"To jest chichot historii, że 13 grudnia wyprowadza się ludzi na ulice, a 13 grudnia nie było się w tym miejscu, w którym powinno się być" - powiedziała 27 listopada Monika Olejnik w TVN24 podczas rozmowy z Jackiem Kurskim. To pokraczne gramatycznie zdanie, sformułowane tak nieudolnie w celu zdyskredytowania Jarosława Kaczyńskiego, "to jest chichot" laureatki wielu nagród dziennikarskich z tych, którzy jej je przyznawali, m.in. "za wybitne walory warsztatowe" (czyli w przypadku dziennikarzy radiowych i telewizyjnych także za mówienie piękną polszczyzną). Ale to drobiazg, bo ważna jest tu nie forma, ale treść tej zagadkowej wypowiedzi. Zagadkowej, bo Olejnik nie wyjawia, w którym to miejscu "powinno się być" w dniu wprowadzenia stanu wojennego w Polsce w 1981 r. (chyba o ten "13 grudnia" Olejnik chodzi)?
Można tu snuć różne domysły, ale trafna odpowiedź może być tylko jedna: Kaczyński powinien być tam tam, gdzie 13 grudnia 1981 r. przebywał jej ojciec, z którego jest ona bardzo dumna, m.in. za to, że w dniu wprowadzenia stanu wojennego "był w miejscu, w którym powinien być". Czyli "tam, gdzie stało ZOMO", bo tatuś Olejnik był oficerem MSW PRL (jego córka opowiada w wywiadach, że "tylko majorem"). Jeśli nawet on osobiście 13 grudnia 1981 r. nie aresztował i nie zamykał opozycjonistów w więzieniach i ośrodkach internowania, to bez wątpienia jest współodpowiedzialny za ówczesne bezprawie, bo przecież cały aparat resortu spraw wewnętrznych w taki czy inny sposób uczestniczył we wprowadzaniu i utrzymywaniu stanu wojennego w Polsce. Z pewnością w styczniu 1982 r. mjr Olejnik odbierał radośnie wraz z kolegami z ZOMO w tej samej kasie premię za wielki sukces, jakim była operacja zlikwidowania Solidarności i uwięzienia jej działaczy! Jednak, na szczęście dla Polski, nie było możliwe zamknięcie wszystkich opozycjonistów, i ci z nich, którzy pozostali na wolności, w tym Jarosław Kaczyński, kontynuowali walkę z aparatem władzy PRL, którego trybikami byli mjr Tadeusz Olejnik i jego "resortowa córka" Monika, walcząca od 1982 r. na froncie propagandowym, jako dziennikarka radiowa, z "tymi, którzy chcieli podpalić Polskę" (coś mi się obiło ostatnio o uszy, że teraz ktoś to znowu próbuje zrobić!).
Mjr Olejnik cieszyć się musiał z sukcesu operacji wprowadzenia stanu wojennego nie tylko dlatego, że dostał za to premię wraz z esbekami i zomowcami, ale także dlatego, że wraz z rodziną poczuł się nareszcie w pełni bezpieczny. To jest słabo w Polsce nagłaśniany fakt, ale ze wspomnień funkcjonariuszy MSW i członków ich rodzin wynika, iż przed 13 grudnia 1981 r. krążyły wśród "resortowców" mrożące krew w żyłach opowieści o przygotowywanych przez Solidarność bojówkach, które miały ich mordować (łatwo wydedukować, kto rozpuszczał te plotki - oczywiście SB). Zatem wprowadzenie stanu wojennego i wsadzenie do "internatów" tych co "chcieli podpalić Polskę" i wymordować funkcjonariuszy MSW oraz ich żony i dzieci, musiało być odebrane jako zbawienie przez niedoszłe "ofiary" krwiożerczych solidarnościowców! Ze "zbawczego" dla nich stanu wojennego musiała się również niezwykle cieszyć 25-letnia córka mjr. Olejnika - Monika. Nareszcie mogła poczuć się bezpiecznie! Mogła zacząć robić karierę w aparacie propagandowym PRL!
W 1982 r., gdy na masową skalę wyrzucano z gazet, radia i telewizji "niepokornych" dziennikarzy, Monika Olejnik zatrudniła się w Programie III Polskiego Radia. Jest "oczywistą oczywistością", że wtedy do środków masowego przekazu (słowa "media" wtedy w polszczyźnie nie używano) nie trafiali ludzie przypadkowi, z ulicy. To musieli być ludzie pewni, tacy, którzy gwarantowali, że będą wiernie służyć komunistycznej władzy. I "Stokrotka", jako córka mjr. MSW, taką rękojmię wiernej służby dawała. Znalazła się na froncie propagandowym, m.in. wspierając jak mogła ideę "porozumienia narodowego" w ramach Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego (PRON). Gdy zostało ono zawarte w nieco zmodyfikowanej formie przy "okrągłym stole" i 4 czerwca 1989 r. rzekomo "skończył się w Polsce komunizm", przechrzciła się na "demokratkę", tropiącą "oszołomów" domagających się dekomunizacji i lustracji oraz demaskującą "podpalaczy Polski". W zasadzie robiła to samo co w PRL, więc nic dziwnego, że stała się gwiazdą dziennikarstwa III RP, która jest neoPRL-em (albo nawet neoPRL-ką). Oczywiście chodzi mi o jego nurt główny (mainstreamowy), zwany przeze mnie GWnianym (mainrynsztokowym).
Kilka dni temu Olejnik obwieściła w internecie, że Fronda, wydawca książki "Resortowe dzieci", ma ją przeprosić za to, iż znalazło się się w niej sformułowanie, że nie jest "patriotką". Biorąc pod uwagę jej zaangażowanie w popieranie PRON, było to faktycznie stwierdzenie nieprawdziwe. Dlatego, moim zdaniem, sprostowanie wydawcy "Resortowych dzieci" powinno brzmieć następująco: "Monika Wasowska/Olejnik jest 'patriotką', bo w PRL realizowała, a w III RP wciąż realizuje ideały PRON (Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego)".
Zastanawiając się nad sensem dotyczącej Kaczyńskiego wypowiedzi Olejnik, że "13 grudnia nie było się w tym miejscu, w którym powinno się być", brałem pod uwagę możliwość, iż chodziło jej o więzienie. Jednak po namyśle odrzuciłem tę hipotezę. A to dlatego, że gdyby tak myślała, to jednocześnie przyznawałaby, że mjr Olejnik wraz z innymi funkcjonariuszami MSW schrzanił sprawę, nie aresztując aktualnego lidera opozycji! Kaczyński powinien być 13 grudnia 1981 r. w więzieniu (pieszczotliwie nazywanego "internatem"), a tymczasem tak się nie stało! I za co w takim razie tatuś naszej kochanej Monisi (inaczej oczywiście) dostał premię, której część przeznaczył z pewnością na prezent dla ukochanej córki? Zostawił na wolności tego "podpalacza Polski", dał mu możliwość knucia przeciwko władzom, których za prawowite nie uważał! Mógłby się ktoś nawet do tej premii jeszcze dzisiaj przyczepić i nakazać ją oddać! A na dodatek ZUS mógłby wystąpić o obniżenie "resortowej" emerytury, którą w sowitej wysokości papa Olejnik pobiera!
Zatem hipoteza powyższa musiała być przeze mnie odrzucona. Już bardziej wydaje mi się prawdopodobne to, że red. Olejnik chciała zasugerować, iż jej zdaniem Kaczyński powinien być w więzieniu nie 13 grudnia 1981 r., lecz 13 grudnia 2014 r., ale - jak to jest dla laureatów i laureatek Wiktorów i Grand Pressów typowe - zapętliła się i powiedziała to, co powiedziała.
Po rozpatrzeniu tych wariantów uważam jednak, że najbardziej prawdopodobne jest to, iż Olejnik chciała powiedzieć, że 13 grudnia 1981 r. miejsce Jarosława Kaczyńskiego było w MSW.
Za sprawą takich jak "Stokrotka" dziennikarskich śmieci III RP jest krajem, w którym bezkarnie wolno obrażać w mediach patriotów prawdziwych, a nie pronowskich, że 13 grudnia 1981 r. "nie było ich tam, gdzie stało ZOMO", czyli tam gdzie znajdował się funkcjonariusz MSW mjr Olejnik! A także za to, że i teraz nie chcą stanąć "tam, gdzie stoi Monika Olejnik i inne 'resortowe dzieci'"! Jest rzeczą niesłychaną, żeby córka oficera Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, resortu zniewalającego mieszkających w PRL Polaków, miała czelność zarzucać jakiemukolwiek uczciwemu człowiekowi, że w dniu wprowadzenia stanu wojennego "nie było go w tym miejscu, w którym powinien być" (czyli jeśli nie obok jej ojca, to w więzieniu)! I nie ma tu znaczenia, czy chodzi jej o Jarosława Kaczyńskiego, znanego wszystkim Polakom opozycjonistę w okresie istnienia PRL, czy o przysłowiowego Jana Kowalskiego, który wówczas żadnej działalności opozycyjnej nie prowadził, ale się nie ześwinił i nie służył w aparacie władzy, którego funkcjonariuszami byli mjr Tadeusz Olejnik i jego córka Monika, będący zawsze, i 13 grudnia 1981 r., i później, i dzisiaj, "tam, gdzie się powinno być".
Poprawiając niezgrabną składnię laureatki mainrynsztokowych Wiktorów i Grand Pressów, można skomentować jej wypowiedź dotyczącą lidera opozycji jedynie tak: "To jest chichot" Moniki Olejnik z historii Polski.
Andrzej Molasy
(Podpisuję się imieniem i nazwiskiem, żeby Olejnik nie wzięła mnie za jakiegoś anonimowego internautę, których opinie dyskwalifikuje z powodu braku możliwości identyfikacji autora)
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 343 widoki
Tandem
@ tumry
molasy