Ostatni tydzień przyniósł nowe argumenty dla uważnego czytelnika doniesień dyplomatycznych – mieliśmy bowiem do wglądu relacje z wizyt naszych ministrów w Londynie i Moskwie, co oznacza, że były to ważne wizyty. Argumenty te brzmią: białe jest czarne, a czarne – białe.
Niby wiadomo, że język dyplomacji jest wieloznaczny; niby wiadomo też, że rząd stara się przedstawiać swoje poczynania jako sukces; niby wiadomo w końcu, że media przekręcają nawet te istotne fragmenty informacji…
…ale takiego zestawu odwracania kota ogonem dawno nie było!
Przyjrzyjmy się więc bliżej temu, co „dowiedzieliśmy się” po tych wizytach:
- jeśli chodzi o Londyn, to min. Macierewicz pojechał tam w związku z nadchodzącym szczytem NATO w Warszawie – i, jak wynika choćby z treści tego linku (http://www.pap.pl/aktualnosci/news,458882,brytyjs… – inne media również donosiły o sukcesie wizyty) – wrócił zadowolony: wszak właśnie chodzi Polsce o STAŁĄ obecność wojsk NATO w Polsce! Tymczasem jego brytyjski kolega wypowiedział takie słowa:
„Przyjrzymy się też możliwościom innych odpowiedzi na polskie oczekiwania, np. za pomocą umiejscowienia większej liczby żołnierzy w bazach w Niemczech, blisko Polski” – a więc min. Fallon planuje rozbudowanie baz… w Niemczech!
Cholernie trudno uznać to za nasz sukces – jak już, to (jak zwykle) niemiecki - media zaś zachwycone: wzmacniamy naszą pozycję strategiczną!
I tak białe okazuje się czarne…
- co do wizyty moskiewskiej – jest akurat odwrotnie: tutaj czarne okazuje się białe; media się żalą (vide treść tego linku: http://www.rp.pl/Katastrofa-smolenska/160129707-R… i wielu innych), że nie był to sukces; a tymczasem w komunikacie rosyjskim (polskie MSZ we własnym komunikacie okazało się bardziej powściągliwe) czytamy:
„ze strony polskiej podkreślono gotowość, by przystąpić do uruchomienia szeregu mechanizmów współpracy rosyjsko-polskiej, włączając w to komisję międzyrządową, formaty kontaktów między społeczeństwami obu krajów, a także praktyczne kontakty po linii ministerstw i resortów w interesie rozwiązania aktualnych problemów współpracy".
Przedstawiam te „zasłony dymne” jako przykład, iż nie potrzeba czytać między wierszami, gdy chce się czegoś dowiedzieć w polityce: wystarczy czytać uważnie!
No chyba, że się pracuje w mediach, i to obojętnie, czy pro-, czy anty-rządowych; obojętnie, bo tam czytanie ze zrozumieniem od dawna szwankuje, wystawiając na szwank wszystkich tych, którzy nie mają albo czasu, albo umiejętności…
Ale żeby nikt nie zauważył, jak jest naprawdę?
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 197 widoków