Maturę zdał Schulz z końcem maja w 1911 roku. Aula była wybita rodzicami i uczniami, z boku obok chóru szkolnego, koło szafy wypchanej gipsowymi modelami stali abiturienci czekający na uroczyste rozdanie świadectw dojrzałości– opisywał Andrzej Chciuk. Była to szkoła powszechna im. Adama Mickiewicza w Drohobyczu, z greką, łaciną (choć nie były to języki współczesne, którymi posługiwała się młodzież-BR) i kanonem lektur, które za grosze można było kupić z wydawnictwa Wilhelma Zukerkandla.
Czy transformacja edukacji Minister Nowackiej oznacza, że nawet Bruno Schulz ( z racji swego talentu i korzeni, niezwykle poważany z prawa i lewa) klasycznie wykształcony na kanonie klasycznych lektur, zostanie wykluczony przez Ministerstwo Edukacji?
Specjalizowało się ono (wydawnictwo) przez cały czas swego istnienia w wydawaniu bardzo tanich książeczek w stosunkowo sporych nakładach. Były to integralne teksty klasyków literatury polskiej i światowej w polskich przykładach. Czasem skróty i omówienia, opracowania historyków literatury, a ponadto tak zwane bryki a więc pomoce szkolne i pamiętam, że sam z takich korzystałem, przede wszystkim w zakresie literatury łacińskiej, bo z tą wspaniałą mową Cycerona Horacego i innych własnych przodków, miałem w lwowskiej budzie poważne kłopoty. I choć nie były to arcydzieła z punktu widzenia edytorskiego, ich znaczenie dla rozszerzenia oświaty w naszym kraju było ogromne. Obok uczonych i arystów byli jednak także i tacy ludzie, co jeszcze inaczej kładli podwaliny pod narodową kulturę. Żydzi kochający książki (Tadeusz Chrzanowski)
Dyrektor chciał urządzić rozdanie świadectw dojrzałości z pompą. Ponieważ był to gorący czas przedwyborczy, w auli zjawił się nie tylko rządowy kandydat na posła do parlamentu obcy Drohobyczowi dr Natan Loewenstein, ale i trzej kandydaci wysunięci przez miejscowe społeczeństwo: dr Michał Mateusz Barlicki (Polak), sędzia dr Włodzimierz Kobryn (Rusin) i doktor Gerson Zipper (Żyd). Wszyscy chcieli pokazać się społeczeństwu, które za 3 tygodnie miało na nich głosować. Cała uroczystość była zresztą nudna jak to zwykle jest ze szkolnymi akademiami i popisami. Przez następne dni Bruno znikał z domu, chodził po mieście z notatnikiem i rysował co ciekawsze dla niego fragmenty Drohobycza. Niedługo miał wyjechać do Wiednia na studia, chciał mieć choć szkice ze sobą, wiedząc że w Wiedniu będzie tęsknił za swym miastem.
A były to czasy, kiedy - przed Czeszkiem i po nim - rody magnackie i szlacheckie, a także bogatsze mieszczańskie, budowały tu kościoły, dwory, zamki, cerkwie, synagogi, zbory ewangelickie, ratusze i inne obiekty jak figury, nagrobki i kaplice, aby upamiętnić swój wkład w dzieje tej ziemi, zostawić po sobie i kulturze złotych czasów zygmuntowskich trwały ślad. Byli to nie tylko magnaci i królewiątka jak Ostrogscy, Tarnowscy, Zamoyscy, Sieniawscy, Sobiescy,Ligęzowie,Skarbkowie,Fredrowie,Tarłowie,Kostkowie,Zasławscy,Herburtowie,Ramzowie,Czarnkowscy, Wapowscy, byli tu i mieszczanie, i kupcy ormiańscy, greccy, niemieccy, włoscy i wołoscy, owi Boimowie, Kampinowie, Belerowie i inni, na których trzeba by wielu ksiąg. Pozostały po nich wszystkich nie tylko zamki, takie jak Olesko, Brzeżany, ratusz w Samborze, cerkwie i kościoły w Rohatynie, czy tylko kopuła, krypta, nagrobek lub ikonostas… nie mówiąc już o samym Lwowie. O Lwowie pełnym polskości i sztuki i w sztuce zgody wielu narodów.
Ludzie tam zawsze dzielili się na przyjaciół znajomych i nieznajomych. Nieznajomy wszakże naprzód był człowiekiem, zanim jeszcze był Polakiem, czy Rusinem, czy Żydem, czy Niemcem. Ten najprawdziwszy humanizm mogła wywołać tylko sztuka tak zgodnie tu od wieków istniejąca, sztuka wielu narodów, z wielu stron świata i tradycji się wywodząca, a współżyjąca tu w jakiś jedyny i niepowtarzalny sposób, wszystkim potrzebna, wtopiona w krajobraz i w ludzkie odczucie piękna i godności, tym odczuciem afirmowana. I systemem naczyń powiązanych znów tworząca humanizm. To chyba jest rola sztuki.” (Andrzej Chciuk, Ziemia Księżycowa).
Wystarczy zalecić tę książkę ( i wiele podobnych, a niepoprawnych politycznie) jako lekturę w szkole, zamiast płacić Owsiakowi czy uczestnikom sobotniego Marszu Równości na „szkolenie, trening dzieci (sic!) w dziedzinie różnorodności, równości, inkluzyjności”. I w Sejmie warto ją czytać, by panie posłanki nie kompromitowały się opiniami kierowanymi do Polaków- przeciwników przymusowej imigracji (prowadzonej dla rewolucji kulturowej), iż Polacy są zacofani, faszystami, antysemiatmi - ponieważ nie chcą poznać innych kultur, tradycji i przypraw. W tyglu wieloetnicznym, ze znajmomoscią wielu kultur i języków (których "elita" obecna nie zna) Polacy żyli przez tysiąc lat. Wiedza przyda się w rozmowie z ukrainskimi falszerszami historii (kandydat w wyborach w 1902 roku sędzia dr Włodzimierz Kobryn (Rusin)). Normal 0 21 false false false MicrosoftInternetExplorer4 /* Style Definitions */ table.MsoNormalTable {mso-style-name:Standardowy; mso-tstyle-rowband-size:0; mso-tstyle-colband-size:0; mso-style-noshow:yes; mso-style-parent:""; mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt; mso-para-margin:0cm; mso-para-margin-bottom:.0001pt; mso-pagination:widow-orphan; font-size:10.0pt; font-family:"Times New Roman"; mso-ansi-language:#0400; mso-fareast-language:#0400; mso-bidi-language:#0400;}
Poldek wziął mnie na polowanie, gdzieś za Starym Samborem. Sędzia Buczkowski, Ukrainiec, dał adres gajowego Poldkowi, gajowy nazywał się Chrząstowski i był Ukraińcem jak Buczkowski, Polakami zaś szofer Zimmer, mały Chciuk i Sklenarz, chyba spolszczony Czech Sklenar z Oleska. Gajowy, stary wyga, na mnie nie zwracał uwagi, ale Poldek musiał go śmieszyć niewąsko. Poldek od miesięcy czytał „Łowca Polskiego”, szkolił się w fachowych nazwach zwierzyny - daniel, klempa, jeleń, łosza - choć dla mnie to wszystko była sarna, i a mniejsze to sarenka. Poldek przy stole żonglował terminami myśliwskimi, i Stasia wtedy była weń wpatrzona jak w słońce. (Andrzej Chciuk Księżycowa Ziemia)