Jak na komendę unijna Europa odwróciła się plecami do Polski, lekceważąc wszelkie zasady, łącznie z tymi prawnymi, które europejskie grona same uchwaliły. Wybrano renegata Tuska. W Polsce kto chciał, wiedział (i wie), dlaczego poparcie Tego Pana przez demokratycznie wybrane polskie władze było wykluczone. Wystarczy (na użytek tego felietonu) stwierdzić, że Donald Tusk stał się największym szkodnikiem polskiej sprawy po 1990 r. Wsparcie kogoś takiego graniczyłoby z pomieszaniem zmysłów, byłoby aktem jakiegoś niewczesnego surrealizmu. Zaś domaganie się przez eurokratów czegoś takiego od polskiego rządu, rządu, który z wielkim trudem próbuje uratować resztki tego, czego Tuskoland nie zdążył zniszczyć, zakrawa na jawną bezczelność, na najgłębszą pogardę dla Polski i Polaków.
Rozpętała się oczywiście nad Wisłą debata pod hasłem: co z tym fantem zrobić? Słowem – jak żyć po przegranej 27:1.
Ów wynik jest jednak dla Polaków w gruncie rzeczy bardzo pożyteczny – pokazuje, z kim tak naprawdę weszliśmy w polityczne związki, co to za towarzystwo te unijne „elyty” polityczne. Pozbawia to również (i na szczęście!) złudzeń, że weszliśmy do jakichś demokratycznych, praworządnych wspólnot. Nie, weszliśmy w towarzystwo politycznych cyników, egoistów, manipulatorów.
I z tego faktu Polska powinna jak najszybciej wyciągnąć radykalne, konkretne wnioski.
W pierwszym rzędzie powinien to zrobić gabinet, którego polityka (i wewnętrzna i zagraniczna) nacechowana jest nadmierną miękkością, spolegliwością, jakimś dążeniem do zabiegania o dobre cenzurki, o ładne laurki, o jakiekolwiek dobre słowo. Niczego takiego nie będzie, toteż może czas zacząć prowadzić politykę prawdziwą, twardą, nieustępliwą i zdecydowaną. W pierwszym rzędzie uporządkować by trzeba sprawy krajowe. To, co np. działo się na Krakowskim Przedmieściu w ostatnią smoleńską miesięcznicę, wzburzyło wielu Polaków, bo był to pokaz pełnego lekceważenia nas, pogardy, szyderstwa i chamskiego „happeningowania”. To się musi skończyć, nim dojdzie do najgorszego – do aktów bezpośredniej agresji (jeśli rzucanie w demonstrantów różnymi przedmiotami już nie jest bezpośrednią agresją!). Służby utrzymania porządku i ich szefostwo muszą przestać się bać posądzeń o „brutalność” o „faszyzm”, bo te zarzuty i tak padają, choć policja tylko stoi i kordonem odcina jednych obecnych od drugich. Za miesiąc okrągła rocznica i dobrze by było, gdyby odbyła się w spokoju. A wiadomo, że rozwydrzona, sfrustrowana hołota nie odpuści, że się w sposób szczególny zmobilizuje. Jeżeli władza nie zapewni godnego przebiegu obchodów 7 rocznicy smoleńskiej tragedii, to znaczy, że nie nadaje się do swoich zadań.
Z kolei wymiar sprawiedliwości powinien bardziej stanowczo i zdecydowanie karać za ewidentne zniesławienia, obraźliwe epitety, kłamstwa, zniewagi, serwowane legalnie wybranej władzy przez „opozycję”, która jest tak naprawdę zwykłą hałastrą. Skumulowanie w naszym życiu politycznym i społecznym nagiej nienawiści przekracza powoli masę krytyczną. Tylko zdecydowanie stosowane prawo może ostudzić zapędy tych, którym się wydaje, że są bezkarni. Gdy się natomiast słyszy o ciągnących się miesiącami i latami sprawach sądowych o korupcję, malwersacje, działania ewidentnie kryminalne lub przynajmniej kryminogenne, człowiekowi przychodzi do głowy pytanie: czy w tym kraju rzeczywiście jest jakieś prawo i jakaś sprawiedliwość, czy to tylko słowa z politycznego szyldu? Gdy programy informacyjne zamieniają się w pyskówki bądź karczemne awantury, rodzi się pytanie: po co to organizować? komu i do czego potrzebne jest huśtanie i tak niezbyt stabilnie płynącą państwową nawą?
Zdecydowanych działań wymaga też praktyka sejmowych debat, gdzie regulamin Sejmu sobie, a codzienność „debaty” sobie. Jeżeli ktoś myśli, że spolegliwością i udawaniem, że to tylko „gorączka polityczna” można z tą „opozycją” coś osiągnąć, to znaczy, że niczego nie nauczyła go obserwacja pierwszego roku pracy obecnego Sejmu. Świat te awantury, to lekceważenie powagi Parlamentu ogląda i zapewne nadziwić się nie może albo – co gorsza – może dojść do wniosku, że w Polsce rzeczywiście dzieje się źle.
Zdecydowanej zmiany wymaga też świat naszych mediów publicznych. Gdy oglądam programy TV w stylu „Woronicza 17”, „Bez retuszu” czy „Minęła 20ta”, myślę sobie, że telewizja prezesa Kurskiego zaprasza wręcz do medialnej zadymy, awantur, pyskówek, jazgotu. Trzeba więc przypomnieć, że za rządów poprzedniej koalicji opozycja praktycznie była w mediach nieobecna, a jeżeli, to szczątkowo i jedynie w charakterze chłopca do łatwego i bezkarnego bicia. Programy, o których wspomniałem, powinny albo natychmiast zniknąć z anteny albo zmienić swój charakter. Ich rolą winno być raczej tłumaczenie decyzji obecnych władz, obywatelska troska elit o rozwiązanie najbardziej nabrzmiałych konfliktów, a nie jałowe i gorszące pyskówki z ludźmi, którzy nigdy i do niczego nie dadzą się przekonać, nie idzie im bowiem o dysputę, o argumenty, a tylko o szkodnictwo, o podgrzewanie atmosfery politycznego sporu, i tak przecież gorącej.
W sferze kultury obecnej w naszych mediach publicznych powinno się natychmiast zaniechać programów, polegających na sporach ludzi wartości z ludźmi zupełnie na wartości obojętnymi; programy te powinny służyć budzeniu historycznej i kulturowej świadomości narodowej, bo miliony Polaków mają z tym poważny problem, co przekłada się później na ich opinie o tym czy innym twórcy, filmie, teatrze, książce. Tak skutkuje wieloletnia umysłowa tresura przez „Wyborczą” i w ogóle „Uniwersytet Michnika”.
Z programów publicznej telewizji powinny natychmiast poznikać różne „kabarety”, gdzie od rana do wieczora wydrwiwa się i wypacza wszystko, co dla normalnego człowieka ważne, miłe sercu, czasem – święte. Triumfalny marsz tej błazenady przez nasze stacje telewizyjne (o komercyjnych nie mówię, niech robią co chcą, choć oczywiście też w zgodzie z wymogami elementarnej kultury, nad czym ktoś powinien czuwać. Jeśli ktoś zechce nazwać to cenzurą prewencyjną, nie mam nic przeciwko temu.)
Piszę to wszystko, bo przerażający jest obraz naszego życia. A atmosfera jeszcze się zagęszcza po wydarzeniach takich, jak ostatnio w Brukseli.
Jak napisałem, pokazano nam tam plecy (by nie nazwać tego dosadniej), a zatem pozbawiono Polskę złudzeń. To w jakimś sensie sytuacja komfortowa: wiedzieć, że możemy liczyć tylko na siebie.
Więc niech to będzie szok ozdrowieńczy dla władzy, mediów, społeczeństwa. Niech wyciągną z tego wnioski Jarosław Kaczyński, Beata Szydło, Mariusz Błaszczak, Zbigniew Ziobro, a przede wszystkim może Piotr Gliński i Jacek Kurski.
Czas ucieka.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 563 widoki