Kilka ważnych prawd

Przez Wojciech Piotr… , 02/04/2017 [08:43]
Wrócę jeszcze do wypowiedzi posłanki PiS Krystyny Pawłowicz w rozmowie z Radiem Wnet sprzed ok. 10 dni, a wrócę, bo kilka ważnych sformułowań, użytych w tej rozmowie, domaga się upowszechnienia, zwłaszcza na portalu SDP – głównego stowarzyszenia twórczego dziennikarzy polskich mediów, pod których adresem coraz częściej formułowane są zarzuty o pasywność lub brak dostatecznej determinacji w eksponowaniu polskiego interesu narodowego, obronie polskiej racji stanu, pozostawianie bez reakcji manipulatorskich lub kłamliwych wypowiedzi antypolsko nastawionych lewicowych mediów zachodnich. Postulat chwili, który niezwłocznie powinni zacząć realizować rząd i polskie elity polityczne i intelektualne (w tym oczywiście medialne!), pani poseł Pawłowicz nazwała „potrzebną rządowej bomby atomowej” w dziedzinie obrony polskich interesów i polskiej „narracji” (fatalne słowo, trącące manipulacjami, ale powszechnie akceptowane i stosowane!). „Ataki medialne na Polskę są tak silne, że możemy tego nie wytrzymać – mówiła pani poseł. – Potrzebna jest >>bomba atomowa<< działań rządu, by ukrócić te praktyki”. Ale poseł Pawłowicz mówiła też bardziej systemowo, analitycznie, obnażając manipulatorskie, agresywne praktyki antypolskiego lobby. „Pojęcie wolności w mediach /dzisiejszych – WPK/ nie może być koniem trojańskim dla obezwładniania społeczeństw czy państw”. Dobre? Bardzo dobre. I bardzo błyskotliwe. Kręgi, o których mowa, tak właśnie działają – pod pretekstem realizacji prawa do wolności wypowiedzi medialnej używają różnych narzędzi – w tym młotów, a nawet kafarów – dla okładania nimi niepokornego społeczeństwa i jego demokratycznie wybranych elit politycznych, stawiających opór rozlicznym nagonkom na Polskę ze strony najrozmaitszych lobbies: homoseksualnych, antykościelnych (antykatolickich), żydowskich, ultraliberalnych, postmodernistycznych, wreszcie – po prostu antypolskich. Każdy głos sprzeciwu, każda próba powstrzymania tego groźnego trendu traktowana jest jako atak na demokrację, wolność słowa, wolność wypowiedzi, w ogóle wolność funkcjonowania mediów. Polskę i jej władze oskarża się natychmiast o nietolerancję, faszyzm, cenzurę medialną i obyczajową, tendencje „samodzierżawcze”, terror państwowy, partyjniactwo, próby zawłaszczenia państwa. Pos. Pawłowicz puentuje to tak: „Lewackie pojęcie wolności przekształca się w anarchię, naruszającą prawa innych. /…/ Pojęcie (rzeczywistych) wolności doznaje ograniczeń”. Otóż to! Ideolodzy i hunwejbini frontu antypolskiego zawłaszczają pojęcie wolności, uzurpują sobie wręcz prawo do definiowania, co wolnością jest, a co nie oraz kto ma prawo i do czego. Władza np. nie ma prawa do artykułowania swego stanowiska w wielu ważnych, ba, podstawowych kwestiach, jeśli są one niezgodne z poglądami kręgów lewackich, grających w kampanii antypolskiej pierwsze skrzypce. Władza nie ma też prawa promocji pożądanych przez siebie działań i koncepcji, jeśli stoją one w kolizji z lewackim paradygmatem. Wolność (czytaj: anarchia) jest tu absolutyzowana, wynoszona na najwyższy piedestał. Tymczasem, jak arcysłusznie zauważa pos. Pawłowicz, „Wolność w hierarchii wartości konstytucyjnych znajduje się poniżej wartości takich, jak suwerenność i niepodległość każdego państwa.” Tak mówi profesor prawa! Tu jest jeden z pogrzebanych psów. Władza państwowa, która dopuszcza do powszechnego i otwartego głoszenia poglądów sprzecznych z interesami państwa, którym w imieniu obywateli zawiaduje, działa na szkodę tego państwa. Władza ta ma więc obowiązek powstrzymywania, a w razie potrzeby zwalczania tendencji i działań, które – pod płaszczykiem wolności – podejmują kręgi państwu nieprzychylne, ba, wrogie. Media Dobrej Zmiany usiłują więc dziś (inna sprawa, z jakim skutkiem!) artykułować polski interes narodowy tak, jak powinien on być pojmowany, skoro udało się wyrwać Polskę ze śmiertelnego uścisku poprzedniej koalicji rządowej. Fakt, że – mimo szczupłych środków – usiłuje się to robić, najbardziej rozdrażnia lewactwo „europejskie”, powoduje eskalowanie antypolskich wypowiedzi, nagonek i kampanii medialno-politycznych. „Europa” sądzi najwyraźniej, że Polska nie ma prawa do obrony, do eksponowania swego stanowiska w kluczowych sprawach. A zatem – w imię wolności! – pozbawia się państwo wolności stanowienia o sobie samym. Byłoby to śmieszne, gdyby nie było prawdziwe. „Jesteśmy zobowiązani /jako państwo – WPK/ zapewnić Polakom dostęp do niezniekształconej informacji (…) Władza, która wygrała demokratyczne wybory, musi mieć swój przekaźnik” – powiedziała pos. Pawłowicz. I zakończyła sformułowaniami, które powtarza dziś wielu przejętych dookolną sytuacją Polaków: „Jestem zawiedziona brakiem reakcji Polaków na kłamstwa i agresję medialną”. Oczywiście pisząc „Polaków” pani poseł miała na myśli przede wszystkim dzisiejszy obóz władzy. Ale czy aby na pewno tylko? Jak się uważnie popatrzy, można zadumać się nad słabością ruchów obywatelskich AD 2017. Więc kto ma nas obronić przed lewackim zagrożeniem?