Nie załamywać się, nie rezygnować z działania pomimo ekstremalnie trudnych warunków, niepewności jutra i grabieży majątku

Przez Bożena Ratter , 11/06/2022 [08:05]

Wiele osób wspiera kresowian z sentymentu i dobrej woli- tą tezą rozpoczyna Tomasz Ordyk swą opowieść Tędy i owędy przez Kresy. Słowo „Kresy” pobrzmiewa w polskiej duszy nutą szczególną, jest w niej jakaś tęsknota za dawną wielkością, która odpłynęła – kontynuuje autor.

Termin Kresy Wschodnie czy Ziemie Wschodnie odnosi się do części Rzeczypospolitej położonej przy granicy wschodniej, tak jak Kresy Zachodnie czy Kresy Pomorskie przy granicy zachodniej, południowej, północnej itp.  Były i są  to ziemie zamieszkałe przez Polaków ( i nie tylko).

Dziennik wydawany w Katowicach w II RP do 1939 roku - Polska Zachodnia – w nagłówku miał wypisany  cel : dziennik poświęcony sprawom narodowym i społecznym KRESÓW ZACHODNICH a  wydawane w Chodzieży o tytule  Kresy Zachodnie: pismo poświęcone obronie interesów narodowych na zachodnich ziemiach Polski. Czy mamy postrzegać jako „kresowian z sentymentu i dobrej woli” Polaków zamieszkałych w Wielkopolsce, Śląsku, Pomorzu, Kaszubach itp. , czy poważać ich jako wspaniałych Polaków Rzeczypospolitej Polskiej tworzących Ją i walczących o Jej niepodległość -czyli naszą?

W czasach II Rzeczypospolitej afirmacja Kresów była popularna. Znaczna część elit wywodziła się właśnie z tamtych stron. Lwów i Wilno były uznanymi ośrodkami kultury i nauki - kontynuuje autor. 

Tak,  w czasach II Rzeczypospolitej afirmacja Kresów była popularna . Była  tak popularna i niezbędna do życia jak mąka cukier, kasza, olej , mięso, zboże, miód, piwo, ropa, nafta, kobalt itp., które Polacy wytwarzali na Kresach czyli Ziemiach  Wschodnich RP (obecni  Ukraina) i dostarczali na rynek Polakom zamieszkałym w innych regionach oraz na rynek europejski. Czym groził brak takich dostaw dla II RP doświadczamy w skutkach napaści Rosji na Ukrainę

Z drugiego zdania o elitach wynika , iż wielkość ich nie odpłynęła, jesteśmy spadkobiercami (również Ukraińcy) dokonań Polaków zamieszkujących zabrane Ziemie Wschodnie Rzeczypospolitej (również odzyskane Kresy Zachodnie)  i korzystamy do dzisiaj z ich wiedzy, osiągnięć naukowych,  kulturalnych, gospodarczych Polaków. Polacy zamieszkujący Ziemie Wschodnie Rzeczypospolitej walczyli o odzyskanie niepodległości w 1918r., budowali i rozwijali państwo polskie na tych ziemiach i pozostałych ziemiach Rzeczypospolitej,  walczyli z agresorami w 1939 roku i w czasie okupacji, ginęli w Katyniu, w sowieckich i niemieckich łagrach oraz komunistycznych katowniach. Pamiętajmy, to mieszkańcy Ziem Wschodnich RP (Kresów) przyjmowali od 1939 r. uchodźców wysiedlonych przez Niemców z Wielkopolski i Pomorza oraz uciekających z całej Polski przed niemiecką agresją.

Polakom z Ziem Wschodnich Rzeczypospolitej ocalałym z pogromów II wojny światowej zawdzięczamy odbudowę Polski Ludowej  ze zgliszczy  wojny, odbudowę miast, wsi, szpitali, szkół, kościołów, dróg, kolei, mostów…, dźwignięcie gospodarki, odtworzenie uniwersytetów, politechnik w Toruniu, Wrocławiu, Gliwicach, Warszawie itd. Bez ich fizycznego udziału, dorobku naukowego przedwojennej elity różnych stanów, wiedzy, doświadczenia wcześniej zdobytego nie byłoby to możliwe, przecież nie uczynili tego funkcjonariusze UB w resortowych samorządach, częstokroć analfabeci.

Urząd Patentowy Rzeczypospolitej Polskiej 17 sierpnia 1931 r.

Opis Patentowy nr 13837

Adam Gruca (Lwów, Polska)

Przyrząd do składania złamanych kości udowych

Zgłoszono 12 grudnia 1929 r. Udzielono 21 maja 1931 r.

Ileż ofiar okrutnej II wojny i wypadków w PRL korzystało z doświadczenia znakomitego polskiego ortopedy z dorobkiem z Ziem Wschodnich Rzeczypospolitej.  Nie z sentymentu i dobrej woli ale z wdzięczności za uratowanie zdrowia i życia naszych bliskich pamiętajmy . Takich lekarzy było wielu  a i potrzeby były wielkie.mTo tylko mikroskopijny przykład i tylko z dziedziny medycyny, mówiący o zasługach Polaków z Ziem Wschodnich RP dla istnienia naszego.

Cukrownia w Chodorowie (obecnie Ukraina)  to był  jeden z najbardziej rozwiniętych, twórczych ośrodków przemysłowych II Rzeczypospolitej –wspomina prof. S. Nicieja . W 1912 r. syn księżnej Elżbiety Lanckorońskiej i austriackiego feldmarszałka Kazimierza de Vaux, hrabia Jan Zamoyski i inżynier Bronisław Albinoski założyli spółkę Towarzystwo Akcyjne Chodorów z zamiarem zbudowania cukrowni... Wzięli kredyt w banku lwowskim, zatrudnili na stanowisku dyrektora Towarzystwa inż. Stanisława Kremera (1876-1935) - zdolnego i doświadczonego cukrownika po studiach technologicznych w Wiedniu i praktykach w cukrowniach Czech, Moraw i Niemiec, a projekt samej cukrowni zamówili u cenionego architekta czeskiego, Macieja Blacha, który miał już w dorobku wybudowane cukrownie w Rumunii, Włoszech i Bułgarii…Po roku, w jesieni 1913 r. fabryka była już gotowa i przerabiała buraki z pól wokół Chodorowa na świeży, krystalicznie biały cukier.

Produkcja szła bezawaryjnie, bo sprawdziły się nowoczesne maszyny zakupione w zakładach Skody w Pilźnie. Fachowość polskich inżynierów, obfite plony buraków i dobra organizacja produkcji rokowały jak najlepiej nowoczesnej cukrowni. Wybuchła I wojna światowa, Chodorów zajęli Rosjanie i od razu zrabowali cały zapas cukru z magazynów oraz wymontowali urządzenia fabryczne a gdy uciekali wysadzili w powietrze potężny, 65-metrowy komin cukrowni i podpalili główne budynki fabryczne. Mimo tych strat spółka natychmiast przystąpiła do odbudowy cukrowni z przerwami i kolejnymi stratami w wyniku okupacji austriackiej, ukraińskiej i bolszewickiej.

Czas spokoju nastał dopiero w latach 1921-1939 i wówczas kierownictwo cukrowni pokazało w całej pełni swe talenty organizacyjne. Czy to nie jest bohaterstwo? Nie załamywać się, nie rezygnować z działania pomimo ekstremalnie trudnych warunków, niepewności jutra i grabieży majątku. Właściciele cukrowni nie zrażali się, mimo że przedsiębiorstwo przez 6 lat było niszczone przez wojska najeźdźcze niczym drzewo, któremu ciągle przycina się wierzchołek i amputuje gałęzie.

Należy podziwiać, że w tych niesprzyjających okolicznościach udało się stworzyć w Chodorowie jeden z najnowocześniejszych zakładów cukrowniczych w Europie. Wzniesiono potężne zabudowania o niebanalnej architekturze, stworzono całą sieć socjalnych udogodnień dla załogi cukrowni, w tym specjalne osiedle mieszkaniowe - od nazwiska pierwszego dyrektora, Stanisława Kremera - "Kremerówką" zwane. Dla pracowników stworzono klub towarzyski, salę muzyczną i teatralną, czytelnię, założono orkiestrę fabryczną. Dla dzieci pracowników i zatrudnionej młodzieży założono park sportowy z boiskiem, lodowiskiem, strzelnicą i kortami. Cukrownia utrzymywała 10 km własnych dróg bitych. Zakładała szkoły w okolicznych wsiach i budowała tam domy ludowe.

Dyrektorem cukrowni w Chodorowie w latach 30. XX wieku, który doprowadził ją do rozkwitu, był Adam Korwin Piotrowski - wizjoner o zadziwiających zdolnościach organizacyjnych i wielkich kompetencjach. On to m.in. wybudował rurociąg długości 31 km, którym popłynął gaz ziemny z Daszawy do Chodorowa, dzięki czemu przestawił produkcję cukrowni z opału węglowego na gazowe, chroniąc środowisko naturalne miasta.

A gdy Niemcy zaczęli w 1944 r. rozmontowywać maszyny z linii produkcyjnej, by wywieźć je na zachód, Piotrowski spowodował, że najcenniejsze elementy, w tym wieże rektyfikacyjne, przetransportowano nie do Niemiec, ale w okolice Kazimierzy Wielkiej na przechowanie.  Spowodował, że maszyny te zawieziono do Raciborza do tamtejszej, ogołoconej przez Sowietów poniemieckiej fabryki Hückla i ruszono z produkcją cukru dla Polski. Wieże rektyfikacyjne instalowano w Raciborzu pod osobistym nadzorem dyrektora. Adam Piotrowski na krótko objął też w 1946 r. funkcję dyrektora Zjednoczenia Przemysłu Cukrowniczego i czuwał nad odbudową cukrowni w Chybiu, Otmuchowie, Lewinie Brzeskim, Baborowie oraz Pszennie pod Świdnicą. Niestety, w okresie stalinizmu władze PRL oskarżyły go o szpiegostwo i nie biorąc pod uwagę jego zasług i kompetencji, wtrąciły do więzienia, po wyjściu z którego, złamany psychicznie, nie wrócił już do pracy. Zmarł w Warszawie w zapomnieniu w 1960 r.” (Stanisław Nicieja, Kresowa Atlantyda). 

W powojennych realiach temat Kresów był niepoprawny politycznie, za to literaturą można było się delektować do woli – kontynuuje autor.  Czy  był niepoprawny politycznie w powojennych, komunistycznych czasach,  czy jest nadal niepoprawny w dzisiejszych realiach - temat przynależności Ziem Wschodnich do Rzeczypospolitej?  Smutne, iż ta poprawność występuje w organizacjach i stowarzyszeniach, może już  tylko nazwą odnoszących się do Kresów.

A jeśli chodzi o delektowanie się literaturą do woli  - to przecież nie każdą, komuniści dopuszczali tylko ocenzurowane pozycje jak i spolegliwych wobec systemu autorów.  Tysiące pozycji znalazły się na liście Cenzury z 1951 roku Jakuba Bermana, zwłaszcza dzieła  tworzone w prawdzie i z myślą o interesie Rzeczypospolitej i dotyczące Ziem Wschodnich. Do dzisiaj nie zostały spopularyzowane a nawet wydane.

„Jestem obłożony stertą książek dotyczących Lwowa. Nie zostało ich dużo. Zapewne mieszka na Mokotowie pewien pan. Nie zaryzykuję wymienienia nawet jego imienia. Naprawiał kiedyś coś u mnie w domu i po wypiciu paru kieliszków rzekł, wskazując leżącą na stole książkę: -To było w spisie książek, przeznaczonych w czterdziestych latach do spalenia. To znaczy – poprawił się – do skonfiskowania. Sam to robiłem, jak miałem 16 lat. Mówili mi, że to burżuazyjne, antynarodowe broszury. Zakłamana propaganda kapitalistyczna na szkodę proletariatu polskiego.”  - pisał lwowianin Jerzy Michotek. Warto przypomnieć historię Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Lwowie, dzięki któremu w powojennej, komunistycznej Polsce mogliśmy czytać klasykę polską i światową.

„Od dawna leży mi na sercu i w myśli, żebym po sobie zostawił mojemu narodowi  pamiątkę. Bóg widzi, żem rozczulony i zajęty jedynie chęcią bycia użytecznym i po mojej śmierci mojemu narodowi. Chodzi mi o tę bibliotekę, jak o córkę jedynaczkę na wydaniu, którejbym na los nie chciał odumrzeć..”- pisał w 1815 roku Józef hrabia Maksymilian Ossoliński- Polak. Gdy u stóp cytadeli we Lwowie spłonęła piekarnia wojskowa, na pozostałych po niej fundamentach „według projektu inżyniera i generała w jednej osobie, Józefa Bema, zbudowano w pięknym empirowym stylu – bibliotekę. Całość obiektów wraz z gruntami nabył Józef hrabia Maksymilian Ossoliński za sumę 23 710 złotych, co potwierdzono specjalnym aktem dokładnie dnia 26 marca 1817 roku. Jaki nieprzebrany majątek materialny i duchowy stanowiły zbiory Ossolineum, niech świadczą spisy dokonane na rok przed wojną: 807122 dzieł książkowych skatalogowanych i ponad 100000 nie skatalogowanych, rękopisów 13500, autografów 7 500, dyplomów 2125 muzykaliów 741. Setki inkunabułów, pierwodruki pisarzy staropolskich, tysiące archeologiców, obrazów, rycin, monet. Zakład Narodowy im. Ossolińskich fundował nadto stypendia. (Jerzy Janicki, Ni ma jak Lwów)