"...jak głaz bodzący morze..."

Przez Wojciech Piotr… , 28/05/2017 [11:45]
Napływające ze wszystkich stron wieści wskazują, że my, Polacy, żyjemy w dziwnej dość enklawie; dziwnej jak na sytuację w krajach, które nas otaczają bądź w krajach, z którymi jesteśmy połączeni różnymi sojuszami. Nie tylko nie imają się nas kryzysy, nie tylko że jesteśmy wolni od największych zagrożeń dzisiejszego świata (islamski terroryzm, potężna destabilizacja życia spowodowana rosnącym „pogłowiem” tzw. uchodźców, gwałtowna, przybierająca na sile, wymuszana przez lewackie kręgi sekularyzacja życia), ale – jak na ironię! – przy doprawdy niewielkim potencjale własnym (który dopiero się ponoć rodzi, rośnie) stawiamy się w najważniejszych kwestiach obracającej się w moralną perzynę Europie, a jak trzeba, to i światu. A przy tym staramy się umocnić pryncypia – najważniejsze zasady, konstytuujące nasze polskie życie: walczymy o rodzinę, zwalczamy ataki na Kościół katolicki, nie godzimy się na żadne „genderystyczne” regulacje prawne, staramy się dawać odpór siłom, marzącym o destabilizacji naszego życia, o pozbawienia władzy obozu polskiej odnowy, obozu oczyszczenia państwa z draństwa, korupcji, lewackiej demoralizacji, wreszcie – w ogóle rozmontowania państwa. Nie jest przypadkiem, że najcięższe, najbardziej zaciekłe ataki przypuszczane są na ministrów najaktywniejszych w procesie rzeczywistej naprawy Polski – na Macierewicza, Ziobrę, Jakiego, Błaszczaka… W tej walce jesteśmy zupełnie osamotnieni. Ot, od czasu do czasu gdzieś pojawi się wspólny front a to z Węgrami Orbana, a to z Austrią, a to z którymś z państw tzw. Grupy Wyszehradzkiej; ale to incydenty, efemerydy. Europa generalnie jest zjednoczona przeciw Polsce. Europa… Właśnie… Czego chce dziś AD 2017 Europa? Do czego dąży? Jakie ma cele dalekosiężne? Na każde z tych pytań odpowiedź brzmi: nie wiadomo. Bo doprawdy trudno wysnuć jakieś wnioski z tego, co dzieje się we Francji, w Belgii, Holandii, Niemczech, Szwecji i pozostałych krajach Starego Kontynentu. Najbardziej bliska prawdy (w świetle obserwacji rozwoju wydarzeń bieżących) jest odpowiedź, że Europa postanowiła popełnić zbiorowe samobójstwo. Im gwałtowniejsze, im bardziej niebezpieczne są zachodzące tam procesy społeczne, kulturowe, wreszcie polityczne, tym bardziej szczelna jest cenzura, która tłumi nie tylko nieśmiałe głosy protestów, ale kładzie tzw. szlaban na informacje o niepokojących wydarzeniach (o różnej zresztą skali). W Niemczech i Szwecji nie wolno informować opinii publicznej o muzułmańskich ekscesach, a każda krytyka, która się jednak do opinii publicznej przedostanie, jest natychmiast miażdżona argumentami o ksenofobii, o histerii, nietolerancji… W Polsce, jak wiemy, jest zupełnie inaczej. Na europejskim już nie morzu, ale oceanie zakłamania, moralnej demolki i demoralizacji, nasz kraj jest wyspą wolności, spokoju (póki co…), bezpieczeństwa (oj, żeby tylko nie wymówić w złą godzinę…). „Stawiamy się” – na szczęście w majestacie prawa! – wszystkim. Tym samym stajemy się sumieniem Europy, a z miesiąca na miesiąc szersze rzesze odwiedzających Polskę Europejczyków prawdę tę potwierdzają. Nie chcą tego uznać jedynie ich macierzyste rządy. To znaczy pewnie one to wszystko wiedzą, ale jak tu uznać, że u nich doprowadzono życie do skrajności, a są miejsca, gdzie jest względnie normalnie? Nie jest to pierwszy w naszej polskiej historii wypadek, gdy kraj nasz stawał się sumieniem Europy, gdy krwawił, kiedy inni, syci, klepali się po brzuchach. Skąd pochodzi tytułowy zwrot tego komentarza? Z Mickiewicza, z „Reduty Ordona” oczywiście: /…/ jak sępy czarne chorągwie na śmierć prowadzą zastępy (to oczywiście Moskale)! Przeciw nim sterczy biała, wąska, zaostrzona Jak głaz bodzący morze Reduta Ordona. Sześć tylko miała harmat… etc. etc. A przecież były i inne wypadki, inne wydarzenia, inne sytuacje i okoliczności. Był np. rok 1920, był rok 1939, kiedy to nasi sojusznicy paryscy wysłali nad hitlerowskie Niemcy samoloty, które zrzuciły tam… 2 miliony ulotek, wzywających Niemców do wycofania się… Była kampania wrześniowa, gdy walczyliśmy nie tylko z germańską nawałą, ale i z sowieckim barbarzyństwem. Oczywiście osamotnieni. Były lata okupacji niemieckiej, kiedy Polska stworzyła największą podziemną armię świata, kiedy u nas ratowano z narażeniem życia Żydów, podczas gdy gdzie indziej, np. we wspomnianej Francji, wydawano ich w ręce Niemców (wystarczy przeczytać niewielką książeczkę Jeana Mazarin „Kolabo song”). A po roku 1945? To w Polsce był najsilniejszy opór przeciw komunizmowi, to w Polsce nie było dekady bez antykomunistycznych zajść, wreszcie to dzięki Polsce runął mur berliński, a kraje sowieckiego „bloku socjalistycznego” odzyskały suwerenność. Więc tym „głazem bodzącym morze” byliśmy zawsze. Tak nas widać ukształtowało 1000 lat wiary w Boga, 1000 lat wierności Jego nauce i nauce jego Syna. A ideowo sformułował to polski romantyzm („Polska Mesjaszem narodów”.) Mamyż więc dziś czasy romantyczne? W Polsce zapewne w znacznym stopniu tak!