KLASZTOR W BORNEM SULINOWIE

Przez Slavus , 04/09/2024 [11:49]
WSPOMNIENIA WACŁAWA LINIEWICZA, cz. VIII ( Wacław Liniewicz, l. 81, ze Szczecinka w Zachodniopomorskiem, świadek historii, sybirak, samorządowiec, patriota/ „KLASZTOR” Po latach odwiedzam „Leśne miasto” – Borne Sulinowo, położone w pachnącym żywicą lesie, nad uroczym jeziorze Pile. Od strony miasta, w jezioro wciska się się półwysep o kształcie głowy orła. Widać to z dużej – lotniczej wysokości. Rozłożone skrzydła orła wyposażone są w pióra, w których dopatrzeć się można kształtu budynków koszarowych. W 1991 roku odniosłem te wrażenie, oglądając po raz pierwszy plan miasta Borne Sulinowo. Na dostępnych w tamtym czasie oficjalnych planach miasta… tego miasta nie było. Zaznaczony był tylko kompleks leśny, do którego dostęp z każdej strony strzegły posterunki wojsk sowieckich. Aby wjechać do tego miasteczka od strony Szczecinka przez wioskę Krągi, przekraczało się pierwszy posterunek wojskowy. Przed wjazdem do miasta, przez ozdobną bramę i wartownia jeszcze z czasów niemieckich, - gości witały następne straże. W samym mieście były wydzielone kompleksy koszarowe, wydzielone wielkim płotem. To tez były kolejne wartownie z uzbrojonymi żołnierzami sowieckimi, strzegącymi wydzielone jednostki wojskowe o różnych specjalnościach. Wszystko było tajne i strzeżone. Tych wydzielonych jednostek wojskowych było chyba ze 14, z częściami technicznymi i koszarowymi. Z dokumentów, które potem od Rosjan przejęliśmy wynikało po rozszyfrowaniu, że w Bornem Sulinowie w latach 1970-74 stacjonowało ok. 40 000 (czterdzieści tysięcy) wojska. Szczecinek, który był na mapach oficjalnych liczył ponad 20 tysięcy mieszkańców. Nasze biuro projektowe otrzymało od wojewody koszalińskiego zlecenie na przejęcie od Rosjan na rzecz samorządu terytorialnego terenu Bornego Sulinowa wraz z pobliskim poligonem i miejscowość Sypniewo-Gródek. Pierwsze dokumenty opracowaliśmy na podstawie dostarczonych przez Rosjan danych wraz z ich bazą paliwową w Szczecinku ( za lokomotywownią PKP). Po raz pierwszy, przygotowane przez nas dokumenty, trafiły na biurko wojewody koszalińskiego i wojewoda zadowolony, zlecił nam (naszemu biurowi projektów) przygotowanie kolejnych dokumentów. Podkreślam, że każdy z przyjmowanych obiektów wymagał inwentaryzacji, oceny stanu technicznego i wyceny. Wszystko to musieliśmy przygotować w 8. (ośmiu) egzemplarzach ( 4 po polaku i 4 – po rosyjsku). W utworzonym międzynarodowym zespole ( fachowcy polscy i rosyjscy) przystąpiliśmy do tytanicznej pracy. Wyposażeni w polskie i rosyjskie przepustki. Po raz pierwszy wkroczyliśmy na teren wcześniej nam nieznany. Ja dostałem przepustkę rosyjską o numerze 296 i polską – o nr 1. To nie wszystko: aby wejść na teren rosyjskich koszar musieliśmy mieć każdorazowo zgodę każdego dowódcy sowieckiego i zgodę pułkownika Stanisława Dychy, szefa formującej się administracji polskiej w Bornem Sulinowie. Co ciekawe, do odszyfrowywania rosyjskich dokumentów przydzielono nam Rosjankę, szyfrantkę panią Walę. To ona pouczyła nas, jak należy zaszyfrowane pisma odczytywać. W zależności od tego, jak przebiegały rozmowy „ na najwyższym szczeblu” posuwały się nasze prace. Prezydentem Rzeczypospolitej był wtedy Lech Wałęsa. Nieraz czekaliśmy godzinami, aby dano nam możliwość przekroczyć kolejnego kordonu, chroniącego tajne obszary. Kiedyś próbowałem policzyć, ile złożyłem podpisów na oficjalnych dokumentach. Wyszło mi około 8400 podpisów! Przyjęcia i podpisywanie oficjalnych dokumentów odbywały się co 10-14 dni, przy długim stole, przy którym zasiadali Rosjanie i my. Nasz zespół fachowców, miał swoje miejsce na końcu stołu. Pierwsze miejsca były przeznaczone dla generalicji i wysokich oficerów. Strona rosyjska była wymagająca i kłótliwa. Wiele stresów przeżyłem przy tym stole, bo przecież odpowiadałem osobiście za przygotowane materiały. Nieraz Rosjanie przeczyli temu, co było w moich dokumentach, więc od razu jechaliśmy w teren, aby na miejscu rozwiązywać spory. Niemal każdy obiekt znałem dokładnie dlatego SIOSTRY KARMELITANKI z Gdyni-Orłowo , szukając odpowiedniego dla nich miejsca na klasztor , trafiły do mnie. W tym czasie Borne Sulinowo i okolice były już prawie polskie, Powstał Urząd Miasta i Gminy, a władze samorządowe stały się gospodarzem przejmowanych terenów. Pierwsza pani wójt z likwidowanej gminy Silnowo została burmistrzem Bornego Sulinowa (pani Teresa Knapik?). Mój kolega Paweł Kacperek został Przewodniczącym Rady Miejskiej. Siostrom karmelitkom wskazałem koszarowiec usytuowany w parku na skraju między tzw. Domem Oficera a willa Guderiana. Tam , przy tym koszarowcu kończyła się droga miejska z okrągłym placykiem i trafostacją. Park sosnowy wokół tego koszarowca sięgał aż do jeziora Pile. Miejsce chyba wymarzone na klasztor? Tak orzekły Siostry Karmelitanki. Aby zaludnić puste miasto po wyjeździe Rosjan, ówczesne władze gminne były gotowe na każdy pomysł i każda inicjatywę twórczą. Koszarowiec samorząd przekazał siostrom za przysłowiowa złotówkę. Jednak był problem z określeniem terenu. Miałem taka pierwsza polska mapę geodezyjną w skali 1: 1000. Wykreśliłem teren na mapie w skali 1: 500. Wyszło z tego 3 hektary. Wszystko to za pośrednictwem Sióstr trafiło na sesje Rady Miasta i Gminy. Ustalony został termin sesji, o którym zawiadomiono Generalnego Projektanta Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego Bornego Sulinowa – pana mgr. inż Romana Erdmana. Mieszkał on i pracował wtedy w Koszalinie. Podczas sesji samorządowej omówiono wniosek Sióstr Karmelitanek. One już od rana pod przewodnictwem s. Marii Teresy od Jezusa modliły się przed wejściem na salę obrad. Ja tez prosiłem Boga, aby wszystko było pomyślnie. Mój przyjaciel Paweł (przewodniczący Rady) przyspieszył rozpatrzenie sprawy przekazania terenu koszarowca Siostrom. Nie było sprzeciwu, więc radni podjęli uchwałę pozytywna , wpisali do dokumentów i ogłosili przerwę. Podczas tej przerwy zdyszany inżynier Erdman dojechał z Koszalina i nagle zaczął krzyczeć i protestować, że on nie pozwoli na podjęcie takiej uchwały i nie dopuści, aby zakonnice mieszkały w Bornem Sulinowie. Z iście żydowskim zacięciem złorzeczył podjętej uchwale. Ale była już „musztarda po obiedzie”. Na skutek prawomocnej uchwały musiał on w swoich opracowaniach wprowadzić to postanowienie (razem z… moim błędem co do powierzchni) do akt. Przecież opracowanie Miejskiego Planu dla Bornego Sulinowa zlecał Urząd Miejski, a w razie sporu na ten temat mógł (Urząd) zmienić projektanta i zlecić komu innemu. Tak się zaczęła historia budowy Klasztoru Sióstr Karmelitanek w Bornem Sulinowie. Minęło właśnie 25 lat istnienia Klasztoru , a czas powstania i budowy wspominam z rozrzewnieniem. Kończę na tym , aby nie zanudzić Czytelników. Wacław Liniewicz Ps. Wspomnienia były spisane 28 listopada 2022 r. Tekst opublikowany także na ogólnopolskim portalu prasowym Blogpress.pl we wrześniu 2024 r – dop. red. Pomorski.