Doszły mnie słuchy, że czerski ogar Wojciech Czuchnowski miał już dość pieskiego życia polegającego na obszczekiwaniu Jarosława Kaczyńskiego czy Antoniego Macierewicza i postanowił zostać rycerzem Ewy Kopacz. Ponoć zaczął bronić jej w swoim psim stylu, czyli zajadle, przed starającymi się jej zaszkodzić mediami, zamieszczającymi na przykład świąteczne wywiady i sesje fotograficzne z nią, z których śmieje się cała Polska (piszę "ponoć", gdyż ze względu na Święta Bożego Narodzenia tekstu jego ostatniego szczekania, tak jak tekstów wyszczekiwanych przez innych czerskich ogarów, nie czytałem). A nawet nie tylko Polska, gdyż ponoć rechocze z niej również czerska szczujnia (albo szujnia, bo to jedno i to samo), niemająca z polskością nic wspólnego, a znajdująca się "w tym kraju" jedynie tymczasowo.
Faktycznie panią premier trzeba bronić przed nagonką medialną! Na przykład taka Agata Młynarska ośmieliła się zapytać ją, czy nie bolą jej nogi! Zauważmy, jakie to było podchwytliwe pytanie! Jak pani premier mogła łatwo wpaść w pułapkę zastawioną przez tę polującą na nią ogarzycę (to słowo brzmi o wiele poprawniej politycznie niż inne powszechnie używane w odniesieniu do drugiej psiej płci, a zaczynające się na literę s.). Jak łatwo mogła się skompromitować! Przecież gdyby powiedziała, że po całodziennym chodzeniu w butach na wysokim obcasie bolą ją nogi, to wrogowie nowej pani Czuchnowskiego zaczęliby twierdzić, że jest słabego zdrowia i z tego powodu nie nadaje się na premiera! Albo stwierdziliby, że skoro nie umie sobie dobierać butów, to tym bardziej nie potrafi rządzić Polską! No bo jak można dobrze rządzić z bolącymi nogami? Jak "będąc niemłodą lekarką" można nie wiedzieć, że chodzenie przez cały dzień w butach na wysokim obcasie jest niezdrowe? Jeszcze inni zarzuciliby tej byłej minister zdrowia, że wpędzając się w chorobę, naraża na bankructwo Narodowy Fundusz Ochrony Zdrowia, z którego szczupłych środków będą pochodziły pieniądze na jej leczenie! I dodaliby, że za jej kurację zapłacą wszyscy Polacy, bo to z ich podatków opłacana jest publiczna służba zdrowia!
Wytresowany doskonale w obszczekiwaniu wrogów władzy III RP Czuchnowski rozprawił się z pewnością w tym nieczytanym przeze mnie tekście z s. Młynarską (dobrze, że jest ona na tyle głupia, iż nie zadała "prześladowanej" przez nią pani premier pytania, czy bolą ją zęby!) oraz z ss. (słowo w l. mn. oznaczające wcale nie "siostry", lecz "koleżanki ogarzyc z Czerskiej szczujni") z "Vivy!", które zamieniły jego nową panią w wieszak do reklamy ubrań i biżuterii! Przepraszam, nie w wieszak, lecz w manekin, bo przecież wśród reklamowanych przez Kopacz towarów były też np. okulary! Na dodatek, jak dowiedziałem się od dziennikarza Radia TOK FM Jana Wróbla, wyrobów tanich, więc z pewnością tandentnych (ja się na ten temat nie wypowiadam, bo się na modzie nie znam).
Nowy rycerz pani premier rozprawił się z pewnością z wysuwanymi przeciwko niej zarzutami, że jest prowincjonalną, naiwną, głupią gąską, latającą wprawdzie do Śląska, ale nie potrafiącą sprostać ogromowi zadań na piastowanym stanowisku. Pojawiły się one, gdy telewizje mainrynsztokowe takie jak TVN czy TVP pokazały, jak "księżna Europy" (królową jest żona króla Donalda) Angela pokazuje swojej polskiej dwórce jak ma się zachowywać w jej pałacu.
Atak telewizyjnych szczujni na Ewkę oburzył Czuchnowskiego. Jak można pokazywać ją jak małą dziewczynkę, która błąka się bezradnie po pałacach władzy? Dlatego ten czołowy ogar z czerskiej szczujni ucieszył się niezwykle, gdy dostał od swych panów rozkaz chronienia tej białogłowy przed "podpalaczem Polski Jarosławem Kaczyński". I w tym celu został wysłany w przebraniu polskiego rycerza Wojtka na dwór księżnej Angeli, gdzie jej polska dwórka w towarzystwie jej mentora Władysława Bartoszewskiego miała się nauczyć dobrych manier, właściwych dla "panny na wydaniu". Tam zobaczył, jak traci ona równowagę (tragiczny skutek chodzenia w "czerwonych trzewiczkach" na wysokich obcasach, co kończy się zawsze bólem nóg) podczas wyśpiewywania na ławeczce wyuczonej na pamięć piosenki brzmiącej tak:
"Gdybym ci ja nie miała
Skrzydełeczek, jak gąska,
Nie poleciałaby ja
Z Bartoszewskim do niemieckiego Śląska!"
Dalszy przebieg wypadków został już uwieczniony przez kogoś innego, więc jedynie cytuję jego wspaniały opis:
"Ewka zachwiała się i rozłożyła rączki, lecz nim zdołała upaść lub zeskoczyć, rzucił się Wojtko, jak żbik, i porwał ją na ręce.
Księżna, która w pierwszej chwili krzyknęła ze strachu, roześmiała się zaraz wesoło i poczęła wołać:
— Oto rycerz Ewin! Bywajże rycerzyku, i oddaj nam naszą miłą śpiewaczkę!
— Chwacko ci ją ułapił! — ozwały się głosy wśród dworzan.
Wojtko zaś szedł ku księżnie, trzymając przy piersiach Ewkę, która, objąwszy go jedną ręką za szyję, drugą podnosiła w górę luteńkę z obawy, by się nie zgniotła. Twarz miała śmiejącą się i uradowaną, choć trochę przestraszoną.
Tymczasem młodzieńczyk, doszedłszy do księżny, postawił przed nią Ewkę, sam zaś klęknął i podniósłszy głowę, rzekł z dziwną w jego wieku śmiałością:
— Niechże będzie wedle waszych słów, miłościwa pani! Pora tej wdzięcznej pani mieć swego rycerza, a pora i mnie mieć swoją panią, której urodę i cnotę będę wyznawał, zaczem z waszem pozwoleństwem tej oto właśnie chcę ślubować i do śmierci wiernym jej w każdej przygodzie ostać.
Na twarzy księżny przemknęło zdziwienie, ale nie z powodu słów Wojtkowych, tylko dla tego, że wszystko stało się tak nagle. Obyczaj rycerskiego ślubowania nie był wprawdzie polski, jednakże Mazowsze, leżąc na rubieży niemieckiej i widując często rycerzy z dalekich nawet krajów, znało go lepiej nawet niż inne dzielnice i naśladowało dość często. Księżna słyszała też o nim dawniej jeszcze, na dworze swego wielkiego ojca, gdzie wszystkie obyczaje zachodnie były uważane za prawo i wzór dla szlachetniejszych wojowników; z tych przeto powodów nie znalazła w chęci Wojtka nic takiego, coby obrazić mogło ją lub Ewkę. Owszem, uradowała się, że miła sercu dworka poczyna zwracać ku sobie rycerskie serca i oczy.
Więc z rozbawioną twarzą zwróciła się do dziewczyny:
— Ewka, Ewka! chceszli mieć swego rycerza?
A przetowłosa Ewa podskoczyła naprzód trzy razy do góry w swoich czerwonych trzewiczkach, a następnie chwyciwszy księżnę za szyję, poczęła wołać z taką radością, jakby jej obiecywano jakąś zabawę, w którą się tylko starszym bawić wolno:
— Chcę, chcę, chcę!
Księżnie ze śmiechu aż łzy napłynęły do oczu, a z nią śmiał się cały dwór; wreszcie jednak pani, uwolniwszy się z rąk Ewinych, rzekła do Wojtka:
— Aj! ślubuj! ślubuj! cóż zasię jej poprzysiężesz?
Lecz Wojtko, który wśród śmiechu zachował niezachwianą powagę, ozwał się równie poważnie, nie wstając z klęczek:
— Ślubuję jej, iże stanąwszy w Krakowie, powieszę pawęż na gospodzie, a na niej kartę, którą mi uczony w piśmie kleryk foremnie napisze: jako pani Ewa Kopaczowa najurodziwsza jest i najcnotliwsza między paniami, które we wszystkich królestwach będą. A ktoby temu się przeciwił, z tym będę się potykał póty, póki sam nie zginę, albo on nie zginie, chybaby w niewolę radziej poszedł.
— A potem, (...) ślubuję pod gołe boki konopnym sznurem się przepasać, i choćby mi też do kości się wżarł, póty go nie zdjąć, póki trzech czubów [t.j. skalpów dziennikarskich] nie zedrę i pod nogi mojej pani nie położę. (...)
— To widzę, nie z byle otrokiem sprawa — rzekła księżna.
A potem do Ewki:
— Siadaj-że na mojem miejscu, jako pierwsza dzisiaj osoba: jeno się nie śmiej, bo nie idzie.
Ewka siadła na miejscu pani. Chciała przytem udać powagę, ale modre jej oczki śmiały się do klęczącego Wojtka, i nie mogła się powstrzymać od przebierania z radości nóżkami.
— Daj mu rękawiczki — rzekła księżna.
Ewka wyciągnęła rękawiczki i podała Wojtkowi, który przyjął je ze czcią wielką, i przycisnąwszy do ust, rzekł:
— Przypnę je do hełmu, a kto po nie sięgnie, gorze mu!
Poczem ucałował ręce Ewki, a po rękach nogi, i wstał. A wówczas opuściła go dotychczasowa powaga, a napełniła mu serce wielka radość, że odtąd za dojrzałego męża wobec całego tego dworu będzie uchodził, więc potrząsając Ewine rękawiczki, począł wołać na wpół wesoło, na wpół zapalczywie:
— Bywajcie, psubraty z pawimi czubami, bywajcie!"
Według posiadanych przeze mnie informacji, nowy rycerz dwórki księżnej Angeli już swój ślub wypełnił, rzucając Ewce do stóp trzy "niepokorne" skalpy dziennikarskie: Łukasza Warzechy, Witolda Gadowskiego i Stefana Truszczyńskiego! W ten sposób Wojtko z Czuchnowa pobił na głowę swego sławnego poprzednika Zbyszka z Bogdańca, który swych ślubów złożonych kilkaset lat temu Danuśce wypełnić nie potrafił!
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 221 widoków
Przydługa ta bajka ... W
@ liryczna
Wybacz molasy :-) bez
@ liryczna
@molasy