Tylko jeden członek komisji wyborczych nie fałszował wyborów?!

Przez molasy , 29/11/2014 [21:39]
"To wreszcie właściwe postawienie sprawy" - zachwala, w zamieszczonym dzisiaj, a mimo to niełamiącym według PKW ciszy wyborczej tekście, Jarosław Kurski pozew złożony przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu przez Krzysztofa Bularza, członka obwodowej komisji wyborczej w Działoszynie. (http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,105405,17047400,N…) Pozywający uważa, że pozwany go znieważył, gdyż stwierdził, iż wybory samorządowe, których I tura odbyła się 16 listopada zostały sfałszowane. Mnie się ten pozew wydaje śmieszny pod względem prawnym, bo przecież lider opozycji nie powiedział, że to ten właśnie mieszkaniec Działoszyna sfałszował wybory! Ba Kaczyński nie mógł nawet tego powiedzieć, bo do czasu złożenia pozwu przez Bularza o jego istnieniu nie wiedział! Zatem ten pan zabawia się po prostu naszym kosztem (za czynności podjęte przez prokuraturę zapłacimy przecież wszyscy z naszych podatków!). Ponadto odciąga śledczych od ścigania przestępców, na co zajęci jego bezsensownym pozwem nie będą teraz mieć czasu. Może wskutek tego jakiś morderca zyska czas na zabicie kolejnej ofiary? Bularz chce zdobyć taką sławę jak podpalacz Biblioteki Aleksandryjskiej, jednego z 7 Cudów Świata w Starożytności, chce przejść do historii za nasze pieniądze, chce mieć "swoje 5 minut". No i szef "Gazety Wyborczej" mu w tym pomaga jak może. Celem publikacji Kurskiego jest zaszkodzenie PiS-owi podczas II wyborów poprzez zasugerowanie czytelnikom, że pozew Bularza dowodzi, iż zarzuty o fałszerstwie wyborczym są niesłuszne. Tak jednak nie jest. Parafrazując znane przysłowie, można powiedzieć: Jeden uczciwy członek komisji wyborczej wyborów uczciwymi nie czyni. Uważny czytelnik pomyśli sobie tak: Wierzę, że Bularz wyborów nie fałszował. Ale dlaczego tylko on jeden na kilkadziesiąt tysięcy członków komisji wyborczych chce dowieść swojej niewinności? Dlaczego tylko on jeden uważa, że I tura wyborów nie została sfałszowana? Co z pozostałymi? Czyż nie reagując na zarzuty, nie przyznają milcząco, że są słuszne? Dlaczego pozwów przeciwko Kaczyńskiemu nie składają sędziowie zasiadający w PKW? Dlaczego podali się oni do dymisji? Dlaczego prezydent Komorowski uznał, że należy dokonać zmian w kodeksie wyborczym? Dlaczego podobnego zdania są prezesi Trybunału Konstytucyjnego (byli i aktualny)? To tylko kilka z wątpliwości, które w czytelnikach tekst Kurskiego wzbudza. Kolejne brzmią np. tak: Czego się on tak boi, że aż postanowił złamać ciszę wyborczą, a więc złamać reguły uczciwego przeprowadzenia II tury głosowania? Czy nie jest to jakiś sygnał dla członków komisji wyborczych, że mogą bez obaw dokonywać fałszerstw wyborczych? A może zależy mu na tym, żeby prezydentami i burmistrzami zostali ludzie popierani przez "Gazetę Wyborczą" za to, że dają zarobić grube miliony Agorze oraz spółkom od niej zależnym (w tym roku wydawca GW otrzymał od władz Warszawy, czyli od Hanny Gronkiewicz-Waltz 5,4 mln zł)? Naruszając ciszę wyborczą, Kurski osiąga skutek odwrotny do zamierzonego. Potwierdza, że ludziom obozu rządzącego wolno bezkarnie łamać prawo w celu niedopuszczania kandydatów opozycji do władzy.