Ks. Czuba zginął na posterunku tragiczną śmiercią spalony żywcem przez bandy ukraińskie w nocy z 1-go na 2-go kwietnia 1944 roku. Już na parę tygodni przed tym wypadkiem przestrzegaliśmy księdza Czubę w czasie jego bytności u nas na plebanii w Kałużu, by nie siedział na miejscu, gdyż jest coraz niebezpieczniej, ale by sprowadził się do miasta. Uspokajał nas, że nie boi się napadu i nie spodziewa się, by takowy mógł się dokonać na niego, a przy tym jest przygotowany do obrony wraz ze swoimi parafianami.
Jakoż tragicznej nocy rzeczywiście na plebanii zebrało się kilkadziesiąt ludzi, gdyż w domu nie czuli się bezpieczni, zaś plebania, dom murowany, kryty blachą, obszerny i zaopatrzony w mocne okiennice i inne środki obronne, wydawała się im dość bezpieczną, ale się przeliczyli wraz z księdzem. Oto tej nocy bandy wykonały napad na wieś i plebanię. Nie mogąc tak łatwo wedrzeć się do wnętrza plebanii bandyci nanieśli słomy pod drzwi i podpalili inne budynki plebańskie także, wypuszczając naprzód żywy inwentarz.
Obrońcy schronili się na strych domu i tam ponieśli wszyscy śmierć bądź z uduszenia dymem, bądź w płomieniach spalonej plebanii, za wyjątkiem jednego chłopaka, któremu udało się niepostrzeżenie dostać na zewnątrz dachu i zeskoczyć na dół.
Pomimo gęstych strzałów, szczęśliwie wyrwał się z tego piekła i sam mnie to opowiadał. W parę dni później długo jeszcze słyszał krzyki i jęki pozostałych, ale zdaje się, woleli śmierć w ogniu niż wpaść żywcem w ręce bandytów.
Tak zginął też ksiądz Czuba. Bandyci spalili doszczętnie kościół, który był drewniany wraz ze wszystkim co tam było. Długo leżały na pogorzelisku zwęglone zwłoki tych ludzi nie pogrzebane, bo nie było nikogo, kto by oddał im te przysługę. Polaków nie było, a Ukraińcy nie chcieli; opowiadał jeden z uciekinierów, który podobno jeszcze w dwa tygodnie przechodząc koło tego miejsca, oglądał zwęglone częściowo zwłoki księdza Czuby, które mógł rozpoznać. Co się z nimi stało później nie wie, gdyż nikt z tej miejscowości nie pokazał się.
Zanim napastnicy spalili modrzewiową świątynię, dokonali profanacji Najświętszego Sakramentu, zrabowali naczynia i szaty liturgiczne, z których to szat rodziny członków UPA uszyły później bieliznę. Na miejscu spalonego kościoła obecnie znajduje się cerkiew wzniesiona przez ludność nasiedloną po II wojnie światowej. (Misterium Iniquitatis ks. prof. Józef Marecki - Pismo księdza Jana Palicy z relacją o zamordowaniu przez ukraińskich nacjonalistów księdza Błażeja Czuby w parafii Dolina Wojniłowska).
11 lipca obchodzimy po raz kolejny Narodowy Dzień Pamięci Polaków, Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez OUN UPA na ziemiach wschodnich II Rzeczypospolitej Polskiej.
Sadyzm i „wyrafinowane” okrucieństwo ukraińskich faszystów spod znaku OUN UPA i ludności ukraińskiej, chwalonych przez różnych Drozdów, Smoleńskich, Misiłów, Czechów, Motyków - nie miał granic. Szczególnemu okrucieństwu poddane były dzieci polskie – chyba dlatego, że były zupełnie bezbronne i zupełnie niewinne. Mordowano dzieci, np. przez rozdzieranie nóżek (z morderczym hasłem „Tyś polski orzeł”), czy rozdzierając im usta („Polska od morza do morza”), jeszcze żywym wyrywano kończyny, języki, wykuwano oczy, tak umęczone nabijano na widły- ze wspomnień Teofila Niemczuka (Edward Prus 2000 rok).
Propaganda ukraińska w Gazecie Wyborczej nadal ma się dobrze. Mirosław Czech uznał głosowanie w polskim Sejmie za ustanowieniem święta 11 lipca, "głosowaniem po myśli Rosji".
Najgorszym wrogiem Związku Ukraińców w Polsce są fakty, to też walczy się z nimi różnymi sposobami. Można napisać całe studium o OUN-owskiej logice i semantyce. Tutaj ograniczę się do wskazania dwóch bardzo prostych sposobów- wyjaśniał dr Jan Selwa na konferencji w Kijowie w 1997 roku.
Pierwszy polega na pozbawieniu dostępu do wiadomości. Taką metodę próbował zastosować poseł Mirosław Czech, kiedy zalecał wójtom, nie wiem z jakim skutkiem, podczas wizytacji w Bieszczadach w 1994 roku, wycofanie z bibliotek książek określonych autorów.
Drugi sposób to uzgodnianie historii. Zastosowanie wymaga znalezienia odpowiednich historyków, którzy mogą uchodzić za Polaków. Na tym polu uzyskał Związek znaczny sukcesy. Dla idei uzgadniania historii pozyskał Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej i zawarł z nim porozumienie. 25 marca 1996 roku znaleziono odpowiednich historyków „polskich”, którzy na konferencji w Łucku odbytej w dniach 27-30 marca 1996 roku uzgodnili z OUN-owskimi historykami między innymi, że UPA miała narodowo wyzwoleńczy charakter, a do rzezi Polaków doprowadziła polityka państwa polskiego w okresie międzywojennym (Na rubieży numer 5 1997).
Kto obiektywnie patrzy na historię, nie ma wątpliwości, że banderowska OUN UPA to formacja zbrodnicza, że jest odpowiedzialna za masowe zbrodnie i za fizyczny terror względem samych Ukraińców i że jako taka zasługuje na potępienie.
Taki zabieg, wszystko jedno, skąd pochodzi jest zabiegiem żałosnym. Tym bardziej żałosne jest, że wśród tych, którzy dziś bronią ideologii nacjonalizmu ukraińskiego, ewentualnie propagują jego współczesną odmianę, znaleźli się także duchowni cerkwi bizantyjsko-ukraińskiej (greko-katolickiej) zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie.
Mam nadzieję, że nie ma ich zbyt wielu, ale tym bardziej niestety zaznacza się ich obecność. Ich głos brzmi donośniej i wprowadza myślowy chaos. Chodzi mianowicie o Mitrata Stepana Dziubynę, znanego ze skrajnych, antypolskich wypowiedzi i z prób heroizacji OUN UPA, który nie tylko na politycznym, ale moralno-religijnym polu występuje z mętnymi ideami i spotykał się z oburzeniem wśród Polaków i z zażenowaniem wśród uczciwych Ukraińców.
Kiedy wreszcie ukraińscy politycy i intelektualiści uświadomią sobie, że prawda o narodzie ukraińskim, którą trzeba uzmysłowić światu, nie jest czarno biała (czarną jest tylko działalność OUN UPA) ale mieni się różnymi barwami, że samokrytycyzm nie osłabia ale wzmacnia autorytet Ukrainy w świecie? Dobry początek zrobiło 95 Deputowanych Rady Najwyższej Ukrainy apelem skierowanym „Do narodów, parlamentarzystów i rządów aby uświadomiły sobie groźbę ukraińskiego nacjonalizmu”. (dr Jan Selwa, Kijów 1997 r.)
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, z rodu Ormiańskiego, Niezłomny Kapłan, dopominał się o prawdę, uciszany przez Prezydenta, który zachowuje się tak, jakby należał do odpowiednich historyków, którzy mogą uchodzić za Polaków.