Ciekawe, jak daleko posunąć się możemy jako kraj w postępującej degrengoladzie… Wicepremier zachowuje się jak typowy komunistyczny aparatczyk, grożąc dziennikarzom „weryfikacjami” i oskarżając ich o manipulacje sondażami przedwyborczymi – za co? Za to, że jego partia (partyjka) – PSL, pogardliwie zwana „arbuzami” – w sondażach otrzymała 5 proc. głosów i sondaż ten opublikowano w TVP Info. Piechociński najwyraźniej marzy o powrocie do czasów, gdy publikowano w Polsce tylko dobre wiadomości, złe ukrywano, a za ich kolportaż karano.
Poza tym wicepremier pewnie boi się, że ten kiepski dla PSL wynik i tak jest naciągany, że ta partia może nie dostać nawet tych 5 proc. - co dla Polski byłoby zbawienne i w tych wyborach i – zwłaszcza – w przyszłorocznych parlamentarnych. Jeden polityczny szkodnik, partia „obrotowa”, która „może z każdym”, wypadłby z gry, a to dużo. Uwzględniając marginalizację i rychłe odejście w niebyt „partii” Palikota (wynik sondażowy między 2 a 4 proc.) oczyściłaby się znacznie nasza scena polityczna. A to jest nam bardzo potrzebne – uczytelnienie sceny politycznej.
Wydaje się, że niejakie obawy o swój wynik ma też Leszek Miller. To, co wygadywał 14 XI w płomiennym przemówieniu na zakończenie kampanii SLD, zatrąca już nie o kłamstwa i czystą demagogię, ale da się porównać z jakąś „polityczną teologią lewicy”, z jakąś „lewicową religią”. Żar i kazuistyczny, ba, natchniony ton tego, co beneficjant „moskiewskiej pożyczki” sprzed ćwierć wieku opowiadał dziś swym „wyznawcom”, dawno nie miał precedensu nawet w wypełnionym po brzegi pustosłowiem politycznym życiu III RP. Tak mówi człowiek, któremu bardzo na czymś zależy, ale wie, że to, co chce osiągnąć, jest bardzo, bardzo trudne. Stąd natchnione frazy o „uczciwości” jego ludzi, o tym, jak troszczą się oni o wolność (zwłaszcza kobiet – aborcjonistek i dewiantów, terroryzowanych przez „czarnych” i ich biskupów). Jak sobie człowiek przypomni, że jego polityczny niegdyś komiliton Włodzimierz Cimoszewicz zamierzał zlikwidować dotowane przez państwo bary mleczne (ostatnią szansę na jakiś posiłek dla najuboższych), a powodzianom, którzy potracili dobytek całego życia wytykał, że „trzeba się było ubezpieczyć”, słowa Millera muszą wydać się dowodem „odlotu” lidera bądź jego wiary w bardzo krótką pamięć Polaków. (Na co zresztą zawsze u nas można liczyć, jak się weźmie pod uwagę, jak szybko zapomina się u nas o łajdactwach władzy i nadal ją wspiera…). Czy i tym razem będzie tak samo? Czy znów znajdzie zastosowanie myśl Jana Kochanowskiego:
Cieszy mię ten rym: Polak mądr po szkodzie,
Lecz jeśli kogo refren ten ubodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi:
Że i przed szkodą i po szkodzie głupi.
Na koniec miłośnikom sportu w Polsce zadedykuję aferę z prezesem Przedpełskim, szefem polskiej siatkówki. A to mieliśmy mundial… Teraz policzymy koszty wszystkich przekrętów i… do następnego razu.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 150 widoków