Środowisko, które potrafi pielęgnować pamięć o ofiarach z rąk Niemców, ale milczy o ofiarach systemu komunistycznego, samo staje się współwinne fałszowania historii. To pamięć wybiórcza, obliczona na wygodę – bezpieczna, bo nie burzy wizerunku uczelni ani legendy jej rektorów. Pamięć, która pozwala wzruszać się losem profesorów wywiezionych przez Gestapo, ale nie chce wiedzieć, że ich następcy odwracali wzrok, gdy UB wywoziło kolegów do więzienia na Montelupich.
Trudno zrozumieć, że w Akademicki Dzień Pamięci nie ma nawet symbolicznego gestu wobec ofiar represji komunistycznych – choćby złożenia kwiatów czy minuty ciszy. Jakby historia kończyła się na 1939 roku. Jakby wolność akademicka została raz utracona i raz odzyskana, bez ciągu dalszego, bez pytań o moralne postawy i odpowiedzialność.
To nie jest wezwanie do potępienia kogokolwiek. To apel o uczciwość pamięci.
Bo jeśli pamiętamy tylko to, co dla nas wygodne, to nie jest to już pamięć, lecz rytuał – gest pusty, choć wzniosły w formie....