Wertepy wolności

Przez Wojciech Piotr… , 07/03/2017 [10:13]
Mieszane uczucia pozostawił po sobie ostatni program Jana Pospieszalskiego „Warto rozmawiać”. Formuła konfrontacji różnych stanowisk, co jest istotą programu, w piątek 3 marca została poważnie zakłócona – po pierwsze przez dobór zaproszonych gości, po drugie przez postawę prowadzącego. Jan Pospieszalski nie udźwignął tym razem tego zadania z powodów, u źródła których jest on sam. Warunkiem powodzenia formuły zderzenia przeciwstawnych racji w programie jest dobór takich rozmówców, którzy po pierwsze są do tematu dobrze merytorycznie przygotowani, po drugie – gwarantują opanowanie sztuki debaty publicznej, czyli posiadają coś, co nazywa się potoczne kulturą dyskusji. Obecność w omawianym programie Krzysztofa Mieszkowskiego z góry skazywała całość na niepowodzenie. Ten nowhere man, człowiek znikąd i praktycznie po prostu nikt (brak jakiegokolwiek poważnego wykształcenia, dorobku, prestiżu intelektualnego), zasłynął jedynie ze skandalicznego zawiadywania Teatrem Polskim we Wrocławiu. W efekcie jego działań teatr popadł w długi i stracił prestiż, ale Mieszkowski trwał, bo był w lokalnym wrocławskim (a chyba nie tylko!) układzie polityczno - towarzyskim, który notabene opanował cały Wrocław. Wreszcie ktoś powiedział „dość!”, teatr ma nowego dyrektora (a w teatrze rewoltę przeciw niemu!), ale Mieszkowski rozrabia nadal, skarżąc się m.in. do gremiów europejskich. Czy ktoś taki dawał szansę zachowania w telewizyjnym programie elementarnych wymogów kultury debaty? No, w każdym razie pokazał, co potrafił! Wszystkim oponentom zarzucał kłamstwo i manipulację, wykonywał kabotyńskie gesty (wznosił oczy ku niebu na zasadzie „Boże, Ty patrzysz, a nie grzmisz”, kręcił głową „z niedowierzaniem”, wreszcie „z rezygnacją” machał ręką na wypowiedzi adwersarzy). Zachowywał się więc jak udzielny książę przy biernej postawie prowadzącego program. Jego zachowanie doprowadziło w końcu do tego, że audycja zmieniła się w pyskówkę, a Jan Pospieszalski musiał wziąć w niej udział, bo w przeciwnym razie nie doszedłby w ogóle do głosu. Nie pomógł racjonalny zazwyczaj i opanowany Grzegorz Braun. Wprowadzenie przez niego wątku Wojciecha Bogusławskiego (sic!), który – w opinii Brauna – był ojcem wszystkich polskich teatralnych nieszczęść przeszłych i obecnych, do końca „zabełtało błękit w głowie” uczestników. Opinia, że zło w teatrze polskim leży w państwowym mecenacie nad tą formą sztuki, bo państwo daje pieniądze bez opamiętania i kontroli nad tym, na co są wydawane, ma oczywiście dziś jądro racjonalności, ale jądro to niewielkie, bo złu łatwo zaradzić, zaś na całym świecie państwo dbające o kulturę partycypuje w utrzymaniu najważniejszych jej instytucji. No, chyba że to kraj krezusów, gdzie każdego stać na każdy, najbardziej niebotyczny wydatek na bilet. Rzecz bowiem w mądrym mecenacie, a u nas mecenat opiera się nie na meritum, a na układach towarzyskich, politycznych i tym podobnych. Jan Pospieszalski popełnił w doborze gości do swego ważnego wyjątkowo programu za dużo błędów. I to się zemściło. Program pozostawił niesmak, bo nowhere man z Wrocławia zdominował wszystkich krzykiem, kabotyństwem, chamskimi zagrywkami. Padły też argumentu zupełnie „obok”, np. taki, że można robić ze sztuką co się chce, ale u siebie w domu i za własne pieniądze. Bo chyba nie wszystko dopuszczalne jest w wypadku, gdy tylko ma prywatny charakter! Pedofilia, produkcja narkotyków, kręcenie pornografii odbywa się zwykle w warunkach prywatności. A jednak odpowiednie służby, gdy „powezmą informację”, wkraczają także do domów, willi etc. Żeby zdusić zło skutecznie, najlepiej niszczyć je w zarodku. Resort kultury (w którym właściwie o Dobrej Zmianie mówi się niewiele, a jeszcze mniej się robi!) powinien dbać o to, by instytucjami kultury zawiadowali ludzie o odpowiednim profilu moralnym i świetnym przygotowaniu zawodowym. Wówczas casus „Klątwy” nie powtórzy się. Dziwne jest też stanowisko w tym wszystkim organów ścigania. Niby z urzędu wszczęła śledztwo prokuratura, ale spektakl „Klątwy” nadal jest prezentowany. Normalną koleją rzeczy (a bywało już tak u nas ostatnimi laty) taki spektakl powinien być „aresztowany”, czyli objęty zakazem wystawiania do czasu zakończenia śledztwa. Tak było np. w wypadku ostatniej książki Ś.P. Piotra Skórzyńskiego, którego brat Jan zarzucił nieżyjącemu już wówczas Autorowi naruszenie dóbr osobistych i rodzinnych. Prokuratura natychmiast książkę „aresztowała”. Bywało tak i z filmami i ze spektaklami teatralnymi i z artykułami prasowymi. A „Klątwa” na deskach „Powszechnego” ma się dobrze. Choć zarzutów nie trzeba szukać ze świecą: obraza moralności publicznej, szarganie wartości i uczuć religijnych, promocja postaw pornograficznych… Na to wszystko są paragrafy. Chcę więc wiedzieć, jak długo jeszcze to obrzydliwe „widowiszcze” gościć będzie na deskach teatru, utrzymywanego za pieniądze nas wszystkich. Chcę też wiedzieć, czy red. Pospieszalskiemu zwrócono uwagę na to, by staranniej dobierał gości w swoim programie. Bo owszem, warto rozmawiać – dialog to witamina wolności i demokracji. Ale to pewne, że nie warto rozmawiać z każdym i o wszystkim.
jjr

jjr

8 years 7 months temu

Nie oglądam telewizji, do programu Pośpieszalskiegood czasu do czasu zaglądam na you tube,  tam zawsze Mieszkowski, czy to program o dostępie do broni, czy na inny jakikolwiek temat.

Jedyny uczestnik programu mogący coś powiedzieć o kulturze to właśnie Braun, przynajmniej kilka filmów nakręcił.

Jak to wszystko obrosło w piórka, wicepremier, ministrowie, profesorowie, dyrektorzy od kultury, państwo co raz więcej na tą kulturę nas rabuje.

Ze szkół zniknęła historia filozofia, języki klasyczne, w szaletach, teatrach na salonach dyplomatycznych wszyscy wszystkim robią "łaskę".

Koniec cywilizacji.