Szczególną rolę w losie młodego Antoniego odegrał proboszcz parafii Mchy, ks. Antoni Wiśniewski, który dostrzegł w nim zdolności i pomógł mu dostać się do salezjańskiej szkoły w Oświęcimiu. Dla chłopca z małej wsi podróż do szkoły była niemal wyprawą, wymagającą paszportów i rodzinnego wysiłku 

Szkoła salezjańska, nazywana „kuźnią polskości”, ukształtowała abp. Baraniaka duchowo, intelektualnie i patriotycznie. Tam też odkrył powołanie. Ksiądz dr Wąsowicz podkreślil jego wybitne uzdolnienia językowe – perfekcyjną łacinę, znajomość niemieckiego, włoskiego, francuskiego i angielskiego. Wspomniał anegdotę z Rakowieckiej: abp. Baraniak i ks. Wojciech Cinek rozmawiali w celi po łacinie, co było całkowicie niezrozumiałe dla funkcjonariuszy i więźniów-celnych donosicieli, dzięki czemu mogli wymieniać informacje, całkowicie bezpiecznie

Kolejnym etapem życia młodego zakonnika była praktyka wychowawcza, m.in. w Czerwińsku i Warszawie. To właśnie tam owczesny ks. Baraniak poznał biskupa Józefa Gawlinę, późniejszego generała biskupa polowego, który wciągnął go do pracy nad tworzeniem katolickiej agencji prasowej – nowatorskiego projektu kard. Augusta Hlonda. Gawlina zachwycił się umiejętnościami językowymi i błyskotliwością Baraniaka i to on polecił go Hlondowi jako wyjątkowo obiecującego kandydata do ważniejszych zadań. Prymas zadecydował, że Baraniak zostanie wysłany na studia do Rzymu, gdzie ukończył nie jeden, lecz dwa doktoraty – z teologii i prawa kanonicznego – co w przyszłości miało dla Kościoła ogromne znaczenie. 

Z chwilą powrotu do Polski w 1933 r. ks. Baraniak wszedł w ścisłe grono współpracowników kard. Hlonda jako sekretarz, kapelan i organizator kancelarii prymasowskiej. Wąsowicz podkreślił, że system kancelaryjny stworzony przez abp. Baraniaka funkcjonuje w zasadniczym kształcie w Sekretariacie Episkopatu Polski do dziś. W latach trzydziestych Baraniak nie tylko pracował administracyjnie, ale też publikował liczne artykuły – głównie o misjach – pokazujące jego wyjątkowy talent publicystyczny. Jego bliska współpraca z Hlondem miała znaczenie także podczas podróży prymasa i jego udziału w najważniejszych wydarzeniach Kościoła powszechnego przed II wojną światową.

Wybuch II wojny światowej przyniósł dramatyczny zwrot – kard. Hlond, nalegany przez rząd i nuncjusza, udał się do Rzymu, by zdać papieżowi raport o zbrodniach niemieckich. U jego boku znaleźli się ks. Baraniak i ks. Filipiak. Pobyt za granicą, który miał trwać chwilę, przekształcił się w pięć lat wyjątkowo intensywnej pracy, w trakcie których ks. Baraniak, jako jeden z trzech ludzi tworzących „wojenną Kancelarię Prymasa Polski”, odpisywał na dziesiątki tysięcy listów, przygotowywał analizy i opracowania dotyczące okupacji, redagował materiały, które docierały do papieża i zagranicznych instytucji. Był świadkiem słynnych przemówień radiowych Hlonda, w tym słów „Nie zginęłaś Polsko, męczennico…”. W Lourdes i Rzymie powstawały również akcje charytatywne dla więźniów, dzieci, jeńców, a także struktury pomocowe dla Polaków na emigracji. Ks. Wąsowicz podkreślił, że praca wykonywana przez tych trzech duchownych była tytaniczna i niewyobrażalna w skali.

Po wojnie kard. Hlond wrócił do Polski, a ks. Baraniak zanim podążył, nadal odpowiadając za niezwykle trudne zadania administracyjne, dyplomatyczne i duszpasterskie. Szczególną rolę odegrał w okresie organizowania struktur Kościoła na Ziemiach Zachodnich oraz przy odbudowie Kościoła po wyniszczającej wojnie. Wykładowca przypomniał także o niezwykle tajnym, powojennym poleceniu papieża, które czyniło Prymasa Polski zwierzchnikiem wszystkich katolików na terenie ZSRR – co oznaczało, że przez ręce Baraniaka przechodziły informacje od duchowieństwa na wschodzie, oraz że to on organizował system wsparcia i kontaktów z tamtejszym Kościołem 

Momentem przełomowym był rok 1948 – śmierć kard. Hlonda. Ks. Wąsowicz ukazał dramatyzm ostatnich godzin życia prymasa. Kard. Hlond, przeczuwając nadchodzącą śmierć, odprawił wszystkich i na osobności poleca ks. Baraniakowi, by przekazał do Watykanu jego wolę: następcą ma zostać bp Stefan Wyszyński. To dzięki wierności i determinacji ks. Baraniaka ta wiadomość dotarła tam, gdzie trzeba, a kard. Sapieha – choć miał własnych kandydatów – ostatecznie poparł decyzję prymasa Hlonda. Wąsowicz podkreślił, że to była chwila, w której narodził się Prymas Tysiąclecia. Abp. Baraniak był jedynym świadkiem proroczej wizji prymasa Hlonda o wielkiej walce duchowej nad Polską i o zwycięstwie, które przyjdzie przez Niepokalaną.  

Ks. Baraniak zamierzał po śmierci Hlonda wrócić do życia zakonnego, lecz prymas Wyszyński poprosił go, by pozostał u jego boku. Tak narodziła się ich wieloletnia przyjaźń i współpraca, w której Baraniak pełnił kluczowe funkcje: kierował sekretariatem, pracował w komisjach soborowych, przeprowadził trudne dochodzenia, przewodniczył komisjom milenijnym. Jego znajomość języków i międzynarodowych struktur Kościoła, wyniesiona jeszcze z Rzymu i wojen, uczyniła go jednym z najważniejszych kościelnych dyplomatów epoki. 

Najtragiczniejszym momentem życia arcybiskupa było jednak aresztowanie w 1953 r., równolegle z uwięzieniem Prymasa. ks. dr Wąsowicz przypomniał, że celem komunistów było zmuszenie abp. Baraniaka do podpisania materiałów obciążających prymasa Wyszyńskiego i przygotowanie procesu podobnego do tych, które w krajach bloku sowieckiego doprowadziły do kompromitacji prymasów. Abp. Baraniak trafił na Rakowiecką, gdzie przez 27 miesięcy był poddawany brutalnym torturom – wielokrotne pobicia, łamanie kości, wyrywanie paznokci, karcery, setki przesłuchań, nieludzki głód i upodlenie. Celem było złamanie go psychicznie i fizycznie, by obciążył Kościół. Ks. Wąsowicz odwołał się tu do nielicznych wypowiedzi samego abp. Baraniaka: ten nigdy po wyjściu z więzienia nie mówił o swoim cierpieniu, jednak raz opowiedział w Oświęcimiu o momencie załamania – gdy leżąc skatowany na posadzce, „myślał, że wszystko podpisze”. Wtedy miał przed oczami obraz Matki Bożej Wspomożycielki i ludzi modlących się za niego. Ta wizja – powtórzona po raz drugi – przełamała strach i dała mu siłę wytrwać, nie zdradzić Kościoła ani Prymasa. To duchowy rdzeń jego męczeństwa – jak podkreślił prelegent – podobny do przełomowych momentów w życiu wielu świętych męczenników 

Komuniści zwolnili go dopiero, gdy prasa zachodnia zaczęła pisać o „zamordowanym biskupie”. Przewieźli go w stanie skrajnego wycieńczenia do salezjańskiego domu w Marszałkach, gdzie współbracia po obozach koncentracyjnych ratowali jego życie. Przeżył wbrew przewidywaniom oprawców, a po rehabilitacji wrócił do posługi. Ks. Wąsowicz opisał też szczegóły jego leczenia, m.in. przywołując świadków, którzy pomagali mu odzyskać zdrowie po barbarzyńskich torturach. 

W 1957 r. abp. Baraniak uczestniczył w pielgrzymce prymasa Wyszyńskiego ad limina. Prymas zabrał ze sobą także dwóch biskupów, którzy w 1953 r. zawiedli – bp. Klepacza i bp. Choromańskiego – aby pokazać jedność Episkopatu. Gdy Papież Pius XII zobaczył wyniszczonego Baraniaka, wstał na jego widok i powiedział: „To jest prawdziwy męczennik”. Ten gest – jak stwierdził prelegent – nosił znamiona publicznego uznania jego heroizmu. Wkrótce potem Baraniak zostaje mianowany arcybiskupem poznańskim. Komuniści zgodzili się bez oporów – wierzyli, że długo nie pożyje po tym, co przeszedł. Tymczasem on żył jeszcze dwadzieścia lat, wiernie współpracując z Wyszyńskim w najtrudniejszych czasach PRL i wspierając Kościół także na arenie międzynarodowej.