Okazuje się, że nie takie to proste – ustalić, czy donosy TW Bolka pisał Wałęsa czy nie Wałęsa… Zdanie to trąci nolens volens żartem. Rzeczywiste ustalenie stanu faktycznego jest dziś, jak się wydaje, zadaniem dość prostym. Ale może tak się tylko wydaje, skoro miesiąc mija za miesiącem, a tu ekspertyzy jak nie było, tak nie ma? Więc może to jest technicznie trudne? Choć jak dotąd nie słyszało się, by w razie potrzeby biegli mieli wątpliwości… Więc o co idzie?
Rafał Ziemkiewicz stwierdził niedawno w TVP, że widać potrzeba jakiegoś „odważnego” grafologa. Sugestia, jaka płynie z tego stwierdzenia, nie jest krzepiąca, wskazuje na to, że w omawianym wypadku nie idzie o niemożność techniczną, że to sprawa z innej półki, z innego piętra całej „zabawy”. Bo skoro potrzeba „odważnego grafologa”, to widać za ustaleniem obiektywnej prawdy kryje się jakieś niebezpieczeństwo, niebezpieczeństwo oczywiście dla owego grafologa i potrzebna jest odwaga, by rzetelną ekspertyzę przeprowadzić.
Oczywiście Wałęsa nie jest pierwszym lepszym facetem, dość długo był w naszym życiu publicznym jedną z najważniejszych postaci. Był – ale już nie jest. Jest byłym prezydentem, właściwie osobą prywatną. A jako taki nie podlega żadnej specjalnej ochronie, nie trzyma się nad nim (przynajmniej oficjalnie!) żadnego parasola ochronnego. W czym więc problem z ustaleniem autorstwa donosów? Ze stwierdzeniem, że przywódca „Solidarności”, a później prezydent RP był donosicielem komunistycznej policji politycznej? Nie byłby to pierwszy taki wypadek w najnowszych dziejach świata czy Europy. Niemal wszędzie w krajach postkomunistycznych „odnowieni”, „demokratyczni” prezydenci czy premierzy mają sporo „za uszami”. A w innych częściach naszego globu też wychodzą na jaw wstydliwe fakty dotyczące różnych byłych Pierwszych Obywateli.
Pytań można postawić więcej: dlaczego, choć Wałęsa nie prowadzi żadnej poważnej działalności, choć stał się jedynie śmiesznym, żałosnym wręcz „celebrytą”, wciąż różne stacje telewizji prywatnej, komercyjnej zapraszają go do komentowania różnych wydarzeń i wystawiania cenzurek ludziom z pierwszych stron gazet? Słowem – dlaczego Wałęsa nie może po prostu „odejść w niebyt”? Tylko dlatego, że jego bezgraniczna próżność, mająca charakter już wybitne patologiczny, każe mu wciąż pchać się przed kamery? To byłoby za mało – wielu się pcha, ale sukcesu nie odnoszą. A Wałęsa – przeciwnie, wciąż jest w jakimś sensie „na topie”, mimo relacji świadków, mimo ustaleń wybitnych historyków, badających esbeckie archiwa, w których znaleźć można wszystko, co potrzebne, by ustalić że Wałęsa i „Bolek” to ta sama osoba.
Odpowiedzi są dwie, obie ważne. Pierwsza – patologicznie nienawidzący prawicy i jej liderów Wałęsa znakomicie nadaje się na taran, walący w przeciwników nie przebierając w słowach, inwektywach i argumentach. A że dziś taki taran, taka nienawiść są bardzo, bardzo potrzebne wszystkim, których ostatnie wybory odsunęły na boczny tor – to i Wałęsa jest jak znalazł.
Ale jest sprawa druga, stokroć ważniejsza. Gdyby bowiem ustalono jednoznacznie, że Wałęsa był esbeckim konfidentem, awansowanym na użyteczną figurę w walce komunistów o przetrwanie, pod wielkim znakiem zapytania stanęłaby prawda o „zwycięstwie Solidarności”, o „pokojowym przekazaniu władzy”, o „autentycznych demokratycznych przemianach” w Polsce po roku 1989.
Jakie byłyby tego konsekwencje?
Rozległe i dość drastyczne i dramatyczne. Okazałoby się bowiem, że wspaniali liderzy, prowadzący nas, Polaków, do lepszego jutra, byli tylko marionetkami, że w najlepszym razie byli pijanymi dziećmi we mgle, zaś w najgorszym… Cóż, że byli tylko posłusznymi wykonawcami dyrektyw płynących z różnych stron i różnych środowisk, które tajne komunistyczne głęboko zakonspirowane siatki dopuściły do udziału w grze o Polskę. Legendy opozycji, „ludzie etosu”, polskie elity intelektualne, które miały po ’89 roku znaczący udział we władzy, w przemianach – wszyscy oni uczestniczyli w tej grze tylko dlatego, że motorem i spiritus movens rozgrywającego się meczu o Polskę był od lat prowadzony umiejętnie Lech Wałęsa, zwornik całego układu; że jego zasługi dla odrzucenia lustracji i dekomunizacji we wczesnych latach 90., czyli ochrona agentury i aparatu esbeckiego przed ich anihilacją w procesie prawdziwie demokratycznych przemian miały zasadniczy wpływ na kształt tego, co zaczęto nazwać III RP.
Zburzenie legendy Wałęsy jako niezłomnego „pogromcy komuny” przez udowodnienie mu agenturalnej działalności musiałoby doprowadzić do przewartościowania większości analiz, ocen i przebiegu politycznych i społecznych mechanizmów, w wyniku których dziś mamy Polskę taką, jaką mamy – gdzie coraz więcej tajemnic, coraz więcej dramatycznych konfliktów, gdzie każdy krok na drodze do rzeczywistego zreformowania państwa napotyka zwarty opór.
Donosicielstwo Wałęsy, jego rola w latach stanu wojennego, w okresie magdalenkowym i w początkach III RP – to jest ważny, jeśli nie najważniejszy element całej układanki, której na imię Polska AD 2016.
Więc wspomniany na początku parasol ochronny jednak ktoś trzyma. I nie jestem pewien, czy kiedykolwiek dowiemy się, kto w końcu te donosy pisał.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 718 widoków