Biograficzne śledztwo w sprawie Aleksandra Głowackiego/Bolesława Prusa, które przeprowadziła w swej pracy Monika Piątkowska, zainspirowało mnie do ponownego kontaktu z pisarstwem tego najwybitniejszego (moim zdaniem!) pisarza polskiego. Meandry biografii autora ”Faraona”, jego rozchwiana – zwłaszcza we wczesnej młodości – emocjonalność, wreszcie całkowity brak stabilności uczuciowej i intelektualnej, przerzucanie się z jednej życiowej skrajności w drugą – wszystko to spowodowało, że n-ty raz obejrzałem świetny 9-odcinkowy serial Ryszarda Bera według „Lalki”. Chciałem sobie to i owo posprawdzać, może nie na skalę, na jaką zrobiła to autorka „Prusa”, ale jednak kilka rzeczy mnie zainteresowało.
Wśród nich jedna była najważniejsza – literacka transformacja własnych przeżyć, rozterek emocjonalnych Prusa w postacie jego głównych bohaterów - w wypadku ”Lalki” oczywiście w portrety Wokulskiego i Rzeckiego. Według bowiem diagnoz Moniki Piątkowskiej złożenie razem wizerunków duchowych obu tych postaci pozwoli zobaczyć ich twórcę – typa to emocjonalnego, opanowanego przez różne sentymenty, to znów „twardziela” usiłującego trzeźwo stąpać po ziemi.
Z tej obserwacji pozostało mi uczucie żalu nad osobowością starego subiekta Rzeckiego.
To człowiek życiowo przegrany, a do tego na stare lata zupełnie zdezorientowany. Ślepo zapatrzony w Napoleonidów, wciąż marzący o Wielkiej Wojnie, która miałaby wskrzesić Polskę, zupełnie nie umiejący dostrzec tego, o czym od dawna szumiała cała Warszawa, żyjący mirażami, które w jego marzeniach miały się już już spełnić, a które od realizacji były dalekie jak wschód od zachodu, wreszcie całkowicie pozbawiony zmysłu obserwacji i umiejętności wyciągania wniosków…
Co prawda nie ułatwiał mu życia jego pryncypał i wielka ludzka miłość - Wokulski. Traktował go chwilami jak parobka, opryskliwie, grubiańsko, zwłaszcza gdy w zalotach do panny Izabeli napotykał na ostre rafy, to znów tulił do piersi i pieścił ciepłymi słówkami, gdy jego sprawy szły dobrze. W efekcie Rzecki przestaje cokolwiek z tego, co się wokół niego dzieje, rozumieć; prowadzi go to do awantur z ludźmi świadomymi, trzeźwymi, lepiej poinformowanymi, a choćby tylko zdolnymi do cynicznej oceny sytuacji (do czego Rzecki był organicznie niezdolny), czego świetnym exemplum jest w „Lalce” dr Szuman. On to zaskakuje starego subiekta nieoczekiwanymi diagnozami, nie tylko zresztą w odniesieniu do Wokulskiego, on wyśmiewa Rzeckiego za jego archaiczny sposób myślenia i oceniania. Szuman i Wokulski to jakby dwa złe duchy pana Ignacego, przez które na jego twarzy co i raz pojawiają się troska, rozpacz, smutek, dezorientacja.
Bo Rzecki chciałby widzieć świat poukładanym, a on się tymczasem coraz mocniej chwieje, szybko się zmienia. Bardzo polski jest ten Rzecki ze swym idealizmem, z umiłowaniem uczciwości, przyzwoitości, jednoznaczności. Ale właśnie dlatego przegrywa, nic mu z jego rachub nie wychodzi, świat pokazuje mu wciąż „gębę”: pani Stawska wpada w ramiona Mraczewskiego, Wokulski desperuje, miota się, po czym znika (być może w laboratoriach Geista), Wielka Wojna nie wybucha, a „mały Napoleonek”, wielkie umiłowanie i wielka nadzieja pana Ignacego, miast najechać Europę, pokonać zaborców i wskrzesić Polskę, wdaje się w jakieś wojenki z ludami Czarnego Lądu.
Bo Rzecki to doprawdy ostatni prawdziwy romantyk. Umiera u schyłku VIII dekady XIX w., a w Polsce romantyczne porywy wygasają na dobre 30 lat. Coś tam się zagotuje na chwilę w Galicji, ale w sztuce bardziej, niż w życiu. Młoda Polska jeżeli ogłasza jakie manifesty, to wyłącznie artystyczne.
Wielu tych, co się związali – w różnym stopniu – z Wokulskim, doznało srogiego zawodu. Sztubacka mentalność w uczuciach, naiwna wiara w miłość romantyczną, tak bardzo absurdalna w stosunku do panny Łęckiej – wszystko to razem prowadzi do rozpadu więzi, przedsięwzięć, inicjatyw, dobrych zamysłów. Wśród najciężej przegranych jest Ignacy Rzecki.
Na blisko 30 lat inicjatywę przejmą tacy, jak Szlangbaum z synem Henryczkiem.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 653 widoki