PRUS

Przez Wojciech Piotr… , 25/01/2017 [18:09]
Gdyby brać pod uwagę dyskusje o literaturze, publicystykę literacką różnego rodzaju, programy telewizyjne i radiowe, wreszcie filmy i seriale, wyprodukowane przez TVP, można dojść do wniosku, że w przeszłości mieliśmy tylko jednego wielkiego pisarza – Sienkiewicza. Z racji różnych adaptacji filmowych przypomina się jeszcze Dąbrowską, Reymonta… I eto wsio – jak mawiają za wschodnią granicą. Z niezrozumiałych dla mnie (a może zrozumiałych?) względów pomija się zupełnym niemal milczeniem jednego z największych w ogóle naszych pisarzy – Bolesława Prusa. Naprawdę nazywał się Aleksander Głowacki – warto to przypomnieć, bo nasza polityka kulturalna i środowiskowa jakaś zmowa (?) doprowadzą rychło do tego, że o Prusie nikt pamiętać nie będzie. A to byłby wielki narodowy i kulturalny skandal! Prus napisał kilka rzeczy, które ja osobiście zaliczam do szczytów polskiej literatury. Na pierwszym miejscu postawiłbym „Faraona”, którą to powieść uważam za najwybitniejsze dzieło napisane po polsku. Potem – „Lalka”, powieść, którą dwa pokolenia wstecz Polacy zaczytywali się pasjami, dyskutując zaciekle, czy Wokulski jest postacią życiowo prawdopodobną. Na wielką uwagę zasługują pisane przez lata znakomite „Kroniki Tygodniowe” Prusa, gdzie udowodnił on, że oprócz literackiego posiadał znakomity warsztat dziennikarski. To tylko tak „spod dużego palca”, bo nie można pominąć i nowelistyki i mało znanej powieści „Dzieci” o rewolucji 1905 r… Jak to się dzieje, że Polacy zapominają, zdaje się, o pisarzu, który napisał jedną z najmądrzejszych książek w naszej literaturze, książkę, która – gdyby nie kopciuszkowa pozycja Polski w świecie – byłaby światowym hitem, bestsellerem. Książki, która w atrakcyjnej jakże formie opowiada o rzeczach ważnych, a trudnych: o państwie i rządzących nim mechanizmach, o władzy, o wzajemnych powiązaniach różnych czynników, składających się na polityczne sukcesy bądź klęski władzy; o politycznej chytrości, która zwykle wygrywa z porywami „gorących głów”; o cynizmie, bez którego władza i polityka nie istnieją; wreszcie o dojrzałości, tak bardzo niezbędnej dla sprawowania władzy. Jakże to dziś aktualne! – chciałoby się zawołać. Owszem. Ale nas karmią wciąż tylko „przygodami pana Michała” i opisami „narodowej krzepy”… A „Lalka”! Ileż tam analizy różnych zjawisk – społecznych, ekonomicznych, narodowościowych, historycznych; ileż prawdy o polskim losie i polskich przywarach; wreszcie – ileż prawdy psychologicznej, zwykłych prawd życiowych… Jakaż to w końcu wspaniała panorama Warszawy końcowych dekad XIX wieku, Warszawy, gdzie wielkopański przepych i skrajna nędza sąsiadowały dosłownie o krok, gdzie jedni szastali, a drudzy mogli tylko żebrać… Wreszcie – ileż tam prawdy o odwiecznych polskich sporach o wszystko, sporach równie gorących, co jałowych. Oczywiście, można z „Lalki” wziąć jedynie wątek romansowy (najbardziej dla mnie wątpliwy, ale może ja się nie znam…) Ten wątek bardzo powieść „rozgrzewa” – bo poza tym jest to utwór dość chłodny, nietypowy jak na polską mentalność. A „Kroniki Tygodniowe”! Wielotomowy opis naszych dziejów bieżących, podany z właściwą Prusowi wnikliwością analityka, satyryka, ba, czasem szydercy, czasem tylko ironisty (co, zdaje się, ma nawet większą siłę oddziaływania). Przypomnę ów słynny felieton, napisany z okazji światowej wystawy w Paryżu, kiedy to po raz pierwszy świat mógł zobaczyć Wieżę Eiffela. Na tej wieży bohater felietonu zainstalował teleskop i obserwował Europę. Zobaczył m.in., jak przedstawiciele trzech narodów – Niemcy, Francuzi i Polacy - wznosili każdy swój dom. Pisze Prus: „Niemcy i Francuzi z miejsca wybrali sobie po 5 dyrektorów i zabrali się do pracy. Polacy z początku wszyscy chcieli być dyrektorami, o co się nawet pobili i rozbiegli…” Oszczędzę może dalszych szczegółów, przypomnę puentę: ktoś zarzuca obserwatorowi, że jego teleskop pokazuje świat wykrzywiony, na co obserwator mówi: „Ależ on pokazuje tylko to, co jest…” Widać właśnie owo „to, co jest” jest dla miłośników hajdamackich bitek, pościgów, oblężeń i pojedynków niezbyt miłe; widać mądre książki nie są u nas w cenie, bo za bardzo pokazują, jacy jesteśmy, a przynajmniej jacy bywamy. Bez Gombrowiczowskiego wykrzywiania i prześmiewstwa; bez dramatycznych, rozdzierających diagnoz Wyspiańskiego; po prostu – dobrą prozą. Mam nadzieję, że może nowe podstawy programowe przypomną Prusa – mądrego, wnikliwego obserwatora i analityka, autora najwspanialszych powieści napisanych po polsku.