Możemy "skoczyć" Panu Majstrowi!

Przez Wojciech Piotr… , 28/12/2016 [09:36]
Jurorowanie w konkursie SDP na najlepsze materiały dziennikarskie ma jeden wielki plus: pozwala zajrzeć za fasadę kraju, w którym żyjemy, tam, gdzie nie zaglądają komercyjne media, nastawione na rejestrację działań Centrali oraz tam, gdzie media Dobrej Zmiany też nie zajrzą, bo trend jest taki, żeby pokazywać rzeczy dobre, a jeśli złe, to te, które dotyczą poprzedników. Tymczasem w Polsce toczy się życie normalne, lokalne, życie ludzi, których los rzucił „daleko od szosy” – ludzi, którymi z rzadka interesują się media (chyba że w związku z jakąś spektakularną aferą, dającą się ładnie nagłośnić i zaliczyć kilka punktów oglądalności!), którym ciężko jest dochodzić swoich praw, bo często nie wiedzą nawet, że takowe mają, ludzi, których życie z wyroków różnych instancji, układów, systemów etc. ma polegać na tym, że mają żyć i możliwie niczego nie chcieć. SDP-owski konkurs raz do roku pozwala zobaczyć, jaki naprawdę jest kraj, w którym żyjemy. Cóż – nie są to refleksje miłe, ba, czasem zdarza się, że przecieramy oczy ze zdumienia, z niedowierzania: więc może być aż tak?!! Wiele, bardzo wiele materiałów pokazuje, że tzw. Polak-szarak jest wobec omnipotencji państwa bez szans – jeżeli nie stać go na adwokatów, na peregrynacje po instancjach od najniższych do najwyższych, jeżeli nie trafi gdzieś na swej drodze przez mękę na życzliwą, bezinteresowną duszę, nastawioną empatycznie – nie załatwi nic; przywalą go przepisy, jedynie słuszne decyzje władz różnych szczebli… Właściwie normą jest u nas, że władza im niższa, tym bardziej arogancka, „omnipotentna”, nieomylna, drażliwa na punkcie swych prerogatyw. Jeśli natomiast władza jest „wyższa” – ma do dyspozycji arsenał różnych chwytów, czyniących z niej polską Spiżową Bramę i polski Urząd razem wzięte. Ma rzeczników, asystentów, zastępców oraz zastępców zastępców, ma specjalistów, ekspertów, prawników… Kto im wszystkim da radę?!! Będą chcieli – to pozbawią dzieci rodzicielskiej opieki, będą chcieli – wyzują człowieka z majątku czy dachu nad głową, będą chcieli – odbiorą człowiekowi dobre imię, odbiorą prawo do szukania sprawiedliwości, szansę na jakąkolwiek apelację, rewizję, kasację. Oglądając i czytając plony dziennikarskiej działalności moich kolegów po fachu z ostatniego roku człowiek zastanawia się, gdzie żyje. Toż chyba w najbardziej dzikich krajach, daleko od cywilizacyjnych centrów, łatwiej o sprawiedliwość, o zdrowy rozsądek w ocenie faktów, o empatię, o sensowne działania przywracające porządek moralny, prawny, ludzki. Polska arogancja, polskie sobiepaństwo, polskie „szlachcic na zagrodzie…” chwilami naprawdę odbierają nadzieję, że tu się kiedyś będzie normalnie żyć. Skrajne upolitycznienie naszego życia powoduje, że właściwie nic nie jest do końca apolityczne, wolne od układów, od „wicie – rozumicie”, od interesików dużych i małych, wreszcie od owego wspomnianego sobiepaństwa. Ciekawe, że gros nadesłanych materiałów dotyczy już okresu po „dobrej zmianie”… Czyżby więc rację mieli mówiący, że łatwiej zmienić system niż zasady, niż ludzką naturę? Łatwiej powiesić nowe, optymistyczne szyldy, niż sprawić, by coś za tymi szyldami stało? A może bliżsi prawdy są ci, którzy wierzą, że od 1989 r., tj. od Magdalenki i początków „transformacji”, obowiązuje fundująca całą tę przemianę zasada: my nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych? A może po prostu żadna władza tak naprawdę nie lubi zasad społeczeństwa obywatelskiego, bo one utrudniają rządzenie, sprawowanie owej władzy? Bo przy układzie „oni mogą Panu Majstrowi skoczyć” wszystko jest prostsze, a co najważniejsze - taki układ daje owej władzy coś najważniejszego i najświętszego: święty spokój… W wielu omawianych materiałach (ze zrozumiałych względów nie mogę przed rozstrzygnięciem konkursu pisać o jakichkolwiek szczegółach!) ich bohaterowie mówią expressis verbis: w Polsce nie ma sprawiedliwości; Polska nie jest państwem prawa; prawo w Polsce jest dla bogatych, dla tych, których stać na to, by sobie to prawo, jego przychylność kupić. To są bardzo złe znaki… To stawia pod znakiem zapytania powodzenie jakichkolwiek reform, bo żeby one mogły się udać, ludzie władzy muszą być jak żona Cezara – poza wszelkimi podejrzeniami. Można od ludzi wymagać cierpliwości, zrozumienia, że oczyszczenie polskiej „stajni Augiasza” nie jest łatwe i musi trwać… Owszem, można – ale pod jednym warunkiem: że ta władza będzie sama bez zarzutu – sprawiedliwa, empatyczna, energiczna(!!!), skuteczna, jednoznaczna, „czysta”, nieuwikłana w żadne lewizny, interesiki, kontakciki, geszefciki itd. Powie ktoś: to naiwność i ekstremizm w jednym! Nie ma takiej władzy! Odpowiem: wiem, że nie istnieje model idealny. Ważne jest natomiast, w jakim tempie nowa władza będzie się starała „znormalnieć”, odrzucić smród i odium woluntaryzmu, nawet chwilami totalizmu, tumiwisizmu i kilku innych „-izmów” poprzedników. I jeszcze jedno: ostatnie wybory to był wielki kredyt zaufania dla zwycięzców. Trzeba jednak pamiętać, że żaden kredyt nie wyczerpuje się równie szybko, co kredyt zaufania. Zaś media, dziennikarze są właśnie od tego, żeby władzy o tym przypominać. Bo jeżeli zasada „oni (czyli MY!) mogą Panu Majstrowi skoczyć” nie zacznie znikać z naszego życia publicznego, marne nasze widoki na przyszłość…