Obrona terytorialna – pierwsze koty za płoty

Przez Nowa Konfederacja , 14/06/2017 [20:50]

Pierwszy etap formowania Wojsk Obrony Terytorialnej pokazuje, że ochotnicy poważnie traktują swoją misję. Czy jednak dowództwo WOT ma pomysł, jak przyciągać chętnych, gdy już obrona terytorialna przestanie kusić swą nowością?

W niedzielę 21 maja minister obrony narodowej Antoni Macierewicz w Białymstoku, Lublinie i Rzeszowie odebrał przysięgę od 400 żołnierzy tworzącego się nowego rodzaju wojsk jakim są Wojska Obrony Terytorialnej. To niespełna 1% docelowego stanu osobowego tej formacji więc na kompleksowe oceny i podsumowania jest zdecydowanie za wcześnie. Najzwyczajniej jeszcze nie wiemy co z tego kiełkującego ziarna wyrośnie, jednak można pokusić się o parę spostrzeżeń.

Mając kontakt zarówno ze sztabem jednej z tworzonych brygad, z żołnierzami, którzy przeszli proces rekrutacji, jak również z osobami którym nie udało się zakwalifikować do pierwszej grupy żołnierzy WOT, mogę przedstawić już pewne spostrzeżenia. Z mej obserwacji wynika, że dowództwo poważnie traktuje swą misję i dąży do tego, by służący w WOT mieli instruktorów, którzy potrafią wyszkolić żołnierzy do przydzielonych im zadań. Minister obrony narodowej w przemówieniu wygłoszonym 24 maja do weteranów powiedział: „Armia nie zapomni o weteranach, ludziach, którzy przelali krew w misjach zagranicznych, chce im pomagać i korzystać z ich wiedzy i doświadczenia (…) Także dla weteranów możliwość dalszego funkcjonowania, bycia potrzebnym, jest bardzo ważna (…) Tworzone są specjalne mobilne zespoły, które będą składały się z weteranów wspierających, uczących, kształcących żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej.”. Słowa ministra mają już odbicie w rzeczywistości – wyrzuceni przez poprzedników na margines weterani misji zagranicznych, którzy swymi umiejętnościami, często nieodpłatnie dzielili się z organizacjami proobronnymi szkolili pierwszych ochotników do WOT i tak jak mówił min. Macierewicz znów czują się potrzebni i swe obowiązki wykonują z pasją.

Czy da się utrzymać ową swoistą „modę” na patriotyzm, dzięki której systematycznie będzie przybywać ochotników do WOT?

Pisząc o pierwszej grupie ochotników warto powiedzieć, że są to ludzie, którzy przyszli do tej formacji z jasno określonym celem – służby ojczyźnie i nierzadko w jakiś sposób już do tej służby przygotowani, czy to żołnierze rezerwy, którzy uznali, że w ten sposób będą kontynuować swą przygodę z wojskiem, czy to członkowie organizacji proobronnych, którzy do tej pory szkolili się własnym sumptem, bardzo często pod okiem dobrych fachowców. Wbrew opinii byłego szefa MON Tomasza Siemoniaka, który w wywiadzie dla TVN stwierdzał, że „szkolenie żołnierzy przez 16 dni, a później przez jeden weekend w miesiącu to jest naprawdę karykatura” ochotnicy zaczynający służbę w WOT mają świadomość, że do profesjonalnego żołnierza jeszcze im daleko. Ekspert w dziedzinie poseł koła Republikanie Anna Maria Siarkowska odpowiadając byłemu ministrowi na jednym z portali społecznościowych, zaprezentowała grafikę z dokładnym rozpisaniem trzyletniego cyklu szkoleń. Pierwszy rok to szkolenie podstawowe złożone z 14-dniowego szkolenia zintegrowanego i 11 szkoleń weekendowych, kolejny rok to szkolenia specjalistyczne, a na trzeci rok służby złoży się zgrywanie taktyczne i certyfikacyjne na poziomie plutonu i kompanii. Wedle tej koncepcji dopiero po trzech latach – czyli, jeśli złożymy wszystko razem, po 4 miesiącach intensywnych szkoleń – będzie można mówić o żołnierzu WOT w pełni gotowym do działań bojowych, czego totalny opozycjonista nie chce zauważyć. Warto też dodać, że mimo iż nowelizacja ustawy o służbie wojskowej pozwala na służbę w WOT osobom legitymującym się kategorią D, to z tej możliwości rekrutujący jeszcze nie skorzystali, co spotkało się z dużym żalem u potencjalnych ochotników, którzy ową kategorię uzyskali „wymigując” się od służby poborowej we wczesnej młodości, a teraz będąc w dobrej dyspozycji fizycznej i psychicznej po szkoleniach w organizacjach proobronnych jednak nie dostali szansy służby w WOT, co oznacza też, że do tworzonych brygad OT nie przyjmuje się wszystkich jak leci.

Na początki działań WOT należy patrzeć z optymizmem, jednak na wnikliwą ocenę potrzeba czasu. O tworzeniu się obrony terytorialnej można powiedzieć, że to przysłowiowe pierwsze koty za płoty nowej formacji, mimo że „kociarstwo” kojarzy się z „falą” znaną z poboru, a tej najzwyczajniej w WOT nie ma, ale gdzie owe koty po zeskoczeniu z płotów pobiegną jeszcze nie wiemy. Jakość tej formacji poznamy dopiero, gdy jej żołnierze po wyszkoleniu zaczną współpracę z wojskami operacyjnymi, do tego czasu większość opinii będzie opierało się na przypuszczeniach. Warto już dziś postawić pytania: Czy dowództwo WOT ma pomysł, jak przyciągać ochotników, gdy już obrona terytorialna przestanie kusić swą nowością? Gdy wśród ochotników może nastąpić wypalenie wynikające z faktu, że jednak nie mogą w pełni gospodarować swym czasem? Czy wreszcie da się utrzymać ową swoistą „modę” na patriotyzm, dzięki której systematycznie będzie przybywać ochotników do WOT? To zależy zarówno od edukacji szkolnej, formacji w organizacjach prooboronnych, harcerstwie, stworzenia formuły współpracy tzw. czynnika społecznego z wojskiem, a z WOT zwłaszcza. Pewne jaskółki w tym zakresie już są widoczne, czego przykładem jest ministerialny program „Paszport” dedykowany organizacjom proobronnym, ale to już osobny temat.

Opublikowano: 24.05.2017

O autorzePiotr MazurPiotr Mazursekretarz TG Sokół w Lublinie--------------------------------------------------------------------------------------

Artykuł dostępny w numerze

Nowa Konfederacja

Internetowy Miesięcznik Idei nr 6 (84)

Czytasz Nową Konfederację?
Wesprzyj redakcję darowizną.
Niech wolni obywatele tworzą wolne media!

https://nowakonfederacja.pl/obrona-terytorialna-p…