Nic nie poradzę, że Dobra Zmiana co chwila – obok twarzy – pokazuje Gombrowiczowską „gębę”. Tego raczej nie nagłośnią rządowe „publiczne” media. Ale od czegóż media prawdziwie niezależne, obywatelskie!
Kilka dni temu Poranek Radia Wnet rozpoczął się od dwu niezmiernie interesujących rozmów: rozmówczynią Krzysztofa Skowrońskiego była najpierw pos. Elżbieta Kruk (PiS), a następnie przewodnicząca „Solidarności” w Ministerstwie Zdrowia Joanna Koczaj – Dyrda.
Pierwsza z pań, posłanka blisko związana z kręgami oddanymi reformowaniu mediów publicznych, miała za zadanie uzasadnić, przybliżyć słuchaczom ideę innej posłanki PiS, a przy okazji członkini Rady Mediów Narodowych, Joanny Lichockiej, ideę dotyczącą – powiedzmy to – dekomunizacji czy też może dezubekizacji mediów publicznych. Pos. Lichocka w swym expose zaapelowała do kierownictw naszych mediów publicznych o usunięcie z grona dziennikarzy tych mediów byłych współpracowników PRL-owskich służb specjalnych, czyli SB-ckich agentów lub tylko kapusiów. Red. Skowroński zapytał więc posłankę Kruk, czy władza jest w posiadaniu jakiejkolwiek ewidencji takich ludzi, czyli list donosicieli i agentów. „Nie” – brzmiała odpowiedź posłanki Kruk. Konsekwencją było następne pytanie: „Jak więc przeprowadzić taki zamiar?” Pani poseł wyjaśniła, że idzie raczej o apel. Czyj apel? Trudno zgadnąć. Czyżby prezes Kurski miał zebrać wszystkich swych dziennikarzy, a prezes Sobala swoich i odezwać się do nich w te mniej więcej słowa: „Drodzy kapusie! Kochani agenci! Wiemy, że chcieliście dobrze dla Polski, dla tamtej Polski. Ale czasy się zmieniły, tamtej Polski już nie ma, jest teraz inna i ta inna nie chce, by w jej obywatelskich, publicznych mediach pracowali ludzie tacy, jak wy. Apelujemy więc do waszych sumień i waszego profesjonalizmu: nie dajcie się prosić, nie pozwólcie, aby znów setki ludzi traciły czas i pieniądze podatników na lustracyjne kwerendy, a później procesy, odwołania, rewizje, kasacje itp. Odejdźcie sami. W końcu są media prywatne, komercyjne, tam nikomu agenturalna przeszłość dziennikarza nie przeszkadza, a poza tym tam się znacznie lepiej zarabia. Decyzja, mamy nadzieję, nie będzie trudna. Nie dajcie się prosić – odejdźcie sami. Możecie na tym tylko zyskać. Finansowo, ale nie tylko – wszak święty spokój nie ma ceny”.
Tak by to pewnie mniej więcej miało wyglądać. Nie mam wątpliwości, że dziennikarze – kapusie i dziennikarze agenci po przemyśleniu sprawy posłuchaliby wezwania i masowo poodchodzili z TVP i PR SA.
W ten sposób Dobra Zmiana osiągnęłaby to, czego nie udało się osiągnąć od 1989 r. żadnej z ekip – czystość dziennikarskich szeregów.
W drugiej ze wspomnianych rozmów było może jeszcze ciekawiej. Wspomniana pani Koczaj – Dyrda od kilku, a może kilkunastu lat walczyła (i nadal walczy!) o usunięcie z Ministerstwa Zdrowia jednego z wysoko postawionych dyrektorów, który przez lata dopuszczał się haniebnych praktyk mobbingu na swoich podwładnych. Lżył, obrażał, zastraszał, a nawet bił (sic!) pracowników, zachowując się jak pan na pańszczyźnianym folwarku wobec pozbawionych jakichkolwiek praw chłopów – niewolników. Jej starania (doniesienia do prokuratury, do władz zwierzchnich i gdzie tam jeszcze można było) nie przynosiły żadnych skutków, co jeszcze bardziej rozzuchwalało pana dyrektora, który posunął się ponoć i do gróźb wobec samej zainteresowanej. Wymyślił też inny sposób dręczenia kobiety, sposób, prowadzący w prostej linii do jej zwolnienia: wysyłał ją na kontrole, których przeprowadzenie okazywało się – po przybyciu kobiety na miejsce – niemożliwe… Dobre, nieprawdaż?
Terroryzowani ludzie zaś – jak to ludzie: siedzieli cicho, bo utrata pracy w dzisiejszej Polsce to dopust Boży (mimo radosnych enuncjacji Pani Premier o tym, jak to spada u nas bezrobocie).
Można sobie wyobrazić, z jaką ulgą ta odważna i zdeterminowana działaczka „Solidarności” przyjęła Dobrą Zmianę! Na pierwszym spotkaniu pracowników Ministerstwa Zdrowia z nowym szefem resortu po skończonej uroczystości podeszła do min. Radziwiłła i krótko opowiedziała mu o sytuacji.
Reakcja ministra była dość nieoczekiwana – ale za to jakże głęboko merytoryczna. „Proszę pani – stwierdził Minister Dobrej Zmiany – ja nie zajmuję się sprawami kadrowymi”.
Ileż by tu jeszcze można napisać…
Tylko – czy jest sens?
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 467 widoków