WSPOMNIENIA WACŁAWA LINIEWICZA cz. XXII
/Wacław Liniewicz (l. 82) ze Szczecinka, sybirak, społecznik, patriota, świadek historii./
Moja Pielgrzymka do Ziemi Świętej poświęcona śp. ks. Janowi Lisowi. On o niej marzył. On miał 58 lat w dniu odejścia do Pana, a ja także miałem jak w Jego intencji pielgrzymować. Pielgrzymka w dniach 24-31 V 2000 roku. Poniżej opis pierwszego z dnia z te pielgrzymki.
Ktoś mnie zapytał, czy jadę na wycieczkę do Izraela. Odpowiedziałem, że nie, bo jadę na pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Ale przecież to jest to samo – odpowiedział. O nie, to jest zasadnicza różnica. Turysta przezywa wycieczkę oczyma, a pielgrzym sercem.
O tej pielgrzymce marzyłem od dawna. Gromadziłem mapy, opisy, zdjęcia z Ziemi Świętej. Nikomu nie mówiłem o tym swoim marzeniu, bo było po prostu nierealne. Nieraz rozkładałem mapę Ziemi Świętej, którą kupiłem w Szczecinie jeszcze w latach 80., i palcem po niej jeździłem, wyobrażając siebie w tych miejscach. Marzenia coraz bardziej się krystalizowały, kiedy przeczytałem w prasie o organizowanych przez różne biura turystyczne wycieczkach w tym kierunku. Ceny odstraszały nawet bardzo chcących. Jednak „na wszelki wypadek” zacząłem zbierać
pieniądze na ewentualną wycieczkę. Nie obciążając budżetu rodziny, dotychczasowe diety radnego, które w części przeznaczałem na cele społeczne, zacząłem gromadzić na koncie osobistym z przeznaczeniem na pielgrzymkę.
Wracając z żoną ze Mszy św. za Ojczyznę, zorganizowanej w dniu 11 listopada 1999 r. w Szczecinku, spotkałem ks. Władysława Kitajgrodzkiego, który powiedział, że organizuje pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Tak więc marzenia spełniły się, to co było nierealne stało się faktem. Będę gościem Marii i Jezusa na Ich Ziemi Świętej. Pielgrzymkę zaplanowano na Rok Wielkiego Jubileuszu. Czas do wyjazdu na pielgrzymkę wykorzystywałem na duchowe przygotowania.
Rok 2000 rozpoczął się dla mnie niezbyt korzystnie. W pracy kłopoty, brak zleceń, brak wpływów pieniędzy za wykonane prace, zacząłem zalegać z płatnościami. Na domiar złego zachorowałem, a na dwa tygodnie przed wyjazdem bardzo boleśnie przebiłem nogę gwoździem. Wszystkie te okoliczności zmusiły mnie do zapytania samego siebie: „Czy jestem jeszcze w stanie pielgrzymować?”.
Tydzień przed planowaną pielgrzymką wszystko zmieniło się na lepsze. W pracy wszystko udało się uporządkować, zaczęły wpływać zaległe płatności. Wszelkie należności i płatności uregulowałem z nadwyżką, a moja noga „nieczynna” była tylko przez kilka dni (Artur, mój syn, dobrze ją opatrzył).
Jestem spakowany z pomocą żony i zapobiegliwych sąsiadek. Jutro jadę. Artur zobowiązał się podwieźć mnie samochodem na miejsce zbiórki. Biorąc pod uwagę wczesną godzinę (3.30 rano) i jego problemy ze wstawaniem, nie bardzo wierzyłem w jazdę samochodem. Byłem mile zaskoczony, kiedy Artur przyszedł mnie budzić na 15 minut przed planowaną pobudką.
Dzień I - 24 V 2000 r.
Miejsce zbiórki – koło kościoła Mariackiego w Szczecinku o godz. 4. Autobus są punktualni. Jedzie nas 20 osób oraz ksiądz Kitajgrodzki. Wśród pielgrzymów są dwie pary małżeńskie: pp. Stypowie i pp. Rusielikowie. Na początku drogi modlimy się w intencji pielgrzymki. Przyjazd na lotnisko Okęcie o godz. 1.30. W holu lotniska spotykają nas Pallotyni. Poznajemy naszego przewodnika Pallotyna ks. Piotra Nowickiego. Otrzymujemy pakiet ze znaczkiem rozpoznawczym, mapą, śpiewnikiem, listem Ojca Świętego, a nawet długopisem. Poznajemy również pielgrzymów z Białegostoku, z którymi będziemy razem nawiedzać Ziemię Świętą.. Grupa jest 24-osobowa, są w niej dwaj księża.
O godz. 12 stajemy do odprawy paszportowej. Szokuje nas „spowiedź” przed pracownikami MOSADU. Musimy odpowiadać nieraz na dziwne pytania. Potem stemplowanie paszportów, przyjęcie bagaży, bramka kontroli osobistej i wpuszczeni jesteśmy do strefy wolnocłowej. W strefie tej są sklepy – bardzo dobre, ale wszystko drogie, prócz alkoholi. O godz. 14 gromadzimy się w kaplicy dworca lotniskowego, gdzie czterej księża odprawiają Mszę św. w intencji naszej pielgrzymki. O godz. 14.30 jesteśmy w samolocie linii izraelskich typu „Boening 757”. Jest to samolot o dwóch silnikach i 220 miejscach. Obsługa izraelska i – o dziwo – nie mówiąca po polsku. Wszystkie zapowiedzi z głośników pokładowych – w języku angielskim (nie bardzo dla nas zrozumiałym). Start o godz. 14.35 bardzo gładki i już po kilkunastu minutach jesteśmy na 11 tys. m. Temperatura na zewnątrz podobno – 55 stopni C, ale w samolocie ciepło i przytulnie. Lecimy w kierunku Rzeszowa i w tych okolicach przekraczamy granicę, kierując się na Ukrainę, potem Rumunię, Adriatyk, Grecję, Morze Śródziemne i Izrael. W samolocie podają soki, potem obiad, kawę i koniak. Z tej wysokości, ze swego miejsca 31D przy oknie, podziwiam piękne widoki. Robię zdjęcia widocznych wysp i gór.
Po 3 godzinach i 40 minutach jesteśmy nad lotniskiem Ben Guriona koło Tel Aviwu. Samolot ląduje bardzo gładko, za co pilot otrzymuje od wszystkich oklaski. Do samolotu podjeżdża lotniskowy autobus i zabiera nas do dworca lotniczego. Pierwsze wrażenie to kolor ziemi – kamienisty i rdzawy. Jest ciepło. Przestawiamy zegarki o 1 godzinę do przodu i tym sposobem mamy godzinę 19.30.
Jesteśmy zaskoczeni szybko zapadającym zmrokiem. Krótka odprawa na lotnisku i wsiadamy do autobusu hotelowego. Kierowca Arab przywitał nas po polsku i przedstawił się, że ma na imię Mojżesz i będzie nas pilotował po całej Ziemi Świętej. W czasie jazdy do Jerozolimy (do hotelu) dowiadujemy się, że w hotelu nie ma światła, a powodem mogą być zamieszki, które trwają między Arabami a Żydami. Dojeżdżamy do hotelu STRAND, którego właścicielem jest Arab. Szybka obsługa przy świecach załatwia nas w ciągu 20 minut, otrzymujemy z panem Kacperkiem pokój nr 649 ( na szóstym piętrze). Lokujemy bagaże i wracam na kolację. Po kolacji rozpakowujemy się. Potem podziwiamy piękne widoki Jerozolimy z balkonu. O godzinie 22 toaleta i idziemy spać.
C.D.N.
Ps. Całość wspomnienia tej pielgrzymki ukazała się na łamach czasopisma POSŁANIEC nr 43/2000.
Wacław Liniewicz
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 122 widoki