Rozeszła się wiadomość, że jakieś gremium postanowiło wystąpić do Ministerstwa Edukacji Narodowej z wnioskiem o przyznanie… kibicom klubu na „L” medalu MEN za propagowanie wiedzy historycznej i patriotyzmu… Póki co – UEFA ukarała klub na „L” karą 35 tys. euro za umieszczanie na trybunach komunikatów niezwiązanych ze sportem.
Kibole klubu na „L” zaaranżowali wizualizację dotyczącą Powstania Warszawskiego i przypominającą też o niemieckich zbrodniach na narodzie polskim w czasie ostatniej wojny. Wg przepisów UEFA takie rzeczy są zakazane podczas spotkań piłkarskich - i to jest poza dyskusją. Święte oburzenie różnych patriotycznych i prawicowych gremiów jest nie na miejscu – dura lex sed lex, jak nie wolno, to trudno. Mnie jednak idzie o co innego.
Kibicowsko-kibolskie środowiska od dawna próbują przykryć swe chuligańskie wyczyny na stadionach i poza nimi przypucowywaniem się do patriotyzmu. Wizualizacje podobne do tej, jaką urządzono na stadionie klubu na „L”, miały już miejsce wcześniej. Red. Mariusz Pilis zrobił nawet o tym film dokumentalny „Bunt stadionów”, czyli dał się zgłupić kibolskiemu cwaniactwu, wierzącemu, że takie gesty „pod publiczkę” zmienią wizerunek tego środowiska w oczach opinii publicznej.
Tymczasem wystarczy posłuchać informacji medialnych o wyczynach tych „patriotów” w czasie meczów i po meczach, a często gęsto i przed meczami. Kto raz przejechał się tramwajem, autobusem czy pociągiem wiozącym „kibiców” na mecz lub odwożących ich po meczu, wie, jaka jest prawdziwa twarz tego środowiska. Dewastacje, spustoszenia, niszczenie taboru, najwymyślniejsze chamskie slogany, pijackie ryki, agresja wobec współpasażerów – to kibolska codzienność. A kibole klubu na „L” wiodą tu prym zdecydowany. Proszę się przejechać Kolejami Mazowieckimi czy linią średnicową i poczytać sobie napisy na murach i obiektach użyteczności publicznej! To po prostu „jądro ciemności”! Zaciekła nienawiść do przeciwników, niewyszukane epitety i bluzgi – wszystko to zdobi ulice, ściany i inne obiekty naszych miast. Kibole klubu na „L” najchętniej zaoraliby całą polską piłkę nożną, pozostawiając tylko swoją „ukochaną drużynę”!
Zanim więc klub na „L” dostanie medal MEN za „krzewienie patriotyzmu”, może niech jego zwolennicy zaczną pokrywać straty, jakie przynosi ich miłość do ukochanej drużyny. Setki radiowozów i „bud” z policjantami, zabezpieczającymi „mecz podwyższonego ryzyka” (a wszystkie mecze z udzielam klubu na „L” są takimi meczami!), dewastacja infrastruktury komunikacyjnej (zdemolowane pociągi, pozarywane podwozia autobusów, powybijane szyby), koszty leczenia funkcjonariuszy służb porządkowych, poranionych w walkach z kibolami… To jest właśnie przejaw kibolskiego „patriotyzmu”.
Ewentualnie koszty, o których wyżej, może zacząć ponosić klub, a to dlatego, że piłkarze nigdy nie odcięli się od barbarzyństwa swych sympatyków, nigdy nikt z drużyny nie wystąpił, nie powiedział gromkim głosem: ”Nie życzymy sobie na naszym stadionie bandziorów!” A skoro to akceptują – niech ponoszą koszty miłości kibolskiej do swych ulubieńców.
Zdaję sobie sprawę, że na całym świecie futbol wyzwala skrajne emocje. Nie wiem jednak, czy są one posunięte do tego stopnia, co u nas, czy emocje te wszędzie owocują takimi społecznymi kosztami. I powiem szczerze – mało mnie to obchodzi. Ja żyję nad Wisłą, widzę to wszystko, jeżdżę tymi pociągami i autobusami (choć staram się tego unikać!) i nie życzę sobie, żeby z moich podatków opłacano skutki sportowego zwyrodnialstwa.
A autorom wniosku o medal MEN dla kiboli klubu na „L” polecałbym coś na ochłonięcie. Albo przejechanie się „wesołym autobusem” lub takim że pociągiem. To dobrze robi na otrzeźwienie.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 426 widoków