WSPOMNIENIA WACŁAWA LINIEWICZA cz. XXXVI
/Wacław Liniewicz (l. 82) ze Szczecinka, sybirak, społecznik, patriota, świadek historii./
Kot i pies to bardzo przydatne i pożyteczne zwierzęta w gospodarstwie chłopskim. Kot skutecznie tępi myszy i szczury, które podjadają wyprodukowaną przez rolnika żywność. Pies dba o bezpieczeństwo gospodarza, a także jest bardzo pomocny przy pasaniu krów 9takie pasanie było w młodości moim obowiązkiem). Kot przywiązuje się do miejsca i obejścia, w którym żyje. Pies wybierał w rodzinie chłopskiej swojego przewodnika, którego bronił i wiernie mu służył. Mam nawet dzisiaj psa i kota, które tak się do mnie przywiązały, że nawet chodzą ze mną na moją ogrodową działkę. Pies prowadzi mnie drogą biegnąc przede mną, a kot idzie za mną bacząc na tyły. Ten niecodzienny pochód budzi śmiech moich sąsiadów i znajomych. Zawsze lubiłem zwierzęta , a one odwzajemniały się mi. Moja śp. żona też je lubiła, a one też tuliły się do niej, szczególnie kot, grzejąc jej bolący bok.
W życiu zawsze dbałem o „dach nad głową”, więc dlatego taki zawód obrałem, aby projektować i budować domy nie tylko sobie, ale i innym. Mam satysfakcję w tym, że 57 lat temu przyczyniłem się do budowy naszego osiedla domków jednorodzinnych (33 domy wybudowaliśmy w ciągu 18-stu miesięcy). Na tym osiedlu dziś mieszkam razem z moimi budowniczymi tego osiedla, a właściwie ich rodzinami. Z członków naszego Zrzeszenia Budowy Domów Jednorodzinnych „Budowlani” w Szczecinku – z 64. członków pozostało tylko dziewięcioro jeszcze żyjących. Tamci pozostali odeszli do wieczności i także w niebie budują, bo tam mieszkań zapewne potrzeba wiele. Nasze domki budowane w latach 1966-68 były małe (85 m2 powierzchni użytkowej). W tamtym czasie wystarczały dla naszych rodzin. Jednak potem rodziny rozrastały się, a domki też były rozbudowywane. Moi dwaj synowie mieli swoje pokoje i miejsce godnego zamieszkania. W 1992 roku w ramach zmian ustrojowych straciłem pracę, państwowe biuro projektowe, które upadło z braku zleceń. Tak jak wielu innych byłem bezrobotny. Znów trzeba było życie zaczynać od nowa. Mój dom rozbudowałem dobudowując pracownię, w której zatrudniłem moich kolegów i koleżanki. Nawet mój młodszy syn, który kończył szkołę, tu też miał pracę. Synowie dorośli i pożenili się. Na rynku mieszkaniowym jak zawsze młode małżeństwa nie mogły nabyć potrzebne im mieszkanie bez pomocy rodziców. Moi synowie z żonami zamieszkali w swoich pokojach. Z domu jednorodzinnego powstał dom trój-rodzinny z usługą – moją prywatną pracownią projektową. Zamieszkanie teściowej z synową w jednym domu i pod jednym dachem, to trudna relacja znana od pokoleń jak świat światem. Teściowa i synowa w jednym mieszkaniu, to wieczna kłótnia, zaś dwie synowe i teściowa, to już wojna światów. Moim obowiązkiem było uśmierzanie częstych nieporozumień i gaszenie pożarów w zarodku. Żona pomimo łagodnego charakteru nie mogła przeboleć utraty swoich synów na rzecz innych – synowych. Synowie dotychczas jej najdrożsi teraz na pierwszym miejscu stawiają swoje żony, a nie matkę. To przecież naturalne, lecz jakże trudne do przyjęcia, że tak musi być i tego nie da się uniknąć bez zmiany miejsca zamieszkania. W pewnym momencie żona z płaczem oświadczyła mi, że chce się wyprowadzić obojętnie gdzie, że by nie mieszkać ze swoimi synowymi. Długo nad tym zastanawiałem się i w końcu wpadłem na pomysł, że w ramach zapłaty za projektowanie i nadzór nad przebudową koszarowców posowieckich w Bornem Sulinowie od inwestora mogę otrzymać mieszkanie. Tak też stało się. Bardzo szybko otrzymałem potrzebne mi ładne mieszkanie, które sam projektowałem. Któregoś pięknego poranka na stole przed żoną położyłem klucze do nowego mieszkania i powiedziałem, żeby szykowała się do przeprowadzki. - A ty też przygotuj się do przeprowadzenia się – odrzekła żona.
- Otóż ja nie wyprowadzę się, bo tu chcę mieszkać, mam tu biuro i pracę, i to taką, że muszę być tu o każdej porze dnia i nocy. Gdybym się z tobą wyprowadził, to ciągle jeździłbym do Bornego Sulinowa i z powrotem. Fizycznie tego nie wytrzymam. Czy ty naprawdę mnie kochasz, stawiając swoją wygodę nad moje zdrowie i życie? - tak jej wytłumaczyłem.
Wobec tego postanowiła być przy mnie i nie przeprowadzać się. Aby zaradzić temu bardzo szybko sprzedaliśmy nasze nowe mieszkanie w Bornem Sulinowie. Wszystkie pieniądze w ten sposób uzyskane zainwestowaliśmy w nasz dotychczasowy dom wydzielając trzy niezależne mieszkania z usługą – pracownią projektową. O udział w przeprojektowaniu naszego domu poprosiłem moje synowe. Widziałem ich radość we wspólnym rozwiązaniu problemu. Nasz dom z 85 m2 rozbudowany został do 222,57 m2 pu, a także z garażem na trzy stanowiska. Po zakończeniu wszystkich robót budowlanych i instalacyjnych w dniu 29 marca 2000 roku aktem notarialnym razem z żoną podarowaliśmy nasz dorobek naszym synom i ich żonom. Sobie dozgonnie pozostawiliśmy nasze przytulne mieszkanko. Każda rodzina poczuła się, że „jest u siebie”. Tak jak żona i ja kiedyś urządzaliśmy swój dom, tak teraz oni urządzają swoje mieszkania według swojego gustu i potrzeb. „Posypały się wnuki” i to aż piątka u obu synów. To była radość w całym domu. My: dziadek i babcia cieszyliśmy się każdym osiągnięciem. Nasze synowe starały się blisko siebie trzymać swoje pociechy a dziadkowie czuli się coraz bardziej osamotnieni. Szczególnie to przeżywała moja żona i ciągle kusiła wnuków swoją kuchnią. Za to dostawała liczne dyplomy za swoją kuchnię. Ich mamy były o to zazdrosne i ograniczały spotkania z babcią. Chciałem ten problem rozwiązać, ale jak? Powiedziałem, że prawdziwa babcia powinna mieć okulary, kłębek włóczki i druty, na których będzie robić sweterki i skarpetki dla swoich wnuków. Przy tym powinien jej asystować kot, który ten kłębek nici kula po podłodze. Zona obraziła się, że każę jej robić na drutach, a to jest specjalnością jaskółek, lecz na kota zgodziła się. Długo szukałem odpowiedniego kota i znalazłem u Rosjanki takiego rasowego puszystego persa. Ten kot perski „Puszek” uratował więź rodzinną. Wszystkie wnuki znów odwiedzały babcię z kotem. Kot i babcia panowały w kuchni, a ja szukałem sposobu, aby wnuków pozyskać dla siebie…
Kupowałem więc różne smakołyki, a babcia piekła najlepsze ciasto. Ja na podłodze rozkładałem koc i razem z wnukami czytaliśmy bajki. Potem na ten temat dyskutowaliśmy. W miarę rośnięcia doszły książki przygodowe i podróżnicze.. I tak mijały lata, wnukowie rośli, dobrze ucząc się zawodów. Zdobywali pracę i swoje miejsca w społeczeństwie. Zaczynają się nam rodzić prawnuki. Zycie mija i tylko wspomnienia pozostają.
Wacław Liniewicz
szczęśliwy dziadek i pradziadek
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 129 widoków