„Odwieczny” (odćwierćwieczny) problem z dekomunizacją publiczną ma zostać niedługo rozwiązany: przygotowywana jest ustawa nakładająca na samorządy obowiązek usunięcia z przestrzeni publicznej (po roku od jej podpisania) wszelki tablic, napisów, postumentów itp. z nazwiskami i symbolami komunistycznej prowieniencji.
Myliłby się jednak każdy, kto uważa, iż to sprawę załatwia!
Rzecz tkwi bowiem nie w historycznych odniesieniach, a w ich genealogicznej kontynuacji: jakże nas przecież oburzają np. antypolskie wypowiedzi wnuków niemieckich nazistów!
O to tu chodzić powinno: o ciągłość „wychowania w rodzinie”, jej społeczne egzemplifikacje i ich publiczne, szkodliwe skutki.
Prawdziwa dekomunizacja to odcięcie od aktywności państwowej tych postkomunistycznych wnuków i prawnuków, którzy, choć przecież „osobiście nie odpowiadają” za stalinizm, gomułkowczyznę, aparat represji i jego chętnych pomagierów – jednak z tego „rodzinnego kapitału” zdobytego krzywdą narodu chcąc nie chcąc (a przecież na ogół chcąc) skorzystali – i to na wszelkich możliwych polach: począwszy od lepszego startu ekonomicznego, możliwości kształcenia i zatrudnienia, skończywszy na ułatwionej, mafijno-towarzyskiej, ścieżce kariery, co z kolei przenosi się na następne pokolenia; tak ten postkomunistyczny rak toczy nasze państwo ze szkodą przede wszystkim dla jego niezawisłości i narodowej, historycznej ciągłości (bo trzeba pamiętać, że PRL powstał nie tylko na powojennych gruzach, ale i na trupach elity Polski).
Nie ma mowy o „odzyskaniu Polski” bez rozwiązania tego nabrzmiałego latami problemu.
Problem jest dodatkowo obciążony kwestią tzw. antysemityzmu Polaków.
Wszystko, co wyżej powiedziano o komunistycznej genealogii dzisiejszej „elity” publicznej ma odzwierciedlenie w napływie – wraz z komunistyczną tyranią – obcego nam elementu etnicznego, ściśle z tą tyranią związanego. Żydzi-komuniści opanowali u jej stalinowskiego początku wszelkie możliwe pola państwowe, od aparatu terroru poczynając po kulturę i naukę kończąc; to panowanie obejmowało także – co oczywiste – dobór kadr i ścieżki awansu tubylców i trwa po dziś dzień („władzy raz zdobytej nigdy nie oddamy”). Trudno się zatem dziwić, że wprawdzie nie „wyssany z mlekiem matki”, ale codziennie podsycany nierównym dostępem do uczciwego personalnego rozwoju – raz po raz powoduje zwarcie, a ono z kolei jest sprytnie i bezczelnie wykorzystywane przez rzekomo etnicznie ciemiężonych…
Trzeba i tę kwestię jasno i wyraźnie postawić w dyskusji o dekomunizacji:
Każdy – bez względu na pochodzenie, narodowość czy wyznawanie – kto wywodzi się z rodziny lub środowiska postkomunistycznego – winien zostać odsunięty od wszelkich funkcji państwowych; podkreślenia wymagają: „każdy” i „funkcji państwowych”.
Zasadnicza uwaga: odsunięcie to musi być czasowe (co właśnie najlepiej zrozumieć powinni Żydzi: chodzi o powód, dla którego Mojżesz tak długo wędrował przez pustynię) – zatem ustawa dekomunizacyjna musi ten czas precyzyjnie określić.
Co oznaczałoby to w praktyce?
Iż każdy, kto piastuje jakiekolwiek kierownicze, funkcyjne stanowisko państwowe – i każdy do takiego stanowiska aspirujący – musiałby wypełnić ankietę personalną referującą swoje „korzenie” społeczno-polityczne. Kto w wyniku tej decyzji musiałby ustąpić? Prócz oczywistych „piastujących” (administracja rządowa, przedsiębiorstwa zależne, bankowość, wszelkie służby etc.) także ci z „aparatu sprawiedliwości” mediów, szkolnictwa wyższego i całej sfery „kultury”; czyż przypadkowo, właśnie z tych stref życia społecznego, płyną w naród „oburzone treści”?
To nie jest nawoływanie do jakichś rzekomych czystek – to jest jądro idei dekomunizacji:
korzystanie z owoców zbrodniczej przeszłości, paserstwo ekonomiczne i moralne, nie może być aprobowane i pozostawiane bez sprawiedliwej oceny.
Ocena ta musi także dotyczyć zdobytych uprawnień emerytalnych, ale również formalnych:
Nazywanie np. generałów Ludowego wojska Polskiego „generałami WP” (bądź w obrażającym WP skrócie „generałami”) winno być prawnie zakazane (dotyczyć to także winno inskrypcji na pomnikach, tekstów publikacji itp.).
Tylko tak pojęta „dekomunizacja” stanowić będzie mogła rzeczywisty rozrachunek z przeszłością wobec tych, którzy działali przeciw Polsce i jej narodowemu interesowi; inne próby skazane są na zarzut antypolskiego zaniechania i byłyby wyrazem braku szacunku dla ofiar komunistycznych zbrodni i społecznej opresji.