Jacek Bartosiak: Polska droga od słabości do siły

Przez Nowa Konfederacja , 14/12/2014 [17:11]

Przeznaczeniem Polski jest przewodzić Europie Środkowo-Wschodniej. Być zwornikiem wymiany gospodarczej północ–południe i wschód–zachód. Bo Polska to największy kraj regionu i przez jej terytorium wiodą najkrótsze szlaki handlowe.

Przeznaczeniem Polski jest przewodzić Europie Środkowo-Wschodniej. Być zwornikiem wymiany gospodarczej północpołudnie i wschódzachód. Bo Polska to największy kraj regionu i przez jej terytorium wiodą najkrótsze szlaki handlowe.

Nadchodzą wielkie geopolityczne zmiany. Wzrost potęgi chińskiej osiągnął tak wielkie rozmiary, że rozsadza obecny porządek świata. Zmuszając Amerykę do przeciwdziałania próbie wypchnięcia jej z kluczowego dla planetarnej hegemonii Zachodniego Pacyfiku. Temu służą transoceaniczne strefy wolnego handlu. Temu służy przerzucenie imperialnego potencjału na morze śródziemne XXI w. kosztem Europy. Tego skutkiem jest destabilizacja Bliskiego Wschodu, Afryki Północnej, wreszcie Ukrainy. To najpewniej zaledwie przedsmak bezmiaru chaosu, który czeka świat w drodze od obecnego ładu międzynarodowego do przyszłego.

Wariant najspokojniejszy to duża korekta dzisiejszego porządku. Wariant najgwałtowniejszy to jego wywrócenie do góry nogami. Zatem w najbliższych latach nic nie jest pewne i wszystko jest możliwe. Łącznie z III wojną światową, wieloma konfliktami regionalnymi, odwróceniem wielu sojuszy, gwałtownym awansem jednych i rozpaczliwą degradacją drugich.

Przekleństwo i błogosławieństwo

Polska powinna się, wzorem poważnych graczy, przygotować na nadchodzące przewartościowania. Należy w tym celu wykorzystać dotychczasową słabość naszego kraju, którą można przekuć w siłę. Naszym przekleństwem – i zarazem błogosławieństwem – jest położenie pomiędzy (mówiąc językiem klasycznej geopolityki) zamkniętym kontynentalnie Heartlandem, czyli lądowym sercem Eurazji, a otwartym na szerokie wody i żywszym gospodarczo Rimlandem, czyli morskimi obrzeżami europejskiej części Eurazji. To czyniło przez ostatnie 300 lat z Polski byt o charakterze buforowym, upchnięty w uskoku geopolitycznym, niejako w korytarzu pomiędzy potężnymi siłami, przedmiot gry silniejszych.

Jednak to samo czyniło z niej wcześniej jedno z największych i najpotężniejszych państw Europy. I była to, w kontraście do obecnej, sytuacja naturalna. Przeznaczeniem Polski jest przewodzić Europie Środkowo-Wschodniej i być zwornikiem wymiany gospodarczej północ–południe i wschód–zachód, ponieważ jest największym krajem regionu i przez jej terytorium wiodą najkrótsze szlaki handlowe łączące Wschód z Zachodem oraz Bałtyk z Morzem Czarnym, Adriatykiem i Morzem Śródziemnym. Takie terytorium to bezcenny skarb. Właśnie dlatego jest ono od setek lat obiektem nieustannej agresji z różnych stron, która doprowadziła z czasem do – nienaturalnego, podkreślmy – stanu dominacji zewnętrznych hegemonów.

Radykalne przewartościowania geopolityczne oznaczają – pośród mgławicy możliwych scenariuszy rozwoju wypadków – szansę na zmianę tej sytuacji. Tak jak inni poważni gracze Polska powinna skalkulować swój narodowy interes i dążyć za wszelką cenę do znalezienia się w gronie tych, którzy w najbliższych latach gwałtownie awansują.

Międzymorze po amerykańsku i po polsku

Dlatego powinna pomyśleć o projekcie Międzymorza po polsku. Dlaczego „po polsku”? Dla odróżnienia od formuły intermarium suflowanej nam przez Waszyngton. To głęboko niepokojące, jak polscy komentatorzy bezwiednie biorą za dobra monetę amerykańskie pochlebstwa o naturalności polskiego przywództwa w regionie i wezwania do budowy środkowoeuropejskich sojuszy. Imperium nie mówi takich rzeczy w interesie peryferyjnego kraju buforowego. Mówi to w interesie własnym. Polega on dziś na powstrzymaniu rewizjonizmu rosyjskiego i zmuszeniu Kremla do akceptacji statusu juniorpartnera Ameryki bez doprowadzenia do istotnego wzmocnienia Polski. Samodzielna strategicznie Rzeczpospolita przewodząca Międzymorzu byłaby bowiem niekontrolowanym graczem, zdolnym do zbyt dalekiego odepchnięcia  i destabilizacji Rosji, na czym Stanom nigdy nie zależało i nie zależy. Przeciwnie, potrzebowały i potrzebują Kremla jako stabilizatora Heartlandu, a w najbliższym czasie – jako sojusznika przeciw Chinom.

Takie terytorium jak polskie to bezcenny skarb. Właśnie dlatego jest ono od setek lat obiektem nieustannej agresji z różnych stron

Ponieważ jednak Kreml ani myśli być juniorpartnerem, sprawia kłopoty na Ukrainie, podbijając stawkę. Musi być zatem powstrzymany. Amerykanie, cierpiący na nadmiar imperialnych zobowiązań, chcieliby rozwiązać ten problem „jedną ręką”, bez zmiany własnych strategii, przede wszystkim bez odwołania reorientacji na Pacyfik. Nie pozostaje im nic innego, jak posłużyć się sojusznikami w regionie, którzy powstrzymają Rosję i ustabilizują system międzynarodowy w sposób zabezpieczający interesy USA. Sami się specjalnie nie angażując, będą wówczas Amerykanie prowadzili wojnę o swoje interesy w Europie Wschodniej per procura,  pozostawiając sobie zarazem pole manewru do ewentualnych ustępstw wobec Rosji. Do tego właśnie służyć ma projekt Międzymorza w wydaniu amerykańskim.

Tymczasem Intermarium po polsku oznaczałoby samodzielną strategicznie koalicję państw Europy Środkowo-Wschodniej. Wynika ona z obiektywnych geopolitycznych uwarunkowań. A te podpowiadają, jak prowadzić politykę, aby przynosiła korzyści państwu polskiemu i jego obywatelom. I nie chodzi o chciejstwo teoretyczne, lecz jedynie o wpływanie na wydarzenia, tak jak się wpływa na bieg wody, która i tak płynie zgodnie z naturalnym ukształtowaniem terenu. Pomagając jedynie tu i tam w jej biegu i od czasu do czasu dbając w stosownym momencie o pokonanie przeszkody, która tamuje bieg rzeki. Kluczowe jest, by dokonywać tego w odpowiednim czasie i przy pomocy odpowiednich środków polityczno-finansowych. Z czasem rzeka staje się potężniejsza i można myśleć o modelowaniu jej biegu na nowych odcinkach i dopływach.

Po pierwsze, Ukraina

Kluczem do realizacji projektu Międzymorza nie są kraje wyszehradzkie czy bałtyckie. Są one z tego punktu widzenia ważne, ale drugorzędne. Kluczem jest Ukraina. Uważny ogląd mapy Europy  pokazuje to niezbicie.

Ukraina jest potrzebna do tego, aby regionalne szlaki handlowo-transportowe mogły ominąć ciągnące się wężowato przez środkową Europę Karpaty, których pokonywanie znacznie zwiększa koszty. Dziś brak infrastruktury oraz różnice gospodarcze i polityczne blokują rozwój naturalnej, najefektywniejszej ekonomicznie osi transportowej północ–południe, z krajów skandynawskich – i szerzej: Europy Północnej – przez Polskę i Ukrainę, a dalej przez Morze Czarne i cieśniny tureckie dalej w świat.

Ominięcie Karpat i wykorzystanie wielokrotnie tańszych niż szlaki lądowe bałtyckich i czarnomorskich dróg morskich przyniosłoby ogromne korzyści Warszawie i Kijowowi. Dotyczy to zresztą także transportu energii. Dodatkowo wzmocniłoby równie naturalną oś transportowo-handlową wschód–zachód poprzez sam wolumen obrotu kumulującego się na naszym terytorium na obu osiach kierunkowych. Wreszcie zamiast narzekać na przekleństwo położenia między Niemcami a Rosją, korzystalibyśmy na wielką skalę z naszej lokalizacji.

Geografia, drzemiący potencjał naszego ukraińskiego sąsiada, oraz sytuacja, w której się on obecnie znajduje, dyktują, aby zacząć poprzez roztropnie zaprojektowaną i prowadzoną współpracę z Ukrainą. Mającą na celu nie uczestniczenie w wojnie, lecz uzyskanie profitów przemysłowych, surowcowych i finansowych na Ukrainie w zamian za udzielane Kijowowi wsparcie i koncesje. Takie wsparcie przynosi duży zwrot kapitału przy małym wkładzie własnym. A za tym, jeśli zaistnieje polski ośrodek decyzyjny umiejący tym procesem zarządzać,  przyjdą zasadnicze korzyści strategiczne.

Sam początek będzie zdecydowanie najtrudniejszy, gdyż interesy na Ukrainie już teraz mają państwa potężniejsze od nas. A zatem nasza podmiotowa polityka zwłaszcza na początku będzie kontestowana i należy się spodziewać przeciwdziałania nawet naszych najbliższych sojuszników.

Nie miejsce tu na rozważanie reform wewnętrznych, które musiałyby się dokonać, aby projekt Międzymorza mógł zacząć być realizowany. Nie miejsce tu również na projektowanie krótkofalowej polityki zagranicznej Polski. Chodzi mi o pokazanie punktu docelowego, długofalowej wizji, której należy podporządkować nasze wysiłki.

Przywrócić stan naturalny

Zakładając pokonanie początkowych przeszkód, można oczekiwać, że rosnąca zależność polsko-ukraińska może z czasem doprowadzić elity znad Dniepru do przekonania o nieodzowności pogłębionej współpracy, a nawet unii gospodarczej z Polską. Zwłaszcza przy braku wyciągniętej ręki z UE, dalszego słabnięcia projektu europejskiego i ewentualnej siły polskiego kapitału współfinansującego ukraińskie reformy i kluczowe inwestycje. W wymiarze gospodarczym powyższe uwagi dotyczą ułatwionej wymiany handlowej, współpracy energetycznej, surowcowej i transportowej. A także współdziałania z ukraińskim przemysłem zbrojeniowym, który w niektórych segmentach jest bardziej zaawansowany niż Polski oraz ma poważne zaplecze badawcze. Warto też pamiętać, że Ukraina wydaje się mieć potencjał do rozwijania technologii nuklearnej (dysponuje elektrowniami atomowymi), w tym wojskowej, co ma niebagatelne znaczenie.

Po ukonstytuowaniu się ścisłego związku polsko-ukraińskiego stałby się on z czasem nieodzownym elementem sieci transportowej z północnej Europy w kierunku południowym (i odwrotnie). Geografia nam tu sprzyja, bowiem w sposób naturalny powoduje, że łącząc Bałtyk z Morzem Czarnym i omijając przy tym łańcuchy Karpat, to Polska i Ukraina – a nie Niemcy, jak dziś – stają się hubem transportowym Europy. Zachodziłyby tu procesy samoczynne, bo przy odpowiednich regulacjach i osłonie politycznej (zapewniającej zwłaszcza w stosunku do Niemiec biznesowe „równe boisko”) inwestowany w Polsce kapitał osiągałby najlepsze zwroty z inwestycji.

Geografia naszego zachodniego sąsiada jest pod tym względem zdecydowanie mniej korzystna niż nasza. Ale wciąż umożliwia istnienie huba – przy wzmożonym wsparciu politycznym. Przywrócenie Europie Środkowo-Wschodniej jej naturalnej roli wymaga więc skutecznej rywalizacji z Republiką Federalną.

Implozja Rosji?

Nie sposób pominąć przy tym również pytania o naturę Rosji i o jej najbliższą przyszłość. To kraj nieustannie podlegający wewnętrznemu napięciu w zaklętym trójkącie: fatalna geografia ograniczająca rozwój gospodarczy i kumulację kapitału,  kosztowna konieczność administrowania ogromnym obszarem oraz imperatyw powstrzymywania nieuchronnych tendencji secesjonistycznych obrzeży imperium. Te ostatnie grawitują bowiem naturalnie w kierunku atrakcyjniejszych centrów cywilizacyjnych.

W związku z tym państwo rosyjskie cyklicznie, po okresie reform i ekspansji, popada w kryzys zazwyczaj kończący się upadkiem władzy centralnej i implozją. Obecna próba reform i ekspansji dokonuje się w okresie wielkiej słabości wewnętrznej. Oprócz słabości gospodarczej i zapóźnienia technologicznego, granice państwa są przesunięte najdalej na wschód od średniowiecza. A populacja, tak kiedyś liczna w porównaniu do rywali, już nikogo nie rzuca na kolana swym ogromem. Zachodzą także niesprzyjające zjawiska długofalowe: negatywny trend demograficzny, relatywna utrata znaczenia zasobów surowcowych oraz dynamiczny wzrost Chin będących naturalnym konkurentem Rosji na Dalekim Wschodzie i w Azji Centralnej.

Kluczem do realizacji projektu Międzymorza jest Ukraina. Uważny ogląd mapy Europy  pokazuje to niezbicie

Wewnętrzna implozja Rosji jest realna za naszego życia. I – powiedzmy to otwarcie – jest scenariuszem bardzo korzystnym dla Polski. Ten sam obszar, rynek wewnętrzny, surowce naturalne, ale bez twardej kontroli politycznej ze strony Kremla stwarzałyby bajeczne możliwości pomnażania polskiego kapitału na bezkresnym Wschodzie.

Pomost bałtycko-czarnomorski

Wróćmy jednak do scenariusza ścisłego związku polsko-ukraińskiego. Przechodząca przez nasze kraje oś północ–południe  otworzyłaby  kierunki kaukaski i turecki, a co za tym idzie nasze oddziaływanie geopolityczne na tych kierunkach, w tym w zakresie surowcowym i energetycznym. Z czasem w pewnym stopniu dałoby to także otwarcie kierunku chińskiego. Państwo Środka ma swoje interesy biznesowe i (w mniejszym stopniu) strategiczne na Ukrainie. Przede wszystkim zaś Chiny przygotowują podłoże polityczne i inwestują ogromne kwoty w nowy „szlak jedwabny” prowadzący znad Żółtej Rzeki przez Azję Centralną i Turcję do Europy. Z pominięciem szlaków morskich w Rimlandzie azjatyckim kontrolowanych na razie przez flotę amerykańską. W ostatnich miesiącach 2014 r. prezydent Chin Xi bezustannie odnosił się do powstania lądowego „szlaku jedwabnego” wraz z niezbędnymi do tego inwestycjami w infrastrukturę oraz porozumieniami międzynarodowymi.

Polska, sama mając duży rynek wewnętrzny i spinając europejski ruch handlowy ze wschodu na zachód i z północy na południe w kierunku Morza Czarnego i dalej: Kaukazu, Azji, Afryki, Kanału Sueskiego oraz nowego „szlaku jedwabnego”,  zaczęłaby mieć ogromne oddziaływanie na cały tzw. pomost bałtycko-czarnomorski. Czyli na pas państw we wspomnianym powyżej uskoku geopolitycznym pomiędzy heartlandem a rimlandem, co stwarzałoby realne szanse na realizację koncepcji Międzymorza po polsku.

Jeśliby Turcja i Chiny odczuły atrakcyjność i znaczenie Polski, to weszlibyśmy do geopolitycznej gry o przyszłość Europy Środkowo-Wschodniej na prawach podmiotu, a nie narzędzia USA. W przypadku nowej smuty w Rosji dodatkowo stawiałoby to Polskę w roli pierwszego kandydata do prymatu w Europie Wschodniej i stwarzałoby niewyobrażalne szanse rozwoju. Pojawiłoby się naturalnie przyciąganie wszystkich państw położonych pomiędzy Niemcami a Rosją w polską orbitę wpływów. W dalszej fazie ten proces mógłby uruchomić stopniowe przyciąganie do Polski państw skandynawskich zachęconych rolą gospodarczą Polski jako zwornika osi północ–południe i wschód–zachód. Całość pasa bałtycko-czarnomorskiego znalazłaby się w okowach polskich interesów i kotwiczyłaby europejski koniec szlaku jedwabnego przyciągającego handel z dynamicznej Azji. Zdolność Sił Zbrojnych RP do projekcji siły w całym regionie wzmacniałaby dodatkowo nasze interesy. A państwa regionu kojarzące dotychczasowe wpływy rosyjskie z nieprzezwyciężalną słabością gospodarczą orientowałyby się na Polskę, tak jak my orientowaliśmy się na przełomie XX i XXI w. na prosperity kojarzone z Unią Europejską.

Nierealne? Na dziś z pewnością. Powtórzmy jednak, że przy obecnej dynamice sytuacji międzynarodowej wszystko jest w najbliższych latach możliwe. Fortes fortuna iuvat.

Jacek Bartosiak

Stały współpracownik „Nowej Konfederacji"

„Nowa Konfederacja” nr 3 (54)/2014 http://www.nowakonfederacja.pl/polska-droga-od-sl…

PiotrKraczkowski

Pan Bartosiak rozumuje na podstawie atlasu geograficznego, a wg jego wyobrażeń kraj który: 1. leży na zupełnym uboczu, na peryferiach, 2. od innych gospodarek odgrodzony jest tysiącami kilometrów morza, 3. leży na wielu wyspach oraz na obszarze bardzo częstych trzęsień ziemi, 4. na domiar złego ma pismo graficzne, a nie alfabet łaciński, nie mógłby być jak Japonia trzecią czy czwartą potęgą naukowo-gospodarczą świata. ___Błąd polskich geopolityków polega na tym, że podoba im się łatwizna wspierana pseudo-autorytetem Stratforu i Friedmanna, a polegająca na kanapowym i pustym wymądrzaniu się z globusem lub atlasem geograficznym w ręku. Friedman niedawno napisał w Rzeczpospolitej, że RFN jest zdana na eksport do Rosji! Tymczasem RFN eksportuje do ok. 180 państw, a do Rosji od lat ok. 3% całego swego ekportu (podobnie import). Nawet gdyby wymiana handlowa z Rosją wzrosła do ok. 10%, lub nawet 20%, co zabrałoby co najmniej 50 lat, to i tak twierdzenie, że RFN zdana jest na wymianę handlową z Rosją jest oczywistą brednią, którą Friedman po prostu szczuje Polaków na RFN i Rosję. Zakłada przy tym naszą kompletną głupotę. ___Dla Bartosiaka polskie "terytorium to bezcenny skarb. Właśnie dlatego jest ono od setek lat obiektem nieustannej agresji z różnych stron". Tymczasem szlaki handlowe bogaciły kiedyś, gdy przemysł i nauka nie były tak rozwinięte, bo są bardzo prostym, prymitywnym źródłem dochodów. Ile Polska może zarobić na tym, że przez nią prowadzić będzie tranzyt energetyczny, kołowy, kolejowy i lotniczy? Prawie nic, śmiesznie mało. Dziś każdy może zamówić w Amazon jakiś produkt, który za 10 dni dostarczony zostanie z fabryki na końcu świata, bo wydajność produkcji i transportu jest już tak duża. Wkład nauki i przemysłu do tworzenia polskiego dobrobytu jest podstawowy i niezależny od geograficznego miejsca położenia Polski, choć oczywicie sąsiedztwo z wysokorozwiniętą RFN pomaga, to jednak nie przez geografię, lecz przez wysoki poziom rozwoju RFN. ___Dla Bartosiaka Karpaty to przeszkoda: "Ukraina jest potrzebna do tego, aby regionalne szlaki handlowo-transportowe mogły ominąć ciągnące się wężowato przez środkową Europę Karpaty, których pokonywanie znacznie zwiększa koszty." Tak jak gdyby nie przeprowadzono tuneli pod Kanałem lub pod Alpami. ___Dlatego wydaje się mu, że możliwe jest "uzyskanie profitów przemysłowych, surowcowych i finansowych na Ukrainie w zamian za udzielane Kijowowi wsparcie i koncesje. Takie wsparcie przynosi duży zwrot kapitału przy małym wkładzie własnym." Bartosiak chciałby roztrwonić polski kapitał w Ukrainie i gdzieś tam na szlakach handlowych Międzymorza, choć każda złotówka wydana w Polsce, na polską infrastrukturę, na polską naukę, na polski przemysł, np. dofinansowaniem powstania przemysłu dronów i robotów. daje 1000 razy więcej, niż na "wspieranie Ukrainy" itp. mrzonki. Ilość robotów przemysłowych na 10.000 zatrudnionych wynosi w Polsce może 2 roboty, w krajach, których "przeznaczeniem" nie jest "przewodzić Europie Środkowo-Wschodniej" wygląda to tak: W 2007r. w Węgrzech PKB na mieszkańca był wyższy o 9% niż w Polsce, ale nakłady na naukę na głowę były o 120% większe. W Czechach PKB per capita o 40%, a wydatki na naukę o 352% wyższe, w Słowenii PKB o 56%, a na naukę o 400% więcej. Polska jest ponad 4 razy większa niż te kraje, a więc z łatwością powinna zapewnić co najmniej jednemu uniwersytetowi wysokie miejsce w rankingu światowym. Tymczasem uniwersytety tych krajów są w rankingu światowym daleko przed polskimi - na 2014r.: najlepszy czeski uniwersytet jest na 313 miejscu spośród 1000 uniwersytetów świata, węgierski na 371-szym, rosyjski na 48-smym, a polski na 419-stym!!!!Jeśli chodzi o ranking nakładów na naukę i rozwój (prywatnych i państwowych) mierzonych udziałem w PKB, to Czechy są na 26 miejscu, Węgry są na 31 miejscu, na 2-im miejscu jest Finlandia, na 15-stym Słowenia, na 24-tym Estonia, a na 32-gim Rosja - Polska jest na miejscu 43 w świecie. 1500 przedsiębiorstw świata skupia 90% światowych nakładów biznesowych na badania i rozwój. Na tej liście czeska firma jest na 1118-stym miejscu, węgierska na 1457-mym miejscu, rosyjskie firmy zajmują miejsca: 159, 384, 641 i 960-te, a z polskich firm wśród tych 1500 nie ma ani jednej! W każdej statystyce nowoczesności Polska jest najbardziej zacofanym i najmniej innowacyjnym krajem UE, ale dla Bartosiaka: "Przeznaczeniem Polski jest przewodzić Europie Środkowo-Wschodniej. Być zwornikiem wymiany gospodarczej północ–południe i wschód–zachód. Bo Polska to największy kraj regionu i przez jej terytorium wiodą najkrótsze szlaki handlowe." No, proszę, tak narzekamy, a tu przypadł nam los szefowania Europie Środkowo-Wschodniej, bo jesteśmy dużym krajem i inni muszą przez nas przejechać. To, że po obu stronach autostrady będą koczowali zacofani i biedni Polacy nie mąci Bartosiakowi jego geopolitycznego bujania w obłokach. Może zanim zaczniemy szaleć na szlakach Międzymorza wprowadzimy do Polski szybką kolej i podłączymy się nią do systemu szybkiej kolei zachodniej UE? ___Środkowo-Wschodnia UE już należy do euro. Gdy w UE obrady zejdą na sprawy euro, to Polska będzie musiała opuścić salę konferencyjną, a Litwa, Słowacja, Estonia, Łotwa itd. pozostaną. Kraje Europy Środkowo-Wschodniej musiałyby zdrowo upaść na głowę, aby tracić czas i pieniądze na zadawanie się z Polską jako najbardziej zacofanym krajem UE, zamiast na kontakty z krajami zach. UE. ___Bartosiak: "Wewnętrzna implozja Rosji jest realna za naszego życia. I – powiedzmy to otwarcie – jest scenariuszem bardzo korzystnym dla Polski." - to każe trzymać się od niego z daleka, bo normalny człowiek nie cieszy się z ludzkiego nieszczęścia, z śmierci i biedy milionów ludzi, prawosławnych chrześcijan. Rosjanie są takimi samymi ludźmi jak my i na pewno nie osiągniemy niczego pozostając na poziomie umysłowym radowania się z cudzych katastrof.